1/48 Bloch MB.152 (late)
Dora Wings – DW48019
Budowa
Kiedy pod koniec grudnia 2019 roku robiłem przegląd pudełka z Blochem MB.152, zapałałem chęcią zbudowania tej miniatury. Nie minęły trzy miesiące i zacząłem realizować swój plan. Podzielę się moimi spostrzeżeniami z budowy prosto z pudełka, z minimalnymi przeróbkami.
Zacząłem od kokpitu. Wyciąłem z ramki potrzebne części i obrobiłem je. Po raz pierwszy miałem do czynienia z modelami Dora Wings i muszę przyznać, że pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Części ładnie i dokładnie odlane. Fotel pilota uzupełniony o elementy fototrawione, które były w zestawie, bardzo fajnie się prezentował. Dorobiłem tylko manetki i dźwignie do jednego z paneli, ponieważ one akurat zostały pominięte.
Przygotowałem sobie również połówki kadłuba i podłogę.
Po analizie instrukcji posklejałem ze sobą, co mogłem, i przygotowałem do malowania. Żadnych niemiłych niespodzianek, wszystko do siebie świetnie pasowało.
Faza wstępna kolorowania kokpitu to zagruntowanie całości gunzowskim srebrem C8.
Na tak przygotowany podkład naniosłem kolor H55 Midnight Blue z palety japońskiego producenta.
Te części, które według instrukcji miały pozostać w tym kolorze, rozjaśniłem lekko farbą H56 Intermediate Blue…
…po czym dodatkowo podkreśliłem krawędzie mieszanką farb olejnych w odcieniu niebieskim, stosując metodę suchego pędzla.
Na elementy, które instrukcja przedstawia w barwie Dark Blue Gray – dotychczas pokryte farbą Midnight Blue – naniosłem transparentną warstwę koloru H42 Blue Gray.
Gdy kokpit otrzymał podstawowe barwy, przystąpiłem do prac wykończeniowych. Ostro zakończoną pęsetą wydrapałem lekkie imitacje obić. Pomalowałem na czarno odpowiednie panele, które później przetarłem “suchym pędzlem” w kolorze srebrnym. Kalkomanię z instrumentami tablicy przyrządów rozciąłem i poprzyklejałem ‘zegary’ osobno, uzyskując całkiem zadowalający efekt. Brud wniesiony przez pilota do kabiny na obuwiu zaimitowałem szminkami Tamiya.
Fotel pilota również dostał kolorków. Następnie zainstalowałem pasy, które producent dostarcza w formie elementów fototrawionych. Wcześniej pomalowałem je na właściwą według mnie barwę.
Pozostało zatem przygotować celownik. W rzeczywistości wyglądał on tak:
…zaś producent zaproponował go w następującej formie – element to dość malutki i przezroczysty, więc trudny do sfotografowania.
Nie do końca pasowała mi ta koncepcja. Przeglądnąwszy pozostałości blaszek z poprzednich przedsięwzięć, znalazłem detale, które wykorzystałem do przeróbki celownika.
Wyszło tak. Efekt w pełni mnie zadowolił.
Teraz kokpit został wklejony w jedną z połówek kadłuba.
Zanim połączyłem kadłub w całość, najpierw wkleiłem elementy przejścia skrzydła w kadłub.
Niestety ich połączenie nie było zgodne z podziałem blach, więc musiałem je zaszpachlować i wypolerować.
Użyłem do tego celu kleju cyjanoakrylowego…
…którego nadmiar najpierw zmyłem patyczkiem do uszu nasączonym debonderem, a następnie polerowałem watą stalową aż do uzyskania idealnej powierzchni. Niestety, kolejna czynność, czyli odtworzenie linii podziału kadłuba i nitowania, nie należy do moich ulubionych. Użyłem do tego różnorakiego sprzętu.
Teraz mogłem już skleić kadłub w całość, ale i tu łączenie należało zaszpachlować…
…wypolerować…
…i odtworzyć linie podziału. Napomknę w tym momencie, że w całym modelu linie są bardzo delikatne, gdzieniegdzie wręcz zanikające i bardzo łatwo jest je uszkodzić.
Po wykonaniu wszystkich wyżej opisanych czynności kadłub odstawiłem na bok. Na tapet wziąłem silnik i śmigło.
Po oczyszczeniu części, kołpak i śmigło pomalowałem na srebrno, traktując to jako podkład. Na wyschnięte elementy zaaplikowałem specyfik Worn Effects z AK-Interactive, który ułatwi później naniesienie imitacji śladów eksploatacji.
