1/35 T-34/85 Yugoslav Wars
MiniArt – 37093
Budowa cz. 2
Relację z malowania T-34/85 Yugoslav Wars Miniartu mogę zacząć chyba tylko w ten sposób – był to jeden z trudniejszych do pomalowania modeli w mojej modelarskiej “karierze”, ale w pełni zdałem sobie z tego sprawę dopiero po położeniu kolorów bazowych. Osobiście myślę sobie, że nie ma nic gorszego, niż próba odwzorowania niechlujnego kamuflażu. Tak czy siak, kto ciekawy jak się budowało ten model zapraszam tutaj, a kto ciekaw modelu w ogóle – zapraszam tutaj, do inboxa.
Model, po standardowym umyciu w wodzie z płynem do naczyń (po sklejani, nie przed) i podkładzie z czarnego surfacera 1500, pokryłem pierwszą warstwą zieleni. XF-71 Cockpit Green był tylko bazą bazy i jego odcień w zasadzie nie miał wielkiego znaczenia.
Więcej życia i koloru dał AK RC 232 Pale Green. Dodałem do niego kilka kropli tamiyowskiego Cleara, żeby był jeszcze żywszy i nabrał nieco błysku – już parę razy przejechałem się na tym, że matowy kolor bazowy miał fajny odcień, ale po pokryciu błyszczącym/półmatowym lakierem pod kalkomanie, a jeszcze przed weatheringiem mocno ciemniał – stąd wykorzystałem ten trick, żeby się za kilka etapów nie zdziwić.
Dalsze rozjaśnienia to ta sama mieszanka z dodatkiem AK RC013 Off White.
… i jeszcze więcej OFF White…
Końcowa warstwa to rozjaśnienia najbardziej wypukłych detali/najwyższych powierzchni z dodatkiem białej Tamiya. Kilka obszarów potraktowałem, dla urozmaicenia, mieszanką koloru bazowego (mam tu na myśli Pale Green z Off White) z kolorami Buff i/lub Yellow Green.
Numery rejestracyjne czołgu to wyśmienite kalki Triglav Model, położone bez dodatkowego lakieru, ale z użyciem Micro Set i Sol. Gdy wyschły, zabezpieczyłem je lakierem bezbarwnym – punktowo, nie cały model. Jeszcze nie na tym etapie.
Tu zaczynają się schody – rzeczywisty pojazd jest cały pobazgrany w dziwny kamuflaż, w dziwnych kolorach oraz w dziwne maziaje. Jako wprawkę i rozgrzanie ręki wykonałem uśmiechniętą czarną mordkę na jarzmie armaty. Żeby czarny nie był za czarny to rozjaśniłem go kropelką szarej Vallejo.
Czy te oczy mogą kłamać?
Następne w kolejce były napisy “Anioły” na gumowych fartuchach bocznych. Nie poszło źle, bo litery są naprawdę duże.
W trakcie malowania wszelkie fakapy można dość bezproblemowo usunąć zeskrobując nadmiar farby zwykłą wykałaczką.
Teraz zaczęły się prawdziwe schody, bo nic już nie mogło odciągnąć mnie od próby wymalowania kamuflażu. Model pokryłem lakierem do włosów i położyłem dwa pierwsze kolory – żółty i szary. Nie przejmowałem się zbytnio, że plamy są za duże, bo zamierzałem nadać im kształt poprzez zdrapywanie nadmiaru z lakieru do włosów.
Później położyłem dwa ciemniejsze kolory – czarny i brązowy. Czarny nieco przełamałem ciemnoszarą AK RC.
Podobne mieszanki wylądowały na bocznych fartuchach.
I na przednim – choć tu cały czas nie byłem pewny, czy wybieram dobre kolory.
Gdy model złożyłem do kupy wiedziałem już, że to nie do końca to, o co mi chodziło… ale miałem nadzieję, że prace z lakierem do włosów jakoś ułożą wygląd kamuflażu.
Więc zacząłem drapać…
…i utwierdziłem się w przekonaniu, że to cały czas nie jest to.
Miałem z tyłu głowy, że podobnie jak przy zimowych kamuflażach dobrym pomysłem może być połączenie techniki na lakier do włosów z podmalówkami z pędzla, w zagramanicznych poradnikach zwanych “mappingiem”. Mimo wszystko, na początek spróbowałem bardziej agresywnego podejścia i po prostu plamy kamuflażu namalowałem na tych napryskanych aerografem – żeby naocznie przekonać się, jak to będzie wyglądało.
