1/48 Bf 109 G14 AS
Eduard- 82162
Budowa
“O kolejny messerschmitt, dawno nie było”, powie jakiś internetowy śmieszek na widok poniższego warsztatu. A ja odpowiem:
Wszystko zaczęło się od tego, że zamiast wykorzystać czas na robienie czegoś konkretnego, bezmyślnie przeglądałem internety i wpadłem na zdjęcia Bf 109 G14 AS z lotniska Twenthe z 1945. No i zakochałem się. Musiałem go zrobić. W planach nie miałem stodziewiątki, tym bardziej w skali 1/48, ale pomyślałem, że to dobry temat na stworzenie zawodnika na konkurs w Bytomiu, w kategorii Czarne Diamenty.
I tu ważna informacja. Nie ukrywam, że 50% tego co modelarsko umiem, to efekt pracy z Kamilem Sztarbałą i jego współporad. Drugie 50% to efekt negowania tychże, robienia po swojemu, tylko po to, żeby z płaczem wrócić do tego co KFS mi doradził.
Nie jestem jedynem uczniem naszego redaktora naczelnego, ale JEDYNYM który nie mógł się pochwalić zdobyciem najbardziej prestiżowego trofeum modelarskiego w tym kraju, czyli Czarnego Diamenta. Reakcja Kamila na pomysł ruszenia z Bf109 w wyścigu po trofeum była … chłodna. Po pierwsze – powiedział – Diamenty wygrywają modele P11c, szczególnie te oblepione złotkiem z cukierków. Po drugie, modele Eduarda to słaby pomysł. Te modele są, po prostu, zbyt dobre i niespecjalnie jest w nich miejsce na dodatki własne. Reszty nie słuchałem, bo uznałem że to takie same pieprzenie jak to, że księżyc rusza morzem…
I ruszyłem do pracy. Standardowo, budowę modelu samolotu rozpoczynamy od kokpitu. Ale nie tym razem. Po analizie 4 dostępnych zdjęć tej maszyny, w różnym stanie rozkładu, ustaliłem co należy wyciąć/otworzyć, co dorobić w ramach tzw. dodatków własnych. I od cięcia właśnie się zaczęło.
Aby wyeksponować silnik, musiałem wyciąć spory kawałek plastiku. Zaznaczyłem pisakiem to, co chcę odciąć, bo w przeszłości już zdażyło mi się wyciąć więcej niż potrzeba…
W kolejnym etapie, wywierciłem otwory pod luki inspekcyjne oraz detale kokpitu odlane w plastiku, przygotowując model na przyjęcie kokpitu żywicznego.
Od wewnętrznej strony splanowałem plastik, bo był zdecydowania za gruby.
Co trzeba było wyciąć, wyciąłem, i połówki kadłuba były gotowe do dalszych prac.
Do wyciętej inspekcji przedziału radiowego dokleiłem “ramę”, którą jakimś cudem miałem w składzie starych blach.
Dorobiłem także korek wlewu paliwa – mój pierwszy dodatek własny w tym modelu. Byłem z siebie dumny, bo choć toporny, wyglądał całkiem nieźle.
Na zdjęciach oryginału w dwóch otworach inspekcyjnych majaczą elementy stalowych naciągów usterzenia. Dodałem więc ich imitacje.
Idąc dalej ścieżką scratcha, wykonałem zbiornik MW 50 (Methanol-Wasser 50), użyłem bomby Eduarda w skali 1/32, która po lekkiej obróbce pasowała idealnie. Pasy mocujące to ta sama podziałka i pasy pilota do Wingnutowego Camela:) ( wniosek stąd jeden – nie należy wyrzucać nie użytych nigdy blaszek).
Do zbiornika MW50 dodałem zbiornik paliwa pod fotel pilota.
Zbiornik to dwa prostokaty z elementami ramy plus detale widoczne czyli: wlew i orurowanie wykonane przy użyciu drobiazgów z firmy Anyz. Tych samych zresztą, które Piotr wykorzystał budując swojego Mi24.
Mając zbiorniki, mogłem dodać resztę tj, widoczne elementy konstrukcyjne, oraz przedział radiowy. Podczas produkcji nie ucierpiała ani jedna karta telefoniczna!
