1/48 AGM-142 Popeye Have Nap
Eduard – 648652
Eduard nie ustaje w produkcji żywicznego uzbrojenia do modeli współczesnych odrzutowców. I chwała mu za to, bo jego bomby i pociski śmiało można zaliczyć do najlepszych jakościowo na rynku. Tym razem czeski producent wypuścił zestaw nieco bardziej egzotyczny, czyli pociski AGM-142 Popeye Have Nap.
Egzotyka tych pocisków to przede wszystkim kraj ich pochodzenia: Izrael. Było nie było, jest to jedna z największych potęg lotniczych na świcie. A także producent własnego uzbrojenia, zdaje się że całkiem skutecznego. O ile mnie pamięć nie myli, jest to też pierwsza miniatura uzbrojenia z tego kraju w portfolio Czeskiego producenta. I dobrze, bo pocisk niezwykle efektowny wizualnie i modelarsko przydatny. Choć na rynku nie pierwszy w tej skali, bo Czechów uprzedzili jakiś czas temu Ukraińcy z ResKit, wydając w tej samej skali to samo AGM-142, również wysokiej jakości.
Nie będę rozpisywać się o wersjach tego pocisku, bo wiedzy o nim nie brakuje w Internecie. Istotne jest to, że choć pocisk niekoniecznie często używany operacyjnie, to można go podwieszać pod modelami kilku maszyn. I to w malowaniach i konfiguracjach z różnych epok i konfliktów, bo Izrael wprowadził je na stan swoich sił lotniczych już w połowie lat ’80 a potem eksportował na różne kontynenty.
Co dostajemy w tradycyjnym, kartonowym pudełeczku Eduarda? Jak zwykle – torebki strunowe z żywicami, pokaźny arkusik kalkomanii i rzecz jasna instrukcję montażu i malowania. Popeye to potężne gabarytowo pociski (blisko 5 metrów długości) co przekłada się na rozmiary miniatur. Dostajemy dwa ciężkie kawały żywicy, czyli korpusy rakiety. Bo zestaw zawiera komplety dla dwóch AGM-142. Do tego dochodzą oddzielne części, czyli głowice pocisków i „szklane oczka” imitujące przezroczyste osłonki sensorów.
Naturalnie w osobnej torebce znajdziemy też całe usterzenie, w postaci oddzielnych lotek (po 10 sztuk na pocisk) oraz osłonki do „szklanych” części, które można stosować zamiennie z tymi pierwszymi. Mnóstwo żywicy.
Bardzo to ładne jest, jak to zwykle u Eduarda: detale są ostre jak brzytwa i bardzo szczegółowe. Wszystkie nity, zaczepy i zaciski są precyzyjnie odtworzone, powierzchnia żywicy jest gładka i nie wymagająca żadnej obróbki. Po prostu odcinamy od kostek wlewowych, sklejamy i malujemy. Tak na marginesie, to podwieszając takie pociski pod modelem, warto w tym przypadku upewnić się że sam model to wytrzyma. Dlaczego? Bo te pociski trochę ważą (co widać na zdjęciu) i zwykle przyklejenie do pylonów może nie wystarczyć. Zalecałbym wzmocnienie łączenia kawałkiem drutu wklejonego pomiędzy pocisk i pylon.
Warto zwrócić uwagę na sposób łączenia korpusu z głowicą. Eduard od lat stosuje dość kłopotliwą konstrukcję tego typu miniatur (czyli w praktyce rakiet i pocisków) i połączenia jej z kostką wlewową. A przynajmniej dla mnie kłopotliwą. Problem w tym, że należy bardzo ostrożnie odciąć sam korpus (tak samo jest z głowicą) od kostki wlewowej, czy też raczej łącznika między kostką a samą miniaturą. Sam łącznik styka się niemal dokładnie z krawędzią korpusu. To „niemal dokładnie” to z reguły odległość rzędu ułamka milimetra. I jest problem, bo jakiekolwiek naruszenie tej mikroskopijnej powierzchni od kostki wlewowej do krawędzi ścianki powoduje, że będzie to widoczne kiedy się sklei ją z głowicą (którą trzeba odcinać w podobny sposób). A odciąć to nie naruszając tego mikroskopijnego odcinka jest naprawdę niełatwo. Podobnie jest niestety w przypadku omawianego produktu. Trudno mi zrozumieć dlaczego Eduard nie odsuwa tego nieszczęsnego łącznika od krawędzi żywicznego modelu, choćby o cały milimetr. Wtedy zarówno odcinanie jak i późniejsza obróbka miejsca połączenia dwóch części byłyby o niebo łatwiejsze.