To też nie było to – ale fakt, że położyłem farbę na farbie, która leżała na lakierze do włosów dał mi pole do manewru i można było to wydrapać, żeby efekt stonować.
Na drugim fartuchu zacząłem budować efekty delikatnymi, transparentnymi warstwami kolorów, odsączając pędzel na kartce papieru. Wyszło subtelniej i – jak dla mnie – bardziej przekonująco.
W ten sam sposób potraktowałem plamki na całym modelu, kilka dodatkowo namalowałem “od zera”.
Gdzieś w międzyczasie pomalowałem też detale na pojeździe – nie było tego za wiele – parę kabelków, peryskopy, metalowe mocowania gumowych fartuchów.
Farbami Vallejo pomalowałem też w bazowe kolory pierdoły do położenia na pojeździe.
W momencie, w którym uznałem, że osiągnąłem maksimum swoich możliwości i zwyczajnie nie wiem, co jeszcze mógłbym na tym etapie zrobić – pokryłem model lakierem półmatowym, żeby już nie aktywować przypadkiem lakieru do włosów i postanowiłem, że będę walczył z dalej przy pomocy kolejnych technik. Na początek – odpryski.
Tu nie było udziwnień – zacząłem od warstwy delikatnych, jasnych rysek i zadrapań – zrobionych przy pomocy Pastel Green i białej Vallejo oraz opóźniacza AK w proporcji 4:2:2. Do mieszanki dodałem jeszcze kroplę lub dwie wody i z pomocą gąbki obtłukłem kilka najbardziej odpowiednich do tego obszarów – dach wieży wokół włazów, płyty nad silnikiem, wystające elementy – skrzynki poręcze, itd.
Następnie pędzelkiem 3/0 dodałem kilka większych rys w miejscach, gdzie nie mogłem się dostać gąbką, lub chciałem mieć większą kontrolę – np. na zawiasach i zbiornikach paliwa.
Na koniec takim samym pędzlem, ale nieco mocniej rozcieńczoną farbą, domalowałem trochę podłużnych rys – na lufie, bokach wieży, zbiornikach paliwa. Wybierałem miejsca, które – w moim odczuciu – mogłyby być narażone na obdarcie farby w czasie np. przejeżdżania przez zarośla. Bardziej rozcieńczona farba lepiej nadawała się do tego celu – opisywałem to szerzej w tekście o irańskim M60A1
Tak to wyglądało po pierwszym etapie:
Część druga obijania, to kolor ciemny – w tym wypadku Old Rust Vallejo. Sposób postępowania był właściwie taki sam, jak powyżej – jednak więcej w użyciu było pędzelka niż gąbki. Starałem się po prostu wypełnić te miejsca, które pomalowałem uprzednio jasnym kolorem.
Prawdziwy wóz, który tu próbowałem odwzorować był strasznie brudny – przynajmniej “od pasa w dół”. Dlatego postanowiłem, że zrobię sobie bazę pod ten cały syf przed kolejnymi etapami. To fajny sposób, żeby zaakcentować te najbardziej zakurzone/zabłocone miejsca, jednocześnie pozwalający na zrobienie później washa i wreszcie zastosowanie pozostałych efektów, które wszystko razem fajnie zgrają.
Czystym Flat Earth potraktowałem błotniki, przednią płytę kadłuba poniżej listwy pod włazem kierowcy i prawie cały tył wozu. Kolor kładłem mocno rozcieńczony, na małym ciśnieniu w 3-4-5 warstwach. Dzięki temu jest transparentny i dobrze widać dotychczasowe efekty pod spodem.
Ubrudziłem w ten sposób również płyty nadsilnikowe i strop wieży.
Na pionowych powierzchniach zrobiłem aerografem kilka “zacieków” – przykładałem sprzęt bardzo blisko powierzchni modelu i regularnymi ruchami góra-dół malowałem cienkie linie. Trudno to opisać, trzeba sobie to wyczuć – najlepiej na kartce. Najważniejsze to mieć pewną rękę i nie zatrzymywać aerografu nawet na moment – żeby uniknąć kleksów, rozmazań i za szerokiej linii.
Następnie Flat Earth z dodatkiem czerni przeleciałem po zakamarkach – załamaniach błotników, przestrzeniach za skrzynkami itd. Tu farba była już gęstsza a warstwa zwykle jedna.
