1/35 M3A1
Scout Car
TAMIYA – 35363
W recenzji jankeskiego wozu z godłem Gwardii na burtach wytknąłem parę niedostatków występujących w tym zestawie, ale było też i parę pochwał. Teraz pora na weryfikację spostrzeżeń w praktyce. Całość miałem w zamiarze podzielić na dwie części, czyli budowę i malowanie, jednak po rozpoczęciu lepienia stwierdziłem, że ze względu na specyficzną konstrukcję i otwarte wnętrze przedziału bojowego konieczne będzie składanie i malowanie w kawałkach. Tak więc powstała jedna relacja. Budowę, jak to w przypadku każdego modelu pojazdu o ramowej konstrukcji, siłą rzeczy rozpocząłem właśnie od niej.
Plastik jak to u Tamijuni nie dość, że dobrze wygląda, to i bardzo dobrze się obrabia. Ze swojego doświadczenia wyciągam wniosek, że nie warto oszczędzać na porządnych narzędziach – do wyłuskiwania poszczególnych elementów z ramek polecam zakup dobrych cążek, które tną, a nie gniotą materiał. Jeżeli chodzi o spasowanie części, mogę rzec tylko jedno – jest idealne.
Cóż więcej rzec, wycinamy i sklejamy. No oczywiście, jak to u Tamijuni, ilość składowych takiej ramy nie powala. Niemniej wszystko, co będzie widoczne w modelu oglądanym od spodu, po złożeniu wygląda przyzwoicie.
Mosty wykonane zostały razem z wałami napędowymi, a doklejamy jedynie dekle. Tym sposobem już zaczyna się rzucać w oczy główny zamysł konstruktorów tej miniatury – model dla mas; z jednej strony niewymagający, a z drugiej jednak odwzorowujący w bardzo przyzwoity sposób oryginał.
Od strony kadłuba nie ma już nic. Szkoda, że producent nie pokusił się chociaż o odwzorowanie silnika, ale i tak nie byłoby go widać ze względu na wszystkie pokrywy wykonane na stałe jako zamknięte.
Jak już zmontowałem ramę, to żeby tak smutno nie leżała na biurku, poskładałem koła. Patent od lat stosowany przez Japończyków w pojazdach wojskowych w jedentrzypięć, czyli dwie połówki i winylowa tulejka w środek celem umożliwienia kręcenia się kółek. Szkoda tylko, że brak jest jakichkolwiek napisów na oponach. Nie szukałem żadnych zamienników, gdyż założenie było takie, żeby ten samochodzik złożyć prosto z pudełeczka.
A po obróbce miejsca łączenia i przymiarce do piast, dolna część, czyli rama, była gotowa do malowania.
I zmora tego i nie tylko tego wyrobu z Shizouki – wszędobylskie ślady po wypychaczach – co kłóci się trochę z ideą modelu dla mas. Dużą część czasu poświęconego budowie musiałem spędzić na ich usuwaniu.
Sporą ilość tych bardzo płytkich można zlikwidować skrobiąc zaokrąglonym ostrzem skalpela.
Pozostałe jednak trzeba szpachlować. No akurat tutaj, idąc na skróty, ktoś sobie to daruje. Bo to pod spodem i nie będzie widoczne – powiadam będzie, a jak ktoś pamięta, lubię mieć zrobione jak należy wszystko. Tutaj użyłem akrylowej szpachlówki Ammo.
Po przymiarce do ramy.
Moim zdaniem bardzo dobrym rozwiązaniem jest podzielenie całej karoserii na poszczególne ściany. Raz, że ułatwia to usuwanie nieszczęsnych śladów po wypychaczach, a dwa, że uprości proces malowania. Na całe szczęście, na wewnętrznych powierzchniach ścian wspomnianych śladów udało mi się pozbyć samym ostrzem skalpela, bez szpachlówki.
To samo z wewnętrzną stroną przednich błotników – tylko skalpel i papier ścierny.
I mały zarys pojazdu. Elementy układanki pasują perfekcyjnie. Swoją drogą, cały proces montażu – oczywiście z dużo mniejszą ilością części – bardzo przypomina mi takiego Mesia, którego miałem przyjemność budować .
