1/48 Mitsubishi F1M2 “Pete”
Type Zero Observation Seaplane
Hasegawa – 09874
Budowa
Jak każdy modelarz mam półkę pełną plastikowych zabawek i pewnie połowy z nich nigdy nie zrobię choćbym nie wiem jak chciał i jak każdy współmodelarz nie potrafię sobie odmówić i kupuje kolejne pudełka. A to konkretne ma swoją historie pełną łez rozpaczy, przyjacielskich współporad, smutku odrzucenia. W ogóle przygnębiająca to historia.
Był o to wiele, wiele lat temu. To był mój drugi w historii festiwal w Bytomiu; tym razem postanowiłem wystartować w konkursie. Ku wielkiemu braku zdziwienia nie zdobyłem niczego, choćby małego wyróżnienia. Zalewałem się łzami snując się po giełdzie gdy mój serdeczny przyjaciel Michał powiedział: ” Kup sobie jakiś model i osusz łzy w plastiku”.
No i kupiłem wiekowy bo ponad 10 letni model Hasegawy F1m2 Pete.
Nie zaglądałem do niego przez długi czas, i jak to zwykle bywa, po prostu wypadł z półki i.. no i przeżyłem lekki szok. Bo rocznikowo to model prawie vintage, a jakością wykonania i detalami nie odbiega od, dajmy na to, nowości Eduarda.
Z listy potencjalnych zestawów uzupełniających wybrałem pasy, rury wydechowe i maski do malowania oznaczeń. Oprócz dodatków ważny jest też tak zwany ‘pomysł na model’. W tym przypadku, przeglądając zdjęcia tego samolotu (których nie ma zbyt wiele), postanowiłem odbić się od promowanego w hiszpańskich pismach modelarskich “sposobu na Japończyka”. Czyli obdzierania połowy konstrukcji do gołego metalu, który to sposób czasami efektowny ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Te latające łódki były wypłowiałe, brudne ale z rzadka obite jak to u współmodelarzy.
Przygodę rozpocząłem klasycznie, od kokpitu. Wycięte elementy obrobiłem używając skrobaka Trumpetera o którym pisał Kamil w tym materiale.
Oraz pilników Hobby Elements również tutaj recenzowanych. Od pierwszego użycia, oba narzędzia są dla mnie nieodzowne w warsztacie.
Całość pokryłem podkładem Mr Paint i to był ostatni raz kiedy użyłem tego produktu- nie odpowiada mi ten dziwny błyszczący efekt jaki widać na zdjęciu.
Całość pokryłem kolorami bazowymi. Następnie pomalowałem je kolorami zaproponowanymi w instrukcji przez producenta zestawu. Użyłem do tego farb z palety AK Interactive Real Colors.
Miejscowo rozjaśniałem elementy kokpitu kolorem Deck Tan.. Bazowe barwy nakładałem aerografem, natomiast detale pomalowałem akrylami z palety AK 3G .
Na pomalowane elementy nałożyłem matowy lakier Mr. Color GX114.
Cienie wprowadziłem washem z ciemnobrązowej farby olejnej.
Weathering szoferki wykonałem przy pomocy kredek akwarelowych AK.
No i kurcze, nie powiem – byłem zadowolony z efektu.
Najnudniejszy fragment budowy, czyli klejenie, było o dziwo super przyjemne. Po sklejeniu połówek kadłuba okazało się, że model ten nie wymaga choćby grama szpachlówki! ( jak bardzo się pomyliłem, dowie się ten kto dotrwa do końca tej relacji)
Podobnie rzecz się ma z płatami i pływakiem. Z tym że niestety Hasegawa odtwarzając powierzchnię zatrzymała się w pól drogi. Ewidentnie brakowało nitowania na najbardziej widowiskowej części modelu, czyli górnym płacie. Wytyczyłem linie, narysowałem je cienkopisem i ponitowałęm.
I wyszło o tak. Byłem dość zadowolony z efektu, ale w tamtym momencie nie wiedziałem tego jeszcze – nity odtworzyłem zbyt delikatnie, w efekcie część z nich zniknęła pod warstwami farby.
Na tym etapie zmieniłem podkład z produktu Mr painta na polecany Billmodel i był to doskonały wybór. Podstawową zaletą tego podkładu jest to, że będąc surfacerem (wyrównującymi powierzchnie), nadal zachowuje się jak farba.
Rozpocząłem też prace nad preshadingiem na elementach “szmacianych”, kolorami AK RC Offwhite i Ivory
Na górnym płacie i pływaku wzmocniłem preshading – moim celem było uzyskanie dużych kontrastów już na początku procesu malowania.
