1/48 GBU-15(V)21/B
Eduard – 648646
Czeski Eduard zaprezentował nam nowe uzbrojenie do współczesnych myśliwców. Co prawda dobrych kilka tygodni temu, ale dopiero teraz zestaw wpadł w moje ręce. Tym razem jest to lotnicza bomba szybująca GBU-15 naprowadzana na cel przy pomocy systemu TV. Nie jest to może zbyt często spotykana „piguła” podwieszana pod nowoczesnymi myśliwcami, ale konstrukcja dość ciekawa. Jej projekt pochodzi z głębokich lat 70-tych, a intensywniej była użytkowana w latach 80-tych i 90-tych. Jako że korpus bomby to uniwersalna Mk.84 (burząca) lub BLU-109 (przeciwbetonowa/bunkrowa), jest dziś raczej wypierana przez nowoczesne GBU-31 lub GBU-24 zawierające to samo “nadzienie”. Mimo tego jej miniatura na pewno przyda się do budowy modelu myśliwców operujących w późniejszych dekadach zeszłego wieku.
Zestaw czeskiego producenta zawiera dwie miniaturki GBU-15. Są to wersje oparte o korpus bomby lotniczej Mark 84, czyli klasycznej burzącej. Co nietypowe, po otwarciu pudełka wita nas duży woreczek z czerwonej folii bąbelkowej, zamknięty „na amen” metodą termiczną. A w nim kryją się dwa korpusy żywicznych bombek. Domyślam się, że folia ma za zadanie chronić cienkie i wyjątkowo długie brzechwy przed ukruszeniem. Robi to niestety umiarkowanie skutecznie, bo próba otwarcia folii bez pomocy noża czy nożyczek sprawia, że trzeba do tego użyć sporej siły. A szarpiąc się z folią bąbelkową, o połamanie tego, co w środku, zupełnie nietrudno. Sam więc nie wiem czy to przez moją nieostrożność, czy też z innego powodu, obie żywice miały ukruszone zaczepy. Na szczęście po podwieszeniu pod pylonem i tak tego nie będzie widać.
Bombki są ładne. Odlane ze zwyczajną dla Eduarda jakością (czytaj: wysoką), cieszą oko misternymi detalami i aksamitnie gładką powierzchnią. Co istotne, korpusy są odlane w jednym kawałku, odchodzi więc kłopotliwa konieczność odcinania części i dopasowywania ich przed sklejeniem. Same bomby jakieś zbytnio skomplikowane na zewnątrz nie są, dlatego też nie znajdziemy tu zbyt wielu detali. Ale te, które są, są bardzo ładne. Cieszy też próba odtworzenia sensorów w głowicy, czyli tego, co znajdzie się pod szkłem – Eduard nie zawsze pochyla się nad takimi szczegółami. Szkoda tylko, że zakrycie ich zestawowymi „szkiełkami” sprawi, iż miejsce odcięcia od kostki wlewowej (czyli spód osłonek poharatany przez piłę czy też nożyk) i tak je zasłoni i wiele nie będzie widać. Jeśli w ogóle cokolwiek. Opcjonalnie można więc próbować odlać te osłonki na własną rękę, np. z żywicy epoksydowej, co nie powinno być zbyt trudne. I dać znacznie lepszy efekt niż to, co załączył producent.
W oddzielnej torebce znajdziemy nie tylko wspomniane szkło, ale także przednie lotki bomby oraz – do alternatywnego użycia – osłony sensorów. W przypadku użycia tych ostatnich, producent zaleca ucięcie czubka żywicy i przyklejenie w to miejsce osłonki. Niestety nie pokuszono się o odlanie tych części jako wklęsłych i pustych w środku, co pozwoliłoby po prostu zakładać je na nosek bomby.
GBU-15 są wielkie. Każda to kawał masywnej żywicy, niezbyt ciężkiej, ale jednak na tyle dużej, że powinna wyglądać elegancko na tle samego modelu samolotu. Było nie było, to miniatura prawie tonowej bomby, jednej z największych w arsenale USAF.
Do zestawu dostajemy malutki arkusik kalkomanii, który – o radości! – nie klei się. Jakość druku jest standardowa dla Eduarda, czyli przyzwoita. Małe napisy eksploatacyjne zlewają się w całość, ale tylko te najmniejsze. Nie przewidziano oznaczeń dla bomb w wersji ćwiczebnej.
Do czego można użyć najnowszy produkt Eduarda? Bomby w tej wersji (bo GBU-15 wersji miał kilka, znacznie różniących się między sobą wyglądem) przenoszą współcześnie w praktyce wyłącznie myśliwce F-15E, choć trudno znaleźć jakieś nowsze zdjęcie tych maszyn uzbrojonych w taki sposób. Jeśli chcemy wykonać model maszyn z lat 80-tych lub 90-tych, możemy je podwiesić także pod modele bombowców F-111 lub myśliwców F-4E, jak i F-16C/D. Wszystkie w malowaniu sił powietrznych USA.
Dariusz Żak
Zestaw przekazany do recenzji przez firmę Eduard