1/48 PZL P.11c
Expert Set
Arma Hobby – 40001
Zanim przejdziemy do cięcia płata na plasterki, zajmijmy się kwestią kluczową. Tak – jak we wszystkich wcześniejszych miniaturach Army, podstawa kołpaka śmigła ma krótką oś…
…która po wetknięciu w silnik…
…i zwieńczeniu niewielkim plastikowym pierścieniem…
…sprawi, że w gotowej miniaturze będzie kręciło się śmigło! Czyli jak się powiększy czterdzieści osiem razy, to poleci!
I to w sumie tyle. Resztę widzieliście już na blogu firmowym Army.
Bo co tu pisać o jednoramkowym modelu. Ramka jest tak bardzo jedna, że aby nie było smutno, to aż prosi wkleić się dwa zdjęcia – obydwu jej stron
Bo skrawek plastiku, z którym połączona jest imitacja wiatrochronu, trudno nazwać ‘ramką’…
…chociaż nadrabia grubością…
…szczególnie, gdy zestawi się to ze zdjęciami oryginału
Jednak siedemdwójkowe szkiełka do puławszczaków zawiesiły poprzeczkę naprawdę wysoko…
…choć ponoć ich delikatne ścianki to był wypadek przy pracy, będący konsekwencją projektu i wykonania formy nie do końca zgodnych ze sztuką. Fakt – zdarzały się niedolewki (i producent pewnie wie o większej ilości niż nabywcy modeli). Sęk jednak w tym, że i w tym mało subtelnie wyglądającym szkle plastik najwyraźniej też miał problemy z właściwym wypełnieniem zakamarków formy
Szybki są jednak całkiem klarowne, nie zniekształcają, nie falują
Pewnie ich odbiorowi pomoże delikatne splanowanie grubaśnych ram. Ale tak czy inaczej – czwórka z minusem. Minusem nie tak jednak długim, jak długa jest zgubiona przez projektanta linia podziału na kadłubie. No jest to w sumie najgłupszy błąd, jaki można by sobie wyobrazić. No i Arma go zrobiła. Brawa za odwagę. Nie za tę do błędu popełnienia, tylko do umieszczenia w pudełku z modelem erraty wskazującej jego istnienie
No bo nie ma. Nie było na renderach…
…ani na planszach barwnych
…i nie ma na modelu
No jest to babol tej klasy, że tu trudno o jakiś komentarz. Warto jednak podkreślić, że o ile dla modelarza to naprawdę nie jest wyzwanie taką linię wyskrobać na powierzchni (może nawet pierwszy raz w karierze zabawy plastikowymi zabawkami), to jednak korekta formy wtryskowej byłaby grubym przedsięwzięciem. Grubym technologicznie i w związku z tym finansowo. Całkowicie rozumiem decyzję, jaką podjęła Arma. Mniej zrozumienia mam dla decyzji innych. Bo skoro jesteśmy już przy poszyciu kadłuba, to jednym z ‘detali’, który rzuca się w oczy, a raczej którego brak, jest charakterystyczna listwa na styku bocznych i górnych paneli poszycia. O ta:
Że była pominięta w 1/72, to z grubsza zrozumiałe…
…ale w 1/48 jej brak już doskwiera. Zresztą podobnie jak doskwiera brak nitów. A tutaj ponownie mamy identyczne tłumaczenia, jak było przy modelu Wildcata. Że to w sumie powinno być wypukłe (bo wgłębne to są gwałtem na faktach w skali), a to bardziej skomplikowane, wymaga potem więcej uwagi podczas sklejania i poza tym wszystko musiałoby być akuratnie, blachy na zakładkę i takietam. Dla mnie wygląda to jak dorabianie ideologii do zwykłego pragmatycznego podejścia do przedsięwzięcia, jakim jest opracowanie i produkcja modelu plastikowego – w co warto inwestować, a co może nadepnąć na stopę wzrostu. A nie oszukujmy się, Arma jest wciąż niewielką firmą, i takie kwestie mają najpewniej żywotne znaczenie. Co więcej, widać, że wciąż trwa sprawdzanie, co jest fizycznie wykonalne, a co nie. I przede wszystkim jak sobie z realizacją projektu poradzi narzędziownia. A ta najwyraźniej też bada swoje możliwości technologiczne, bo o ile w projekcie wszystkie powierzchnie kryte blachą falistą są podobno jednakowe, to na modelu mamy już feerię typów wykończeń. Co widać miejscami nawet gołym okiem:
W naprawdę dużym powiększeniu sprawa się wyjaśnia
Na spodzie płata wygląda to jeszcze odrobinę inaczej
I moim zdaniem tu właśnie jest najlepiej. To znaczy najlepiej zachowany jest balans pomiędzy wiernym odtworzeniem poszycia, a jednak niezbędnym w miniaturze podkreśleniem szczegółów. Tym to ważniejsze, jeśli ktoś model malować będzie pędzlem, bo wtedy łatwiej o zalanie delikatnych detali i grawerów na powierzchni. Tak czy inaczej, wspomniane różnice w formie rowków widać w zasadzie wyłącznie pod dużym powiększeniem – nie licząc skrajnych (na szczęście symetrycznie ulokowanych) paneli, na których światło załamuje się zupełnie inaczej niż na całej reszcie płata. Nawiasem mówiąc, w małych Pejedenastkach z IBG też pojawiały się podobne aberracje. Patrząc jednak na całość, imitację poszycia skrzydeł i stateczników uznać można za udaną. Z modelarskiej perspektywy, rzecz jasna
Co ciekawe, grawer w tym modelu jest zdecydowanie bardziej finezyjny niż w miniaturze P.11c w skali 1/72
No i skoro przywołałem wyżej siedemdwójkowe jedenastki z IBG, to z nimi porównanie
Dla niektórych współmodelarzy zapewne pewnym rozczarowaniem będą scalone ze skrzydłem lotki. Mnie takie rozwiązanie nie dziwi – ta konstrukcja jest wbrew pozorom dość skomplikowana, z prześwitami i delikatnymi mechanizmami
Zaprojektować to dobrze i jednocześnie solidnie jest raczej mało realne. A i tak zdecydowana większość montuje te elementy w pozycji neutralnej. Nie znaczy to jednak, że nie ma tu na co ponarzekać. I nawet nie na siłę – bo jednak popychacz lotek jest wybitnie glutowaty
Szkoda, że nie pokuszono się o zrobienie tego jako osobnego detalu. Albo po prostu nie została zaprojektowana osobno owiewko-osłona i mocowanie na lotce, z popychaczem fototrawionym lub bez niego. Zresztą mniej więcej tak, jak zostało to zrobione w przypadku osłony cięgien steru kierunku, gdzie modelarzowi pozostawia się wykończenie detali
Kończąc temat płata, warto jeszcze zwrócić uwagę na wlewy. Szczególnie te na krawędzi spływu. Tutaj tym bardziej wydają się masywne ze względu na cienkie zakończenie tego elementu
Trzeba będzie zachować naprawdę dużą ostrożność przy odcinaniu elementu od ramki. Zresztą, w krawędzi natarcia też bez zachowania należytej delikatności łatwo będzie o uszkodzenia powierzchni
Cóż – coś za coś – dzięki temu nie ma problemów z wtryskiem plastiku w formę, a więc zminimalizowane jest ryzyko efektu “pracowania” poszycia sklejkowego. Choć tak zupełnie jamek skurczowych w tym modelu nie udało się uniknąć. Na szczęście w miejscach mało eksponowanych i łatwych do zniwelowania
Coś tam majaczy też na śmigle, ale to już subtelność, którą powinien załatwić szlif gąbką polerską
Tym razem nie będzie za to problemów z zapadliskami w chłodnicy. Ta jest bowiem osobnym elementem, dodatkowo wydrążonym od tyłu
Dobrze, że osobno, również dlatego, że pewnie wielu będzie chciało zamienić ją na jakąś aftermarketową żywicę. Albo składaną z blaszek. I skoro o blaszkach mowa, to jak to w zestawie klasy Expert, mamy takową, nawet nie małą
Podkreślić tutaj należy, że stanowi ona integralną część zestawu – wiele zawartych w niej elementów to nie waloryzacje czy zamienniki dla plastiku, a po prostu kolejne elementy konstrukcyjne. Zresztą jak inaczej można było zrobić choćby celowniki…
