1/48 Hurricane Mk IIc
Arma Hobby – 40004
Kiedy ponad 4 lata temu (niemożliwe, że to było tak dawno…) budowałem model Hurricane Mk.I w skali 1/72 od Arma Hobby, nie spodziewałem się, że producent ten wyda kiedyś “garbuska” w skali 1/48. A jednak “nadejszła wiekopomna chwila” i możemy przyjrzeć się temu modelowi bliżej.
Pudełko przyciąga wzrok charakterystycznym dla firmy wzorem i bardzo efektowną ilustracją. Tym bardziej cieszy, że grafikę tę znajdziemy w pudełku jako niewielki plakat. Oczywiście w formacie limitowanym rozmiarami pudełka, ale zawsze to miły bonus, który może posłużyć do upiększenia ścian męskiej jaskini.
Wracając jeszcze do zewnętrznej części opakowania, na odwrocie znajdują się sylwetki wszystkich proponowanych przez producenta malowań.
Wspomniałem o zewnętrznym opakowaniu, ponieważ kryje ono w sobie drugie – sztywne kartonowe korytko, chroniące delikatną zawartość. Nie jest to kompletne pudełko, do jakich przyzwyczaili nas np. ICM czy Zvezda, ale i tak plus, tym razem za solidne pakowanie.
W woreczku foliowym z częściami plastikowymi od razu zwraca uwagę karteczka od producenta, informująca o tym, że części drukowane 3D nie są przeznaczone do recenzji, ponieważ nie są standardową częścią zestawu (były bonusem do preorderów). Uszanujemy więc tę prośbę.
Integralną częścią modelu są już niewątpliwie ramki plastikowe. A konkretnie trzy ramki z szarego tworzywa (i jedna przeźroczysta, o której trochę dalej).
Zapowiedzi tego modelu koncentrowały się na podkreślaniu przede wszystkim dbałości o szczegóły, trosce o zgodność merytoryczną oraz bardzo zdetalowaną powierzchnię płatowca, ze wskazaniem na współobecność wypukłych i wklęsłych nitów. Nie ukrywam, że sklejony model miałem już w rękach na stoisku Arma Hobby na tegorocznej Babarybie, więc widok elementów w ramkach mnie nie zaskoczył, ale też w pełni potwierdził pozytywne wrażenia z pierwszego macania. Moim zdaniem, jeśli idzie o wykończenie powierzchni, to AH weszła już zdecydowanie do światowej ekstraklasy w tym aspekcie.
Kadłub nie robi jeszcze piorunującego wrażenia, ale to kwestia oryginału, w dużej mierze krytego jeszcze płótnem. Jego przednia, metalowa część posiada ostre i równe linie podziału oraz imitacje spinek paneli, a w tylnej subtelnie i wiarygodnie zimitowanie płótna naciągniętego na szkielet.
Wypukłe nity są, ale niezbyt liczne.
Jedyne, co może wymagać delikatnej korekty, to łezkowate wypukłości za rurami wydechowymi, widoczne na powyższych zdjęciach. Na zdjęciach egzemplarzy muzealnych są one znacznie bardziej płaskie niż w modelu.
W tylnej części kadłuba podkreślone są charakterystyczne, widoczne na zdjęciach Hurricane lekko wystające listwy. Niektóry twierdzą, że za mocno, ale moim zdaniem nawet jeśli komuś to nie będzie się podobało, to w banalny sposób można je lekko zniwelować. Na pewno będzie to łatwiejsze, niż stworzenie ich od zera, gdyby ich nie było…
To, przy czym totalnie opadła mi szczęka, to powierzchnie skrzydeł. Tu już jest pełen wypas i mnóstwo detali, zarówno wklęsłych, jak i wypukłych.
Urodę nitowania można w pełni docenić, bawiąc się trochę światłem – a przy okazji pozwala to docenić subtelną fakturę ugięć płótna na lotkach. Trochę tylko szkoda, że lotki nie są zaprojektowanych jako oddzielne, ale przejście między nimi a skrzydłem jest ładnie wyprofilowane. I niech podniesie rękę, kto się w ogóle bawi w symetryczne wychylanie lotek w swoich modelach. No właśnie…
Wracając do wypukłych nitów, to nie ulega wątpliwości, taki sposób wykończenia powierzchni wymusi pewne modyfikacje technik malarskich i brudzeniowych, które są najczęściej wypracowane dla nitów w formie dziurek. Sam jestem ciekaw, jak się będzie pracowało z taką właśnie powierzchnią i jaki efekt końcowy uda mi się uzyskać.
