1/16 Iron Man
Marvel Movie Collection
De Agostini
tl;dr – zdjęcie główne warte jest więcej niż tysiąc słów. Ale mimo wszystko zapraszam do lektury. A dla odważnych – po więcej zdjęć..
Nie mogę powiedzieć, żeby Superbohaterowie budzili u mnie jakieś większe emocje. A jeśli już, to chyba bardziej ci z uniwersum Komiksów Detektywistycznych. Z drugiej jednak strony, to często fajne wizualnie postacie, a zatem i fajny temat na figurki. Dlatego mojej uwadze nie umknęło pojawienie się nowej serii kolekcjonerskiej DeAgostini z figurkami przedstawiających bohaterów MARVELowskich superprodukcji. Nie umknęło głównie za sprawą nachalnej promocji w internecie, ale jednak. W końcu, w jednym z kiosków, pierwsza figurka z kolekcji wyciągnęła do mnie ręce. Więc i ja odpowiedziałem tym samym..
..a właściwie to nie do końca tak było, bo przygarnąłem ją bardziej z litości (ale nie kryję, także z ciekawości). Czemu z litości? Ano temu, że jacyś odklejeni od rzeczywistości marketingowcy w DeA wpadli na genialny pomysł przyklejenia pudełka z figurką, i dołączonej do niej makulatury do gargantuicznej płachty kartonu o niezbyt pokaźnej gramaturze
W zamyśle pewnie miało sprawiać imponujące wrażenie. W realiach ograniczonych powierzchni kiosków i saloników prasowych sprawia jednak wrażenie jakiegoś odrzutu przygotowanego do zwrotu kolporterowi. Wszędzie bowiem, gdzie się natknąłem na ten zestaw, był on zrolowany i wetknięty w kąt, lub między stojaki z innymi gazetami z badziewkiem
Abstrahując od nieodpartego poczucia ratowania tego przed piecem, to nie rozumiem, a przy tym też nie do końca – jako ‘konsument’ – akceptuję takie bezsensowne marnotrawstwo papieru. Szczególnie w dobie problemów z dostępnością tego surowca. No ale kto bogatemu zabroni (a od złośliwych uwag skąd to bogactwo – powtrzymam sie)..
Zresztą to nie koniec makulatury. Bo oprócz sedna zestawu, czyli figurki i dołączonych do niej publikacji..
..mamy kolejne ulotki stręczące prenumeratę tej kolekcji
Swoją drogą, dla wzmocnienia przekazu..
..powinni jeszcze dodac adnotację, że ‘jeśli nie zaznaczysz tego pola, to powiemy Panu Trumpowi że wspierasz Demokratów i jesteś zdrajcą’. No dobrze, ale czym są wspomniane publikacje? Pierwsza z nich to słusznych rozmiarów plakat (choć skrupulatnie poskładany do mniejszego formatu)
Po jednej stronie umieszone jest coś na podobieństwo stykówki, prezentującej postery kolejnych filmów z uniwersum MARVELa
Moim zdaniem kolejne marnotrawstwo – ani to szczególnie atrakcyjne, ani odporne na próbę czasu, bo nim kolekcja się dopełni, pewnie dojdą kolejne filmy. Na odwrocie tego czegoś znajdziemy z kolei informacje o samej kolekcji – przede wszystkim o figurkach
A pierwszym rozczarowaniem jest, że na jednym z fragmentów umieszczono kompletna reprodukcję plakatu (no jednak mogła trafić w pełnowymiarowej formie na stronę główną arkusza)
Informacje o figurkach są zaś lakonicznym marketingowym bełkotem. Podana w tej formule informacja, że kolekcja jest spójna w kontekście gabarytów postaci, to tylko preludium