Kolejny krok to wklejenie do podłogi zasobników, które mieszczą się nad tylnymi nadkolami. Niestety i w tym wypadku są zamknięte, ale za to doskonale pasują.
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym na tym etapie wszystkiego nie przymierzył. Tak więc składowe karoserii …
…połapane na – jak to się mówi – ślinę. Dobra, ponarzekałem na te wypychacze, to teraz cukier – fenomenalne spasowanie, nic na siłę.
I rama – tutaj też żadnych przykrych niespodzianek – wszystkie kołki i otwory ustalające na ramie i w podłodze budy zgrywają się co do setnej milimetra.
I dorzucam jeszcze tylną płytę pancerną.
Tak więc w tej kwestii – moje niskie ukłony w stronę Tamijuni.
Model jeszcze nie poskładany w całość, a już w ruch idą kompresor i aerograf. Żeby skleić na stałe karoserię, postanowiłem pomalować każdą składową z osobna. Plusy są takie, że pomalujemy wszystko dokładnie, wygodnie mając dojście do każdego zakamarka. Tak, jasne – można i na szybko posklejać, a dopiero potem malować. Wolałem się jednak nie gimnastykować. Tak więc na początek wnętrze i znakomity podkład od Tomka Bilkiewicza czyli Surfacer 4000 Bilmodel. Daje on praktycznie niezniszczalną powłokę, którą możemy spokojnie szlifować. Jedynym minusem tego produktu jest to, że występuje tylko w jasnoszarej barwie, ale w rozmowie z Tomkiem dowiedziałem się, że po dodaniu czarnego pigmentu produkt tracił swoje fenomenalne właściwości.
Dodam jeszcze, że pokład kładłem na ciśnieniu około 1.0 bar przy użyciu dyszy 0.3 mm. Należy robić to delikatnie, gdyż substancja przechodzi przez dyszę jak woda. Po około 5 minutach można spokojnie kłaść kolor. Hmm, może nawet szybciej.
Koła natomiast pokryłem, można by rzec standardowo dla mnie, Surfacer Primerem 74.603 Vallejo. Tym sposobem mam od razu kolor gumy. Fajność tego rozwiązania zauważył nawet kolega Tomek Janiszewski i z powodzeniem zastosował w swoim Type59 .
Ramę natomiast zagruntowałem czarnym łanszotem, który od chwili pojawienia się na rynku gości w moim warsztacie na stałe. Wykorzystałem go między innymi podczas kolorowania BMR-a z Miniartu.
No dobra – zapodkładowane, więc czas na to, co poniektóre Tygryski (nie mylić z teutońskimi czołżkami) lubią najbardziej, czyli kolorowanki. Nie mogło być inaczej w moim przypadku i do psikaweczki wlane zostało zło w postaci amunicyjnego błotka 😉 Kolorek bazowy to Russian Base Green 4B0 A.Mig 019, rozcieńczany dedykowanym thinnerem i kładziony przy ciśnieniu około 0.8-1.0 bar dyszą 0.2. I jak widać po zdjęciach, kolorek był jeszcze rozjaśniany poprzez dodanie do bazy farbki białej i odrobiny żółtej. Nie podam proporcji, bo jak zwykle robię takie mieszanki na legendarne oko i nie spisuję receptur swoich mikstur.
Natomiast zabezpieczenie przed dalszymi manewrami chemiczno-mechanicznymi zrobiłem wykorzystując gloss od Tamijuni, czyli x-22. Lakier godny polecenia. Przy okazji pokrowiec na broń wstępnie pokryłem farbką Vallejo 70.983 Flat Earth.
Kolejnym krokiem było wykonanie delikatnych ubytków powłoki lakierniczej, mówiąc po modelarsku – obić. Wykonałem je przy pomocy farbki A.Mig 082 – te jasno zielone i A.Mig 044 – te ciemniejsze. Sama farbka 044 jest właśnie do tego celu dedykowana i nosi nawet odpowiednią nazwę – Chipping color. Do aplikacji wykorzystałem fragment gąbkowego zmywaka kuchennego i pędzelka.