Na zdjęciach testowych wyprasek, które udostępniał producent, pojawiły się ugięcia poszycia na skrzydłach. Były one na tyle regularne, że były interpretowane jako celowy efekt spracowanego poszycia, zaplanowany już etapie projektowania form. Jednak inspekcja mojego egzemplarza nic podobnego nie wykazała, więc musiały być to wady próbnego wtrysku (notabene, potwierdzają to wrzutki na FB i informacje o tym, że pojawiające się sporadycznie takie wybrakowane ramki są wymieniane przez serwis AH).
Ale to właśnie na skrzydłach znalazłem jedyną w modelu niedoskonałość wtrysku – lekko niedolane krawędzie miejsca, gdzie należy wkleić klosze reflektora do lądowania. Rzecz banalna do korekty, wspominam tylko z obowiązku.
Powierzchnie sterowe i stateczniki Hurricane były kryte płótnem. Lotkom przyjrzeliśmy się już wcześniej, teraz pora na ster kierunku i wysokości. Ugięcia są subtelne i na szczęście w niczym nie przypominają dziwnych eksperymentów, które podejmują niektóre firmy. Niektórym niewątpliwie efekt “ostrego żebra” wyda się przerysowany, ale wtedy można go łatwo zniwelować, czy to papierem ściernym, czy odpowiednio nałożoną warstwą albo dwóch surfacera (a tak najlepiej, to połączeniem obydwu tych metod).
A teraz przyjrzyjmy się drobniejszym elementom, których liczba w modelu jest spora, jak na tak stosunkowo niewielki i prosty samolot. Ich jakość generalnie w niczym nie odstaje od bardzo wysokiego poziomu, wyznaczonego przez skrzydła i kadłub. Dla przykładu – śmigło jest jednoczęściowe, więc nie wymaga mozolnego ustawiania łopat.
Dwa kołpaki – do wyboru. I subtelna faktura siatek na chłodnicach.
Zewnętrzne dodatkowe zbiorniki paliwa.
Pięknie zdetalowana jest komora podwozia głównego. Jej tylne ścianki zaprojektowane są jako większy, złożony element, co ułatwi montaż.
Sufit i przednia ścianka wcale nie są uboższe w szczegóły, a do tego dojdą jeszcze oddzielne drobiazgi.
Bardzo ładne golenie podwozia…
Koła również bogate w detale (w tym ugięcia opon i napisy na tychże).
Osłony komór podwozia…
Kółko ogonowe (i przy okazji jednoczęściowy wlot do chłodnicy)
Kokpit to bogactwo odrębnych części. Z tego powodu, na wewnętrznych burtach kadłuba znajdziemy niewiele elementów, tylko gniazda montażowe.
Kratownica kabiny jest na szczęście oddzielna.
Piękna, przestrzenna tablica przyrządów, przygotowana do naklejenia kalkomanii z zegarami.
Fotel pilota podzielony na części, dzięki czemu jego boczne ścianki nie są uproszczone.
Wydechy wymagają niestety rozwiercenia…
…podobnie jak lufy działek.
Pora na rzut oka na części przeźroczyste.
Wiatrochron i limuzyny są krystalicznie czyste, cienkie i nie zniekształcają obrazu.
No właśnie, liczba mnoga jest tu nieprzypadkowa, bo odsuwane części osłony kabiny są dwie, o różnej szerokości, czyli inna dla wariantu zamkniętego, a inna dla odsuniętego. Ponieważ w instrukcji ujęte jest to w takiej dość lakonicznej formie, w sieci niewątpliwie pojawią się pytania, czy trzeba przykleić obydwie. A może i gotowe modele z zamontowanymi obydwiema limuzynami… W końcu mamy lata dwudzieste XXI wieku i na kubkach z kawą trzeba pisać, że jest gorąca, a na granulkach do udrażniania rur, że nie należy ich połykać.
Miłym dodatkiem do modelu są maski do malowania, pozwalające zabezpieczyć oszklenie kabiny, reflektory do lądowania i koła. Wycięte są one w papierze kabuki, czyli jest to zdecydowanie najlepsza opcja.
Skoro już wywołałem instrukcję, to przyjrzyjmy się jej bliżej. Wydrukowana na kredowym papierze, wygląda bardzo schludnie i przejrzyście. Strona tytułowa zawiera rys historyczny w dwóch językach (PL i ENG), mapę ramek oraz wykaz farb (z dosyć szeroką paletą producentów, za co plusik).
Dalej, jak już wspomniałem, jest przejrzyście i logicznie.
Sumienne podejście producenta do tematu skutkuje tym, że w kilku miejscach należy dokonać wyboru i pewnych modyfikacji, aby dostosować szczegóły płatowca pod konkretne malowanie. Miejsca takie są zaznaczone na czerwono, więc ciężko je przegapić.