Sam silnik skleiłem zgodnie z instrukcją i pomalowałem na kolor czarny. Całość przetarłem srebrnym suchym pędzlem dla uzyskania metalicznego efektu. Korzystając z tego, że w zbiorniczku aerografu znajdowała się czarna farba, potraktowałem nią również śmigło i kołpak.
Teraz przystąpiłem do złożenia osłony silnika z całą resztą.
Po sklejeniu podzespołu w całość zauważyłem, że nie ma elementu oddzielającego przedział silnika od chłodnicy.
Instrukcja nic o nim nie mówiła…
…więc nie tracąc czasu przystąpiłem do samodzielnego jego wykonania. Posłużyły do tego kawałek płytki polistyrenowej oraz klej cyjanoakrylowy w roli spoiwa i wypełniacza. Potem wystarczyło tylko wypolerować łączenia.
Po pomalowaniu wnętrza osłon na czarno wiedziałem, że osiągnąłem satysfakcjonujący efekt.
Ale!!! Jakież było moje zdziwienie, kiedy skończyłem budowę modelu i w pozostałych częściach znalazłem, jak mniemam, “brakujący” element…
Wracając do właściwej kolejności – następną czynnością było przeciągnięcie wewnętrznych czarnych powierzchni srebrnym suchym pędzlem.
Teraz pozostało wkleić silnik w osłonę. Tu trzeba poświęcić trochę uwagi, ponieważ nie ma żadnych elementów pozycjonujących części względem siebie. Ja poradziłem sobie z tym tak, że podlałem na krawędziach “wręgę” z silnikiem klejem do plastiku, od przodu przyłożyłem śmigło i trochę na oko, trochę według planów, ustawiłem elementy we właściwej pozycji.
Wyglądało na to, że się udało.
Następnie przygotowałem elementy podwozia. Ograniczyło się to do sklejenia połówek kół i obróbki potrzebnych części.
Niemniej jednak wyglądało to dość ubogo, postanowiłem więc dodać imitacje przewodów.
Przygotowanie składowych ogona dopełniło wstępne prace nad kadłubem.
Mogłem zająć się skrzydłami. Za pomocą wręgi połączyłem dolne fragmenty skrzydeł z centropłatem.
Wręga ta była również jednym z elementów wnęk podwozia…
…które należało uzupełnić o pozostałe detale.
Teraz mogłem dokleić górne powierzchnie skrzydeł.
Po ich połączeniu odłożyłem cały podzespół na bok do czasu porządnego wyschnięcia spoiny.
Wróciłem do kadłuba. Dokleiłem statecznik pionowy.
Jak widać na zdjęciu, element ten nie jest idealnie spasowany. Na łączeniu powstała szpara, którą od razu zalałem klejem cyjanoakrylowym.
Ale i tak boki potrzebowały intensywniejszego szpachlowania, więc użyłem klasycznej szpachli, która potrzebuje czasu, żeby porządnie się utwardzić.
Zatem wróciłem do skrzydeł. Oczyściłem je ze spoiwa, którego nadmiar wyszedł na łączeniach (efekt pożądany, ponieważ zastępuje szpachlę). Niestety, tutaj również mamy linie łączenia części niezgodne z podziałem blach, więc trzeba je zaszpachlować i wypolerować.
Pozostał jeszcze żmudny proces odtworzenia linii podziału. W każdą nowo wytrasowaną linię napuściłem bardzo rzadkiego kleju, który wygładził je i rozpuścił pozostałe wewnątrz drobinki plastiku.
Z grubsza obrobiwszy wcześniej “ogon” ze szpachli, miałem gotowe wszystkie elementy modelu.
W zasadzie mógłbym przystąpić do malowania… ale oglądając zdjęcia widać, że maszyny Blocha były gęsto ponitowane, co stanowiło w pewnym sensie ich urok (przynajmniej dla mnie), a model fabrycznie nitów nie posiada. Postanowiłem je odtworzyć. Zaopatrzywszy się w plany (trochę z sieci, trochę od znajomych i z literatury), przystąpiłem do działania. Użyłem do tego celu nitowadła z firmy RB Productions i taśmy 3M. Zajęło to trochę czasu, ale chyba było warto.
Przy klejeniu skrzydeł z kadłubem ponownie spotykamy się z koniecznością zlikwidowania śladów łączenia. Poradziłem z tym sobie podobnie jak wcześniej.