Aj, w nowym ponoć pierwsza rysa boli najbardziej, a skoro tych rys powstało trochę więcej, sercu teraz tak nie żal. W ruch więc poszły siuwaksy do brzydzenia, a jako pierwszy łosz, a jakże oczywiście od Majoneza 😀 o symbolu 1005 – nie po raz pierwszy stosowany na moich modelach. Prawdę powiedziawszy, jestem wygodnicki i naprawdę lubię te gotowe produkty, właśnie ze względu na komfort ich używania. Dodatkowo podrasowałem samego łosza i wykonałem zacieki korzystając z oilbrusherów Dark Brown 3512 i White 3501. Kolor biały wykorzystałem jeszcze do delikatnego blendowania istniejących już rozjaśnień, nanosząc w wybrane miejsca małe kropki i rozcierając je kolistymi ruchami. Oczywiście robiłem to na błysku, nie na macie, dzięki czemu miałem dużą kontrolę swoich poczynań.
Na poniższej fotografii widoczne są również farbki użyte do obić.
Tym sposobem mogłem wreszcie budę posklejać do kupy – miałem od wewnątrz całą dokładnie wymalowaną, i zabrać się za malowanie z zewnątrz. Tym razem do zbiornika maszynki do malowań wlałem wspomniany już wcześniej i użyty dla przykładu również w T-80U Vallejo 74.603 – co i rusz czytam w odmętach internetów, że nadaje się do kosza – szczerze przyznam, nie wiem skąd taka opinia. U mnie w warsztacie się sprawdza.
I kolor bazowy, czyli A.Mig 019 . Wahałem się czy nie dać Olive Drab, ale stwierdziłem, że skoro pojazd dojechał do końca wojny (malowanie z Niemiec 1945), to może i po drodze gdzieś go przemalowali.
I koła przy okazji gotowe do sponiewierania.
I przyszedł czas na….to nierealne malowanie, tak to w rzeczywistości nie wygląda 😀 Czyli moje ulubione kolor modulejszyn 😉 Tak jak w przypadku wnętrza, tak i tutaj satysfakcjonujące mnie odcienie osiągnąłem mieszając kolory na wyczucie. Tajemnicą dobrych przejść odcieni jest malowanie nie prostopadle do powierzchni, lecz pod dużymi kątami, a momentami wręcz prawie równolegle. Oczywiście można odcinać poszczególne granice bądź to taśmą maskującą, bądź jak ja postąpiłem – przy pomocy kartonika. Po raz enty powtarzam – model ma przykuwać uwagę i wręcz się świecić na stole (przykładowo jakiegoś festiwalu) a nie wyglądać jak bura plama!
Całość zabezpieczyłem lakierem dla szczęściarzy i na szczęście znalazłem się ich gronie. A na poważnie wszystkie kolejne etapy zawsze zamykam bezbarwnym błyskiem i z pewnością gdzieś już to wspominałem w swoich warsztatach. Jak szczęśliwy dla mnie lakier dobrze wysechł, mogłem na burty imperialisty nanieść piękne godła Gwardii i numery taktyczne. Jako że lakier amunicyjny, to i płyny pod i na nalepki także z Hiszpanii. Przy grubych kalkach Japońców płyny zdały egzamin na pięć. Aha, już nie raz i dwa spotykałem się z pytaniami, w jakiej kolejności je stosować – stoi bykiem na buteleczkach – cyferka 1 i 2 😉
Łosz był tylko formalnością i czystą przyjemnością.Wszystkie detale i linie podziału są subtelne, ale również nad wyraz ostre i czytelne.
Na momencik odkładamy farbki, co by polepić parę elementów, którymi wypełnimy puste wnętrzności emtrójeczki, jak i dopiększymy puste zewnętrzne płaszczyzny. Po kolei więc – prowadnica uzbrojenia samochodu, fotele desantu i załogi, kanistry, w które nalewano….co tylko od fantazji ekipaża było zależne.
Siedziska zrobiono bardzo fajnie – oddzielne poduchy pod pupę, co bardzo ułatwiło późniejsze pokrycie kolorami.