Trochę więcej roboty może być z wyrzutnikami łusek.
Takich miejsc wyboru jest jeszcze kilka, m.in. konieczność dodania osłon zapobiegającym oślepianiu pilotów przez płomienie z rur wydechowych w opcji nocnego myśliwca.
I tu już nie mogę się powstrzymać przed gderaniem – elementy te (59 i 60) są dosyć cienkie, ale odtworzenie ich na blaszce fototrawionej byłoby znacznie lepszym rozwiązaniem. Takiej właśnie niewielkiej blaszki, zawierającej choćby te osłony i PRZEDE WSZYSTKIM pasy pilota, bardzo w modelu brakuje…
Skoro jesteśmy przy tej części instrukcji, która dotyczy budowy, to wypadła z niej jednostronicowa errata:
Jej część to drobiazgi…
…ale informacja o konieczności odcięcia krawędzi burty to już sprawa poważniejsza. Jak widać, AH poszła tropem Eduarda, który przy swoich Spitfire’ach również nakazuje rzezanie tej części modelu pod opcję z zamkniętą kabiną.
Trzy ostatnie strony instrukcji to propozycje malowania i oznaczeń, zasygnalizowane już na odwrocie pudełka. Ciekawe i zróżnicowane, a jeden nawet z plusem za polskie malowanie (jakby takowego nie było, to dopiero rozpętałoby się pandemonium w polskim internecie…).
A skoro malowania, to i kalkomanie. Wydrukowane przez Techmod, są (jak zwykle) doskonałej jakości. Nasycone kolory, brak widocznego rastra i przesunięć, szczegółowy i drobny druk, cieniutki film. Czego chcieć więcej.
Zegary na tablicę przyrządów na pewno trzeba podzielić na mniejsze kawałki, aby je precyzyjnie położyć na plastiku.
Z kolei “pasy” pominę litościwym milczeniem. Suweren ponownie domaga się blaszki fototrawionej!
Powoli zbliżamy się do końca inspekcji pudełka. Jednak aby potwierdzić swoje (nieodosobnione zresztą) tezy o bardzo wysokim poziomie wykończenia powierzchni armowego Hurricane, postanowiłem porównać go ze Spitfirem Mk. V z Eduarda, modelem uważanym za jeden z najlepszych w swojej kategorii. Oczywiście nie jest łatwo dokonać takiego porównania, tym bardziej że różne kolory plastiku wpływają na klarowność zdjęć. Spróbujmy jednak.
Ponieważ Spit ma więcej wypukłych nitów na kadłubie, a Hurri na skrzydle, to jeszcze tak…
Podsumowując, ja jestem pod dużym wrażeniem tego modelu. Oczywiście, nie jest on pozbawiony pewnych drobnych niedociągnięć, przynajmniej w porównaniu z modelami Eduarda, które są często przywoływane na forach (brak choćby niewielkiej blaszki fototrawionej, nie stosowanie form suwakowych), ale są to naprawdę drobiazgi. Dla mnie najważniejsza jest ciekawa i bogata powierzchnia modelu, bo to najtrudniej poprawić czy wzbogacić samodzielnie, a Arma wykonała to mistrzowsko. W zamian za to mogę poświęcić kilka minut na rozwiercenie luf czy inne normalne czynności, banalne nawet dla mało doświadczonego modelarza. Kolejnym plusem modelu jest solidna podstawa merytoryczna i dbałość o detale, nieporównywalna do konfekcji choćby chińskich koncernów, zalewających rynek pełnymi fundamentalnych błędów produktami. Kwestia ceny, tak gorąco dyskutowana w sieci, jest jak każda decyzja zakupowa sprawą indywidualną. Ja nie mogę się doczekać budowy tego modelu, i jak tylko będę miał na to czas, zabiorę się do roboty. Jeśli buduje się tak, jak wygląda, to będzie super.
Artur “Arcturus” Osikowski
Model do recenzji przekazany przez firmę Arma Hobby
Mam zestaw premierowy. Uważam że ten zestaw jest wart wydania 200 zł, mimo że nie jestem fanem tej konstrukcji. Dodatkowo udało się mi załapać na wszystkie wydruki żywiczne.
Ten zestaw jest na bardzo wysokim poziomie i to jest prawda. Wątpliwości moje budzą te listwy, na wielu zdjęciach w tym na egzemplarzach muzealnych są ledwo widoczne. Ale jak autor słusznie zauważył, komu nie pasuje może zeszlifować, w tę stronę jest znacznie łatwiej.