Model był gotowy na wash. Wykonałem go z pomocą koloru Sepia Abteilung 502 i nafty kosmetycznej – medium, które zastąpiło u mnie EKO-1 (który, po zmienia formuły, przestał być użyteczny w modelarstwie).
Wash nakładałem punktowo, w zakamarki…
I wilgotnym, czystym pędzelkiem ścierałem nadmiar.
W tym momencie model nabrał już odpowiedniej “plastyczności” i patrząc na niego nie miałem odruchu sięgnięcia po zmywacz.
Można było zaczynać mój ulubiony ostatnio etap brudzenia – czyli weathering farbami olejnymi.
Od pewnego czasu używam praktycznie tylko tubek Abteilung 502. Mają dobry stosunek cena-jakość i starczają na dłuugo. Zwykle przed pracą z olejami udaję się do warsztatu 2-3 godziny wcześniej i wybrane kolory aplikuję na tekturę.
W tym czasie, kiedy jeszcze nie mogę działać przy modelu tektura wchłania nadmiar oleju z farby, dzięki czemu te szybciej schną, są bardziej matowe. I mam wrażenie, że stają się ogólnie przyjaźniejsze w użyciu.
A potem to już freestyle… Tym razem na większe powierzchnie zaaplikowałem biedronkę z jaśniejszych kolorów, a na zakamarki i miejsca już brudne – ciemniejsze. W tym drugim wypadku nie jako kropki, a zwykłe maziaje zakrywające obszar, nad którym chciałem popracować. Więcej o pracy z farbami olejnymi przeczytacie np. tutaj.
Nadmiar farb ścierałem pędzelkami moczonymi w nafcie kosmetycznej.
Czasem jest to nie tyle “ścieranie”, co akumulowanie farby na konkretnych obszarach, “rozmiękczanie” przejść pomiędzy kolorami itp.
Po kilku godzinach model był gotowy na kolejne etapy brudzenia.
Do zrobienia rdzy standardowo wykorzystałem emalię Ammo – Streaking Rust Effect. Nakładaną bardzo oszczędnie i punktowo…
I równie delikatnie blendowaną pędzelkiem z naftą kosmetyczną.
Ze rdzą ograniczyłem się do kilku zasadniczych obszarów – skrzynek, zasobników, błotników, beczek oraz niektórych odprysków.
Wróćmy poniżej linii błotników. Podczas gdy farby olejne odparowywały na tekturce, zająłem się przygotowaniem tekstury błota na kołach, gąsienicach i wannie kadłuba. Tym razem bazę stanowił wodorozcieńczalny specyfik Splatter Effect Dry Mud AK Interactive.
Na samym początku spróbowałem używać tego tak, jak nazwa wskazuje – rozbryzgując błoto po kadłubie…
Efekt nie był najgorszy, ale potrzebowałem więcej “tekstury” – więc zacząłem działać pędzelkiem i specyfikiem prosto ze słoiczka.
Przejścia pomiędzy błotem a czystszymi powierzchniami wygładzałem czystym pędzelkiem zwilżonym wodą.
Potem jeszcze trochę błocka…
I dół kadłuba był w miarę gotowy – przy założeniu, że całość zasłonią koła, na tym etapie postanowiłem tu poprzestać.
Produkt przetestowany, ale na koła i gąsienice potrzebowałem więcej fajnej, ziemistej faktury – dlatego postanowiłem wymieszać go z ziemią prosto z pola.
Powstała mieszanka o cokolwiek niesmacznym kolorze…
… ale bardzo przyjemnych właściwościach. Nakładałem ją małym pędzelkiem głównie w zakamarki, a wraz z odparowywaniem tekstura błota fajnie się wyostrzała.
Nadmiar błota można było zetrzeć analogicznie, jak na kadłubie – pędzelkiem z wodą.
To samo zrobiłem na gąsienicach, uważając jednak by błoto nie wchodziło pomiędzy ogniwa:
Mieszankę z powodzeniem można by wzbogacić o jakieś kawałki liści, trawę, posypki, etc. – zwłaszcza, gdybyśmy ustawiali model na podstawce z terenem – ale u mnie miał stać na asfaltowej drodze, więc takie resztki zaschniętego błota były w zupełności wystarczające.
Dopiero po wyschnięciu błoto w pełni pokazało swoją teksturę.
