1/35 Russian Heavy Tank KV-1
Model 1941, Early Production
Tamiya – 35372
Sowiecka machina zniszczenia po inspekcji zawartości pudełka trafiła na stół operacyjny celem wypatroszenia ramek z elementów, które następnie poskładałem w całość. Jak się okazało, finalnie wyszła z tego sporych rozmiarów miniatura wysokomocnej czerwonoarmijnej broni. Sam model zbudowałem bez jakichkolwiek waloryzacji, żeby każdy miał uczciwy pogląd na to, co można uzyskać prosto z pudła. Jedynym wyjątkiem będą liny z Eureka XXL, ale te pojawią się już w kolejnej części artykułu, która poświęcona będzie kolorowaniu małego czołgu. Ale do rzeczy. Pierwsze cięcie wykonałem na burcie kadłuba…
…a następnie powycinałem jego pozostałe składowe.
Taka kompozycja wanny to dosyć świeże rozwiązanie u samurajów. Chociaż spotkać się z nim można już było choćby w modelu małego czechosłowackiego czołgu w niemieckiej służbie, który niedawno budował Artur. W moim zestawie pierwszą czynnością wymagającą użycia kleju był montaż wręgi, dzięki której burty nie przechylą się do środka ani nie rozjadą na zewnątrz.
Legendarna składalność i spasowanie Tamijuni potwierdziły się już od pierwszych chwil. Burty wystarczyło tylko przyłożyć do dna i zaaplikować na styku łączenia “cienki” klej. Przed przyklejeniem jednak należy pamiętać o wywierceniu otworów w burtach, które posłużą nam do montażu opancerzenia pierścienia wieży. Od zewnętrznej strony musimy natomiast zeszlifować gniazda uchwytów lin holowniczych. Takie rozwiązania sugerują, że Tamiya może mieć w planach jakąś kolejną wersję Klimenta. W każdym razie sprawiają one, iż instrukcję należy dokładnie studiować na każdym etapie prac.
I obie strony na miejscu.
Zero szczelin, szpar, itp.
Kolejny krok to przygotowanie dachu kadłuba. Tutaj również musimy pamiętać o wywierceniu otworów – gdzie i ile doskonale ilustruje instrukcja.
Montaż to czysta formalność i przyjemność. Perfekcyjne spasowanie i tej sekcji.
Kadłub zamykamy przednimi płytami pancernymi.
Podczas całego procesu składania kadłuba obyło się bez użycia szpachlówki.
Wedle instrukcji należało teraz zamontować wahacze i ich odboje. Jednak rzeczone trzeba było poddać obróbce…
…którą przeprowadziłem przy pomocy bloczków ściernych zakupionych w jednym ze znanych sklepów drogeryjnych.
Dobrze, że są na świecie kobiety, dla których takie utensylia są opracowywane, a które my – zlepiacze plasticzanych zabawek – możemy również wykorzystywać.
Cyk, i gotowe…
…można przylepiać 😉
Dzięki małym kołeczkom ustalającym wahacze mamy przymocowane idealnie w jednej linii i we właściwej pozycji.
I tak przy okazji rzut okiem na największy babol tego świetnego zestawu, czyli wloty powietrza do silnika – no wyglądają jak wyglądają -delikatnie mówiąc niedobrze. To nie ten czas ani nie ta skala. W jedensiedemdwa jeszcze bym przebolał, ale nie w jedentrzypięć. Dlatego też postanowiłem ich nie przyklejać i jak tylko pojawi się jakiś blaszany aftermarket – wymienić. Na razie zostaje jak jest.
Ponarzekałem i podoklejałem parę detali. Między innymi pierścień wieży, który z powodów dla mnie niezrozumiałych został zrobiony razem z zębatką. Normalnie tego nie będzie widać, a nawet jak zdejmiemy wieżę i widać będzie, to wnętrze i tak wieje pustką. Ot, taki mało użyteczny bajerek.
Na tym etapie zakończyłem składanie kadłuba i zabrałem się za koła.Wszystko najpierw wyłuskałem z ramek i obrobiłem, a następnie polepiłem. Oczywiście wszystko przemyślane i perfekcyjnie spasowane. Używam w tej wiwisekcji słowa perfekcja – gdybym napisał “bardzo dobrze”, byłoby to obrazą dla twórców tej miniatury. Od lewej: koło napędowe, koło napinające, koło jezdne i rolka podtrzymująca górny bieg traków.