Natomiast cena to jest absurd, tutaj dokładnie widać, że spit Edka i Hurek Army są na tym samym poziomie. Nic w jedna nic w drugą. Ale cenowo to jest jak picie w Szczawnicy do szczania w piwnicy. Może sobie firma ustalać ceny jakie chce, ich sprawa, ale klaka temu towarzysząca jest dla mnie zdumiewająca. Na „ Modelsmarku” nawet nie można o tym mówić. Powodzenia dla Army i trzeźwości umysłu lub dokapitaliziwania życzę. Fakt, że model nie był dostępny w chwilę po premierze jest równie zaskakujące co preordery niczym w grach komputerowych 😂.
Nie przepadam za dyskusjami o cenach (szczególnie, że realia są takie, że dystans między Armą a peletonem się systematycznie zmniejsza), więc nie mam zamiaru deliberować nad tym, czy to drogo, czy nie. Warto jednak mieć na uwadze, że już sam fakt, iż modele Army produkowane są w Polsce, a nie w Kitaju sprawia, że są one tak cirka 30% droższe, niż teoretycznie być by mogły. Podkreślam ten drobny fakt, bo jednak patriotyzm to nie tylko wklejanie flagi w awatarka i noszenie gaci z husarią. Czasem realne koszty również. I tak, Eduard też produkuje lokalnie. Sęk w tym, że znacznie więcej elementów zestawu robi samodzielnie, czyli nie musi wliczać w ostateczną cenę modeli marż podwykonawców. Nie żebym bronił polityki cenowej Army – zwracam jednak uwagę, że komentariatowi mocno umykają pewne wcale istotne kwestie.
Nie zmienia to jednak faktu, że w mojej opinii, dodawanie tych drobnych przecież wydruków jedynie do preorderów/edycji specjalnych pachnie dziadostwem.
Lul Janie, jak to napisałeś – na modelsmarku zdominowałeś cały wątek ( bo Ci nie pozwolono pisać) i tu robisz to samo.
Drukowanymi literami dla Ciebie: AH produkuje i to nie tylko na nasz rynek. A ludzie będą chcieli, to za tą cenę kupią. Lub nie i nic tego nie zmieni- nawet jak się Zlulujesz na śmierć…
Z całym szacunkiem pozwolę się nie zgodzić. Arma produkuje w kraju i zapewniam Cię, że gdyby miała „kasę” to chętnie produkowałaby w Chinach. Tylko jakie musiałbyś zamawiać ilości? Zejdźmy na ziemię. Druga sprawa to peleton. Nic podobnego. P 11 kosztowała 135pln, i nie było to tanio a model nie jest idealny. Ile kosztuje teraz? I na koniec patriotyzm, to gzie on jest i jak ma działać? Czyli skoro na zachodzie jest bogatszy rynek, to mu ustalamy ceny pod niego właśnie? Tak on ma działać? Nie jest potrzebny po żadnej ze stron. Ten model jest bardzo drogi i nic nie wskazuje żeby kolejne również takie nie były. Zatem, każdy robi co chce, ja mówię o faktach.
Nie mam pojęcia, jakie kwestie sprawiają, że Arma produkuje modele lokalnie, ale fakt pozostaje faktem, że ten wybór ma niebagatelny wpływ na koszty produkcji. I nakłady modeli nie mają tu większego znaczenia, bo nie rozmawiamy o wtrysku (który choćby ze względu na logistykę i koszty frachtu zlecany w Azji opłaca się umiarkowanie), tylko o opracowaniu form.
Ok, to prawda. Jak jest na 200% oczywiście też nie wiem. Wyglada mi na to, że są drogie ponieważ nie można nimi szybko i w dużej ilości obrócić. Bo gdyby tak było, to cena opracowania wysokonakładowej formy by traciła na znaczeniu wraz z ilością sprzedanych modeli. Pudełka, kalki to koszt mniej więcej stały. A zatem, ja jako klient mam akceptować bardzo wysoka cenę, politykę limitowanych dodatków ( zgadzam się z tym dziadostwem) ponieważ powinienem zrozumieć i być patriotą? Nie ma co bić piany, myślę, że mamy jasność. Poczekamy, ja mam mnóstwo czasu 😂😂😂😂. Na marginesie pamietam nasza rozmowę dawno temu na PWM o ewentualnym P 7, wyglada, że to ty wtedy miałeś rację 😂.
Wiesz – z perspektywy biznesu lepiej jest sprzedać sto produktów po trzysta, niż trzysta po stówie. To oczywiście nie jest konstatacja miła nabywcom, ale patrząc przez pryzmat filozofii biznesu to jednak przegrywem jest ten, który sprzedaje masowo ale tanio.
