1/30 Танк ИС-3
Московский Опытно-Экспериментальный Завод “Огонек”
W dzisiejszych czasach rynek modelarski jest tak ogromny, a wszelki asortyment tak powszechnie dostępny, że kolejny zakupiony model, choć zawsze cieszy, nie wywołuje w nas tak ogromnych emocji, jak to dawniej bywało (a co poniektórzy doskonale pamiętają). Mnogość modelarskich nowości w jakimś sensie nas rozwydrzyła. Trudno nas zadowolić. Stawiamy producentom coraz większe oczekiwania, a i tak nie mamy co sklejać. Ale gdybyśmy się cofnęli w czasie… tak np. z 40 lat… jak by to mogło wyglądać wtedy…
Spróbujmy…
IS-3 z silniczkami!!
Dziś prawdziwy “dzień dziecka”. Po dwugodzinnym staniu z Tatą w kolejce do Składnicy Harcerskiej (dodatkowo opłaciło się, bo w niej dowiedzieliśmy się, że w delikatesach na Rynku rzucili banany!!!) udało mi się zakupić prawdziwą nowość modelarską: radziecki czołg IS-3… A do tego plotka głosi, że można go zrobić “na baterie”!!!
Nie pamiętam nawet, jak wróciłem do domu – bynajmniej nie przez upojenie alkoholowe, a przez niebotyczną ekscytację i snucie wizji kampanii wojennych, w których moje wojska do zwycięstwa będzie prowadził ów czołg. W końcu otwarłem pudełko. W środku po brzegi wypełnione było częściami w woreczkach. No i od razu przyszło pierwsze przemyślenie – czy damy radę z Tatą to skleić? Przecież Jak-1 i Czapla miały dużo mniej elementów…
Wszystkie woreczki są oryginalnie zgrzane, tak więc jest duża nadzieja, że niczego nie brakuje.
Oczywiście, najpierw zacząłem od przeglądnięcia instrukcji. Wyraźnie wydrukowana, na porządnej jakości papierze, pachnąca czarną (jak dodany do niej zabajkalski węgiel drzewny) farbą. Tekst zawarty w instrukcji w znanym i lubianym języku (przecież wszyscy rozumieją, co mówią Starszyna Czernousow i Marusia w “Czterech pancernych i psie” ) pozwoli nam przebrnąć bez problemu przez cały proces montażu.
Nadszedł czas na otwarcie pierwszego woreczka, zawierającego elementy czołgu. Mieszczą się one na dwóch ogromnych ramkach z zielonego plastiku.
Po przyglądnięciu się stwierdziłem, że detale powalają. Wyloty rur wydechowych są puste w środku…
Żaluzje nad silnikiem też nie są zalane plastikiem (może zrobić je otwierane i zapakować tam desant?).
Wyraźne zawiasy luków inspekcyjnych do silnika, no i śruby… ale czad!!!
Po bokach pokrywy schowków też są doskonale widoczne!
Koła jezdne nie dość, że składają się z dwóch części, to jeszcze mają dziurki.
No i ten charakterystyczny “szczupak” z przodu.
Zbiorniki paliwa i reszta detali prezentują zupełnie inny – wyższy – poziom niż w znanych mi modelach (no może w lodołamaczu “Artktika” był zbliżony).
Wieża tylko jakaś taka inna niż w “Rudym” i Tygrysach… jak grzybek. Ale też fajowa! No i oczywiście super zdetalowana.
Jarzmo armaty odlane jest osobno, z wyraźnie zaznaczonymi gniazdami śrub.
Lufa składa się z dwóch połówek z taką samą końcówką jak w Tygrysach.
Reszta detali też trzyma poziom.
No i dotarłem do gąsienic! To dwie taśmy porządnej gumy, szczegółowo oddające fakturę ogniw. Wygląda na to, że wytrzymają niejedną bitwę na dywanie!
No i teraz coś wspaniałego…cały zestaw do “zdalnego sterowania”! Czyli, jak się uda, czołg będzie robił brum-brum… chociaż jak to zamontujemy, to nici z desantu… no jedynie na klapie. Trudno… Najważniejsze to mieć czołg, który jeździ!!!
W zestawie jest wszystko, co potrzeba i co pokazuje instrukcja. Kabelek… jak zostanie, to się go wykorzysta do zrobienia próbówki baterii (z małą żaróweczką z latarki). Co za bogactwo…
No i teraz prawdziwa bomba – DWA silniczki! Przyłożyłem je do płaskiej baterii – działały.
Reszta części już mniej interesująca… Tato to jakoś ogarnie – przecież ma instrukcję, nie?
Jest też pojemniczek z klejem jak w każdym szanującym się modelu (jak braknie, to będziemy coś kombinować z acetonem do paznokci). Kalkomania z gwiazdą i numerem choć jest, to też zbędny element, no bo przecież i tak będzie “RUDY 102”!!!
To zacieram ręce i do sklejania… trzy, góra cztery godzinki i będę mógł stoczyć pierwszą bitwę!!!
Pozdrawiam
Piotruś Słomiński z IIc
Pamiętam 😁
Poskładałem i jeździł! Kabelki były ciut krótkie sterowanie trochę upierdliwe ale co tam po paru minutach opanowałem problem i przejeżdżał nawet przez małe barykady..