…dla których zresztą dość szczegółowo opracowane są podstawy w centropłacie
Prócz tego jest całe mnóstwo detali do wnętrza kabiny – bo nie tylko pasy…
…ale i osłony karabinów, których plastikowe lufy od razu potraktować można jako szablony do przycięcia rurek czy choćby igieł iniekcyjnych
Z blachy są wreszcie detale, które uzupełniają poszycie. Jak na przykład okucie stopnia
No i właśnie – poszycie. Pomijając sprawy, na które narzekałem wyżej, uważam je za całkiem ładne. Ostre linie i detale, imitacje śrub, zawiasów
Niestety, nie można nie zauważyć niezbyt akuratnie oddanego kształtu wylotów powietrza za silnikiem
Podobno wynika to z ograniczeń technologicznych, a ściślej z minimalnej wielkości frezu, którym można drążyć takie zagłębienia. Zgaduję, że gdy inni chcą mieć jednak wewnętrzne kąty proste, to posiłkują się nie tylko maszyną sterowaną cyfrowo, ale również ślusarzem. Tak czy inaczej, to kolejne miejsce, gdzie frajdę nadania detalom właściwego kształtu pozostawiono modelarzom. Swoją drogą, nie jestem pewien, czy podejście, jakie przyjęte zostało w miniaturze mniejszej, nie dawało efektu bliższego rzeczywistości. Choć ze względu na drobne gabaryty też idealne nie było
Na szczęście pozostałe fragmenty osłony przedniej części kadłuba są zupełnie udane
Co prawda wszystkie otwory chłodzące są zaślepione, ale moim zdaniem to lepsze rozwiązanie z perspektywy budowy modelu. Nawiercenie wybranych wlotów powierza nie stanowi wielkiego wyzwania, a gdyby chcieć któreś zaślepić (bo przecież występują one w różnych konfiguracjach), trzeba by było zmagać się ze specyficzną konstrukcją we wnętrzu osłony – wynikającą ze względów technologicznych. Warto przy tym zauważyć, że w projekcie wzięte zostały pod uwagę zarówno asymetrie rozmieszczenia tych otworów, jak i różnice w wielkości poszczególnych blach
Silnik w jedenastce nie jest przesadnie eksponowany. Pewnie dlatego nie jest on sercem tego zestawu, mimo że odtworzone są również detale w gotowym modelu niespecjalnie eksponowane
I tak, osłony popychaczy tak właśnie przylegają do cylindrów
Zewnętrza osłona silnika jest nawet dość cienka. Są również delikatnie zarysowane niektóre zapinki, choć jednak na skraju elementu, zatem płytkie. Po sklejeniu i tak zapewne trzeba będzie je odtwarzać
Nie wiem, czy przypadkiem owe zapinki to nie był materiał na kolejne drobiazgi do umieszczania w blaszce fototrawionej. Tak jak umieszczono w niej pręty łączące owiewkę silnika z pierścieniem kolektora spalin
Na pochwałę zasługuje przy tym fakt, że w obydwu plastikowych elementach umieszczone są niewielkie zagłębienia pozycjonujące te jednak delikatne blaszki
Podsumowując – skoro silnik i tak chowa się dość skrupulatnie pod osłoną…
…to prawdziwym sercem tego zestawu zdaje się być kabina. I w sumie jest w niej dużo dobra. Zarówno na wewnętrznych powierzchniach kadłuba…
…jak i w klatce kabiny
Nie brakuje drobnych elementów (uzupełnionych wspomnianą wyżej drobnicą fototrawioną)
Tablica przyrządów jest plastikowa…
…i w połączeniu z kalkomaniami…
…oferuje naprawdę zadowalający efekt. Oczywiście i tak pewnie będą płacze, że ‘czemu nie z blaszki’, choć nie wiem, co ta technologia by tutaj zmieniła. Bo jednak dopiero możliwości, jakimi dysponuje Yahu models, mogą wnieść do tematu coś zauważalnie lepszego. Pewnie niebawem.