Co się zaś tyczy ‘patriotyzmu konsumenckiego’, to moja uwaga miała charakter ogólny – nie śledzę twoich decyzji zakupowych ani dyskusji na rzeczone tematy. Niemniej jednak trudno nie odnotować nazbyt powszechnej powierzchowności w rzeczonych kwestiach; z jednej strony te ustawiczne dyskusje miniaturach polskich maszyn, malowaniach z plusem, a z drugiej memiczne już ‘poczekam na trumpetera’ jako reakcja na wysokie ceny produktów – nie oszukujmy się – niszowych.
W gospodarce rynkowej producent ma pełne prawo ustalić dowolna cenę. Nad moralnością wysokiej ceny moglibyśmy dyskutować, gdyby to były leki, prąd, albo nocleg dla uchodźców, ale modele redukcyjne to zbytek dla hobbystów. Jeśli dla Ciebie ten model jest za drogi, to go nie kupuj i tyle.
Inna sprawa, że modele już dawno przestały być zabawkami, a stały się fetyszem zaspokajającym obsesję doskonałości w grupie dorosłych i często majętnych, maniaków, którzy są w stanie poświęcić długie tygodnie i miesiące na dopieszczanie swoich modeli. Ceny zestawów waloryzacyjnych nierzadko przekraczają cenę samego modelu i jakoś nikt nad tym nie lamentuje. Tamiya sprzedaje swoje nowe modle jeszcze drożej niż Arma i znajduje nabywców. Jedyne sensowne pytanie brzmi – czy wolisz zaoszczędzić stówkę i własnoręcznie piłować, szlifować, nitować i inaczej “waloryzować”, czy też wolisz dopłacić stówkę i zaoszczędzić czas i wysiłek. Modeli Hurricanów w 1/48 jest od groma, więc jeśli ten konkretny jest za drogi,możesz kupić inny. Jeśli Arma popełniła błąd i wielu modelarzy zamiast po portfel sięgnie po modele konkurencji, to będzie musiała obniżyć cenę lub zbankrutować, jednak z tego co słyszę, to jak na razie model sprzedaje się świetnie.
na pewniej stronie modeli Hurricane w skali 1:48 jest 10 roznych, od 128 pln do 200 pln. Arma jest najdrozsza ale juz Hobby 2000 to 145 pln czyli bardzo blisko (tylko 3 kawy roznicy)
Z perspektywy biznesu to dobrze jest zarobić, a czy sprzedajesz drogo i mało czy dożo i tanio to sprawa drugorzędną. Czasem trzeba tak a nie można inaczej. Przegrywem natomiast nie jest ten, który sprzedaje tanio tylko ten co pada. I tak to moim zdaniem wygląda. W tym przypadku nie tyle chodzi, żeby Armę rozliczać, bo ja mam w nosie gdzie pojadą za te pieniądze na wakacje i jaką furę kupią. Ale obchodzi mnie, czy ich oferta jest dobra czy zła, jednym z kryteriów jest cena. I stwierdzam, że czy z plusem za malowanie czy bez jest to najdroższa firma na rynku. Czy taka polityka pozwoli na to żebyśmy radośnie racjonalizowania kolejne ich drogie modele to zobaczymy. Jak wydawali 11 kę , to już nie było nie tyle tanio a mało rozsądnie. Teraz za to d…….li po całości. Ale jak widzę entuzjazm to może przesadzam 😂😂😂.
z pewnej strony modelarskiej pobralem cennik modeli samolowów w skali 1:48 wojskowych i z drugiej swiatowej
modeli dostepnych od reki było 620. srednia cena to 162 pln,
minimalna to 26,59 (FIAT G.55 Skala: 1:48 Kod produktu: sme0802 Producent: Smer )
maksymalna to 1481(Blohm Voss B&V 138 C-1 Skala: 1:48 Kod produktu: MPMHML010 Producent: MPM )
wiec 200 to takie gorne stany srednich cen,
A jesli produkt dobry to musi sporo kosztowac bo cena jest tez wskaznikiem jakosci, (tzn nawet dobry produkt w niskiej cenie jest tani czyli nie jest dobry)
Wiesz co? Jest nas dwóch, Ty i ja, ja mam 100 ty nic, średnio mamy po 50. I teraz, ile za swoje „ średnio” będziesz w stanie kupić? Bądźmy poważni 😂.
