1/35 AVRO 671 ROTA MK.I
MiniArt – 41008
BUDOWA – cz. 2
studium upadku
Od pierwszej relacji z budowy tego modelu minęły już, bez mała, ponad 4 lata. Osoby, które czekały na rozwój sytuacji muszę od razu przeprosić, bo dalsza część tego tekstu nie będzie o tym, jak powstawał ten model, a o tym, dlaczego nie powstał i nigdy nie powstanie.
Po co więc ten tekst? Ponieważ ten projekt był dla mnie na swój sposób przełomowy. To na nim popełniłem błędy, których dzięki temu, dziś już nie popełniam. Podczas jednej z prywatnych pogawędek, uznaliśmy wspólnie z KFSem, że takie podsumowanie może mieć całkiem niemałą wartość merytoryczną dla wielu czytelników. Dlatego postanowiłem się z Wami podzielić moimi refleksjami, które pozwoliłem sobie rozpisać w formie kilku porad.
1. Zapisuj zdjęcia z budowy modeli, bo mogą się kiedyś przydać
Podczas budowy Roty pierwszy raz zdarzyło mi się “zgubić” fotki z budowy modelu. Dopóki projekt prowadzony był równocześnie z Kolibri wszystko było ok, ale chwilę potem, a był to okres wariacki, bo wczesnej pandemii Covid 19, w moim albumie wystąpiła dziura, która objęła… prawie cały proces malowania elementów modelu z zewnątrz!
I tak oto po zdjęciu wieńczącym część pierwszą z budowy:
Za wyjątkiem kilku mniej istotnych zdjęć, które się zachowały, lądujemy tutaj:
Także moi drodzy – pamiętajcie o backupie danych, bo każdemu się może zdarzyć, a zdjęcia z budowy swoich modeli warto mieć nawet, jeśli nie zamierzacie ich nikomu pokazywać. Chociażby po to, żeby do tego kiedyś wrócić przy okazji innej budowy. Pamięć jest zawodna i płata nam figle. Ja bardzo często wracam po latach nawet do bardzo starych warsztatów, np. po to, żeby sobie przypomnieć, czy jakaś chemia użyta dawno temu zadziałała na plus, czy jednak warto by było rozważyć jej utylizację 😉
Wracając do relacji z tej budowy. Utrata części zdjęć nie jest jeszcze żadnym powodem do rozpaczy. Przecież mógłbym opowiedzieć, co robiłem po kolei i jak to robiłem, a sam warsztat rozpocząć po prostu od dalszych etapów budowy, np. brudzenia, co pewnie dla wielu czytelników KFS-Miniatures byłoby wystarczająco ciekawe. Niestety tutaj pojawia się jeszcze inny problem…
2. Rób “backup” farb, albo chociaż notuj w instrukcji, czym malowałeś
W tym temacie popełniłem dwa błędy przy tej budowie. Po pierwsze pomalowałem większość modelu żółtą farbą z palety Hataka Orange (o tym więcej w dalszej części tekstu), tylko nie wiem dokładnie którą, a że popełniłem błąd przy maskowaniu (zamaskowałem “framugę” drzwiczek pilota, która również powinna być żółta), to pasowałoby zrobić podmalówki. Żółte kolory mają to do siebie, że dosyć mocno się od siebie różnią, więc musiałbym teraz kupić kilka i próbować na boku, testując kolor.
Dodatkowo, z jakichś, dziś już nieznanych mi przyczyn, nie pomalowałem gondoli wirnika, która powinna być w oliwkowo-brązowym camo.
I o ile w tym przypadku wiem, czym były pomalowane:
O tyle farb tych już nie posiadam i nie jestem pewien, czy na potrzeby dokończenia tej budowy, chciałbym znów posiadać 🙂
3. Zmyślne preshadingi są głupie i prawie nigdy się nie udają
Za te słowa pewnie wyleje się na mnie wiadro pomyj, ale zdanie jest jak przysłowiowa d**a i takie właśnie jest moje. Zawsze chciałem to powiedzieć publicznie, bo presja preshadingów odbija się negatywnie na wielu warsztatach, jakie widzę w internecie. Zwłaszcza u początkujących fanów tego hobby. Prawda jest taka, że stworzenie sensownego preshadingu to bardzo złożone i niemalże naukowe zagadnienie. Zwłaszcza, gdy używa się do tego dużych kontrastów i wielu kolorów. Pisząc “preshading” nie mam tutaj na myśli klasycznej już “czarnej kratki”, a wszystkie jego wariacje z blackbasingiem i mottlingiem włącznie.