Po tej czynności dokleiłem jeszcze ster kierunku i usterzenie poziome, i w zasadzie można było zaczynać malowanie. Pozostał tylko mały szczegół.
Mianowicie, doklejenie osłony kabiny i jej zamaskowanie.
Maski są załączone do zestawu. Bardzo dobrze pasują, ale są wykonane z folii, która na obłościach lubi po czasie się odkleić. Należy pamiętać, żeby je od czasu do czasu docisnąć. Osłonę postanowiłem najpierw pomalować barwą wnętrza, czyli Midnight Blue, aby ramy od wewnątrz wyglądały na pomalowane właśnie w tym kolorze.
Może mało istotna rzecz 🙂 , ale zapomniałem jeszcze dokleić sekcji silnika… więc szybko nadrobiłem to przeoczenie. Całkiem na poważnie – należy pamiętać, aby przykleić go niesymetrycznie. Blochy tak miały. Instrukcja zawiera rysunki w skali 1:48, umożliwiające dokładnie spozycjonowanie tego podzespołu.
Przyłożyłem sobie jeszcze “na sucho” śmigiełko, aby sprawdzić, czy wszystko jest ok. Wyglądało, że tak.
Zamaskowałem silnik i wróciłem do malowania.
Na początek po całości sreberkiem Gunze C8.
Następnie matową czernią C33 naniosłem siatkę preshadingu.
Kamuflaż postanowiłem namalować przy pomocy zestawu farb Hataki ‘Early WWII French Air Force’ z serii pomarańczowej. Na tym etapie wybrałem również konkretną maszynę do odtworzenia – Nr 662 o nazwie własnej IRAŚ z 3 escadrille GC II/6, którą w czerwcu 1940 roku pilotował Eugeniusz Szaposznikow. Czyli z plusem za polskie malowanie 🙂
W pierwszej kolejności pomalowałem powierzchnie dolne kolorem C083 Gris Bleu Clair.
Mieszając podstawowy kolor z odrobiną białego, punktowo rozjaśniłem niektóre panele. Miało to na celu imitację nierównomiernego płowienia powłoki, jak również dodało plastyczności powierzchni. Efekt ten zastosowałem przy wszystkich kolorach.
Następnie natrysnąłem pierwszy kolor kamuflażu – C082 Gris Blue Fonce.
Gdy wysechł, zamaskowałem plamy masą Panzer Putty.
Kolejny kolor to C079 Brun Fonce…
…a jako trzeci zastosowałem C084 Kaki Francais. Instrukcja podawała, że ma to być Vert Fonce (Dark Green), ale jego odpowiednik z zestawu Hataki wydawał mi się za jasny. Oglądając barwne sylwetki w książce Polish Fighter Colours 1939–1947 vol. 1, zadecydowałem, że użyję właśnie Kaki Francais.
Po ściągnięciu “masek” przejścia między kolorami odpowiednio złagodziłem natryskując z aerografu bardzo rozcieńczone farby. W końcowym efekcie uzyskałem to:
Po zabezpieczeniu całego modelu lakierem błyszczącym mogłem przystąpić do nakładania kalkomanii. Są one wydrukowane bardzo ładnie, bez przesunięć, i dobrze reagowały z płynami Microscale SET i SOL.
Jedyny zgrzyt dotyczył elementów przeznaczonych na ster kierunku – okazały się być za duże. Gdy je położyłem, w pierwszej chwili pomyślałem, że to odpowiedni naddatek, który pozwala na ładne spasowanie całości i obcięcie nieużytku. Nie zwróciłem na to uwagi. Ale gdy kalki wyschły i zacząłem dokładnie je oglądać, stwierdziłem, że to jednak nie to. Targały mną różne pomysły, ale stwierdziłem, że trudno… tak zostanie. Doradzałbym, żeby ten element pomalować po prostu na wcześniejszym etapie. Jest to dość łatwe, ponieważ ster kierunku jest wykonany jako osobny element. Jednak w momencie, gdy jest już przyklejony do kadłuba i to pomalowanego (tak jak w moim przypadku), można sobie narobić innych szkód i tym samym stracić serce do modelu… mea culpa.
Tu widzimy, jak to powinno wyglądać.
Na tym etapie również przypomniałem sobie o “brzechwie” na sterze kierunku, którą miałem wykonać sam, ponieważ instrukcja nic o tym nie mówi. Nauczony wcześniejszym doświadczeniem, przejrzałem pozostałe części, tym bardziej, że w instrukcji była przedstawiona kalkomania na ten element. Odnalazłem ją na arkusiku z elementami fototrawionymi.