W tym przypadku mamy model bardzo dobry i jednocześnie dużo droższy od innych w takiej samej, wysokiej jakości. Tamiya jest złym przykładem , ponieważ jest z innego obszaru celnego, żeby sobie uświadomić poziom cen które wistuje Arma, wystarczy wejść ma Plazajapan i zobaczyć ile realnie Tamka kosztuje na rynku japońskim. Powtarzam, ten model ma cenę z sufitu, którą jakaś grupa „majetnych” 😂, łyka i racjonalizuje na milion sposobów.
Lulian, ty masz jakiś straszny ból głowy chyba. Gdzie pojawia się Arma Hobby tam zaraz wyskakujesz ze swoimi pretensjami, że za drogo…
To jest nerwica natręctw.
Model jest świetny, sprzedaje się. Producent wypuszcza kolejne a ty za każdym razem “drogo, inni robią taniej”.
W sumie to ci trochę współczuję. Musisz się strasznie męczyć, co nowy model z żółwikiem to kolejny atak spazmów…
Zwyczajnie kłamiesz, nigdy wcześnie nie pisałem na temat modeli Army, że są drogie, nigdy. Przy 11 -ce wręcz krytykowałem tych co tak robili, to był błąd. Dziękuję za współczucie, ale nie jest mi do niczego potrzebne 😂.
Ciekawa jest wymiana uwag o biznesowym wymiarze stworzenia modelu i jego poziomie cenowym, ale raczej odbiega od meritum oceny. Podzielam opinię że co najmniej w Europie (zachodniej) wszelkie hobby modelarskie jest od dawna dla majętnych, o czym mogli się przekonać np. maniacy kolejek już w latach 90’ gdy można było swobodnie podróżować. Nie jest jednak jedyną prawdą że „tani” Chińczycy przodują w tworzeniu modeli z błędami, bo legendarna kiedyś Hasegawa właśnie w swoich Hurkach sprzed 20 lat naprodukowała wcześniej dziwadła zarówno w skali 72 i 48 ale wtedy zapewne dlatego, że tworzyła formy gdy internet był ubogi w stosowną wiedzę i zasoby graficzne. Z biegiem lat oraz rozwojem technologii i dość nachalnej chińskiej wszechprodukcji, modelarstwo fabrycznie zaczęło cyzelować najdrobniejsze szczegóły konstrukcji. I tu wrócę do Arma Hobby. Doceniam, że robią na bardzo wysokim poziomie i mają z czym startować pod szyldem „made in Poland”. Odnoszę jednak wrażenie, że chęć sfinansowania form przedmiotowego Hurricana w 48 przez podniesienie cen za modele 72 (o cirka dodatkowe 60%) może nie wyjść na dobre. W Armie postawiono na marzenie o doskonałości Hurka, realizując nierealnie dokładne, wystające śrubki i nity, które w rzeczywistości giną na dużej płaszczyźnie skrzydła (sugeruję porównanie tematu do skalowania koloru). Inną rzeczą jest brak konsekwencji w tym nitowaniu i oddawaniu struktury, co uderza przy bliższej ocenie np. kołpaków. W rzeczywistości były wykonane z tłoczonych blach łączonych z bazą wpuszczanymi nitami, a powierzchnie tych z modelu są niestety naiwne. (Dla porównania, twarz przeciętnego człowieka posiada brwi, choć są cechą trzeciorzędną). Największe niedociągnięcie nowego modelu Hurka Army zostawiłem na koniec. W czasie wojny te samoloty nie skończyły latać w Europie w 1942 roku jak wynikałoby z typu jedynego śmigła obecnego w ramkach. Przez kolejne 3 lata, w Afryce czy Azji, latały Hurki ze śmigłami o zupełnie innej geometrii. Jak na firmę blogowo akcentującą podbudowanie modeli kwerendami, to takie olanie tematu przez Armę przy cenie 2 stów budzi mój opór do zachwytów i negację zakupu. Wystarczy w necie pooglądać obrazki z epoki i dotrzeć do fotek Hurka znajdującego się choćby w muzeum w Belgradzie, który choć w wersji mk.IV ale ma właśnie ten brakujący model śmigła stosowanego równocześnie w wersjach mk.II. Sorki Arma Hobby! ale sami strzeliliście sobie w stopę. Modelu za owe 2 stówy raczej nie kupią ignoranci tematu, a śmigło, to raczej za trudna geometria do samodzielnego rzeźbienia. Zdaję sobie sprawę, że ktoś inny może kształt śmigła ignorować ale, za owe duże pieniążki albo bawimy się w szczegółową wierność oryginałowi (wnętrza, nity, itp.) albo coś udajemy …
O jakim śmigle piszesz ?
O ile wiem – do malowań pudełkowych to zestawowe śmigło jest w porządku. Zakładam, że Arma jeśli (o ile ?) kiedyś wyda inne pudełka a w nich będzie taka potrzeba, to doda inne śmigło – plastikowe, czy drukowane.
