1/35 FL 282 V-23 HUMMINGBIRG
KOLIBRI
MINIART – 41004
BUDOWA cz. 1
Zanim przejdę do recenzji nowego śmiglatego cudactwa MiniArtu (czyli Avro 671), opowiem trochę o budowie Kolibra. W tej części budowy nie będzie jednak nic o malowaniu, nie będzie też nic o technikach modelarskich. Nie będzie to też typowa wiwisekcja, bo żeby Kolibra móc złożyć do kupy, trzeba zmalować 65% modelu. O czym więc będzie pierwsza część relacji z budowy Flettnera? O wycinaniu, klejeniu, szlifowaniu i piłowaniu. Możemy więc potraktować ten tekst jako drugą część recenzji zestawu.
O modelach pancernych MiniArtu wiem, że bywają nazbyt “pocięte”. Kiedy recenzowałem Kolibra, dziesiątki części w wypraskach wydawały mi się normalne i oczywiste, bo oryginał był w sumie zlepkiem rurek i popychaczy. Pierwsza myśl, gdy zacząłem budowę: “Nie jest to model dla niecierpliwych”. Żeby zamknąć kadłub, trzeba wykonać na gotowo prawie wszystkie elementy modelu (można pominąć jedynie koła, stateczniki, zbiorniki paliwa i wirniki z łopatami). Już na początkowym etapie budowy trzeba sobie uświadomić, że w tym modelu będzie widać prawie wszystko, dlatego praktycznie każdy element trzeba pomalować z obu stron, a to powoduje, że większość części będzie można skleić dopiero po jakimś czasie. Ja do pierwszego podkładowania przygotowałem:
WRĘGI, ŚCIANKI KADŁUBA I STATECZNIK
SILNIK
Silnik będzie malowany trzema kolorami (przednia osłona, blok silnika i układ wydechowy), dlatego też postanowiłem nie łączyć go w całość przed malowaniem. Mimo że, jak na tę skalę, jednostka napędowa nie powala rozmiarami, to ilość elementów już owszem – 32.
UKŁAD STEROWANIA SILNIKIEM ORAZ PRZEKŁADNIA
O ile o silniku możemy powiedzieć, że nie jest przesadnie pocięty jak na poziom skomplikowania zestawu, o tyle jego układ sterowania to zupełnie inna bajka. Element, który w miniaturze ma mniej niż 1,5 cm x 2cm, składa się z 15 części (ostatni element po prawej stronie). Normalnie nie miałbym z tym problemu, bo jestem typem “sklejacza”. Niestety, na każdą część przypadają średnio 2-3 punkty łączenia z wypraską, co daje 30-45 bruzd do usunięcia na elementach, które mają kilka mm! Przekładnia również składa się z dziesiątek części (dokładnie: 35 + 4 fototrawione), ale nie jest to już tak upierdliwe jak powyżej. Elementy nie są pocięte, po prostu konstrukcja przekładni jest bardzo zaawansowana technicznie.
W tym momencie muszę jeszcze poruszyć jedną, ale ważną kwestię. Bardzo dużo elementów tego modelu jest połączonych z wypraską tak, że standardowe (grube) cążki Tamiyi są bezużyteczne. Trzeba się bawić skalpelem, czeską żyletką lub piłką Hasegawy (chociaż nie wszędzie się zmieszczą). Przy tak dużej ilości elementów jest to po prostu denerwujące. Dodatkowo połączenia często znajdują się w trudno dostępnych miejscach, przez co usunięcie bruzd jest trudne do wyeliminowania. Kolejną niedogodnością są zauważalne praktycznie na każdym elemencie delikatne przesunięcia form. Wiem, że zdarza się to większości producentów, ale nawet minimalne przesunięcie na popychaczu, który ma w miniaturze 0,65 mm, powoduje, że trzeba go mocno pocienić i nadwątlić.
KABINA PILOTA
“Budowanie” kabiny pilota sprawiło mi jak na razie najwięcej frajdy. Plątanina rurek świetnie się skleja i przy odpowiednim zróżnicowaniu kolorów będzie na pewno ciekawym punktem miniatury.
OSŁONY SILNIKA
Zestawowe osłony silnika postanowiłem wymienić na blachy Eduarda. Nie jestem mistrzem klejenia blach, ale efekt końcowy i tak jest lepszy od tego, co proponuje producent. Recenzję blach można zobaczyć tutaj »
PODWOZIE
Koła mi się podobają, golenie podwozia już mniej. Najbardziej mnie martwi fakt, że piasty tylnego podwozia są znacznie węższe od otworów w kołach, przez co koła trzeba będzie kleić “na styk”.
WIRNIKI I ŁOPATY
Zwracałem na to uwagę już w recenzji i zwrócę jeszcze raz – łączenie wirników z łopatami odbywa się prawie “na styk”. Nawet kosztem straty na wyglądzie, postanowiłem mocno zalać te miejsca CA. Całość jest dosyć wiotka, ale i tak jestem pod wrażeniem, bo spodziewałem się, że “patyczki” łączące łopaty z wirkiem wygną się jak osika na wietrze.
Najgorszym elementem całego modelu są wirniki. Jest to najbardziej wyeksponowany element, a wygląda… sami oceńcie. Połowę detalu musiałem zeszlifować z powodu łączenia form przechodzącego przez środek głowicy wirnika nośnego…
Podsumowując ten etap budowy stwierdzam, że teraz będzie już tylko lepiej. Zdecydowaną większość śladów po łączeniach oraz przesunięciach form już usunąłem. Skleiłem też prawie całą drobnicę. Nie spodziewam się jakichś większych problemów ze składaniem tego modelu do kupy, ponieważ spasowanie elementów do tej pory było dobre. W następnej części relacji z budowy skupię się na malowaniu elementów silnika, przekładni, kokpitu i kabiny pasażera. Ciągle się zastanawiam, które malowanie wybrać. Na pewno odpada srebrne. Czekam na Wasze sugestie 😉 Schematy malowania znajdziecie tutaj »
Kamil Trembacz
Ze względu na niezwykłość konstrukcji wybrałbym również niezwykłe malowanie, czyli amerykańskie 🙂 Pozdrawiam.
Ale amerykańskie wczesne, późniejsze, czy srebrne? 🙂