Nie mówię z tego miejsca żeby nie próbować i że się nie da, bo na łamach tego serwisu nie jedna budowa obejmuje dobry preshading. Sam KFS jest zresztą mistrzem tej techniki. Niestety, żeby ta cała misterna praca nie zniknęła pod kolorem bazowym i żeby całość wyglądała dobrze, trzeba mieć w tym duże doświadczenie (czyt. najpierw wiele razy zepsuć lub zamalować) i posiadać bardzo dobre wyczucie mieszania ze sobą barw (czego można się trochę nauczyć malując np. figurki).
Czy mój preshading był nieudany? Nawet nie, choć był dosyć przekombinowany. Bo wyglądał tak:
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie był w żaden sposób fajny i zasadniczo nic temu modelowi nie dał, czego bym potem nie mógł w łatwy dodać postshandigiem lub farbami olejnymi, a skoro nie widać różnicy, to po co się męczyć? Żeby na relacji z budowy dobrze wyglądało? 🙂
A efekt był taki. Oceńcie sami, czy było warto:
4. Nie maskuj na świeżej farbie, jeśli jej dobrze nie znasz
Tę zasadę znałem już wcześniej i zawsze do tej pory starałem się używać do tego celu farb, które mam już “rozeznane bojem” lub, jeśli nie znam farby, utrzymywać min. kilku-godzinny odstęp pomiędzy malowaniem, a maskowaniem.
Niestety tym razem wybór padł na niesprawdzoną przeze mnie w tym celu Hatakę Orange, a chęć obejrzenia, jak wyjdą gotowe brytyjskie rondle malowane od masek, była tego dnia silniejsza, niż zdrowy rozsądek.
I tak o to, zapowiadało się dobrze:
Na dalszych etapach zalepiłem nawet linie łączenia pierścieni z Oramasku, żeby żaden przypadkowy odkurz z innego koloru nie pojawił się w niepożądanym miejscu:
No i… nieopłaciłosię, bo o ile same rondle siadły ładnie, to klej z maski zareagował ze świeżą farbą:
a jego zmywanie spowodowało wytarcia na wypukłej konstrukcji kadłuba.
Ale, żeby tego było mało… uznałem, że to doda mojej koncepcji tylko wiarygodności. Wiecie, że niby takie były fajne, zgaszone rondle… że niby pierwotnie były namalowane przed żółtym, treningowym kolorem, a maszyna była już wtedy zużyta. Więc nie poprawiając tego pomalowałem model na żółto:
… i to był gwóźdź do trumny palety Hataka Orange na moim warsztacie. Choć nie to, że zareagowały z klejem od masek było głównym powodem, bo denerwowały mnie już wcześniej. Moim zdaniem ich największą wadą są: słabe krycie jasnych kolorów (jak powyższy żółty, którego dałem chyba 7 warstw) i rozwarstwianie się farby przy bardzo dużych rozcieńczeniach. Tę ostatnią bolączkę odkryłem już przy okazji malowania Kolibri.
5. Jeśli wydaje Ci się, że przeginasz z efekciarstwem, to najprawdopodobniej masz rację
Wspomniane wyżej rondle “rzekomo zamalowane żółtą farbą” to był początek mojego głupiego efekciarstwa w tym modelu. Długo się zastanawiałem, dlaczego tak wtedy kombinowałem i jedyne, co przyszło mi do głowy to myśl, że ten model po prostu przestał mi się podobać ze względu na swoją prostotę i “toporność” pierwowzoru.