Wydaje mi się, że nie napisali w instrukcji czy na swoim blogu, że zestaw ramek jest odpowiedni do zbudowania “każdego wariantu hurricane IIc” – tu taki przytyk do dyskusji o Aircobrze w 1:72 🙂
Znaleźć porównania do dyskusji o Airacobrze w 72 nie potrafię, bo nie wiem gdzie konkretnie ją prowadzono.
Hurricane mk.IIC nie miał żadnych „wariantów” poza odmianą TROP. Hurek był produkowany w seriach i w KAŻDEJ produkowano RÓWNOCZEŚNIE wersję mk.IIB, mkIIC, mk.IID i mk.IV, które nosiły kolejne numery TEJ SAMEJ serii. Dla większego utrudnienia życia modelarzom firmy Hawker i Gloster montowały w tej samej serii owe 2 różne śmigła Rotol Jablo. Nie mam pojęcia czy oba miały 11’3” ani dlaczego, w jakich proporcjach i kolejności, ale ponieważ firma Rotol była jedynym dostawcą śmigieł Hurka, więc mogła dyktować warunki, podobnie jak zastąpiła kołpak CM/1 poddostawcy, swoim kołpakiem ES/9. Oba śmigła montowano równocześnie już w 1941, w serii zaczynającej się na „Z” (ostatnie mk.I i pierwsze mk.IIa ). Odsyłam do dyskusji w Britmodelerze nt. kołpaków (i śmigieł) Hurka gdzie zamieszczono fotki do tematu (lub zlinkowano) w dobrych ujęciach i zbliżeniach:
https://www.britmodeller.com/forums/index.php?/topic/235078582-hurricane-rotol-spinners-the-cm1-vs-es9-quest/
Na końcu tej odpowiedzi zamieszczę odsyłacze do miejsc, w których widać „o jakie śmigło mi chodzi”, ale tymczasem podane wyjaśnienie wydaje mi się wystarczającym powodem aby wskazać, że w modelu brakuje drugiego śmigła. Dla doraźnych potrzeb wypada wskazać, że śmigło wg mnie późniejsze, ma wyraźnie bardziej śrubową powierzchnię a w widoku en face wyraźny, wrzecionowaty kształt przekroju soczewki obustronnie wypukłej. Śmigło wcześniejsze, obecne w modelu, ma tymczasem kształt klina wydłużonego, z lekko łukowymi bokami. Po porównaniu z wieloma fotkami, śmigło w modelu ma też od strony krawędzi spływu zbyt poziome podcięcie jak Rotole w Hurkach mk.I z kołpakami od Spitfire, a powinno być pod wyraźnym kątem (ale od czego jest pilnik 😉
Argument, że śmigło, które jest w obecne w modelu koresponduje z pudełkowymi malowaniami (zapewne to sprawdzono) jest niczym prawniczy wykręt, bo jak napisałem za pierwszym razem, za 2 stówy można oczekiwać, że w oparciu o inne kalki, model umożliwia wykonanie dowolnego egzemplarza produkcji BRYTYJSKIEJ. Może pomysł na wersję kanadyjską z dodaniem śmigła Hamilton Standard będzie chciała Arma Hobby zrealizować, ale tylko takiego Hurka można uznać za WARIANT. Zapewne na podobieństwo modeli w 72, powstaną w 48 inne Hurki mk.II, tylko dlaczego akurat w którymś z nich miałoby pojawić się drugie śmigło? Czy wtedy do zakupionych mk.IIc bedzie możliwe otrzymanie/kupienie tego brakującego śmigła? Przykład obecności tylko 1 śmigła i co gorsza tylko 1 kołpaka w kolejnych edycjach modelu Hurka w 72 z Army pozwala mi wątpić w oczekiwane uzupełnienie śmigła w 48.
Jedyne od czego mogę odstąpić to przekonanie, że owo brakujące, wrzecionowate śmigło dominowało w produkcji po 1942.
Mam sporo ściągniętych z netu fotek, którymi podparłbym swoją argumentację, ale skoro w tym miejscu nie da się żadnego z nich zaprezentować, to informuję, że wrzecionowate śmigło Rotol, można znaleźć m.in. w :
„Hawker Hurricane” AJ-PRESSu w cz.1 – str.: 48, w cz.2 – str.: 11, 14, w cz.3 – str.: 30, 47, 48 i w cz.4 – str.: 32, 39 (łatwo porównać oba śmigła oglądając w cz.3 fotki na stronach 46 i 48).