Cienkimi warstwami koloru bazowego, jakim był AK RC303 Amber Grey, pomalowałem całość. Po czym naniosłem meandrami mieszankę koloru bazowego z kropelką AK RC008 Maize Yellow
Kontynuując proces, dodałem do mieszanki farb Radome Tan do rozjaśnień i ciemnoszary tam, gdzie planowałem wprowadzić cień.
I efekt końcowy był o dziwo taki jaki zaplanowałem bawiąc się preshadingiem.
Przyszedł czas na pływak. Skleiłem wózek i pomalowałem go na czerwono. Do tego pas wyznaczający granicę pracy śmigła. Zdjęcia, które widziałem, pokazywały zdecydowany kontrast pomiędzy pływakiem. a resztą samolotu: ten drugi był koszmarnie brudny.
Zacząłem klasycznie od ciemnobrązowego washa.
Chcąc odtworzyć ten efekt brudnego pływaka, postanowiłem użyć metody “na sól”. Zwilżyłem całość wodą i posypałem solidnie solą. Odczekałem kilka minut i natrysnąłem meandry koloru bazowego przyciemnionego kropelką ciemnoszarej farby.
Efekt który uzyskałem był więcej niż zadowalający.
Pozostał tylko czerwony pas, który zbytnio odznaczał się od reszty pływaka. Kredką akwarelową o jaśniejszym odcieniu czerwieni naniosłem ślady otarć i przebarwień.
Całość blendowałem patyczkiem.
Ostatnim etapem prac nad pływakiem była linia wody.
Po wyznaczeniu jej taśmą, jako bazę natrysnąłem aeorgafem mgiełkę siuwaksa Streaking grime od AMMO.
Płaskim pędzlem blendowałem zgodnie z kierunkiem nazwijmy to “grawitacyjnym”.
W ten sam sposób nałożyłem środek Moss Deposit od AK-interactive
Na koniec popracowałem trochę kredkami, imitując obicia do podkładu (w maszynach japońskich to kolor ceglano brązowy)
Przyszedł czas na połączenie pływaka z kadłubem. Poszło to sprawnie i bezproblemowo. Znowu do washowania użyłem ciemnobrązowej farby olejnej i całość zabezpieczyłem matowym werniksem. Osłona silnika brudziłem dwuetapowo:
Kredką nałożyłem przebarwienia i otarcia.
I ponownie blendowałem “przedobrzony” efekt patyczkiem bawełnianym.
Za silnikiem użyłem kredek, ale w inny sposób. Grubą warstwę pigmentu z kredki rozcierałem pędzelkiem lekko zwilżonym wodą.
Ostatnim etapem pracy nad brudzeniem były ślady piasku na pływaku. Do tego celu użyłem produktu Modellers World.
I to był koniec brudzenia. Pozostało tylko skleić wszystko do kupy i dorobić naciągi, które w przypadku tego modelu nie są jakimś wyzwaniem. Położyłem dwie kalkomanie na ogonie, namalowałem też hinomaru przy użyciu masek. Myślałem że to koniec i WTEM!
Okazało się że górny płat pękł na środku…
Cóż było robić, zaszpachlowałem pęknięcie cyjanoakrylem i odtworzyłem malowanie, krok po kroku…
Wtedy też zorientowałem się że zapomniałem pomalować i przykleić świateł pozycyjnych. Więc ktoś mógłby powiedzieć, że wysiłek włożony w doprowadzenie skrzydła do stanu przed pęknięciem nie poszedł zupełnie na marne. Z kolei ktoś złośliwy mógłby powiedzieć: “co powstrzymywało mnie przed czytaniem ze zrozumieniem trzystronicowej instrukcji”.
We wstępie wspomniałem o innym niż “hiszpański” pomyśle na ten model. I myślę że udało się osiągnąć to co założyłem- zmęczoną powierzchnię płócienną, mocno wypłowiałą kontrastującą z brudnym, ale nie obdartym pływakiem.
Co wyniosłem z tego projektu?
Przede wszystkim jedną bardzo ważną lekcję: techniki którymi operujemy jako modelarze, to jedno. Będą one raz lepsze raz gorsze, ale najważniejsze to pomysł na model, lub jego element.
To tyle. Zapraszam do poniższej galerii gotowego Pete. A jeśli jesteście zainteresowani nad czym aktualnie pracuję, zapraszam do siebie – na funpag Facts in Scale
P.S. Tym modelem również wystartowałem na konkursie w Bytomiu. I ponownie bez rezultatów. Za to, na pocieszenie przywiozłem sobie silnik do Dauntlessa. Zatem historia zatoczyła koło.
Piszesz – “I myślę że udało się osiągnąć to co założyłem- zmęczoną powierzchnię płócienną (…)” . Wszystko pięknie, tylko czy F1M nie miały konstrukcji całkowicie metalowej?
Tak czy inaczej widać ogrom włożonej pracy. Zwłaszcza wnętrze robi spore wrażenie👍