1/35 AVRO 671 ROTA MK.I
MiniArt – 41008
BUDOWA – cz. 1
Nie będę wracał do zarysu historycznego dotyczącego tego, co właśnie stoi przed Waszymi oczyma, bo temat ten dosyć szeroko omówiłem w swojej recenzji tego modelu (do poczytania tutaj »). Dla leniwych, w telegraficznym skrócie – Avro 671 Rota to produkcyjna nazwa Ciervy C.30, czyli “wiatrakowca” zaprojektowanego przez Hiszpana o tym samym nazwisku, który mieszkał w Wielkiej Brytanii.
Na początek odniosę się do moich wniosków i wątpliwości, które pojawiły się w mojej recenzji tego modelu:
- Łopaty, które na wypraskach sprawiały wrażenie na wygięte niesymetrycznie, po wycięciu dalej pozostały nierówne. Mnie to nie przeszkadza, bo mój model będzie prezentowany w formie “uczesanej”, gdzie symetria ugięcia łopat nie będzie aż tak ważna.
- Stateczniki poziome, które wyglądały na mydlane, są mydlane i uważam je za jedne z najgorszych elementów tego modelu. Sprawiają wrażenie, jakby były z innego zestawu.
- Krzesła wyglądały bardzo źle na wypraskach i wyglądają bardzo źle w modelu… a miejsca do oglądania (dosyć pustego) wnętrza jest sporo.
- Silnik, mimo, że na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem ładnie, to po sklejeniu i pomalowaniu okazał się odrobinę zbyt toporny jak na tę skalę i fakt, że jest on w 100% widoczny w modelu.
- Kadłub po sklejeniu dalej wygląda wspaniale. Jedynie pomysł na bardzo dziwne łączenie połówek był moim zdaniem odrobinę głupi, chociaż wydaje mi się, że w tym szaleństwie jest jakaś metoda.
Jeżeli kogoś zniechęciłem powyższym opisem, to przepraszam, bo nie było to moją intencją. Model sam w sobie jest jednak prosty w budowie i całkiem przyjemny. Jest też zdecydowanie prostszy niż Kolibri, który “odrobinę” mnie zmęczył. Dlatego też, postanowiłem, że Cierva będzie typowym modelem “spudła”, gdzie moim głównym celem jest skupienie się na malowaniu modelu z zewnątrz. Za swój pierwowzór wybrałem żółtą wersję treningową, ponieważ ten wariant daje mi największe pole do popisu, jeżeli chodzi o zabawę z fakturami i przejściami kolorów 😉
Pierwsze wrażenia
Mimo wielkich obaw o przednie podwozie, udało się naprawić pęknięcie i wygięcie, a po przymiarkach nie boję się też o sztywność tej konstrukcji.
Pracę nad Avro rozpocząłem od sklejenia połówek silnika i wyszlifowania linii ich łączenia.
Dokleiłem też zestawowe elementy fototrawione do elementów wydechu.
Skleiłem “uszy” stateczników poziomych z użyciem taśmy maskującej, która pomogła mi “złapać” linię łączenia oraz ich kąt nachylenia.
Niektóre elementy MiniArt połączył z wypraską tak, że standardowe cążki Tamiyi okazały się bezużyteczne (za grube na końcówkach)… Zresztą nie pierwszy raz 🙂
Skleiłem do kupy niezbyt okazałe elementy kokpitu.
… oraz elementy mechanizacji śmigieł…
Wszystkie powycinane i oszlifowane elementy pokryłem czarnym podkładem. Elementy, które miały być finalnie metalowe, psiknąłem dodatkowo warstwą lakieru błyszczącego.
Silnik
Po przejrzeniu internetu w poszukiwaniu zdjęć silnika, który napędzał ten dziwnolot, uznałem, że pomaluję go inaczej niż w instrukcji.
Przerdzewiłem wydech z użyciem wariacji rdzawych washy w różnych kolorach.
Po sklejeniu silnika do kupy, wstępnie zweatheringowałem go z użyciem czarnego panellinera Tamiyi (żeberka cylindrów i reszta “metalowych” elementów) oraz pobrudziłem brązowo – czarnymi washami. Wrócę do brudzenia tego sprzętu, gdy będzie już zainstalowany w kadłubie, ponieważ zależy mi na tym, żeby tworzyło to ze sobą spójną całość.