„Hurricane Aces 1941-45” serii Osprey Aircraft of the Aces na str.: 15, 65, 77, 82
https://igor113.livejournal.com/1799396.html – zdjęcie przedniego półprofilu Hurka mk.IV, następne po zdjęciu opisanym jako „foto 115”.
https://www.britmodeller.com/forums/index.php?/topic/235074537-hurricane-iv-42-sq-burma-1945/ – 4 zdjęcie w poście forumowicza „dogsbody” – Hurek mk.IIb z pilotem na 1 planie.
Zadałem sobie nieco trudu, żeby udowodnić swoje racje i żeby nikt nie posądzał mnie o puste bicie piany, dlatego na tym kończę swój udział w dyskusji i niech pozostaną w pokoju ci których niewiedza czyni model Army satysfakcjonującym.
Jedyną widoczną różnicą dwóch typów śmigieł jest końcówka. W zestawie jest ze ściętą końcówką. Do niektórych trzeba ją będzie zaokrąglić do półkolistego zakończenia, co nie jest zbyt trudne.
NIEPRAWDA !!! Chodzi o krzywizny obu krawędzi. !!! Kolega chyba nie pokusił się o zobaczenie wskazanych przeze mnie fotek, więc może sobie jeszcze zaglądnąć na rysunki śmigieł w książce Richarda Franksa „The Hawker Hurricane” Modelers Datafile SAM Publishing. No chyba, że trywializowanie tematu jest działaniem na zamówienie Arma Hobby 🙁
Sorry za nieco offtopowy wtręt, ale byłbym bardzo ostrożny w powoływaniu się na jakiekolwiek rysunki w książkach z serii Modeller’s Datafile. Hurrkowych nie analizowałem, bo średnio mnie ten samolot interesuje, natomiast gdziekolwiek przyglądałem się nieco bardziej (Bf 109, Lancaster, Mosquito…) okazywało się, że te ich rysunki tudzież opracowania wersji można sobie włożyć między bajki, zusammen z kolorówkami Rysia Caruany.
Z modelem Arma Hobby jest w miarę porównywalny Hurricane IIA z Hobby2000/ Hasegawy. W każdym jest inne śmigło (ramka X Hase) ale każde jest właściwe dla Hurricanów II różnych wersji. Z powodów patriotycznych uważam że byłoby fajnie gdyby model Army miał przewagę nad konkurencją. Przydałby się też pręcik muszki do celownika. Chyba o nim zapomniano.
Panowie, a może dla odmiany pogadajmy o modelu a nie o cenie ?
Bo to się robi po prostu chore…
Bardzo fajny model w przystępnej cenie. Dzięki za recęzje. 👍
Nie ma za co 🙂
Zaopatrzyłem się ostatnio w kilka (trzy o ile pamiętam) Hurri z Hasegawy (w tym 2 przepaki Hobby 2000). Ze względu na cenę (2 stówki za golasa a’la weekend Eduarda – myślę że cenę edkowego weekenda można uśrednić na poziomie stówki) Armę odpuściłem. Minimum co trzeba dołożyć to tablica i pasy – robi nam się ok. 250 zł (z wysyłką taniej nie ma szans, a takie czasy że już zdecydowana mniejszość modelarzy ma “pod nosem” stacjonarny sklep z dodatkami). Bez żadnej ideologii – zagłosowałem portfelem. Przy cenie “edkowej” + 10-15 % kupiłbym 2 Hurriki z Army (nocny + SEAC) – taki był plan – ale z mojego pkt. widzenia stracił sens. Nie mam zamiaru wchodzić w dyskusję czy 200 zł za golaska to dużo czy mało (bo każdy ma swoje kryteria) – miałem wczoraj model w rękach – pooglądałem i odłożyłem na półkę. Choć jeśli Arma zrobi jedynkę ze szmacianym płatem to pewnie pudełko mocniej przyklei mi się do dłoni.
Jak miałbym do czegoś porównywać cenę Hurricanea to do P11 z Army i wtedy widać, że Hurri powinien kosztować nawet więcej 😊. Ale z drugiej strony rozumiem, że jak się planuje eskadrę, to 200 to będzie dużo. Ja chciałem mieć jednego w kolekcji i mam. Dodatkowo jest to mój pierwszy model Army
i pierwszy samolot tego typu, jaki nabyłem, i jestem bardzo zadowolony z tego zakupu. Tablica jest bdb, pasy sobie dorobię. Planowałem kupić klapy Eduarda, ale też je sobie dorobię, bo cena jest zaporowa jak na mój gust (powołuję się tutaj na cenę klap do HB około 75 pln) I dlatego uważam, że to Eduard przesadza z cenami 😊