Nie zawracałem sobie głowy radiem, ponieważ na zdjęciu z 1945 r. wyraźnie widać to, co zostało z radiostacji. Czyli kłębowisko kabli.
O dziwo, wszystko pasowało idealnie.
Przyszedł czas na malowanie. Wnętrze kadłuba pokryłem farbą aluminium z z serii Xtreme Metal. Zbiornik paliwa ( a raczej jego obudowę) oraz przedział radiowy pomalowałem kolorem RLM 02 z palety Real Colors AK Interactive.
Panel Linerem Tamyia koloru brązowego delikatnie pobrudziłem wnętrze .
Dokleiłem brakujące elementy, dodałem zwisające druty w przedziale radiowym. I spytałem Kamila Feliksa Sztarbałe co o tym sądzi. W odpowiedzi usłyszałem: “Detal bardzo zgrzebny i toporny ale dzięki temu będzie widoczny”. Czy to dobrze, czy źle – nie wiem w sumie do dzisiaj…
Powoli zbliżałem się do kokpitu. Przed zabawa z kabina pilota musiałem dodać (i spasować) przedział uzbrojenia. Pomalowałem go kolorem RLM02 oraz czarnym – wszystko farbami AK Real Colors.
No i w końcu doczekaliśmy się – kokpit. I tutaj najważniejszą informacją jest użyty odcień farby RLM 66 – AK Interactive do niedawna proponowało dwie różne RLM66: wczesaną i późną (niebieskawą lub bardziej zieloną). Zdecydowałem się na wersje wczesną.
Sam żywiczny kokpit Eduarda to czysta przyjemność z budowu. Detale pomalowałem – czy raczej pokolorowałem farbami AK 3GEN.
Całość pobrudziłem farbami olejnymi Abteilung 502 z zestawu Leather & Wood.
I skleiłem połówki kadłuba. Póki conie napotkałem żadnych problemów, czy modelarskich zdrad. Przyszedł czas na wiatrochron. Na dostępnych zdjęciach widać wybitą szybę z jednej strony, usunąłem więc przeźroczysty plastik pozostawiając samą ramę. Na zdjęciu widać wyraźne pozostałości szkła w górnej części ramy – te postanowiłem odtworzyć po zakończeniu etapu malowania.
Również schowek za fotelem pilota wymagał ingerencji. Dostępne zdjęcia tego Bf 109 wskazują, że pokrywa schowka nie została otwarta ale wyłamana przez kogoś, kto nie do końca wiedział jak działa jej mechanizm. Dlatego z kawałka plastiku odtworzyłem ten element, a samą pokrywę usunąłem.
Wiatrochron i pozostałe elementy pomalowałem kolorem RLM 66.
Połączyłem kadłub z płatem i usterzeniem.
Pozostał ostatni element wymagający ingerencji, czyli światła pozycyjne, które w Messerschmitcie z Twenthe pozbawione były osłon i żarówek. Wyciąłem więc obie osłony, oraz nawierciłem otwory, w których montowane były żarówki. I przeszedłem do malowania. Jak widać, zastosowałem zdaniem różnych mądrali z modelarskich grup facebookowych “staromodny i zupełnie niepotrzebny” preshading.
Pomalowałem spód RLM 76 i biało czerwony pas na kadłubie.
Kadłub pokryłem późnym RLM 76 w odcieniu kaczego jaja – to chyba mój ulubiony kolor wśród farb stosowanych przez Luftwafwfe. Świetnie na nim wypadają efekty, w każdym możliwym kolorze.
Ster kierunku wymagał szczególnej uwagi. Po po pierwsze chciałem odwzorować układ znajdującego się na nim kamuflażu, a po drugie miał na sobie plamy w kolorach RLM 81 i 82.
Pomalowanie go zajęło kilka chwil i jak widać na surowym zdjęciu z końca procesu, staromodny preshading nadal jest skuteczną techniką o ile podchodzi się do niego z głową.
W miedzy czasie położyłem kalkomanie. Odczekałem 24 godziny i zająłem się zdejmowaniem z nich filmu, przy użyciu White Spirit’u. Po chwili film zamienił się w gumowego gluta.
