1/48 B-26B-50 Invader
Wiwisekcja cz.2
ICM – 48281
Poniższa relacja jest kontynuacją recenzji oraz pierwszej części raportu z budowy ICM-owskiego Najeźdźcy. Dla przypomnienia, model pozostawiliśmy na tym etapie:
Prace przy gondolach silników rozpocząłem od pomalowanie ich wnętrza – ponownie użyłem Interior Green.
Ściany ogniowe i boczne wzbogacone są fabrycznie o imitacje różnych detali – nie wygląda to źle, choć na pewno stwarza pole do wzbogacenia we własnym zakresie. Albo wykorzystania zestawu blach Eduarda, który pojawił się w międzyczasie.
Sklejenie gondol w całość nie przysparza żadnych problemów, jednak już po montażu zwróciłem uwagę na zastanawiającą różnicę między prawą a lewą – “rozjeżdżające się” linie podziału na jednej z nich. Nie udało mi się tego zweryfikować na zdjęciach oryginału z neta, a wszelkie rysunki sugerują jednak tak lubianą przez oko ludzkie symetrię, więc chyba wypada to poprawić.
Na gondolach niestety dosyć dobrze widoczny jest problem ICM z odlewami na bliskich pionowi (czyli prostopadłych do płaszczyzny podziału form) powierzchni – tzw. “pomarańczowa skórka”. O ile prawdopodobnie zniknie to pod podkładem i farbą w kolorach kamuflażowych, to w przypadku malowania metalizerami wymagałoby niewątpliwie szlifowania.
Ciekawym pomysłem ICM jest zaprojektowanie pokryw komór podwozia – zarówno głównego, jak i kółka przedniego. Zamiast typowego montowania pokryw pod koniec prac, odlano je wraz z zawiasami i częścią struktury wewnętrznej kadłuba i gondol – dla przypomnienia, zdjęcie z recenzji.
Instrukcja sugeruje montaż pokryw na wczesnych etapach prac, jeszcze przed zamknięciem połówek kadłuba i gondoli. O ile przy komorze koła przedniego trzymałem się tych sugestii, to w przypadku gondoli odłożyłem to na później, żeby mieć pełną kontrolę nad geometrią całości. I jak się okazało, da się pokrywy wkleić już do zamkniętych gondoli, choć trzeba pilnować spasowania (linia łączenia przebiega przez okrągłe otwory w podłużnicach).
Wadą zastosowanego przez ICM rozwiązania jest to, że moim zdaniem pokrywy za bardzo odstają od kadłuba – widoczna jest tu dość spora szpara, której nie dostrzegam na zdjęciach samolotu. Dotyczy to zresztą zarówno pokryw na gondolach, jak i komory podwozia przedniego.
Na razie jednak zostawiłem tak, jak fabryka dała. Zawsze można odciąć i skrócić zawiasy, montując ponownie pokrywy w sposób bardziej odpowiadający rzeczywistości.
Po doklejeniu czołowego pierścienia gondole są gotowe do montażu na skrzydłach.
Na tym etapie poprawiłem też wspomniane wcześniej, rozjechane linie podziału blach. Jak zwykle niezawodna okazała się tutaj piłka żyletkowa JLC
Trzeba jeszcze skleić i dołączyć chwyty powietrza. Zalecam ostrożność, bo łatwo tu o błędne sklejenie górnej i dolnej połówki tychże (odwróciwszy je wzajemnie o 180 stopni). Nie złapałem tego popełnionego przez siebie błędu na zdjęciu, ale należy pamiętać o spojrzeniu w instrukcję przed montażem.
Gotowe gondole można już zamontować na skrzydłach, nie zapominając o pomalowaniu “sufitu”.
O ile gondola lewa siadła praktycznie bezproblemowo…
…to prawa już nie.
Trzeba było to miejsce ponaginać, a następnie zalać CA i przeszlifować łączenie. Tak czy siak jest to niezbędne, bo linia łączenia nie pokrywa się z linią podziału blach (zresztą nawet jakby się pokrywała, to i tak trzeba by to obrabiać…).