Oczywiście, to, co powstało, wymagało pokolorowania. W tym celu przygotowałem sobie mieszankę farb Buff i Light Grey w proporcji 1:1 – no może 1,5:1 na korzyść Buff. Zanim jednak do tego doszło, koła, boczne gumowe osłony i część powierzchni kadłuba – głównie przód, do linii błotników, błotniki i tył – pokryłem lakierem do włosów.
Dzięki lakierowi nie musiałem specjalnie uważać na to ile koloru nakładam – bo i tak część miała pójść do zmycia. Chciałem ostatecznie – po nałożeniu emalii do weatheringu – osiągnąć efekt kilku przenikających się warstw brudu.
Nie bawiłem się lakierem na gąsienicach, tu jednak zamaskowałem sobie taśmą obszary po których przetaczają się koła – one często są wyraźnie czystsze od pozostałych części gąsienicy.
Odrobina wody, pędzel i nadmiar błotno-kurzowego koloru został zmyty. Na gumowych fartuchach dodatkowo wydrapałem część farby starą igłą z aerografu, symulując wytarcie brudu o gałęzie, krzaki i inne wystające elementy.
Na tym etapie model został zabezpieczony lakierem matowym od VMS. Teraz najważniejsze dla mnie stało się złożenie go do kupy – bo dopiero wtedy naprawdę widać, nad którymi obszarami warto jeszcze popracować, co trzeba zmienić, a czego nie warto ruszać, bo jest np. niewidoczne. Dlatego zająłem się ostatecznym brudzeniem podwozia. Wykorzystałem dwie emalie AK Interactive: Summer Kursk Earth, Earth Effects i Ammo Mig Light Dust. Na początek na kadłub poszły mieszanki Kursk Earth i Light Dust.
Wszystkie specyfiki szły “mokre w mokre”, więc de facto same się mieszały i kolorystyka się wyrównywała. Obszary z najbardziej widoczną teksturą błota pokryłem ostatnim kolorem – Earth Effects.
Gąsienice potraktowałem podobnie, przy czym tu jaśniejsze kolory “spstrykałem” z pędzla na ogniwka.
Bardzo wyraźnie odcinające się po zdjęciu taśm kolory na wewnętrznych stronach ogniwek wyrównałem nieco z pomocą pędzelka moczonego w nafcie – roztarłem po prostu emalie po całej powierzchni ogniwek.
Na koniec ogniwka przetarłem grafitowym rysikiem.
Żeby efekt się stonował i wyrównał, przepolerowałem gąsienice wacikiem bawełnianym. Tu prawdopodobnie dobrze sprawdziłyby się pędzelki z gąbki, ale akurat nie miałem nic takiego pod ręką.
Rysikiem przetarłem też zewnętrzny grzebień gąsienic.
Koła potraktowałem podobnie jak gąsienice – ciemniejszy kolor tam, gdzie są pacyny błota, jaśniejsze kolory “pstrykane” na pozostałe powierzchnie.
Trochę takich kropek dodałem też na wannie kadłuba i gdy nafta odparowała, wyszedł całkiem fajnie stonowany, ale jednak różnorodny efekt kolorystyczny. Byłem zadowolony. O robieniu mokrego błota pisałem nieco w tekście dotyczącym M18 Tamiya.
Mogłem złożyć układ jezdny oraz poprzyklejać czekające już od dawna bambetle.
Całości dopełniło przyklejenie gumowych osłon – okrutnie upierdliwa robota, zwłaszcza w wypadku tej przedniej – trzeba było kleić na raty klejem CA, żeby się nie odklejało i uformowało w jakiś choć trochę pofalowany kształt.
W tym momencie mogłem przejść do etapu ostatecznej wykończeniówki. Osobiście wolę pracować z modelem dzieląc sobie go na etapy/warstwy niż na elementy – tzn. że nie lubię/nie umiem np. pomalować w 100% kół czy gąsienic i założyć ich na w 100% wykończony kadłub. Mając model w jednym kawałku przechodzę po prostu do dodawania kolejnych warstw efektów, tu i tam – zależnie od woli i ochoty. Do tego celu wykorzystałem poniższy zestaw chemii.
Przedni kawał gumy ubrudziłem przede wszystkim specyfikiem Light Dust. Najpierw stworzyłem sobie z jego pomocą delikatne zacieki…
Później “dopstrykałem” trochę kropek i plamek u dołu gumowej osłony.