Rondle oczywiście musiałem przemalować, bo wyglądały żałośnie. Oczywiście nici już były z mojej koncepcji “zamalowanych”. Mogłem po prostu je przemalować, ale żeby przekuć tę porażkę w “sukces” uznałem, że… przesunę rondle w osi! Miało być, że niby ktoś, kto to serwisował wiatrakowiec nie wycentrował szablonu i tak akurat mu się zdarzyło… z obu stron. Prawdopodobieństwo, że tak mogło być oceniam teraz na niemal zerowe. Zresztą spójrzcie jak żałośnie to wygląda:
A skoro już przy kombinowaniu jesteśmy to…
6. Bezwzględnie eliminuj z warsztatu problematyczną chemię
I przy tym postanowieniu zalecam pełną bezkompromisowość. Jeśli jakiś produkt zepsuł Ci kiedyś model, to upewnij się, że nie użyłeś go niezgodnie z przeznaczeniem, a jeśli zrobiłeś to dobrze, to po prostu go wyrzuć. Uwierz mi – lepiej jest stracić 20 czy 50 zł na badziewnym zakupie, niż zmarnować swoją wielomiesięczną pracę i (przecież też nietani) model.
Ja, korzystając z tej zasady, pozbyłem się kolejnego produktu Ammo z mojego warsztatu, a dokładnie Chipping Fluidu. Co ciekawe, już wtedy do zdrapek używałem z powodzeniem lakieru do włosów polecanego przez KFSa, a kupionego w osiedlowym “Lewatywianie”:
ale została mi dosłownie resztka tego badziewia od Ammo i postanowiłem ją na tym modelu wykończyć. Efekt był taki:
Dlaczego badziewia ktoś zapyta? Ponieważ poza tym, że nie da się tego specyfiku praktycznie w ogóle kontrolować (testowałem różne ilości i intensywności warstw itp. itd.), to jeszcze rosną w nim “potworniaki”.
Zdjęcia z archiwum prywatnego trzech osobnych, NIEOTWIERANYCH butelek:
W tym konkretnym przypadku, chipping Ammo spowodował, że moje subtelne (w planach) zdrapki na elementach metalowych, zakończyły się tak, jak widać powyżej. Farba zaczęła dosłownie spływać z metalizera, który był pod chipping fluidem. Oceńcie sami, ja byłem – mówiąc delikatnie – niezbyt zadowolony.
7. Zanim potniesz model, upewnij się, że po modyfikacjach będzie lepiej
Tutaj życzliwa porada dla osób, które lubią sobie co nieco dołożyć do modelu z dodatków własnych. Polecam, jeżeli jest to oczywiście możliwe, najpierw przygotować “na boku” planowaną modyfikację, a dopiero potem ciąć model. Ja tego w tej budowie nie zrobiłem, kiedy uznałem, że zwaloryzuję silnik o aftermarketowe świece zapłonowe. Skończyło się na tym, że wywierciłem w silniku stosowne otwory, zamówiłem żywiczne świece od Łukasza Laskowskiego z Taurus Models, a następnie… przyszła pandemia Covid 19 i moja paczka utknęła na poczcie, z której nie mogłem jej odebrać i która finalnie zwróciła paczkę z powrotem do nadawcy. Łukasz był wkurzony, a ja zostałem z silnikiem z dziurami w cylindrach, jak Himilsbach z angielskim…
8. Jeśli nie chcesz się zmęczyć budową, to nie szukaj do modelu kwitów, bo jeszcze coś wynajdziesz
… bo albo się zmęczysz, albo się rozczarujesz. Większość modeli, które budujemy w porównaniu z ich oryginalnymi odpowiednikami będzie wymagała przeróbek. Czasami drobnych, czasami nie. Ja rozochocony fajną i ciekawą waloryzacją Kolibra, o której można poczytaj tutaj, zacząłem szukać “papierów” na moją treningową Rotę. Niestety okazało się, że wyglądała ona TROCHĘ niestandardowo: źródło »
Jako, że dotarłem do tych materiałów dopiero po pomalowaniu prawie wszystkich elementów modelu, to bardzo ryzykowna byłaby aplikacja tych wszystkich anten i drucików na tym etapie. Wtedy właśnie, ostatecznie straciłem całkowicie serce do tego małego wiatrakowca, który od prawie 4 lat leży w pudełku w takim stanie:
Kamil Trembacz
> takie podsumowanie może mieć całkiem niemałą wartość merytoryczną dla wielu czytelników
Potwierdzam, ma to dla mnie, jako jednego z wielu czytelników, niemałą wartość. Wiele wpisów (i ogólniej materiałów do dyspozycji dla kogoś kto chce się uczyć – filmy, magazyny, fora) ładnie pokazuje mistrzostwo, rzadko są pokazywane co najwyżej mikroniedoskonałości (np. “za mocny efekt, więc musiałem go w kolejnym kroku zmiękczyłem”). A codzienność przeciętnego zlepiacza takiego jak ja to raczej wszystkie te klimaty o nie takich farbach, przeoczeniach, niedziałającej chemii, problemy ze sklejeniem elementów, rozbieżności w źródłach itd. Dziękuję autorowi za otwartość!