Druga sprawa to elementy przezroczyste. Są krystalicznie przejrzyste i po prostu piękne, ale… Gdy się je odcina (nieważne czy piłką, czy czymś innym), to w miejscu odcięcia powstaje paskudnie szorstka i nierówna powierzchnia. Do tego naturalnie całkowicie matowa i nieprzejrzysta. Jak to zwykle jest po odcięciu jednego kawałka od drugiego. I co z tego że mamy piękny element przezroczysty, skoro jego soczewkowaty kształt tylko uwypukla paskudne miejsce cięcia, które jest pod spodem. Nie wiem czy w ogóle jest metoda żeby to obejść. Może polerowanie tego miejsca dałoby jakiś efekt, sam nie próbowałem. Ja w takim przypadku po prostu odlewam taką „szklaną” osłonkę z żywicy lub kleju epoksydowego (co trudne nie jest) i problem znika. Eduard mógłby nad tym bardziej popracować.
Brakuje mi także tutaj jakiś „bebechów” które znajdują się pod osłonką, czyli sensorów. Są one w tym pocisku bardzo widoczne, choćby ze względu na samą średnicę osłony. U Eduarda jest to gładka powierzchnia. Inna sprawa że nawet gdyby coś tam Czesi odlali, to i tak nie byłoby tego widać z powodu wspomnianego wcześniej.
AGM-142 to nie tylko duże pociski, ale też pociski z wieloma napisami eksploatacyjnymi i oznaczeniami. I dlatego też dostajemy od Czechów całkiem spory arkusz kalkomanii. Jakościowo niezły, ale bez rewelacji. Kolory są wydrukowane przyzwoicie, ale np. na długich pasach widać delikatne przebarwienia. Klasyczny i znany problem z kalkomaniami Eduarda. Troszkę też rażą niewyraźne i zlewające się małe napisy eksploatacyjne, choć tak naprawdę to na gotowym modelu nie jest to za bardzo widoczne.
Acha, kalkomanie tradycyjnie, choć tym razem tylko odrobinę, kleją się do papierka osłaniającego. Warto je od razy wyjąć z torebki i odłożyć luzem, żeby porządnie wyschły. Inaczej może się przydarzyć coś takiego:
Całość zestawu uzupełnia instrukcja, jak to u Eduarda bardzo dokładna i czytelna. Zarówno jeśli chodzi o montaż, jak i malowanie oraz układ kalkomanii.
Na koniec warto wspomnieć do czego te AGM-142 mogą się przydać. Jako że nie jest to pocisk zbyt rozpowszechniony w armiach świata, nie ma też zbyt wielu samolotów które go używają, choć nie jest też zupełnie źle.
Na pewno można go podwiesić pod modele izraelskich maszyn, przede wszystkim F-15B/D oraz I, jak i starszych myśliwców F-4E. Pociski te przenosiły także australijskie F-111C, jak również tureckie F-4E i F-16C/D. Popeye mają na stanie także amerykańskie USAF, jednak przenoszone są tylko przez bombowce strategiczne B-52H, których modeli w skali 1/48 dużo nie znajdziemy. Pociski są też na stanie sił lotniczych Południowej Korei (F-4E). Miłego klejenia.
Dariusz Żak
Zestaw przekazany do recenzji przez firmę Eduard