Już w recenzji z zadowoleniem odnotowałem fakt, że tym razem ICM nie potraktował po macoszemu tematu silników. Ich montaż rozpocząłem od sklejenia gwiazd cylindrów.
Podobnie zmontowałem także osłony przekładni, ale na razie nie połączyłem ich z cylindrami – ułatwi to malowanie.
A malowanie cylindrów rozpocząłem od podkładu pod metalizer. Nie użyłem tu jednak kultowej w niektórych kręgach czarnej Pactry, tylko błyszczącej czarnej Tamiyi.
Na to natrysnąłem Aluminium z serii Xtreme Metal AK-Interactive.
Oddzielnie pomalowałem pokazane wcześniej osłony przekładni, a także zestawowe popychacze zaworów (o akceptowalnej grubości, a ponieważ są osadzone na wspólnym pierścieniu, bardzo przyspieszające montaż) oraz pomalowałem metalicznym podkładem przewody dostarczające mieszankę do cylindrów (jeśli się mylę, proszę mnie poprawić w temacie funkcji tego pająka po prawej na zdjęciu poniżej). Można już było montować silniki w całość, złoszować (wybaczcie makaronizm, ale proponowany polski odpowiednik terminu “wash”- płukanka, jakoś nam się nie przyjął) i lekko pobrudzić. Lenistwo zwyciężyło i nie dorobiłem przewodów zapłonowych…
ICM pokusił się również o odtworzenie elementów mocujących silniki (a raczej ich osłony) – pomalowałem je na kolor wnętrza i (bezproblemowo) zamontowałem na jednostkach napędowych.
Ostatnim krokiem montażu silników jest instalacja wydechów, w czym pomaga zmyślny szablon. Na zdjęciu poniżej jest własnie silnik, postawiony dla wygody na jego osłonie, z nałożonym od góry szablonem i pierwszym z zespołów rur wydechowych osadzonym już na swoim miejscu.
I tak po kolei – trzeba przyznać, że wszystko jest dobrze spasowane i rury wchodzą w swoje miejsca. A szablon pozwala prawidłowo ustawić ich końcówki, bo to tak naprawdę jedyny element, który później będzie, przynajmniej teoretycznie, widoczny spod osłon silnika (a to i tak przy sporych wysiłkach z dużą dozą gimnastyki).
Osłony silników pomalowałem od wewnątrz.
Mogłem już przeprowadzić próbę spasowania silników – jak się okazało (po lewej poniżej), wchodzą one idealnie w swoje osłony.
Dopiero na tym etapie ponawiercałem klockowate końcówki rur, imitując ich rurowatość.
Gotowe silniki dokleiłem do gniazd w przedniej części gondol, uprzednio podmalowując Olive drab te ich okolice, które mogą być widoczne w gotowym modelu.
Ostatecznie nałożyłem na silniki ich osłony (spasowanie idealne), po czym dokleiłem w tylnej części osłon klapki sterowania przepływem powietrza chłodzącego. Jak się okazało, wydechów nie widać, więc ich malowanie i nawiercanie to była typowa sztuka dla sztuki. Choć oczywiście, “na upartego” i świecąc sobie jakąś latarką, można od tyłu zobaczyć krawędzie wydechów. Tylko po co…
W międzyczasie wkleiłem skrzydłowe km-y (fabrycznie już nawiercone, co należy pochwalić).
Montaż powierzchni sterowych zacząłem od sprawdzenia, czy dziwne artefakty zaobserwowane na sterach wysokości wymagają szpachlowania. Dla przypomnienia, w ramkach wygląda to tak:
Ze względu na pofałdowaną strukturę płóciennego pokrycia żeber, badanie palpacyjne nie dawało jednoznacznej odpowiedzi, czy w miejscu tych robaczków znajdują się jakieś zaklęśnięcia tworzywa. Po natryśnięciu białego podkładu okazało się jednak, że wszystko jest ok i powierzchnia nie wymaga żadnej ingerencji.
Małej ingerencji wymagały natomiast wcięcia na zawiasy, które wymagały lekkiego doszlifowania,
…po czym stery wysokości już bezproblemowo dały się dokleić do stateczników.