Obok przeczytać bowiem możemy, że projekt każdej figurki powstał na podstawie szczegółowych materiałow dostarczonych przez Marvel Studios, i – cytuje: “podobizna wykonana jest z taką precyzją, że z powodzeniem mogłaby zostać odtworzona w rozmiarach naturalnych” Co jest zilustrowane w sposób następujący
Wnoszę po tym, że owa “szczegółowa dokumentacja zdjęciowa i skany cyfrowe powstałe podczas kręcenia filmów” miały jakość 360p. Żeby dało się je przefaksować. OK, ja zdaję sobie sprawę, że pani Johansson przeszło dekadę temu była młodsza, a więc miała mniej wyraziste rysy, ale jednak.. Szczególnie, gdy skonfrontuje się tę ‘hiper precyzyjną podobiznę’ z pokątnymi, nielicencyjnymi projektami (a zatem tworzonymi bez mitycznego wsparcia producenta filmów)
No dobra, ale numer będący przedmiotem tego materiału zawiera figurkę Iron Mana, a nie Czarnej Wdowy. I o tym właśnie bohaterze, oraz odtwórcy roli głównej, poczytać można w zestawowej gazetce. Jest w niej również trochę informacji na temat uniwersum, i serii filmowej. Trudno mi oceniać, na ile moga one być ciekawe dla fanów gatunku (a zakładam, że jednak w pierwszej kolejności do tychże skierowana jest ta kolekcja)
Po tym przydługim wstępie poświęconym makulaturze (ale jest jej tyle, że trudno ją zignorować) przejdźmy do dania głównego, czyli figurki. Spakowana jest ona w nawet zgrabną kartonową trumienkę, wypełnioną plastikową wytłoczka zabezpieczającą model
Prawie fajne. Prawie, bo gdy zdejmie się zabezpieczająca całość cienką folię, okazuje się, że ta wakuformowa wytłoczka spełnia jedynie techniczną funkcję unieruchomienia figurki
Gdyby ktoś chciał – w obawie przed kurzem/kotami/dziećmi/innymi podobnymi plagami – trzymać te figurki w opakowaniach, to może poczuć się zdradzony, bo estetyce to jednak urąga. Plus jest taki, że blister faktycznie całkiem sprawnie unieruchamia figurkę, a więc chroni ją przed uszkodzeniami mechanicznymi
W pudełku, pod blistrem znaleźć można certyfikat autentyczności
Podziwiam optymizm myślenia życzeniowego, winszującego, że ktoś to będzie chciał to podrabiać. Zresztą, na dobrą sprawę, samą tę fiszkę można by sklonować bez dostępu do specjalistycznego sprzętu. To już do butów potrafią dodawać mocniejsze certyfikaty
Wracając jednak do omawianej tu figurki.. W wielu miejscach pojawia się informacja, że postacie w tej kolekcji są zrobione w skali 1/16..
..co po modelarsko-figurkowemu przekłada się na 120mm. I tutaj wszystko się zgadza
Co prawda fotka na samej górze, i adnotacja, którą umieściłem tuż pod nią, dobitnie sygnalizują z czym mamy do czynienia, najpierw kilka niewinnych spojrzeń ogólnych (tak po LOKowskiemu, z odległości 1.5 metra, lub niewiele mniejszej)
Podstawka od spodu pokryta jest przypominającą aksamit materią, a na środku ma przyklejoną naklejkę z danymi, w dużej mierze tajemniczymi. Gdyby jeszcze chociaż numer tu umieszczony w jakikolwiek sposób korelował z tym na fiszce, dumnie nazwanej certyfikatem autentyczności.. Ale nie koreluje (P0138073 vs. PCV/2929)
Swoją drogą, nie bardzo rozumiem, jak podstawka w takim kształcie ma solidnie współgrać z oferowaną w ramach specjalnych programów podstawką
OK. Pora wreszcie nagrodzić wytrwałych w skrolowaniu tego opisu i zaprezentować zbliżenia na figurkę..
