1/32 Dewoitine D.500
Dora Wings – DW32001
Dora Wings ma w swojej ofercie miniatury samolotów w większości najbardziej popularnych skal – od 1/48, którą debiutowała, poprzez liczne siedemdwójki, aż po modele w 1/144. W tej puli brakowało modeli w 1/32. Aż do teraz, bo na rynek trafił właśnie Dewoitine D.500 w tej właśnie skali. Jak wypada ten debiut? Jeśli oceniać po pudełku, to całkiem udanie – bardzo ładny boxart, niebrzydkie wzornictwo całego opakowania
Samo pudełko niemałe i nawet wypełnione plastikiem, a nie tylko powietrzem
Ramek jest sporo, ale to głównie dlatego, że większość podstawowych elementów płatowca umieszczono na osobnych wypraskach. Tu daje o sobie znać ograniczenie wielkości formy
Jak widać w inwentaryzacji zestawu zamieszczonej w broszurce z instrukcją, mamy do czynienia z zestawem klasy Profipack, bo oprócz dziewięciu ramek plastikowych (w tym jednej maleńkiej, z elementami przeźroczystymi)…
…w komplecie jest całkiem niemała blacha…
…a nawet maski do zabezpieczenia oszklenia wiatrochronu
Szkoda jedynie, że producent pożałował i nie dał podwójnego ich kompletu – bo przy otwartej kabinie i tej skali, ramki wiatrochronu wypada pomalować z obydwu stron. A skoro już w temacie oszklenia jesteśmy, to na tym niestety nie kończą się zdrady. W przeźroczystym plastiku majaczą jakieś skazy, które sprawiają, że nie jest ono idealnie przejrzyste
Polerowanie chyba tutaj nic nie da – jeśli kogoś miałoby męczyć, to musi się liczyć z wymianą przedniej, na szczęście płaskiej części oszklenia. Przy czym przy otwartej kabinie wiatrochron nie ogranicza dostępu wzroku do jej wnętrza. A w tym wnętrzu jest całkiem atrakcyjnie. Oczywiście – jak to w szortranie – wszystkie elementy wymagają starannej obróbki, ale przyznać trzeba, że detale są dość ładnie odtworzone – tak wszelkie powierzchnie, jak i szczegóły
W przypadku tablic ze wskaźnikami możemy użyć plastikowej…
…jak i składającej się z wielu elementów blaszanej. Przy czym do każdej z nich tarcze zegarów dostajemy w formie kalkomanii
Nawiasem mówiąc, wybierając wersję metalową mamy do dyspozycji gładkie panele przygotowane do naklejenia na nie blaszek
Skoro o blaszkach mowa, to w płytce znajdziemy różne drobiazgi, głównie do kabiny – oprócz tablicy przyrządów oczywiście pasy. W tej formie zaprojektowane zostały również żaluzje wlotu powietrza
Moim zdaniem trochę przerost formy nad treścią, bo w takim ułożeniu mogły być równie dobrze zrobione jako element plastikowy. Bo ta prosta blaszka wymagać będzie nie lada staranności do prawidłowego zmontowania. Szkoda zatem, że nie ma też wtryskowego odpowiednika. A ten pewnie nie byłby taki zły, zważywszy na jakość choćby siatek chłodnicy
Właściwie jedynym słabszym elementem są imitacje wydechów. Ale tutaj dopiero żywiczny zamiennik by mógł coś zmienić.
Ogólnie pod względem wykończenia, elementy plastikowe jednak zaskakują całkiem wysoką jakością. Oczywiście nie jest to skrupulatnie wypolerowana Tamiya, ale detale na powierzchni są ostre i wyraźne
Uwagę zwraca delikatne nitowanie. Jak to w szorcie – w paru miejscach pojedyncze dziurki wymagać będą pogłębienia lub odtworzenia, ale i tak wygląda to niebrzydko. Nitów, co oczywiste ze względów technologicznych, brakuje jedynie blisko krawędzi połówek kadłuba.
Fragmenty linii podziału czy nitowania odtwarzać trzeba też będzie na powierzchniach skrzydeł – za sprawą specyficznego ich podziału
Podobnie zresztą zrobiony jest ster kierunku
Swoją drogą – o ile samolot ma całkowicie metalową konstrukcję, to jednak nie udało mi się ustalić, czy bardzo całkowicie – to znaczy czy powierzchnie sterowe i lotki również były kryte aluminium. Bo jeśli była tam jednak szmata, to nie ma imitacji jej ugięć – są tylko dziurki nitów
Ugięć nie mają też opony. Ogólnie koła są dość mało finezyjne…
…ale to nie problem, bo w całości chowają się w owiewkach
Wracając jeszcze do wykończenia poszycia – uwagę zwraca, że niektóre pasy wzmacniające konstrukcję zaznaczone są nie wgłębnymi liniami, a podobnie jak w oryginale, wystają delikatnie ponad powierzchnię
To nie koniec! Jeszcze bardziej bajerancko jest na powierzchni kadłuba. Mamy tu bowiem do czynienia z imitacją zakładek arkuszy blachy na poszyciu
Moim zdaniem, dla lepszego efektu mogłoby to być dodatkowo podkreślone subtelną linią wklęsłą (jak w edkowym Hellcacie), ale i tak wygląda to naprawdę fajnie.
Na zdjęciu statecznika uwagę zwracają gęsto rozmieszczone wlewy – to konieczne, aby uniknąć niedolewek czy jamek skurczowych. Przy czym odcinanie ich od powierzchni nie powinno być kłopotliwe ze względu na ciekawą konstrukcję, a w zasadzie kształt i sposób łączenia się z elementem modelu
Pomijając kwestię żaluzji chłodnicy, cały model nie jest mocno skomplikowany w budowie. No chyba, że ktoś wybierze blaszaną tablicę przyrządów, wtedy czeka go trochę dłubania już na wstępie
Po ukończeniu etapu budowy model można wykończyć w jednym z czterech zaoferowanych przez producenta wariantów. To znaczy malowanie akurat jest mało zróżnicowane – może być srebrny, srebrny, ewentualnie srebrny, albo srebrny. I nie jestem pewien, czy w oryginale był machnięty srebrolem czy pozostawiony w naturalnym kolorze aluminium. Nie znaczy to jednak, że malowanki są monotonne – oznaczenia do nich są jednak całkiem ciekawe i różnorodne
Proponowane farby zebrane są w tabelkę – miło, że znalazła się w niej Hataka (tylko czemu błoto z red line?), szkoda, że finalnie nie ujęto Real Colorsów, o których pisałem, że coraz chętniej po nie sięgam malując samoloty.
Oznaczenia umieszczone są natomiast na całkiem sporym arkuszu kalkomanii, wydrukowanym przez Cartograf
Na koniec wreszcie rzecz najważniejsza. Jeśli ktoś przeoczył patrząc na schemat montażu..
TAK! #siekręcisie!
..no i te powierzchnie
#robiłbym
KFS