Żadnych uwag tutaj nie mam. I wspomniane baniaki na samogon…wróć! Kanistry na paliwo
I tak na przemian – malowanie i składanie, malowanie i składanie, ściana przy ścianie… Pomijając muzyczne skojarzenia, pomalowałem bojcom kanapy. Mix chemii na zdjęciach.
A samo wnętrze już nie mogło się doczekać wypełnienia…
…mała przymiareczka …
…jednak zanim to wypełnienie nastąpiło, musiałem choć troszeczkę trzewia pobrudzić. Od początku prac postanowiłem, że nie będzie to pojazd umorusany w błocku, a najlepiej jeszcze w resztkach zimowego kamuflażu. Nie chciałem zatrzeć detali. Miało to być subtelne ukurzenie, z jedynie szczątkami zaschniętego błota w okolicach układu jezdnego. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Używając jedynie trzech specyfików Ammo, mianowicie Kursk Soil 1400, Fresh Engine Oil 1408 i Oilbrusher 3512 zbrzydziłem delikatnie miejsce pracy czerwonoarmijców.
I teraz mogłem już spokojnie wkleić siedziska załogantów. Taki sposób budowy i malowania gwarantuje nam rzetelnie i dokładnie wykonaną pracę. Dlatego też odradzam składanie modeli w całość i dopiero ich malowanie, szczególnie w tej skali. Podczas studiowania wyprasek i instrukcji warto się zastanowić nad jak najwygodniejszym podziałem do późniejszych prac malarskich.
W górnej części farby, siuwaksy i kleje sobie schły, a ja zabrałem się za ramę i koła. Jak już wspomniałem, miało być subtelnie i tak też chyba wyszło. Tutaj użyłem zaledwie dwóch specyfików, które pędzelkiem naniosłem na całość elementów. Nadmiar zebrałem po podeschnięciu zwilżonymi w Odourless Thinnerze patyczkami higienicznymi i okrągłym pędzelkiem w rozmiarze 4.
Koła natomiast w pierwszej kolejności pomalowałem specyfikiem Kursk soil, następnie wklepałem w niewyschniętą jeszcze powierzchnię znakomity wyrób naszego rodzimego producenta w postaci pigmentu Szary leśny szlak. Zostawiłem to na około 20 minut do podeschnięcia i zebrałem nadmiar suchym patyczkiem higienicznym. W identyczny sposób wykonałem również koła w kabriolecie z gwiazdą na masce.
Tak to wygląda na fotce lokującej produkty w towarzystwie gotowej ramy.
Na dolne partie budy naniosłem Ammo Heavy Mud 1705 i w to metodą wklepywania naniosłem odrobinę pigmentu Ammo North Africa Dust 3003. Jako że nośnikiem jest emaliowy specyfik, pigment trzyma się znakomicie. Ciemniejsze zabrudzenia i zacieki w pobliżu profili zaakcentowałem Ammo Dark Mud 1405 i Oilbrusherem 3512 Dark Brown.
I tym prostym i szybkim sposobem dół można było uznać za zamknięty. Nie sklejałem jednak jeszcze ramy z karoserią. Chciałem mieć większe pole manewru do dopracowania boków.
Pierwszym etapem było blendowanie ciemnym kolorem wszystkich krawędzi miniatury – w tym przypadku Oilbrusherem Starship Sludge Bay 3532 – wbrew nazwie kolor ten świetnie sprawdza się w pancerce.
W kolejnym kroku sięgnąłem po Streaking Grime 1203. Najpierw aplikowałem go na wszystkie pionowe powierzchnie pędzelkiem w postaci cienkich linii, by następnie po upływie około 10-15 minut płaskim pędzelkiem rozprowadzić ruchami z góry na dół i pozbyć się nadmiaru -efekt ma być widoczny, ale nie dominujący.
Na zakończenie tego etapu metodą blendowania pocieniowałem i porozjaśniałem jeszcze miniaturę. Całość zamknąłem szczęśliwym lakierem o błyszczącym finiszu.