Klapy i lotki także nie sprawiły żadnych problemów – po sklejeniu pasują idealnie na swoje miejsca. Nie przewidziano montażu klap jako opuszczonych, jednakowoż nie znalazłem zdjęcia Invadera stojącego na płycie lotniska w takiej konfiguracji, więc nie ma czego żałować.
Światła pozycyjne na końcach skrzydeł mają już od wewnątrz otworki, które wystarczy zapuścić kropelką półprzeźroczystej farby, aby zimitować kolorowe żarówki.
Pozostaje wkleić światła w skrzydła.
Aby pozamykać oszklenie, niezbędne było uzupełnienie stanowiska strzelca – jego siedzisko wraz z peryskopami.
W ramach “niezbyt głębokiej waloryzacji” do celownika dodałem szybkę.
A samo oszklenie kabiny pilota pasuje idealnie. I na dodatek potwierdziła się obserwacja z etapu recenzji, że co jak co, ale oszklenia wychodzą ICMowi bardzo dobrze. Wnętrze jest doskonale widoczne. Na marginesie, jeśli ktoś (tak jak ja) nie cierpi chałupniczego maskowania oszklenia, może skorzystać z wydanych już masek Eduarda.
Golenie podwozia straszą paskudnymi śladami po łączeniu form. Oczywiście trzeba to zeszlifować, pamiętając jednak o ostrożności, bo plastik jest miękki i łatwo przedobrzyć, np. ostrym skalpelem można ściąć za dużo tworzywa.
Zmontowana goleń podwozia głównego.
Aby zmontować z dwóch głównych elementów goleń podwozia przedniego, złożyłem ją najpierw w komorze “na sucho”, a dopiero wtedy zalałem miejsce łączenia klejem i pozostawiłem do wyschnięcia. Dzięki temu uzyskałem prawidłowe wzajemne ustawienie elementów, a goleń można bezproblemowo wyjąć z wnęki i malować oddzielnie.
Kółko przednie złożone z użyciem kołków pozycjonujących nie wygląda dobrze, dlatego rzeczone kołki lepiej usunąć przed klejeniem.
Opony kół podwozia głównego również sklejamy z dwóch połówek, co wymaga później sporo pracy przy odtwarzaniu wzoru bieżnika. Pomęczyłem się z tym i efekt jest moim zdaniem zadowalający, ale i tak będę się rozglądał za żywicznymi zamiennikami, choćby ze względu na brak imitacji ugięcia opon. Na plus kołom zestawowym należy zapisać, że felgi są bytami oddzielnymi, co bardzo ułatwia malowanie.
Panel ze stanowiskiem dolnej wieżyczki nie grzeszy dopasowaniem, więc znów czeka nas szpachlowanie, szlifowanie i odtwarzanie okolicznych linii podziału blach.
Dokończyłem montaż drobnicy, m. in. podwieszeń podskrzydłowych. Ja wybrałem gondole z km-ami oraz zbiorniki dodatkowe (zamiast tych pierwszych można podwiesić bomby).
Podwieszenia zamontowałem na Maskolu, aby później bezproblemowo zdemontować je do malowania. Przy okazji odkryłem, że nawierciłem zbyt dużo otworów pod zbiorniki. Zajrzałem jeszcze raz do instrukcji (krok 30) i stwierdziłem, że to trochę niejasność tejże a trochę jednak mój błąd, choć oczywiście banalny do naprawienia.
Tym sposobem dobrnąłem do końca podstawowego montażu modelu. Ponieważ preferuję malowanie detali oddzielnie, szereg elementów (np. golenie podwozia, śmigła, omówione powyżej podwieszenia, wieżyczki strzeleckie…) zamocowałem jedynie tymczasowo na Maskolu. Na etapie podkładu na pewno wyjdą jeszcze liczne niedoskonałości powierzchni i łączeń, które trzeba będzie poprawić, ale model już teraz robi wrażenie, nie tylko rozmiarami.
Przez większą część budowy modelu chroniłem wnętrze komory bombowej przez doklejoną (również na Maskolu) jednoczęściową, “zamkniętą” wersję drzwi bombowych.
W gotowym modelu zamierzam jednak eksponować komorę, używając oddzielnych, otwartych drzwi.
Artur Osikowski