Dziękuję za ten komentarz! Taki właśnie był cel tego tekstu, żeby pokazać, że nie zawsze jest kolorowo 🙂
Prawda jest taka, że nawet najznamienistsze modele, na jakimś etapie, wcale nie wyglądają tak, jak są przedstawiane w materiałach je promujących 🙂
Punkty nr7 i 8 rosły razem ze mną, teraz ze mną się starzeją. Ale najgorsze jest to, że praktycznie przy każdym modelu sam i na własne życzenie daję im powód do radochy…
Bo w naszym hobby (choć chyba nie tylko w naszym) jest tak, że wiedza wiedzą, a życie życiem i czasami trzeba się sparzyć, żeby sobie przypomnieć dlaczego nie warto 😅
Ja bym w ogóle dodał z akapit, próbując uzasadnić następujące zagadnienia:
1. Co skłania producenta (czytaj: co chłopaki tam wchłaniali), że wydali tyle firmowej kasy, żeby wyprodukować model takiego brzydactwa. Choćby po stateczniku widać, że działali w niezwykłym pośpiechu, tudzież w ukryciu przed (dochodzącym powoli do siebie) kierownikiem, żeby się nie kapnął co robią.
2. Co skłania niezwykle utalentowanego modelarza, że wydaje tyle kasy i czasu, żeby ulepić nielota. W sensie nawet jakby lepił jak mistrz świata, to i tak wyjdzie z tego nędzna aerodyna.
covid. tak to musiał być covid kraken.
Zgodziłbym się z Tobą w pełni, gdyby nie fakt, że widziałem tę Rotę w wykonaniu Wojtka Buby, która jest po prostu piękna 😃 Właściwie, gdybym miał dopisać punkt 9, to właśnie brzmiałby jakoś tak, że modele “zaorane” przez najlepszych modelarzy ciężej się robi z założenia.
Wracając do punktu 1:
Byłem pod wrażeniem pierwszego modelu lotniczego Miniartu, czyli Flettnera 282, który pomimo, że był w pudełku poszatkowany jak ser tarty, to był świetnym, choć dziwacznym, modelem. Ten mi się wydawał prostszy i przyjemniejszy w budowie. Taki relaksujący, niezobowiązujący projekcik na przykre czasy. No i prostszy faktycznie był, choć bardziej pasuje tutaj określenie “uproszczony”, a przy tym był też cholernie nierówny. Wspomniane stateczniki to była największa sól w moim oku. Wyglądają jakby połowę zrobił etatowiec, a drugą połowę stażysta. Do tego dochodzi faktura płótna, którą bez mała można przyrównać do klasyka gatunku, czyli Czapli z Plastyka, choć skala znacznie większa trochę poprawia ten odbiór.
A Covid srowid jaki był, wszyscy wiemy…
Odnośnie punktów 7 i 8 dopisałbym :
Jeżeli jednak dotarłeś do dokumentacji, i dalej zamierzasz w oparciu o nią dokonywać modyfikacji to odpowiedz sobie na pytanie, czy przy obecnym poziomie opracowania form wtryskowych, części, które będziesz przerabiał, po tych przeróbkach będą wyglądały naprawdę lepiej i nie będą kontrastowały z tą nieprzerabianą częścią modelu.