Ja mialem ISU-152 (albo SU-152) ktore dostalem na urodziny od wujka, juz zrobione i pomalowane. Wyglada na to ze ta seria miala tez inne pojazdy, ale mialem wtedy jakies 6-7 lat wiec i wiedze raczej znikoma. Liczyl sie rozmiar czolga i potezny kaliber dziala, przy ktorym kolegow plastikowe teciaki wymiekaly 🙂 Pamietam ze w koncu gasienice sie zerwaly i po kilku lataniach sznurkiem przeplatanym przez otwory na zeby kol napedowych nastapila totalna padaka i pojazd stal sie statyczny. Gdzies jeszcze lezy w piwnicy u rodzicow, moze czas go reanimowac dla mlodego pokolenia.
To na pewno był ISU, bo nie robili wozów na podwoziu KW. Mieli w ofercie (chociaż w ZSRR i krajach zależnych pojęcie oferta było względne – czasem coś “rzucali” do Składnicy Harcerskiej) ISU 152 i ISU 122S (nie podawali tego S w opisie, ale była to wersja z armatą od JS-2) i dwa czołgi na tym podwoziu JS-2 i JS-3.
Robili. Był KW-85 w 1/30, można nawet dziś dostać na all… Oprócz tego również był T-34.
Miałem takiego KW-85, choć nie wiedziałem, że to była skala 1/30
… i tak 40 lat temu rozpoczęła się moja “nieuleczalna” przez lata choroba polegająca na oglądaniu wystaw każdego mijanego z Kiosków RUCHU w poszukiwaniu kolejnego pojazdu. A model czołgu… przyniósł niewiele mniej niezapomnianych wrażeń niż zdobyty wcześniej model KOSMICZNEGO STATKU (WOSTOK)!
Piękne Dzięki za podróż w czasie do CUDOWNEJ KRAINY DZIECIŃSTWA spędzanego w MODELOWYM MIEŚCIE, jakim jest NOWA HUTA !!!
Sie robi wintażowo w tych rejonach.
Nie no, super ten prima aprilis. Każdy nie do końca młody modelarz to kiedyś kleił i pamięta zapach tego kleju, który dodawali. Pamiętam też, jak robił brum brum, bo silniczki nie zawsze pracowały synchronicznie. Najbardziej wzruszyłeś mnie tą super zdetalowaną wieżą. Gratuluję pomysłu na primaaprilisowy numer.
A jeszcze warto dodać, że 40 lat temu producent załączał baterie typu R-20. Fajne takie, w tekturowych osłonach xDD. A silniczki pierwotnie miały po dwa magnesy, te są już oszczędnościowe z pojedynczym.
I obowiązkowo pudełko było lekko pogniecione (producent tak miał). I na okładkach oba JS defilowały na ruinach Berlina.
Ja pierdziu! też taki miałem jeździł i jak fantastycznie wyglądał…miałem wtedy jakieś 10 lat ale czołg był super. Dzięki za fantastyczną podróż w przeszłość. Z tego czasu pamiętam też ogromny żaglowiec …oczywiście rosyjski “Orieł” też cudo może znajdzie ktoś gdzieś także tamten model do wiwisekcji…..
Potwierdzam, u mnie na dywanie były IS -3 i ISU – 152 i robiły brum brum bez silniczka napędem była moja ręka i to ja mówiłem brum brum. Pamiętam chyba też ten żaglowiec, który miał jakieś strasznie skompliowane ożaglowanie, które zdecydowanie przerastało możliwości manualne mnie w wieku lat 10. Ale pamiętam też chyba kupiony w CSH radziecki model takiej motorówki jaką później można było oglądać w Miami Vice, który też miał silniczek i nawet zdalne sterowanie. Teraz sprawdziłem na necie i to się Delfin nazywało. Dla mnie wtedy to był high tech bo część wyprasek była ze posrebrzanego plastiku, który miał imitować chromowane rury wydechowe.
Pozdrawiam wszystkich, którzy też robili brum brum.
O boszzze. Pamiętam jak dziś. Zrobiłem takiego jakoś w 89 max 90 roku. Bez silnika bo nie ogarnialem. Patrzę na zdjęcia detali i wspomnienia ożyły. Oczywiście jeździł na dywanie. Pamiętam że serie tych czołgów pojawiały się systematycznie w osiedlowym papierniczym tak do 1995 max 96r. Potem znikły. Jest szansa takiego dostać na Allegro?
Co za wyczucie czasu. Tydzień temu szukając czegoś znalazłem silniczek, a miałem T-34. Wspaniałe wspomnienie dzieciństwa.
Ja miałem ISU-122 przywieziony przez matkę z Sojuza. Zestaw robił wrażenie, ale z napędem miałem olbrzymi problem, a właściwie dwa – po pierwsze elektryka nie za bardzo chciała działać (tu głównym problemem był brak baterii umożliwiających testowanie, ale też lutowanie przewodów do blach), ale najgorsze były gąsienice – były jakby trochę za krótkie, musiałem je ostro naciągać, nie za bardzo dałem radę je skleić, a jak już zaczynało to trzymać (po zgrzaniu) to zaczęły mi się urywać co po niektóre koła – ogólnie ten model zostawił mnie z poczuciem porażki – tym większej, że zepsułem taki rarytas 🙁 Mam nawet jeszcze tę skorupę, mocno niekompletną. Chętnie bym skleił podobny zestaw teraz, żeby dzieciakom pokazać – na pewno lepiej by mi poszło! Pozdrawiam
Ten cudak i isu152 jeszcze leży gdzieś w piwnicy. Zdekompletowane ale są.Nawet to jeździło.