Jako że chyba wszyscy lubimy dużo zdjęć to jeszcze dwa ujęcia 😉
Gdy wszystko porządnie wyschło, na burty natrysnąłem przy pomocy aerografu specyfik Kursk Soil, a po około 20 minutach jego nadmiar usunąłem okrągłym pędzelkiem zwilżonym w thinnerze do emalii. Robiłem to w ten sposób, aby imitacja kurzu była nieregularna. Po paru chwilach, w rejonach gdzie to mogło mieć miejsce, metodą strzepywania z pędzelka wykałaczką zaaplikowałem siuwaks z serii Splashes Ammo 1751 Dry Steppe, mający imitować rozbryzgi zaschniętego błota. Ciemniejsze kropki to nic innego jak tą samą metoda naniesiony Dark Mud.
Pojazd był już w sumie gotowy. Brakowało tylko uzbrojenia, które jak wiadomo z recenzji składało się z ciężkiego karabinu maszynowego M2, czyli popularnej pięćdziesiątki, i karabinu maszynowego M1919. Powiem tak – po złożeniu bez jakiejkolwiek waloryzacji (no może poza rozwierceniem luf) oba kulomioty wyglądają jeszcze lepiej niż w ramkach. Do pełni szczęścia mamy również skrzynki amunicyjne do jednej i drugiej giwerki. W tym przypadku zarówno mocowania karabinów, jak i skrzynki pokryłem farbką Olive Drab H78 Mr.Hobby a do rozjaśnień dodałem białej XF-2 Tamki. Po wyschnięciu były gotowe do zamontowania w tej swoistej limuzynie kabrio.
Tradycyjnie czas na słowo końcowe. Budowa tego zestawu przysporzyła mi dużo frajdy. Żadnych niespodzianek w postaci niepasujących części bądź niejasności w instrukcji nie zarejestrowałem. Innymi słowy – solidna, porządna Tamijunia. No może za wyjątkiem tych nieszczęsnych śladów po wypychaczach, które są, przynajmniej dla mnie, zmorą. Na szczęście jedyną w tym modelu. Wszystkie plusy i minusy zauważone podczas recenzji potwierdziły się podczas budowy. Model ten śmiało mogę polecić zarówno początkującym adeptom sztuki, jak i starym wyjadaczom modelarskim, którzy mogą sobie taką miniaturę zrobić w ramach szybkiego projektu, w przerwie pomiędzy jakimiś MiniArtami. Jeszcze słowo do początkujących – budując ten model w taki sposób, jaki zaprezentowałem, zaoszczędzicie sobie dużo nerwów podczas kolorowania – będzie wygodnie i dokładnie. Co do samego modelu – całość zamknąłem szczęśliwym lakierem z matowym finiszem i po raz kolejny okazał się dla mnie szczęśliwy. A, i te parę bambetli, które znalazłem w swoim składziku, dorzuciłem na pokład, żeby w minimalnym stopniu miniaturę urozmaicić.
Rafał Buber Kubić
Model przekazany przez Hobby 2000 – dystrybutora Tamiya
Nie wiesz skąd zła opinia o podkładzie Vallejo, bo zazwyczaj nie robisz modeli, których malowanie wymaga użycia taśmy maskującej. Jak by ci parę razy przy usuwaniu tejże zeszła farba razem z podkładem, to być się dowiedział. Czego oczywiscie nie życzę. Ale wyjaśniam, co sprawia, że u ciebie w warsztacie się sprawdza, choć generalnie nie za bardzo.
Choć w zasadzie wszystkie Twoje prace mi się podobają (mniej lub bardziej), to ten jest pierwszym, którego wykonanie uważam za idealnie zrównoważone. Fajnie jak zwykle wykonane CM ale przede wszystkim brudzenie, które tu, jak na Twoje standardy rzekłbym, jest mocno stonowane.
Choć brudny, to jest to wykonane realistycznie, nieprzesadnie, ze smakiem, subtelnie wręcz, co czasem w przypadku niektórych modeli uwalonych po sufit, psuje odbiór całości.
Świetna robota, z przyjemnością postawiłbym go sobie na półce, a jeszcze chętniej na jakiejś winietce.
Rafał dziękuję.
Świetny warsztat Rafał. Fajnie krok po kroku opisane jak zbudować świetny model. Na 100% będzie przykuwał uwagę na stołach w czasie festiwali (jeżeli go zabierzesz 😉 ) Bardzo mi się podoba!