Jeśli jedno zdjęcie warte jest tysiąc słów, to powyższy pakiet, to juz elaborat godzien wypracowania maturalnego (o ile dzisiaj nadal się takowe pisze – w każdym razie za moich czasów wymagało ono co najmniej parunastu glinianych tabliczek). Mimo to, pozwolę sobie na drobny komentarz, oraz zwrócenie uwagi na wybrane szczegóły. Przede wszystkim warto odnieść się do powtarzanej w wielu miejscach materiałow promocyjnych informacji, że figurki są malowane ręcznie. Nie jest to jednak przesadnie ścisły komunikat. Bo owszem, maszyna do tampondruku wymaga ręcznej obsługi. A wyraźnie regularne kształty poszczególnych plam użytych kolorów wskazują właśnie na tę technikę malowania detali. Z kolei nie zawsze w pełni trafne tych malunków uplasowanie wskazywałoby na naturalne braki precyzji, typowe dla ręcznego pozycjonowania modelu względem gumy aplikującej nadruk. Ręczną robotą były również zapewne różne drobne retusze, bo i tychże ślady znaleźć można tu i ówdzie. Szczególnie w rejonie twarzy
Twarzy, której malowanie to również mieszanka kilku technologii. Przede wszystkim oczy i brwi, które są przeciętnej jakości kalkomanią. Zarost w swoim ogólnym zarysie ma również nazbyt regularne kształty (szczególnie wąsy), by dawać wiarę w to, że został namalowany ręcznie. Ręczne zaś są bez wątpienia drobne retusze brody, czy mazy na zmarszczkach czoła i ust koralach
Swoją drogą, w pracowni zajmującej sie kolorowaniem musi panować dość swobodny reżim technologiczny – figurki, po naniesieniu kolejnych barw, są najpewniej rzucane na stertę, co owocuje powierzchniami pobrudzonymi nie do końca wyschniętymi farbami w innych kolorach
Nie mniejszą nonszalancję odnotować można w jakości stosunkowo grubej powłoki czerwonego koloru bazowego, który na niektórych powierzchniach wygląda jak aplikowany nie natryskowo, a z pomocą krowiego chwostu
I tak parchate powierzchnie to nie rezultat mało precyzyjnej obróbki odlewu. Akurat pod tym względem figurka jest przygotowana w miare porządnie. Choć nie brakuje śladów bardziej ordynarnej, lub mniej dokładnej obróbki szwów pozostawionych po podziale formy
Jeszcze mniej starannie niektóre elementy zostały posklejane – jak choćby nie do końca wetknięta w przedramię lewa dłoń..
..czy głowa osadzona z lekkim, ale zgrzytającym w ogólnym odbiorze przesunięciem
To oczywiście ułomności randomowego egzemplarza, który trafił w moje ręce. Ale właśnie ze względu na to, że ostateczny montaż figurek powierzony został najwyraźniej nie do końca wykwalifikowanej manufakturze, z podobnymi ułomnościami należy sie liczyć w każdym modelu. Prawdę mówiąc, inna podobna figurka kolekcjonerska, którą mam w swoich zbiorach, zdradza większy profesjonalizm na etapie masowej produkcji
W tym momencie wypada sformułować wstępne wnioski, które moga zainteresować kolekcjonerów. Pod względem rzeźby – figurka jest solidną robotą. Bez fajerwerków, ale bez pola na krytykę inną, niż wymagania idące za postępem technologicznym. A przy okazji – pewnie gdyby nie marketingowe rozwolnienie, oczekiwania względem jakości tego modelu byłyby na innym pułapie – bardziej życzliwym względem jego faktycznej jakości. Jeśli zaś chodzi o malowanie, to prawdę mówiąc trudno mi wykrzesać choćby cień entuzjazmu. To jest bardzo złe. Nawet naprawdę budżetowe figurki z ruchomymi przegubami maja wyraźnie lepszą jakość pod tym względem (a i pod względem rzeźby ustępują ludzikom z DeAgostini głównie za sprawą specyfiki opracowania). Oczywiście, nie jest to poziom kolorowania przez kombatantów znany z pokracznych figurek żołnierzyków sprzedawanych za czasów Polski Ludowej. Czy jednak mogło być gorzej? No mogło..
..co nie znaczy, że jest wiele lepiej. Tak, czy inaczej – kwestie jakość/cena pozostawiam ocenie kolekcjonerom i fanom gatunku. Szczególnie, gdy rzecz tyczyć się będzie kolejnych zeszytów z kolekcji, oferowanych w cenach wielokrotnie wyższych.