Po jej doklejeniu i pomalowaniu, jak również odcięciu nadmiaru kalkomanii, ogon prezentował się tak:
Ponieważ Blochy operowały głównie z lotnisk nieutwardzanych, postanowiłem nanieść wyraźniejsze niż zwykle ślady zabrudzeń od “gruntu”. Użyłem do tego odcieni beżu i brązu, napylonych bardzo delikatnie z aerografu.
W dalszej kolejności postanowiłem zaaplikować wash.
Po wyschnięciu emalii jej nadmiar zebrałem ręcznikiem papierowym i patyczkami higienicznymi do uszu. Pozostała ona tylko w zagłębieniach, czyli dokładnie tam, gdzie chciałem. Ostro zakończoną pęsetą zrobiłem jeszcze kilka imitacji uszkodzeń powłoki lakierniczej.
Chcąc wzmocnić efekt zabrudzeń, użyłem jeszcze specyfików firmy AK-Interactive o kolorach ziemistych. Najpierw w nieregularny sposób zaaplikowałem je w wybranych miejscach. Następnie lekko nasączonym w White Spirit patyczkiem higienicznym rolowałem po powierzchni modelu do momentu uzyskania pożądanego efektu.
Później zająłem się rurami wydechowymi i okopceniami. I tak kolejno na rury, które bazowo pomalowane były na ciemny metaliczny kolor, nałożyłem rdzawego washa z AK-Interactive (teoretycznie przeznaczonego do gąsienic).
Pozostawiłem emalię do wyschnięcia i aby nie marnować czasu, zacząłem tworzyć ślady okopceń. Przy tej czynności warto pooglądać zdjęcia oryginałów. Wybrałem dość często powtarzający się ślad, dodatkowo widoczny na osłonach podwozia, które podczas lotu były zamknięte. Użyłem do tego kolejno farb o odpowiednich według mnie odcieniach (Gunze C119 Sand Yellow, C42 Mahogany, C137 Tire Black, C338 Light Gray), nanoszonych cieniutkimi smugami aerografem.
Teraz mogłem wykończyć rury wydechowe, aplikując na nie pigmenty w kolorze czarnym i różnych odcieniach rdzy z palety AK-Interactive.
W zasadzie model był gotowy. Pozostało doklejenie podwozia, anteny i śmigła. Klejąc powozie trzeba wykazać się cierpliwością i pozwolić mu dobrze wyschnąć, zanim zaczniemy dłubać coś dalej. Tak też zrobiłem i w tym czasie zająłem się śmigłem. Tu również podparłem się fotografiami oryginału, które nie wskazywały, żeby śmigła były bardzo “poobdzierane”. Zrobiłem zatem lekkie zarysowania. Na krawędziach łopat naniosłem “biedronkę” z szarej farby olejnej, którą roztarłem płaskim pędzlem zwilżonym White Spiritem. Wyszedł fajny efekt lekko jaśniejszych smug.
Na sam koniec cały model zabezpieczyłem warstwą Alclad Klear Kote Gloss.
I teraz końcowa refleksja. Bardzo się cieszę, że miałem okazję zmierzyć się z tym zestawem. Nie należy on według mnie do najłatwiejszych, ale również nie do tych, które wymagają jakiś nieprzeciętnych umiejętności. Model wykonany zupełnie prosto z pudła może być ozdobą kolekcji. Niestety, nie obejdzie się bez szpachlowania i polerowania powierzchni. Przed tym się nie uchronimy. Braki w instrukcji… zdarza się najlepszym. Nie myli się ten, kto nic nie robi, a chwała Dora Wings, że im się chce. Dla wymagających kolegów modelarzy na pewno może stanowić bazę do wszelkich przeróbek i waloryzacji. Ja chciałem pokazać, co możemy zrobić z tego, co proponuje do sprzedaży producent… no pomijając nitowanie 🙂 A jak wyszło – oceńcie sami.
Pozdrawiam
Piotr “Słoma” Słomiński
Nie mogę się pozbyć wrażenia, że brzusio ma jednak trochę przesadzone, ale tak fajnie przesadzone :3
Co to za cudo, pomarańczowe Hataki z nakrętkami w kolorze mniej więcej zawartości? Wszystkie moje (z zestawów jak i single) są albo czarne albo pomarańczowe.
po prostu sam sobie pomalowałem farbą ze środka, szybsza identyfikacja 🙂
The rivets make the model!