1/32 Adlerangriff – Bf 109E
Limited Edition
EDUARD – 11107
Eduard postanowił uczcić okrągłą rocznicę Bitwy o Anglię “Atakiem orła” w trzech najpopularniejszych lotniczych skalach, wydając okolicznościowe reedycje swoich nie pierwszej młodości modeli: Bf 110 w 1/72 oraz dwóch Bf 109E: w 1/48 oraz omawianego przeze mnie w tym artykule zestawu w skali 1/32. Emile w dwóch skalach są w pewnym sensie bliźniaczymi opracowaniami, ponieważ zawierają identyczne malowania (tu ukłon w stronę przesądnych – jest ich po 13…) i ilustracje na pudełkach. Miłym gestem jest zresztą możliwość zapoznania się z wariantami oznaczeń bez ich (pudeł) otwierania. Ale żeby nie było wątpliwości – edycja 1/48 to Dual Combo, więc do tych 13 malowań dostajemy dwa modele plastikowe. W edycji 1/32 jest to już tylko zestaw elementów pozwalający na zbudowanie jednego modelu.
Jeśli wierzyć Scalemates, pierwsza edycja Eduardowego Emila w skali dla niedowidzących dziadków trafiła na rynek w 2009. Dlatego ciekaw byłem, jak przedstawia się jakość tego modelu, choć krążące po sieci opinie są raczej pozytywne. Zresztą omówienie aspektów merytorycznych tej miniatury można bez problemu znaleźć w internecie – my przyjrzymy się po prostu zawartości pudełka z najnowszym wydaniem. Zawartości całkiem bogatej, należy zaznaczyć, ponieważ jest to edycja limitowana.
Części plastikowe zgrupowane są na siedmiu ramkach z szarego tworzywa i dwóch z przeźroczystego. Wszystkie ramki są niepowtarzalne, przy czym otrzymujemy dwa warianty skrzydeł – z km-ami (E-1) oraz z działkami (E-3 i 4) – te drugie z charakterystycznymi wypukłymi osłonami na spodniej stronie.
Bliższa inspekcja detali robi bardzo pozytywne wrażenie. Po elementach nie widać śladów wyeksploatowania formy, a jakość powierzchni jest bardzo przyzwoita. Nie jest to oczywiście jakość Tamiyi w 1/32 (która jednak gra w swojej własnej lidze), ale jest dobrze. Jest nitowanie, blachy na zakładkę itp. Linie podziału są ostre, podobnie wspomniane nity, które na szczęście niczym nie przypominają mydlanych chińskich odpowiedników.
(zbiornika dodatkowego nie wykorzystamy w modelu, nie ten okres – ale jest…).
Na wewnętrznych burtach kadłuba brak jest szczegółów, ponieważ dokleja tam się oddzielne panele.
Burty wzbogacone będą sporą ilością detali, zarówno plastikowych jak i fototrawionych, więc powinno to wyglądać dobrze nawet w wersji “z pudła”.
Tablice przyrządów mają niebrzydką fakturę powierzchni (choć zegary moim zdaniem powinny jednak mieć wklęsłe cyferblaty), a na kalkomanii znajdziemy odpowiednie nalepki. Ale też – na szczęście – w pudle jest kolorowana blaszka, więc jest wybór.
Model zawiera również miniaturę jednostki napędowej oraz kadłubowego przedziału uzbrojenia – detali jest dużo, więc miłośnicy otwierania tych części modelu również mają pole do popisu.
Lufy mają otwory na wylotach – mała rzecz, oszczędza może ze 2 minuty roboty, ale zawsze cieszy.
Podwozie również nie wzbudza zastrzeżeń.
Koła i tak nas nie interesują, bo w zestawie mamy żywiczne zamienniki.
Pokrywy podwozia mają detale na obydwu stronach.
Powierzchnie sterowe mają odtworzone ugięcia płótna oraz paski wzmacniające na żebrach. Niewątpliwie jest to trochę przerysowane, ale dalekie też od tragedii. Efekt można przygasić umiejętnie położonym podkładem i mało kontrastowym malowaniem. Natomiast cieszy fakt, że wszystkie te powierzchnie są fabrycznie oddzielone.
Śmigło dostaje plusa za odlanie w całości, co oszczędza upierdliwego montowania pojedynczych łopat i walki z geometrią. Minus z kolei to jedyna ułomność wtrysku, jaką zauważyłem na wszystkich ramkach – jamki skurczowe u nasady łopat. To już zresztą taki znak firmowy Eduarda…
Pora na ramki przeźroczyste – jak już wspominałem, są dwie, co daje możliwość dopasowania wariantu osłony kabiny do danego egzemplarza. Oszklenie wygląda bardzo dobrze – nie zniekształca obrazu i nie posiada żadnych skaz. Ale też składa się głównie z płaskich powierzchni…
Jak przystało na Edycję Limitowaną, w pudle znajdujemy całkiem sporo dodatków. Na pierwszy ogień idą blaszki fototrawione, klasycznie dla edycji Profipack dwie – jedna barwiona i druga “surowa”.
