1/48 Luftwaffe Airfield
ICM – DS4801
ICM od jakiegoś czasu wypuszcza na rynek głównie osobne zestawy, które stanowią swoiste komplety, jak miało to na przykład miejsce w przypadku wielu pojazdów i figurek do nich. Najwyraźniej jednak Ukraińcy testują też różne inne opcje, ponieważ tutaj mamy do czynienia z sytuacją odwrotną. Do jednego pudła włożono trzy modele, w tym figurki. Szczerze mówiąc, zastanawiam się, do kogo ta oferta ma być skierowana. Cały zestaw kosztuje tyle, co zestawy Messerschmitta, Henschla i figurek osobno, a jak ktoś zapoluje na okazje, to nawet więcej. Czyli argument ekonomiczny odpada. Nie jest to też zestaw na tyle atrakcyjny wizualnie czy merytorycznie, żeby miał kogoś zainspirować do budowy dioramy. No ale skoro trafił już w moje ręce, wypada zobaczyć, co jest w środku. Warto jednak na wstępie zaznaczyć, że zarówno Henschel, jak i Messerschmitt to wypusty już znane – wydane w latach odpowiednio 2010 i 2013.
Filigranowe jak na trzy modele w skali 1/48 pudło okazuje się oczywiście napchane plastikiem pod korek:
W środku oprócz góry wyprasek znajdziemy trzy arkusze instrukcji, dwa w formacie zeszytowym i jeden A4:
Instrukcja jak instrukcja – czytelna:
FIGURKI
ICM – 48082
Zacznę od nowości, czyli od figurek. Jest ich siedem i mieszczą się w jednej ramce:
Rzeźbione są bardzo, bardzo ładnie, jak na 1/48. Jakością wykonania kończyny nie odstają od korpusów. Zwłaszcza oficerowie robią wrażenie…
…chociaż wydaje mi się, że mechanicy mają na sobie trochę za dużo materiału. Nieco gorzej sprawa wygląda z tobołkami, ale też nie jest źle, zwłaszcza że jest ich tylko kilka. Na zdjęciu widać też najgorszą twarz w zestawie:
Bo pozostałe są całkiem znośne, chociaż może trochę mydlane:
A dwóch mechaników najwyraźniej miało szczęście, bo będąc bliźniakami trafili do tej samej jednostki. Albo to niemiecka eugenika?
Na koniec zagadka: po co temu mechanikowi patyk?
Otóż jest to śrubokręt, czego dowiadujemy się z siermiężnej instrukcji malowania, takiej samej jak w innych zestawach figurek tego producenta, ale w tym przypadku jeszcze czarno-białej:
Podsumowując, zrobienie z tej ramki siedmiu figurek to raczej fikcja z uwagi na zdublowane twarze i patykośrubokręt, ale pozostałe sześć może być świetnym dodatkiem do samolotu Luftwaffe. Nie ma natomiast co liczyć na sensowne informacje na temat umundurowania, jego kolorów itp. – samodzielny research będzie tu niezbędny.
1/48 Henschel Hs 126
ICM – 48212
Przepakowane wypraski Henschla to przede wszystkim trzy ramki z bardzo niefotogenicznego, opalizującego lekko plastiku:
Do tego w zestawie mamy pałętające się luzem po pudełku połowy płata oraz szkiełko, całkiem ładne:
Zestaw ten pochodzi sprzed 11 lat i niestety widać to po nim, bo w zasadzie żaden jego element szału nie robi. Linie podziału są w porządku, ale nie jakoś specjalnie wysublimowane. Ponadto jest ich mało, więc ożywienie powierzchni zarówno kadłuba jak i płata będzie wymagało nie lada ekwilibrystyki malarskiej:
Imitacje powierzchni krytych płótnem są tak subtelne, że aż ich nie widać:
Tu i ówdzie zdarzają się wpadki:
Ale już detale kabiny, pokryw silnika i inne głupoty w sumie dają radę, chociaż nie są zbyt liczne:
Zaskakująco pozytywnie wypada też uzbrojenie strzelca, przy odrobinie tuningu może się nawet obejść bez aftermarketu:
Natomiast fotel, koła i silnik z niechcianym dodatkiem w postaci nadlewek to już bieda rodem z 1/72:
Takiego Henszla można zrobić w trzech malowaniach – w geometrycznym kamuflażu, zimowym oraz pustynnym. Niestety, towarzyszące tym wariantom schematy malowań są siermiężne, niedokładne, czarno-białe i ogólnie rzecz biorąc mało przydatne. Tutaj daję skany z instrukcji ze strony producenta, ale w papierowym egzemplarzu kontrast jest tak niski, że RLMy prawie nie różnią się od siebie.