A tak w komplecie poskładane.
Koła umiejscowiłem i tymczasowo przymocowałem przy pomocy patafixu…
…po czym zabrałem się za gąsienice. Jak pamiętacie z opisu zawartości pudełka, są one odtworzone w postaci pasków i pojedynczych ogniw na łuki. Co ważne, na górnym biegu zasygnalizowano w bardzo wyraźny sposób charakterystyczny zwis.
Główną pracą w tym przypadku było usunięcie śladów po wypychaczach, które na szczęście były bardzo płytkie. W tym celu użyłem zaokrąglonego ostrza skalpela, którym po prostu zeskrobałem nieestetycznie wyglądające ślady.
Po dosłownie błyskawicznym poskładaniu nośnika uzbrojenia przyszła pora na wieżę. Tak jak to miało miejsce w przypadku kadłuba, ta również została podzielona na osobne płyty (pachnie mi to, co już wspominałem w recenzji, MiniArtem z rozsądniejszą ilością części 🙂 )
Pierwszą czynnością, o której należy pamiętać przed rozpoczęciem montażu ścian, jest wklejenie elementów, dzięki którym wieża będzie się trzymała kadłuba.
Reszta prac nad tą sekcją to czysta przyjemność i kolejne potwierdzenie starego powiedzenia modelarzy: Tamijunia klocki lego. Wedle instrukcji – boczne ściany…
…przednia i tylna płyta pancerna…
…oraz dach. Chyba nie muszę pisać, jak wszystko jest dopasowane 🙂
Mechanizm podnoszenia armaty z racji tego, że jest elementem zupełnie niewidocznym, potraktowałem po macoszemu i nie przyłożyłem się do jego obróbki. Całość i tak ostatecznie znalazła się pod maską.
Natomiast lufa została odlana w jednym kawałku. Szew po formie zeskrobałem skalpelem, a następnie całość zeszlifowałem przy pomocy wspomnianych wyżej bloczków ściernych i wypolerowałem polerką… a jakże, do paznokci.
Wieża powędrowała na podwozie i pozostał ostatni akt budowy…
…czyli błotniki. Super, że są osobnymi elementami. Jak widać z powyższych zdjęć, w znakomity sposób ułatwi nam to montaż traków. Same błotniki to w sumie po osiem elementów na stronę. Do tego doklejamy jeszcze dwie skrzynki na narzędzia i wyposażenie oraz piłę.
I na tym kończymy budowę tejże miniatury.
Model jest prosty w montażu, idealnie, przepraszam, perfekcyjnie spasowany – nie odnotowałem żadnej, nawet tyciej zdrady. Przy budowie nie użyłem ani grama szpachlówki. W recenzji wspominałem, że jest to zestaw dla mas i ta wiwisekcja to potwierdza. W ciągu dwóch, trzech wieczorów da się go prosto z pudła bezproblemowo poskładać i przygotować do kolorowania. Oczywiście początkującemu modelarzowi radzę dokładnie śledzić instrukcję montażu i skupić się na poszczególnych obrazkach. Jak dla mnie to super baza do waloryzacji, o którą z pewnością pokuszą się zaawansowani zlepiacze plastikowych miniatur. Cena, jaka jest, każdy widzi, a tutaj nie będę tego tematu rozwijał, bo to nie targ. Tak więc osobiście polecam i już wiem, że zbuduje jeszcze jedną miniaturę Klimenta z tego zestawu, tym razem jednak z blacharką, metalową lufą i metalowymi gąskami. Aha, jeszcze P.S.: materiał nie jest sponsorowany 😉
Rafał Buber Kubić
Model przekazany przez Hobby 2000 – dystrybutora Tamiya
Hej Rafał, świetna (by nie rzec “perfekcyjna” 🙂 recenzja modelu!
Podnoszenie jakościowej poprzeczki przez Tamiyę ma IMHO oprócz widocznych zalet małą ale znaczacą wadę: starsze i bardziej niechlujnie wyprodukowane zestawy tracą w oczach na wartości – szczególnie dla zalatanych i niecierpliwych…