1/35 Pz.Kpfw.38(t) Ausf. E/F
Tamiya
Budowa
Choć moje zainteresowania modelarskie koncentrują się głównie wokół lotnictwa, to jednak różnej maści pojazdy także kuszą. Jednym z czołgów, które bardzo mi się podobają, jest czesko-niemiecki Pz.Kpfw. 38(t) – nawet niedawno zakupiłem sobie model tego pojazdu w skali 1/48 (oczywiście produkcji Tamiyi). Gdy więc trafiła się okazja zbudowania modelu tego czołgu w większej skali, na dodatek nowości rynkowej tego samego producenta, nie zastanawiałem się długo. Dawno nie ukończyłem żadnego modelu w skali 1/35, trzeba więc się przełamać.
Budowę rozpocząłem od wycięcia i obrobienia podstawowych elementów wanny kadłuba.
Jak zauważył Kamil w swojej recenzji, Tamiya tym razem nie zastosowała form suwakowych i pudło kadłuba należy poskładać z płaskich elementów. W utrzymaniu geometrii całości pomaga zmyślna wręga.
Złożenie kadłuba jest dziecinnie proste – zajęło mi to góra 20 min, z przerwami na zdjęcia… Wszystko pasuje idealnie, wystarczy złożyć i zalać spoinę “cienkim” klejem. Należy tylko zwracać uwagę na kolejność montażu, która jest podana na rysunku montażowym.
Kolejny krok to instalacja podwozia. Na szczęście ma ono bardzo prostą budowę. Resory wymagają jednak lekkiej obróbki, ponieważ szpeci je dosyć wyraźny szew po łączeniu form.
Oddać jednak należy honor Tamiyi, że boczna powierzchnia resorów ma bardzo subtelnie oddaną strukturę poszczególnych piór.
Szwy przeszlifowałem…
…a całość potraktowałem “cienkim klejem”, aby pozbyć się pyłu i wygładzić drobne zadziory.
I włala, resory gotowe do montażu:
A sam montaż jest oczywiście bezproblemowy.
Jedyne, na co należy zwrócić uwagę, to odpowiednie ustawienie piast kół jezdnych; podczas ich łączenia z kadłubem i resorami możliwa jest pewna ruchomość, i przesunięcie choćby o 1 mm może sprawić, że później koła jezdne nie będą równo się układać. Ja za punkt odniesienia przyjąłem dolną krawędź kadłuba.
Zamontowałem też pokrywy silnika. Najpierw należy dokleić do nich drobne boczne ścianki…
…a następnie pokrywy dokleić do kadłuba, co znowu nie sprawiło najmniejszych kłopotów ze względu na idealne spasowanie.
Montaż wieży rozpocząłem od sklejenia pudła – rzecz jasna bezproblemowego.
Działo wymagało tylko przeszlifowania szwu po łączeniu form. Zwraca uwagę odtworzony otwór lufy – tu producenci dodatków nie zarobią, bo to co otrzymujemy w zestawie nie odbiega od jakości elementów toczonych w metalu…
Montaż zespołu działa z płytą czołową wieży pozwala na zachowanie ruchomości lufy; należy tylko precyzyjnie zaaplikować klej.
Dwa identyczne zespoły km-ów odlane są jako całość, należy tylko przeszlifować szwy i nawiercić lufy (tu już nie zastosowano dobrodziejstw form suwakowych).
Zespół km-u, po zamontowaniu przy użyciu widocznego na zdjęciu pierścienia (i ponownie ostrożności w aplikacji kleju), również zachowuje ruchomość w jarzmie kulowym. Instrukcja sugeruje pomalowanie wewnętrznych elementów, które mogą być widoczne przy otwartym włazie w kopułce dowódcy.
Zmontowałem również płytę czołową kadłuba, z dwoma wizjerami, podstawą masztu radiostacji i km-em – również ruchomym dzięki kulowemu jarzmu.