Towarzyszy im całkiem niezły arkusz kalkomanii, właściwie bez większych wad poza ubóstwem, bo znajdziemy w nim tylko oznaczenia – bez zegarów na tablicę i z nielicznymi symbolami eksploatacyjnymi.
Ostatecznie więc dostajemy miniaturę, przy której wiele zależy od składalności (jaka będzie, przekonam się niebawem) – nic odrzucającego w tym zestawie nie ma, a jednocześnie bogactwem też nie powala.
1/48 Messerschmitt Bf 109 F-4
ICM – 48103
W dużej mierze odrzucający natomiast jest ostatni zestaw z kompletu, czyli Messerschmitt. Składa się z kolejnych trzech, niewielkich gabarytowo ramek, oraz oszklenia:
No i cóż. Od czego by tu zacząć… Linie podziału i rzeźba na kadłubie jest w porządku, dopiero przy zbliżeniu zdradza niedoskonałości, jednak biedna jak… jak… no, bardzo biedna:
W porównaniu z Bf 109 Eduarda (tutaj wersja G, bo taką akurat miałem na stanie) nie wypada to zbyt zachęcająco:
Natomiast to jak wygląda spód samolotu to jakiś kiepski dowcip: grubaśne i wybiórczo oddające strukturę poszycia linie podziału, zanikające zresztą. Nieregularne nity, które w dodatku wyglądają jak dziubdziane widelcem. Mydlane panele.
Porównanie wierzchu płatów z Eduardem zostawia tylko pusty śmiech. W interpretacji ICM to po prostu goła blacha z dwoma liniami (czyt. rowami) podziału…
…a na deser pewne problemy, nie tyle ze spasowaniem, co z dopasowaniem profili spodu skrzydła i jego końcówki
Powyższe zdjęcie sygnalizuje kolejną słabość tego opracowania. Na granicy dobrego smaku są bowiem imitacje szmat, groteskowo przerysowane:
Tu potrzebne są zarówno szpachlówka, jak i papier ścierny
Tak samo jak mydlane, klocowate detale kokpitu:
Poznęcać się można też nad kołami…
…jak i siermiężnymi wydechami:
Porównanie wanny kokpitu z edkiem to już kopanie leżącego:
Zawodzi nawet szkło, bo jest cienkie, ale wyraźnie przymglone:
W modelu jest jeszcze niezbyt atrakcyjna imitacja silnika, ale nie wiem, kogo na tym etapie mogłoby to jeszcze obchodzić…
…choć z kronikarskiego obowiązku wspomnieć można, że podobnie jak w eduardowym Emilu, do zamknięcia osłony konieczne jest zeszlifowanie sporego fragmentu bloku
Co można tutaj powiedzieć? Jest to model zły. Gdyby temat był niszowy, można by było spuścić zasłonę miłosierdzia na niektóre jego elementy, ale na litość, przecież to Friedrich! Chyba najczęściej powtarzany temat modelarski na rynku. A to, co tutaj znajdziemy, nie wytrzymuje porównania (cenowego ani jakościowego) ani z Eduardem, ani ze Zvezdą. Nie jestem specem od Meśków, więc nie wiem, jak z merytoryką, ale mi nawet idealne “leżenie w planach” nie wynagrodziłoby roboty, którą musiałbym w ten zestaw włożyć. Jak widać na kilku zdjęciach wyżej – Kamil posklejał, ale jak twierdzi, po niezbędnych pracach zapał do tego modelu mu mocno przeszedł. W oczekiwaniu na skończenie służy jako obiekt do testów różnych farb, specyfików i narzędzi – jak choćby szablony do malowania napisów eksploatacyjnych. Choć te ostatnie nieszczególnie związane z tematem.
