1/48 B-25C Mitchell
Italeri/Accurate miniatures
Budowa
Recenzując nową miniaturę Mitchella w skali 1/48, podkreślałem jak istotnym i przydatnym elementem jest zawarty w zestawie metalowy balast, dobrze dopasowany do wnętrza kadłuba. Co warte zaznaczenia, miejsca na montaż tego dociążenia, mimo gabarytów modelu, nie ma zbyt wiele. O tym, jak istotna to sprawa przekonałem się niestety dość boleśnie dwanaście lat temu, budując model B-25 z Accurate Miniatures. A ściślej – jego edycję w pudełku Italeri
Opracowanie AM, choć ma już bez mała ćwierć wieku, nadal broni się jakością. Nie jest pozbawione wad – w postaci uproszczeń, czy przede wszystkim braku nitowania na powierzchniach płatowca. Ale mimo wszystko jest to całkiem szczegółowa miniatura – miejscami nawet bardziej, niż nowy Mitchell z HK models. Dlatego też ma szansę cieszyć oko nawet budowana prosto z pudła. Jedynym niezbędnym dodatkiem, jak zresztą we wszystkich modelach samolotów, są pasy fotela pilota. W każdym razie – we wnętrzu mamy nawet sporo szczegółów, nawet takich umiarkowanie widocznych po zamknięciu kadłuba. Co jednak ważniejsze, całość jest zupełnie dobrze spasowana
Naturalnie, na czas malowania większe sekcje wnętrza pozostawały osobno
Wielu szczegółom nie poświęcałem uwagi, ponieważ – jak wspominałem – nie miały szansy być dostrzegalne w gotowym modelu. Dlatego też malując wnętrze kadłuba ograniczyłem się do podstawowych technik, jak łosz czy delikatne podkreślenie eksponowanych detali suchym pędzlem
Tu i ówdzie dodałem nieco imitacji obić, oraz błota – to ostatnie w im mniej eksponowanych miejscach, tym bardziej ordynarnie
Na tym etapie zamontowałem nieco odważników, w miejscach, które w zamokniętym kadłubie stają sie niedostrzegalne. Użyłem stalowych nakrętek śrub. SPOILER ALERT – okazało się to niewystarczającym balastem. Tutaj naprawde trzeba solidnie upchać – najlepiej odpowiednio przycięte kawałki blachy ołowianej, korzystając z KAŻDEJ wolnej przestrzeni
Profilaktycznie dołożyłem kolejne odważniki w gondolach podwozia (co – koniec końców – i tak nie wystarczyło)
Oprócz dodania fototrawionych pasów, jedyną dodatkową waloryzacją był montaż siatek we wlotach powietrza w krawędziach natarcia skrzydeł
Ogólnie jednak budowa przebiegła bez problemów – zgodnie z instrukcją. Jedynie przed doklejeniem skrzydeł, zamaskowałem bogate oszklenie – na tym etapie jest bowiem łatwiej manipulować modelem. Użyłem gotowych masek z Montexu (z których częśc musiałem wymienić jednak na wycięte samodzielnie z taśmy tamiya)
Do malowania podszedłem w sposób niekonwencjonalny. Zacząłem od nałożenia solidnej warstwy koloru bazowego
Następnie zabrałem sie za rozjaśnianie wybranych granic paneli, różnicując w ten sposób powierzchnie, ale również imitując wizualnie układane na zakładkę blachy poszycia, oraz ich wybrzuszenia. Pomocne przy tym było zabezpieczanie krawędzi malowanych powierzchni kawałkami taśmy maskującej
W ten sam sposób pomalowałem również dolne powierzchnie
Jak widać, namalowałem również rondle amerykańskich oznaczeń. Całkiem świadomie, wyłącznie niebieskie koła
Zgodnie z moim planem, miała to być maszyna w służbie sowieckiej, zatem oryginalne, nanoszone fabrycznie oznaczenia zostały zamalowane
Podobnie zresztą numer seryjny na stateczniku. Zatem tutaj najpierw nałożyłem kalkomanię, a następnie przykryłem ją zieloną farbą
Potem mogłem już zaaplikować docelowe oznaczenia, czyli czerwone gwiazdy..
..czy też odznakę gwardyjską
Prostokąt z Pikiem musiałem zaś namalować, bo odpowiedniej kalkomanii nie udało mi się odnaleźć
Po naniesieniu niezbędnych oznaczeń model zabezpieczyłem satynowym lakierem bezbarwnym, a następnie zaaplikowałem ciemno brązowego łosza
Ten etap prac zwieńczyła kolejna warstwa werniksu. Gdy wyschła, mogłem zabrać się za aplikację imitacji zimowego kamuflażu. Zdęcia archiwalne wskazywały, że był on dość nietypowy
Dlatego inaczej niż zazwyczaj postanowiłem go namalować. Użyłem tutaj białej farby olejnej, której nieznaczne ilości wcierałem starym pędzlem, kawałek po kawałku, na kolejne panele poszycia
Na tym etapie zamontowałem wszystkie drobniejsze podzespoły, w tym przede wszystkim wieżyczki. I niestety zderzyłem się z niemiłym opadaniem modelu na ogon – mimo sporych ilości balastu zaaplikowanego w kadłub. Na szczescie, zgodnie z dokumentacją archiwalną, osłony silników miały być schowane pod otulającą je szmatą. Dlatego same silniki w modelu śmiało mogłem pozbawić cylindrów, a w ich miejsce nawinąć drut cynowy
Wspomniane pokrowce zrobiłem z krepiny naklejonej na cienką folię aluminiową – pozwoliło to na ich uformowanie do właściwego kształtu. Całość pomalowałem przed montażem
Potem przyszła pora na tak zwane stałe elementy gry, czyli namalowanie zacieków, brudu i innych rezultatów intensywnej eksploatacji maszyny w warunkach niskiej kultury technicznej
Rezultat tych prac zobaczyć ko0żna w galerii gotowego modelu
KFS
P.S.’ Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Great, I know this board, I wrote about it in the book “Tsel-Minsk!” Freidson, a Jew from Belarus, flew on it. In the summer of 1944 the crew flew to Belarus and then to Poland.
Przepraszam – czym jest krepina? Bardzo by mi się przydała taka informacja 😊
klik -> KREPINA