Mogłem już dokleić płyty czołowe, zarówno do kadłuba jak i wieży. Czołgutek nabrał wreszcie groźnego wyglądu.
Aby dokończyć wieżę, trzeba jeszcze zbudować kopułkę dowódcy. Wymagało to sięgnięcia po raz pierwszy po aerograf, ponieważ wnętrze kopułki byłoby widoczne przy pozostawieniu otwartego włazu.
Kopułka ma dosyć złożoną budowę…
…ale znów – wszystko pasuje idealnie. Wystarczy dopasować na sucho i spoiny zalać cienkim klejem.
Przyszła pora na dokończenie układu jezdnego. Wiem, że są magicy, którzy montują tenże w całość, razem z gąsienicami, i później są w stanie wszystko ładnie pomalować i przybrudzić. Ja chciałem mieć jednak możliwość zdjęcia gąsienic (oraz kół jezdnych) do malowania, dlatego – dla wygody – musiałem całość jakoś prowizorycznie złożyć przed zamontowaniem błotników, które znacznie ograniczałyby pole manewru. Przygotowałem więc koła. Tu znów wszystko jest proste – koła napinające składamy z dwóch elementów, koła napędowe też z dwóch, ale do środka wsadzamy święte dla Tamiyi “poly caps”, które później pozwalają na obracanie nimi po nałożeniu na piasty (co znacznie ułatwia montaż gąsienic). Koła jezdne są pojedynczymi elementami i poświęciłem im więcej uwagi, a to ze względu na szerokie bandaże gumowe. Jest to element, który podlegał zużyciu w trakcie użytkowania czołgu, dlatego bandaże potraktowałem gruboziarnistym papierem ściernym oraz skalpelem, imitując drobne zużycia i uszkodzenia krawędzi.
Koła jezdne i napinające zamontowałem bezklejowo, na Maskolu (będącego już bez mała ostatnim, niejako z nostalgii, produktem Humbrola w mojej pracowni). Koła napędowe wcisnąłem (oczywiście również bez użycia kleju) dzięki wspomnianym wcześniej “poly caps”, a podtrzymujące przykleiłem od razu już na stałe.
Nie dało się już dalej odwlec tego, czego najbardziej nie lubię w pancerce, czyli gąsienic. Na szczęście są one przygotowane w jako kompilacja uformowanych pasków i (nielicznych na szczęście) pojedynczych ogniwek. Instrukcja jasno i przejrzyście opisuje kolejne kroki montażu, ja jednak lekko tę kolejność zmodyfikowałem, ponieważ – jak już wspomniałem – chciałem mieć możliwość zdjęcia już uformowanych gąsienic z kół. Zacząłem więc od założenia (bez kleju, rzecz jasna) górnego biegu gąsienic na kołach podtrzymujących.
Następnie, 8 pojedynczych ogniwek dopasowałem do koła napędowego i skleiłem ze sobą, pilnując jednak, aby klej nie przykleił ogniw do koła.
Przed zaschnięciem kleju nałożyłem koło z powrotem na czołg i dopasowałem układ ogniw do górnego paska, jednak tylko “na sucho”, bez sklejana.
Teraz mogłem iść dalej, doklejając kolejny pasek (ładnie lekko wygięty, o czym wspominał Kamil), pojedyncze ogniwko przejścia na pierwszym kole jezdnym…
…długi pasek dolny, za nim przejście ku kołu napinającemu…
…i wreszcie pojedyncze ogniwka na koło napinające, które najpierw cienkim klejem połączyłem w pasek…
… który następnie ukształtowałem na wspomnianym kole i połączyłem z paskiem górnym. W ten sposób otrzymałem kompletną gąsienicę, jednak w jednym miejscu – w pobliżu koła napędowego – nie sklejoną.
Dzięki temu gąskę mogłem bez problemu zdjąć, aby później komfortowo dokonać jej końcowej obróbki i malowania.
Mogłem już zająć się błotnikami. Te są dosyć cienkie i niewiele można im zarzucić (choć bardziej wymagający rozważą niewątpliwe wymianę ich na blachy), jednak od spodu mają brzydkie otwory technologiczne.