Kurz i brud z tych specyfików pojawiły się też na pozostałych powierzchniach – błotnikach, stropie wieży itd.
Rzeczy załogi i “ładunek” na błotniku uzupełniłem o ścinki z czarnej, nitrylowej rękawiczki – symulujące jakieś wystające tobołki, plandeki itp. To uzupełniło luki i zgrało detale w całość.
Niektóre zakamarki ubrudziłem także ciemniejszym kolorem – Winter Streaking Grime. W formie rozcieńczonej, nakładanej pędzelkiem jak i “pstrykanej”.
Stelaż na boczne osłony gumowe potraktowałem mieszanką poniższych farb. Light Rust Wash Ammo posłużył mi do nadania koloru.
Kolory Lifecolor dały więcej zróżnicowania – nakładałem je odmienianym już przez wszystkie przypadki “pstrykaniem” – przy czym w trakcie roboty wymagało to delikatnego zamaskowania tego, co pod spodem – wystarczyło włożyć pod stelaż kawałek chusteczki – sesję zdjęciową robiłem już później i pominąłem to, ale jednak doradzam, by z tego nie rezygnować – głupio wyglądałaby np. plandeka z kropkami rdzawego koloru, prawda?
W zasadzie na tym etapie model można by uznać za gotowy.
Ale postanowiłem się jeszcze chwilę nad nim popastwić. Poniższe kroki są już właściwie pomijalne i zależne od gustu, niektórzy część z nich mogą uznać za zwykłe efekciarstwo – ale dla mnie stanowiły bardzo fajne urozmaicenie kolorystyczne. Na początek – “brud 3d”. To mieszanka polnej ziemi, trawy morskiej od AK i pociętego sznurka jutowego.
Do modelu przytwierdziłem tę swoistą posypkę przy pomocy Sand&Gravel Glue – mój już mocno zgęstniał, więc rozrobiłem go pół na pół z naftą. Gęsty ma tendencje do pozostawiania paskudnych kleksów, które nie odparowują, tylko wespół z ziemią/posypkami robią zwyczajny gnój. Rozcieńczony nie jest znów taki mocny, ale – coś za coś.
Po wyschnięciu kleju podkolorowałem posypkę emaliami AK/Ammo wykorzystywanymi na modelu.
Farba Abteilung 502 Engine Grease oraz emalie AK w ciemnych kolorach przyszły mi z pomocą przy wykonaniu mokrych/tłustych plam po smarach, paliwie, czy jakichkolwiek innych cieczach, które mogły wylądować na czołgu.
To co miało być matowe – podmalowałem emaliami, a to, co miało się lekko błyszczeć – Engine Grease.
Efekty można było też mieszać i tam, gdzie krok wcześniej przyciemniłem fragment błotnika kolorem Winter Straking Grime dołożyłem jeszcze warstwę Engine Grease.
Na bokach wieży niewiele się działo, więc domalowałem kilka zacieków kurzu.
Układ jezdny również urozmaiciłem w/w kolorami emalii – różnicując nieco kolor kurzu i brudu, dodając tu i tam odrobinę rdzy w zakamarki, czy też bardzo delikatny wypływ smaru z piast kół.
Okopcenia wydechów wykonałem z pomocą aerografu – czarna Vallejo rozcieńczona mocno X-20A daje trupiomatowe wykończenie. Wystarczy 3-5 warstw czarnej mgiełki.
Część z rantów i krawędzi modelu przetarłem grafitowym rysikiem.
A niektóre spawy podkolorowałem Flat Aluminium Tamiya symulując wytartą z nich farbę.
Tu i tam model dostał jeszcze nieco kurzu i innych efektów, ale to już drobnostki – bez większego sensu byłoby wszystkie opisywać. Niemniej, tam gdzie kurz wydał mi się zbyt monotonny, tam jeszcze zrobiłem minimalne poprawki washa i wokół wystających detali zapuściłem odrobinę ciemniejszego koloru.
I tak oto model był gotowy.
Pozostało zrobić szybką i małą podstawkę – fragment drogi, po której poruszał się czołg. Boki podstawki to balsa, wnętrze – podkłady do paneli. Góra – podkładka korkowa 3mm pod asfalt i masa Turned Earth jako teren. Asfalt wykonałem z pomocą specyfiku Ammo Mig, ale nie podszedł mi on – ani tekstura mnie nie przekonała, ani aplikacja. Ale skoro miałem – trzeba było robić. Znak pochodzi z recenzowanego przeze mnie zestawu Miniartu. Masę pod teren obsypałem dodatkowo kamyczkami i przykleiłem parę kępek trawy.