…którego delikatnie zdjąłem wykałaczką.
O ile nowe kalkomanie Eduarda są fenomenalne, o tyle te z napisami eksploatacyjnymi niestety już tak fajne nie były. Dlatego przerywaną czerwoną linię znaczącą chodnik pomalowałem przy użyciu masek firmy Omask.
Maski są super proste w użyciu, a do pomalowania linii użyłem farby… MR Paint Hinomaru Aka Iro. To dość intensywna czerwień, a zależało mi, żeby te chodniki były widoczne pomimo kolejnych warstw lakieru matowego i efektów weatherningu.
Dodałem rurkę pitota z oferty Mastera i model gotowy był do brudzenia.
Brudzenie rozpocząłem od washa z brązowej farby olejnej Van Dycke. Nakładanego sekcjami i miejscowo, tak aby nie zmienił się w filtr, zmieniając kolor całości.
Po zabezpieczeniu powierzchni lakierem matowym, prystą;piłem do prac kredkami AK interactive, kolorami szarym, jasno zielonym i fioletowym.
Nanosiłem nimi drobne uszkodzenia farby i plamy na powierzchni, delikatnie blendując je patyczkiem bawełnianym.
Efekt, który chciałem uzyskać, to balans i kontrast pomiędzy sekcjami brudnymi/zużytymi i pozbawionymi efektów weateringowych. Dzięki temu, efekty brudzenia są wyraźniej widoczne.
Kolejnym krokiem były okopcenia, wykonałem je bardzo podobnie jak w tym przepisie. Najpierw położyłem pigment Sienna Soil.
Kolejna warstwa ciemniejszego pigmentu Burnt Grease.
I ostatnie przejście, tylko środka okopceń, mocno rozcieńczonym siuwaxem Engine Grime.
Na koniec musiałem odtworzyć cześć uszkodzeń farby widocznych na zdjęciach – na krawędzi okopceń.
Efekt końcowy zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, miałem i nadal mam wrażenie że udało mi się uniknąć pułapki “kolejnego nudnego Messerschmitta”.
Ostanim elementem pracy nad kadłubem było dodanie brakujących resztek oszklenia do ramy wiatrochronu. Na tym etapie prac usłyszałem od KFS’a, że “model może liczyć na wyróżnienie w kategorii 1/48 ale raczej nie na Czarnego Diamenta”.
Przyszedł czas na silnik. Żywiczny model silnika do bf 109 G6 od Edaurda nie wymagał wielkiego nakładu pracy. Dodać musiałem inny układ orurowania i zdemontować uzbrojenie.
Silnik pomalowałem na czarno, srebrno i zielono (RLM02) farbami AK Real Colors. Całość ubrudziłem pigmentami.
Pomalowałem i śmigło i kołpak.
Przy użyciu masek Eduarda, namalowałem na kołpaku spirale, a łopaty śmigła potraktowałem kredkami akwarelowymi.
Zamontowanie silnika nie sprawiło mi żadnych problemów.
Mając już silnik gotowy mogłem przygotować ostatni dodatek własny w tym projekcie, czyli chłodnice oleju.
Po zamontowaniu silnika, dodaniu podwozia i zwisającej luźno chłodnicy, projekt można było uznać za zakończony.
No prawie, bo przyglądając się w zbliżeniu zdjęciu oryginału poniżej z lewej) zauważyłem, że zbiornik oleju za kołpakiem nie jest brudny ale ugięty – jak po stłuczce. Więc dodałem stosowne wgniecenie.
I koniec pewnej przygody, gotowy model prezentował się całkiem nieźle.
Ale “nieźle” nie oznacza “diamentowo”, skoro teoria wygrywania mówi, że model na podstawkach zdobywają wyróżnienia częściej niż te bez podstawki, mój Bf109 dostał takową.
I wiecie co? Zdobyłem upragniony Czarny Diament!
Karol Konwerski
Standardowo po więcej zapraszam na Facts in Scale
Gratulacje – świetny model
dzięki!
Gratulacje z osiągnięcia Diamentowego celu!
Bardzo mi się podoba, absolutny diament
Bardzo fajny. Gratuluję nagrody!!