1/48 P-51D-5 Mustang
ProfiPack Edition
Eduard – 82101
W gruncie rzeczy, recenzja tego zestawu pojawiła się już tutaj jeszcze zanim trafił on na rynek. Właśnie dlatego były to jednak wyłącznie próbne wtryski, a w dodatku tylko te z najważniejszymi elementami płatowca:
Tam też znaleźć można szersze omówienie jakości tego modelu – jego powierzchni, i wielu detali. Tylko tych zewnętrznych jednak. Opis kompletnego zestawu przygotowałem na podstawie modelu, który ostatecznie jako pierwszy trafił na rynek – czyli edycji specjalnej Chattanooga Choo Choo
Była to jednak edycja z nieco inną wersją kadłuba – z filecikiem u nasady statecznika poziomego. Niemniej jednak temat Mustanga z Eduarda i jego plastikowych elementów uznać można za omówiony. Pro forma przypomnę zestawienie składowych modelu
Tyle jeśli chodzi o plastik. Choć blaszka w sumie też jest już znana
Jak również arkusik z maskami, które – przypomnę – oprócz zabezpieczenia elementów przeźroczystych zawierają małe kawałki do przykrycia fragmentu osłony podwozia, który powinien pozostać w kolorze naturalnego metalu
Tyle w skrócie o samym modelu. Zajmijmy się teraz malowaniami, bo to jest tu najważniejsza sprawa. Edycja Profipack, zatem dostajemy sześć wariantów – dość różnorodnych – na tyle, na ile różnorodne mogą być w kwestii malowania – i zróżnicowanych w temacie oznakowania
W komplecie jest zatem całkiem okazały arkusz kalkomanii
Spora jego część to wszelkie kratki i szachownice…
…ale jednak o jakości druku – podkreślić trzeba, że w wykonaniu Eduarda – świadczą jednak przede wszystkim wszelkie godła czy też nazwy własne…
…w tym naprawdę udany noseartowy pin-up…
…choć producent uznał, że jednak udany nie tak do końca, dlatego w komplecie jest errata
Jak zwykle oznaczenia zwycięstw są w dwóch wariantach, ponieważ w oryginale zawierają hinduski znak szczęścia
Bardzo dobrze prezentują się napisy eksploatacyjne. Co nieco dziwne – uplasowane na tym samym arkuszu, co nalepki dla poszczególnych maszyn, a nie tak, jak to Edek zwykł robić w swoich nowszych modelach – na osobnym, uniwersalnym kartoniku
Jak widać, ich atutem jest nie tylko jakość, ale również ilość. Dlatego rozmieszczenie poszczególnych napisów i symboli zaprezentowano na osobnym diagramie
Jest też ilustracja podpowiadająca, które powierzchnie były w kolorze naturalnego metalu, a które były malowane srebrzanką (choć nie jest to omówione tak szczegółowo, jak być by mogło)
Na koniec jeszcze można zwrócić uwagę na drobiazg niespecjalnie mający wpływ na jakość zestawu, ale na jego dystrybucję i różne z nią związane już kwestie owszem, bardzo. Model nazywa się “Mustang”, bo może się tak nazywać dzięki licencji udzielonej przez dysponenta tej marki, czyli Boeinga
Tak o tym wspominam, bo przy okazji pojawienia się na rynku Wildcata z Arma Hobby temat kopirajtów i zastrzeżonych nazw wzbudził nieco emocji w modelarskim internecie.
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Zestaw przekazany do recenzji przez firmę Eduard