Blaszka barwiona prezentuje poprawiony, współczesny poziom. Zawiera tablice przyrządów, pasy pilota i kilka innych drobiazgów do kabiny.
Pod określeniem “współczesny” kryją się imitacje wypukłych szkiełek zegarów oraz mniej (niż to dawniej u tego producenta bywało) rzucający się w oczy raster.
Na blaszce niebarwionej znajdziemy jeszcze kilka elementów kokpitu (pedały orczyka, cięgna i łańcuchy) oraz siatki do chłodnic. Notabene, te ostatnie elementy nie mogą być traktowane jako waloryzacja, ponieważ wszystkie chłodnice nie mają imitacji siatek jako elementów plastikowych, jedynie fototrawione. To samo dotyczy zresztą pedałów orczyka…
Poza elementami fototrawionymi do waloryzacji plastiku (a konkretnie podwozia) otrzymujemy żywice.
Mamy więc koła podwozia głównego oraz cały kompleks kółka ogonowego – z komorą oraz nowym widelcem.
Koła biją plastikowe odpowiedniki na głowę liczbą detali (np. napisy na oponach!) i ich ostrością.
Widelec kółka ogonowego wydaje się ciut masywniejszy od odpowiednika plastikowego, mimo to jego potencjalna kruchość wzbudza moje obawy. Być może inny kolor żywicy ma jakiś związek z jej wytrzymałością – nie wiem…
Wnęka kółka ogonowego ma nawet bardzo ładne elementy pozycjonujące – wszystko powinno ładnie pasować.
Obowiązkowym dodatkiem do “lepszej” edycji modelu Eduarda są oczywiście maski do malowania.
Jest to może drobiazg mało fotogeniczny, ale oszczędzający mnóstwo czasu i nerwów. Maski pozwalają na zabezpieczenie obydwu wariantów oszklenia (niestety – tylko z zewnątrz) oraz kół.
Instrukcja modelu ma postać dość grubej broszurki A4 na kredowym papierze, z obowiązkowym okolicznościowym wstępem.
Reszta to już Eduardowa klasyka, czyli przejrzyście i bez zastrzeżeń.
Jak już wspomniałem na początku, wybór malowań jest spory, bo obejmuje aż 13 maszyn. Jest w czym wybierać.
A na końcu – uniwersalny schemat rozmieszczenia napisów eksploatacyjnych.
Mnogość opcji malowania przekłada się na liczbę kalkomanii – otrzymujemy aż trzy ich arkusze.
Największy z nich to indywidualne oznaczenia poszczególnych maszyn.
Jakość nie wzbudza żadnych zastrzeżeń – ostry druk, brak przesunięć kolorów czy innych widocznych wad.
Drugi arkusik to oznaczenia narodowe plus numery sekcji kadłuba i imitacje zegarów. Dostajemy m.in. spory zapas swastyk, zarówno kompletnych jak i tych prawilnych, do składania z dwóch elementów.
Nietrudno o wniosek, że blaszki do kokpitu wygrywają pojedynek z kalkomaniami.
I wreszcie trzeci arkusik, uniwersalny, z napisami i symbolami eksploatacyjnymi. Również bez zastrzeżeń.
I to na tyle, jeśli idzie o elementy samego modelu. Ale nie koniec zawartości pudełka, ponieważ podobnie jak w edycji mniejszego brata, Eduard i tutaj zaproponował figurkę Adolfa Gallanda. O ile jednak w 1/48 był to Galland Siedzący, tu otrzymujemy Gallanda Stojącego I W Kawałkach (konkretnie dziewięciu).
Kompletnie nie znam się na figurkach i nie umiem ich oceniać. Wydaje mi się jednak, że jest ona całkiem przyzwoita, a na pewno lepsza “z twarzy” od tej w 1/48. Ale cygaro trzeba dorobić we własnym zakresie…
Artur Osikowski
P.S. Podobnie jak do wydania w skali 1/48, rzutem na taśmę Eduard przygotował dodatkowe kalkomanie, tematycznie pasujące do tych z zestawu:
Nie będzie też pewnie zaskoczeniem, że co do zawartości są one identyczne z opracowaniami mniejszymi. To znaczy otrzymujemy te same schematy malowania, bo same arkusze kalkomanii są oczywiście zdecydowanie większe:
A zatem, pierwszy to:
1/32 ADLERANGRIFF: Experten
Eduard – D32003
Drugi z zestawów zawiera z kolei pięć malowań
1/32 ADLERANGRIFF: Alte Hasen
Eduard – D32004
Zestawy przekazane do recenzji przez firmę Eduard
Price please
About 60 Euros, as far as I know