1/32 Messerschmitt Bf 108
Eduard – 3006
Budowa
Skoro w recenzji powiedziało się A, to trzeba powiedzieć również B – jak budowa. Bez zbędnego pisania, bo zdrada wręcz wylewa się z pudełka. Wspomniana w recenzji powierzchnia może odstraszyć kilku chętnych na ten model.
Na szczęście, dla chcącego nic trudnego, gdyż poprawa powierzchni to prosta robota. Jednak zanim rzucimy się na pilniki z przyborników mam/dziewczyn/konkubin/żon, to warto pogłębić linie podziału. Te w modelu są dość subtelne, więc mogą się całkowicie zgubić po szlifowaniu powierzchni. Ja do tego celu używam od lat rylca Trumpetera (aktualnie konfekcjonowanego przez Revella). Po poprawkach linii podziału przeszlifowałem całość, kończąc te zabiegi polerowaniem powierzchni za pomocą gąbek 3M. Przy likwidacji większych ubytków i jamek skurczowych wspomógł mnie Mr. Dissolved Putty.
Po doprowadzeniu powierzchni do stanu używalności przyszedł czas na nitowanie
Na przykładzie kadłuba widać, że prosto to nie znaczy łatwo. Gdy nitowadło wybierze własną drogę, błąd zalewam cyjanoakrylem, szlifuję i próbuję do skutku.
Kontynuując wątek skrzydeł, jeżeli jesteśmy posiadaczami dedykowanych waloryzacji, to mamy możliwość ulepszenia komór podwozia. Przed sklejeniem połówek płata musimy usunąć wręgi we wnękach. Uwijamy się z tym przy okazji szlifowania górnej powierzchni. Zanim nakleimy blaszki, odrysowujemy kontur otworu, dzięki czemu łatwiej wkleić blaszany sufit.
Kolejnym krokiem są powierzchnie sterowe. Tutaj pomagam sobie nawierceniem otworków i wklejeniem drucika. Nawet jak nie robię ich wychylonych, to i tak lubią się urwać…
Po wstępnym opanowaniu powierzchni zewnętrznych, czas na wnętrze. Zamiana plastikowych części na blaszki to czysta przyjemność
Podobnie w silniku – tu jako imitacji przewodów użyłem cienkiej cyny. Rozwierciłem także rury wydechowe, co w tej skali jest konieczne.
Całość zagruntowałem czarną X-1 Tamiya
Następnie poszedł kolor bazowy, czyli RLM 02 (Tamiya XF-22), detale zostały pomalowane zgodnie z instrukcją i podkreślone naniesioną techniką suchego pędzla białą olejną farbą. Z kolei silnik potraktowałem srebrem C8 z serii Mr.Color. Całość zabezpieczyłem błyszczącą bezbarwną Hataką i naniosłem Paneliner z Tamiyi.
Tablicy kilka słów poświeciłem w recenzji – generalnie nie można jej nic zarzucić. Jest wszystko, włącznie z rastrem.
Kabina na koniec została pokryta satyną Hataki
Gdy miałem już całe wnętrze złożone, nadeszła pora wpakować je w kadłub. Obyło się bez większych problemów.
Trochę szpachlówki i cyjanoakrylu wymagało łączenie płata z kadłubem. I tutaj miała miejsce sytuacja, dla opisania której w języku kulturalnych ludzi (a za takich uważają się modelarze) nie ma odpowiednich słów. Jak zwykle nadmiar CA chciałem zmyć debonderem, jednak plastik zareagował z nim jak z nitro… Bez nerwowych ruchów odłożyłem model, żeby sobie wszystko wyschło. W szlifowaniu wprawę już mam…
Na szczęście sytuację udało się opanować i mogłem zająć się zabezpieczeniem oszklenia. Zrezygnowałem z malowania wewnętrznej ramy, więc użyłem zestawowych masek, które pasują… tak sobie. Niestety miejscami trzeba trochę dociąć.
Za to samo oszklenie wybornie pasuje do kadłuba.
Gdy całość była już złożona do kupy i trzymała się jako tako, to wykąpałem model w wodzie z detergentem celem usunięcia pyłu powstałego podczas szlifowania oraz krwi, potu i łez. Suchy już model pomalowałem czarną Tamiyą X-1 jako podkładem
Tak rozpędziłem się z kolorowankami, że nie zrobiłem zdjęć preshadingu… a jeszcze wcześniej wymalowałem oznaczenia z masek…
Tak finezyjny preshading pokryłem właściwym kolorem, nakładając kilka transparentnych warstw. Dodatkowo, na sam koniec bardzo mocno rozcieńczoną farbą bazową z kroplą farby białej wykonałem postshading.
Po zdjęciu masek z oznaczeń model pokryłem błyszczącą Hataką, przygotowując powierzchnie pod łosza.
W temacie łosza jestem “tradycjonalistą”: na błyszczącą powierzchnię nakładam olejną farbę rozrabianą white spirytem, wycieram ręcznikiem papierowym i tyle. Następnie na matowej powierzchni symuluję różne wycieki i plamy – czym popadnie i wpadnie do ręki leżąc na biurku. Obicia wykonałem gąbeczką maczaną w farbach olejnych. Opony zostały wymienione na Brassiny, zakurzone piaskowym siuwaksem AK-Interactive.
Na sam koniec na model nałożyłem satynę Hataki i mogłem zrobić miniaturze finalną sesję zdjęciową.
Model perfekcyjny nie jest, ale skleja się go zdecydowanie lepiej niż wskazywałoby na to pierwsze wrażenie. Nie ma w nim większych baboli utrudniających budowę, do tego Eduard zadbał, żeby słabsze fragmenty tego opracowania można było zastąpić blaszkami lub żywicami. Nie ma także większego problemu, żeby dostać dostać #pluszaposlkiemalowanie czy #pluszakażdeinne, bo tu ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia.
Tomasz Modłasiak
W temacie samolotów jestem… No powiedzmy że słaby 🙂 – Ale czy on na prawej burcie miał takie niesymetryczne szachownice odwrócone względem siebie?
Bardzo fajnie wyszedł model, lecz wydaje mi się, że na górze i dole kadłuba za kabiną pilota powinna być odtworzona charakterystyczna linia podziału dla samolotów z stajni messerschmitta (można ją dostrzec np. na Bf-109 i 110) Proszę mnie poprawić o ile się mylę.