O ironio, niezbyt zachęcający model jest tu okraszony całkiem ciekawymi malowaniami, chociaż przedstawiają je, tak samo jak w wypadku Henschla, bardzo złe schematy:
Kalkomania jest niemal bliźniacza do tego, co było w Henschlu, chociaż pojawia się więcej napisów eksploatacyjnych…
…z tą różnicą, że tutaj już zdarzają się przesunięcia druku, jakby stawiając kropkę nad “i” bylejakości tego zestawu:
Marcin Świątkowski
Model przekazany przez firmę ICM dzięki uprzejmości dystrybutora Hobby 2000
Te “nowości, czyli od figurek” są na rynku od ponad 10 lat – o ile pamiętam pochodzą z 2008 roku albo i wcześniej…
A “patykośrubokręt” Drogi Autorze, to nie śrubokręt (bo ten jest w łapce mechanika oznaczonej cyferkami 33) tylko uchwyt do skrzynki narzędziowej (bo łapka z numerkiem 8 pasuje do stojącej kukiełki mechanika, tej na instrukcji w górnym rzędzie z prawej strony…)
A samoloty… Mesiek jest równie wiekowy jak figurki, albo i starszy, za to Heniek jest “młody” – bo to tylko 2010 rok pierwszej produkcji…
Ponadto oba samoloty (tzn. numery katalogowe 48103 i 48212) zostały przez producenta wycofane z produkcji w 2019 roku lub wcześniej (owszem te same wypraski znajdziemy w innych pudełkach z innymi kalkami np. 48102, 48104, 48105 i 48213).
Poza tym takie “multi-combo” to nowy numer katalogowy, więc hurtownicy czy sklepikarze to kupią (bo nowość – no i o to przecież producentowi chodzi – aby sprzedać), a że klientowi ostatecznemu (czytaj modelarzowi) taki zestaw jest… no powiedzmy nie do końca potrzebny… – to już problem modelarza a nie producenta 🙂 (bo producent już sprzedał…)
Otóż problem producenta również, choć nie od razu. ICM, ze swoją kretyńską praktyką puszczania seryjnie podobnych zestawów zapycha rynek. I tu masz prostą korelację – ludzie nie kupują, sklepy zamawiają mniej, hurtownik sprowadza mniej. a skoro mniej, to i rzadziej, co przy okazji powoduje braki w dostępności produktów pożądanych.
Kamil, chyba jednak nie do końca (z tym problemem producenta).
W tej chwili masz albo dostępny u producenta albo ten “combo set” albo same kukiełki (nie wiem jak z innymi tego rodzaju combosami w stylu “trzy ciężarówki w 1/35”, bo tego nie analizowałem).
Nadrukował producent trochę opakowań (powiedzmy 2-3 tys.) – spakował i ożenił starocie pod nowym szyldem (albo ożeni w dwóch, trzech kolejnych dostawach) – i dla niego problem z głowy.
To że rynek jest zapchany (w hurtowniach i w sklepach leży) to już nie jego problem…
Jakby klient chciał kupić pojedynczo taki samolocik – to nie kupi, bo nie ma w dostawach (no chyba że wyszuka w jakimś sklepie przysłowiowego “półkownika”).
A pewnie te samoloty już się producentowi nie sprzedawały (bo konkurencja robi albo lepsze, albo tańsze – przecież nie bez powodu wycofał je z produkcji kilka lat temu) – a tak jeszcze parę tysięcy wyprasek z dawno zamortyzowanej formy się sprzedało…
Hurtownie i tak co miesiąc, półtora zamawiają świeży towar (bo nowości, bo uzupełnienia), a że takich “prawie nowych” combosów drugi raz nie wezmą (bo mają) to producenta mało odchodzi – swoje już sprzedał (czytaj – znalazł naiwniaków co wyłożyli kasę na stare modele, to niech się oni teraz z tym bujają) – tak przynajmniej ja widzę tego rodzaju politykę wydawniczą (co nie znaczy że ją pochwalam…)
Masz rację, te multizestawy to jest nieco osobna sprawa. Parę było całkiem interesujących nawet. Mnie raczej chodziło o nowości nowości. Pisałem o tym, o czym wspominasz w ostatnim akapicie – że hurtownie jak zaczynają zapychać się towarem, to tych nowości zamawiać zaczynają mniej albo rzadziej. Zresztą po co brać ‘nowości’ gdy te od zestawy z oferty miesiąc wcześniejszej różnią się tylko pudełkiem, a owe wcześniejsze wydanie wciąż zalega? Bo importerzy jednak mają pojęcie o tym, czym obracają, nie łykają wszystkiego co nowe jak młode karpiki.
Mesiek od ICM debiutował w 2006 roku w wersji F-2, bo miałem wtedy wątpliwą przyjemność kupić tego, jak się okazało, gniota. Figurki personelu Luftwaffe też pochodzą z końca pierwszej dekady XXI wieku, z tym się zgadzam z Gajowym.