Wnętrze kadłuba
Metodą black basingu zróżnicowałem powierzchnię płóciennego kadłuba.
Elementy, które w oryginale były sklejkowe pomalowałem brązową farbą pod zdrapki ‘na lakier do włosów’ i całość pokryłem kolorem bazowym.
Z racji tego, że na zestawowe krzesła nie powinno się zwracać uwagi, pomalowałem je brązowo-czarnym podkładem imitującym wytartą stal, do której potem zdrapałem kolor bazowy. Pasy pomalowałem Deck Tan’em i przybrudziłem delikatnie brązowym panellinerem Tamiyi.
Tablice pomalowałem białym podkładem, a następnie Nato Blackiem tak, aby były na nich widoczne szarawe refleksy. Nakleiłem kalkomanie z zegarami, które następnie zakropiłem lakierem GX100, co z całkiem przyjemnym efektem pozwoliło mi uzyskać imitację szkła.
W międzyczasie pomalowałem ramę kokpitu na kolor stali nierdzewnej, do której potem przetarłem miejscowo kolor bazowy w miejscach, gdzie uznałem, że mogły się pojawić wytarcia. Po tych zabiegach, całość tego niezbyt bogatego kokpitu prezentowała się tak:
Przyszedł czas na brudzenie. Jak wspomniałem wyżej, nie zamierzam w tym modelu przyciąć wzroku do środka bo niewiele tam jest, dlatego postawiłem na proste techniki.
Płótno przesmarowałem po dolnych krawędziach brązowym washem
Całe wnętrze potraktowałem dodatkowo zielonym filtrem i dodałem trochę brudu w takich miejscach, gdzie ktoś mógł go nanieść buciorami.
Tablice i elementy odróżniające się w tym dosyć pustym kadłubie, wzmocniłem dodatkowo szarym i czarnym panellinerem od Tamiyi.
Całość prezentuje się tak:
Kadłub
MiniArt wymyślił naprawdę dziwny sposób łączenia połówek kadłuba. Osłona silnika jest klejona z 4 elementów (w tym jeden jest częścią jednej połówki kadłuba). Stateczniki pionowe są częścią lewej połówki i nie mają linii podziałowych, a łączą się z prawą połówką tak, że z drugiej strony kadłuba tworzą się linie podziałowe. Mamy więc “wybór” – ryć z jednej strony lub szpachlować z drugiej. Dodatkowo na ogonie mamy do zaszpachlowania rów melioracyjny. Na szczęście dzień szpachlowania przypadł mi na moją zmianę w Modelarni Agtom w Krakowie, gdzie dzięki niektórym ułatwieniom i narzędziom, ta mega frustrująca czynność nie sprawiła mi zbyt wiele kłopotu 🙂
Z racji tego, że moim głównym celem w tym modelu jest uzyskanie efektu światłocienia na konstrukcyjnym kadłubie, model zapodkładowałem na biało.
Następnie wykonałem dosyć skomplikowany “preshading”, który można podzielić na kilka kroków:
- pomalowanie elementów metalowych, które na koniec pokryłem odrobiną lakieru do włosów jako bazę pod przyszłe zdrapki
- elementy drewniane, które chcę żeby się odróżniały kolorystycznie od reszty
- elementy “zaciemnione”, gdzie ewidentnie “coś” było pod płótnem (np. za schodkiem dla pilota)
- stworzenie imitacji światłocienia konstrukcyjnych stateczników pionowych (Miniart tutaj nie pomógł, bo w modelu stateczniki są proste jak deska)
- imitację odbicia światła na płóciennej części kadłuba.
Co z tego wyjdzie? Sam jestem ciekawy 😉
I… na tym kończę tę część relacji z budowy. W następnej, ostatniej, zaproszę na malowanie, weathering i finalne sklejanie.
Kamil Trembacz
P.S. O dalszych perypetiach związanych z tym modelem przeczytać można w drugiej części artykułu