Tyle podsumowania dla zbieraczy. Teraz coś dla modelarzy. Bo śmiało zakładam, że podobnie jak i mnie, wielu z nich ma szczerze wywalone na to, jak ta figurka jest pomalowana. Ważne, czy te ‘powłoki lakiernicze’ da sie usunąć, by móc samodzielnie model pomalować, już zgodnie ze sztuką. A zatem – da się. Legendarny zmywacz Wamodu (któremu opierają się chyba tylko ołowiowe Humbrole) radzi sobie bez problemów
Farby użyte do pomalowania tej figurki poddają sie jednak także bardziej ekonomicznemu specyfikowi, czyli Acetonowi technicznemu
Tu jednak jest miejsce na pewną istotną (acz nie do końca zwięzłą) dygresję. W materiałach promocyjnych przewija się bowiem informacja, że “figurki są wykonane z metalicznej żywicy poddanej specjalnej obróbce”. Zachodzę w głowę, czym jest ta metaliczna żywica. Mając jakieśtam doświadczenie w odlewaniu żywic właśnie, miałem styczność z różnymi wypełniaczami, czasem pozwalającymi na oszczędność materiału, czasem zmieniającymi właściwości odlewów. Wśród nich także metaliczne, jak choćby wypełniacz aluminiowy
..czy też sproszkowane aluminium (nawiasem mówiąc – to właśnie ono, zmieszane z lakierem celulozowym, służyło do malowania powierzchni płatowców, jak choćby szpachlowane skrzydła w Mustangach)
Tymczasem figurka zmyta z farby (wciąż wstepnie) pozwala domniemywać, że jako wypełniacza użyto innych minerałów
I gdybym miał zgadywać, to wskazywałbym choćby koks..
To znaczy- wyglądający jak koks – Wodorotlenek glinu
Dodany do typowej żywicy odlewniczej sprawia, że staje sie ona bardziej twarda, przypominając jakiś kamień. A przy okazji wyraźnie bardziej ciężka. To by również pasowało do omawianej tu figurki, której waga jest niemal tak realistyczna, jak ta cechująca wanny tamiyowskich czołgów w skali 1/48 :> Za wodorotlenkiem glinu obstawałbym tym bardziej, że po angielskiemu substancja ta nazywa się Aluminium hydroxide. Amelinium, czyli metal. Tłumacz, który pewnie miał płacone mniej, niż pakowacze tych figurek nie wnikał. Rozumiem. Oczywiście, wypełniaczem mógł byc też dwutlenek tytanu, mączka kwarcowa albo mielony marmur. Czy też inne substancje, których nie znam. Piszę jednak o tym wszystkim dlatego, że o ile wspominany Wamod, czy Aceton, doskonale radzą sobie ze zmywaniem farby, to taki odlew zanurzony w tych płynach na dłuższy czas może spuchnąć, lub zacząć się rozpadać. Nie musi, ale może. Tak tylko mówię..
W każdym razie, wstępne zmycie farby z figurki pozwoliło na równie wstępną ocenę jakości rzeźby, a przede wszystkim finezji detali. Musze przyznać, że spodziewałem sie odrobinę większej ich wyrazistości. Nie jest to rzeźba w mydle, ale wydobycie szczegółów na etapie malowania wymagać będzie większej uwagi ( jak również większych umiejętności). Poleganie na typowym zapuszczeniu łoszem zagłębień może okazac się daremne
Na koniec wreszcie – wyżej ganiłem model za niestaranne sklejenie jego elementów składowych. Ze spoinami poradził sobie jednak zmywacz do klejów cyjanoakrylowych z AK-Interactive (czyli choć taki pożytek z tego specyfiku, niestety zmywającego tak samo skutecznie wspomniany klej, co i rozpuszczającego plastik)
I to by było na tyle. W podsumowaniu mogę przypomnieć wstęp:
tl;dr – zdjęcie główne warte jest więcej niż tysiąc słów.
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Tyle serca w recenzje masówki??!
To już bym się spodziewał recenzji Fiata Mazura…
Wygląda jak karykatura Na yt można znaleźć fascynujący filmik jak z puszki modelarz z zacięciem artysty tworzy zbroję irona mana Ba, nawet całe kolekcje z tego są tworzone :)) Ale doceniam wysiłek włożony w recenzję.