Choć miejsca te będą słabo widoczne, a na dodatek pokryję je na pewno imitacją błota, to wypadało je jednak z grubsza zaszpachlować.
A montaż gotowych błotników znów nie sprawił żadnych problemów dzięki idealnemu spasowaniu.
Na tym etapie mogłem już przygotować i montować pozostałe wyposażenie.
Jedna ze skrzynek, z charakterystycznej perforowanej blachy, wymagała lekkiego rozwiercenia otworów.
Kanistry są ładnie odtworzone, po sklejeniu dwóch połówek trzeba tylko poprawić łączenie pasków podtrzymujących.
Co nie jest zaskoczeniem, osprzęt pasuje idealnie na swoje miejsca. Nakleiłem też jedyną siatkę fototrawioną, jaka jest w zestawie. I tu tkwi mała pułapka, ponieważ blacha przyklejona tak jak na zdjęciu nie wygląda naturalnie – na znalezionym w internecie zdjęciu (tutaj dla ułatwienia link) jasno widać, że górna płaszczyzna powinna bez żadnego szwu przechodzić w boczną – będę musiał to poprawić w dalszej fazie prac. Niestety, dostrzegłem to już po przyklejeniu wydechu, co trochę utrudni ten zabieg…
W zestawie znajduje się podstawa masztu radiostacji, jednak nie ma ani samego masztu, ani nawet wzmianki o sposobie jego odtworzenia we własnym zakresie. Dlatego wzbogaciłem model o metalową, toczoną antenę marki RB, znalezioną w składziku przydasiów. W ten sposób pierwszy etap budowy mogłem uznać za ukończony. Część osprzętu jest zamontowana jedynie na Maskolu (aby móc go zdjąć do prac malarskich), gąsienice również nie są zamontowane na stałe. Muszę przyznać, że składanie tego zestawu to sama przyjemność.
Choć moje doświadczenie z figurkami jest praktycznie zerowe, postanowiłem złożyć jednak główne elementy znajdującego się w zestawie czołgisty. Zobaczymy, czy będę miał odwagę zmierzyć się z jego pomalowaniem. Model czeka więc na podkład, korekty, malowanie i wykończenie, które opiszę w części drugiej raportu…
Artur Osikowski
P.S. Zapraszam również na drugą część relacji z prac nad tym modelem traktującą o malowaniu i weatheringu
Pierwszy raz widzę aby ktoś tak przymocował rączki kanistrów jak w tym modelu. 🙂
Sam model ładnie złożony, ale te kanistry…
Dziękuję za zwrócenie uwagi, faktycznie wtopa. Na szczęście da się poprawić 🙂
tamiya usypia czujność:>
Kiedy można się spodziewać II części?
Z tego, co wiem, Artur już powoli kończy prace. Potem będzie musiał jeszcze opracować materiał. Cykl publikacji warsztatów wskazywałby, że druga część ma szanse pojawić sie w okolicach końca kwietnia
Tak jak napisał Kamil, budowa jest na finiszu i druga część relacji pojawi się na pewno jeszcze w kwietniu.
czyli chodziło o 2021 😀
Cóż, biję się w piersi, napisałem że “na pewno”, a jest małe opóźnienie, za co przepraszam. Mogę jednak przysiąc, że NA PEWNO będzie jeszcze w tym roku kalendarzowym 🙂
Miesiac pozniej…nadal czekamy!
Ja powoli kończę swoją trzydziestkę ósemkę. Zaczynałem po przeczytaniu pierwszej części relacji z budowy i liczyłem, że przed malowaniem i brudzeniem przeczytam część drugą. Ale chyba się przeliczyłem. Szkoda.
Przykro mi że rozczarowałem tempem prac – cóż, czynniki obiektywne. Za to mogę już potwierdzić, że druga (i ostatnia) część warsztatu ukaże się jutro. Pozdrawiam!