Dopiero położenie drugiej warstwy masy asfaltowej sprawiło, że byłem w miarę zadowolony. Kluczem do wyrównania powierzchni jest woda – dobrze zwilżona masa oraz narzędzie do równania pozwalają osiągnąć lepsze efekty. Po wyschnięciu i tak jeszcze przeszlifowałem asfalt. Wykonałem trochę pęknięć w nawierzchni, a na poboczu dosypałem ziemi i kamyków utrwalanych Unigruntem. Boki podstawki, tam gdzie widoczny był korek, wyrównałem szpachlówką do drewna.
Później to już tylko bazowe kolory aerografem: czarny + Buff + odrobina bieli na asfalt, Flat Earth i Buff na pobocze, zielony i żółty na kępki trawy. Trawę lepiej pomalować przed gruntem – bo łatwiej później podlecieć z ziemnym kolorem pod kępkę trawy niż pomalować kępkę tak, żeby nie ubrudzić zielenią terenu.
Detale pomalowałem pędzlem oraz przetarłem tu i tam techniką suchego pędzla – np. przy pęknięciach drogi.
Trochę chemii do weatheringu wykorzystywanej na modelu…
Znak drogowy potraktowałem czarnym Surfacerem 1500. Słupek zamaskowałem taśmą 3 mm i wymalowałem białe pasy.
Tablice znaków pomalowałem Chrome Silver Tamiya, a następnie gąbką dodałem trochę białawych-szarawych i burych kleksów, roztarłem też farbę akrylową w formie czegoś a’la laserunku.
Kalkomanie na znaki położyły się bez żadnych problemów z pomocą Micro Sol i Set. Tu jednak mała uwaga, bo sam zasadziłem tego babola – na okrągłych znakach dobrze skontrolować ułożenie kalkomanii względem uchwytów przytwierdzających znak do słupka – ja niestety się zapomniałem i przykleiłem nadruk tak, że gdybym chciał zamocować znak na słupku, byłby on pod kątem 45 stopni – dramat. Nie zostało mi nic innego, jak po prostu ściąć uchwyty – nieco wstydliwe, ale jak pokazał mój imiennik, z porażek też trzeba wyciągać wnioski. – zwłaszcza jak kogoś innego może to uratować.
Na koniec położyłem na znaki nieco opisywanych tu już produktów do weatheringu AK i Ammo. Najpierw w formie ciemnego washa, a potem zacieków z kurzu i jaśniejszego brudu. Jednym z kolorów z rdzawego setu Life Color narobiłem malutkich odprysków i uszkodzeń na znakach i słupku, a rdzawą emalią Ammo pociągnąłem z niektórych zacieki i dodatkowe zabrudzenia.
Po zamontowaniu znaku na podstawce dosypałem jeszcze trochę trawek, posypek, listków, etc. Nie rozpisuję się nt. podstawki, żeby nie przewlekać tego tekstu, poza tym, są tu znacznie lepsi specjaliści od dioram i winietek, od których sam staram się uczyć. Boki pomalowałem na czarno.
Pozostało dodać znak…
W międzyczasie dostałem od kolegi Michała brakujący lejek i trójkątny kanister z recenzowanego przez niego zestawu Miniartu, które umieściłem w stosownych miejscach.
I było po wszystkim.
T-34/85 Yugoslav Wars to całkiem przyjemny model, bardzo dokładny, choć z małymi mankamentami. Mimo to budowę będę wspominał miło, a proces malowania jako dość wymagający, ale – chyba – zakończony happy endem. Tu ocenę pozostawiam Wam – relacja wyszła mi dość sążnista, z racji na dość skomplikowany kamuflaż i dochodzenie do efektu końcowego metodą prób i błędów, ale mam nadzieję, że znajdziecie w tym tekście ciekawego. A kogo zainteresowała szeroko pojęta tematyka jugosłowiańska – może zajrzeć np. do relacji z budowy serbskiego M18 Hellcat.
Kamil Knapik
Jeśli podobają Ci się moje artykuły i modele możesz wesprzeć mnie symboliczną kawą poprzez serwis buycoffee.to. Zapewne kawy za to nie kupię, ale nowe farby – jak najbardziej!