Jako suplement do kabiny mamy też kolejne fragmenty erraty instrukcji
Zresztą moim zdaniem to cała instrukcja kwalifikuje się do jednej wielkiej erraty. To już zaczyna być tradycją, że panuje w niej niewyobrażalny chaos. Rysunki niby przejrzyste, ale jednak nie do końca czytelne. Dla przykładu – element 59, czyli kadłubowe mocowania naciągów podwozia
Dłuższą chwilę zastanawiałem się, jakiego ja właściwie elementu szukam. A wyjątkowo mało wyraźne numery na ramkach oraz totalna improwizacja w rozmieszczeniu weń detali nie ułatwiały sprawy
No i w końcu znalazłem
Zgaduję, że ich kształt nie pozwala na nieprawidłowe zamocowanie w gniazdach przygotowanych w kadłubie. Ale jednak ilustracja i w tej materii jest nie do końca pomocna. Tak samo, gdy instrukcja przypomina o konieczności wykonania naciągów podwozia…
…ale o ich bardziej precyzyjnym zamocowaniu informuje dopiero mimochodem, na kolejnej stronie
Swoją drogą, to pierwszy nie budzący wątpliwości obrazek pokazujący detal 59, od którego zacząłem tę dygresję. Zamykając temat instrukcji – ponownie jest to raczej rozbudowany i chaotyczny diagram, prezentujący rozmieszczenie poszczególnych elementów, niż przewodnik po budowie modelu
Wracając jeszcze na moment do plastiku, pozostaje zerknąć na koła. W tym temacie Arma od dawna pokazuje wysoki kunszt. Niestety w przypadku kół w P.11 nie ma zbyt wielkiego pola do popisu. Ani bieżnika, ani skomplikowanych detali, które można by odtwarzać w miniaturze. Ale delikatne ugięcie opon daje się dostrzec – zatem nie jest tak zupełnie nudno
Wszystkie napisy na oponie dostajemy zaś w formie kalkomanii
Nalepki drukowane przez Techmod prezentują się bardzo dobrze – tak różne napisy eksploatacyjne jak i numery oraz godła. Uwagę zwraca użyty z powodzeniem kolor srebrny
Zawartość całkiem sporego arkusza…
…pozwala na wykończenie modelu w jednym z czterech wariantów. A w zasadzie czterech i pół, dzięki alternatywnym detalom do jednego z nich
…ale umówmy się – #tylkorumuńskiepezeteleTEAM.
Kolorystyka opisana jest przy pomocy farb aż siedmiu producentów, co uważam za bardzo pomocne
Skoro o malowaniu mowa, to wspomnieć należy również o dołączonych do zestawu maskach – co ważne, ciętych w papierze, a nie folii
Nie rozumiem tylko, czemu do wiatrochronu jest komplet tylko na zewnętrzne powierzchnie. Zamiast nikomu niepotrzebnego, bo i tak w zasadzie niewidocznego numeru katalogowego, wyciąć można było komplet na wnętrze oszklenia. Pewnie nawet wyszło by mniej przejść ostrza plotera po powierzchni arkusika…
Nim przejdę do podsumowania, zwyczajowo napomknę jeszcze o pudełku. Jak zawsze schludnym i ozdobionym naprawdę ładnym obrazkiem…
…oraz informacją o dostępnych w zestawie malowaniach na rewersie
Ale jest też pewne nowum, bo wewnątrz tego typowego pudełka, otwieranego z boku, jest jeszcze fasonowa ‘szuflada’ ze sztywnego kartonu. A że całe opakowanie jest wyraźnie większe od dotychczasowych, to dodatkowe wzmocnienie wydaje się naprawdę istotne dla bezpieczeństwa zestawu
A zatem.. Po blisko dwóch dekadach panowania miniatury ze stajni Mirage, tytuł najlepszego modelu PZL P.11c w skali 1/48 śmiało przejął WYPUST Arma Hobby. Przejął miniaturą całkiem nowoczesną, choć nierówną pod względem jakości wykończenia. Wygląda to trochę jak kolejny poligon doświadczalny przed wydaniem ważniejszego jednak z punktu biznesowego modelu, którym jest zapowiedziany Hurricane w 1/48. Opracowania Pejedenastki w żadnym razie nie nazwałbym krokiem wstecz, niemniej jednak z perspektywy ogólnego wrażenia wciąż pozostaje ona w tyle za armowym Opus Magnum, czyli Jakiem-1 w skali 1/72. Pamiętać jednak trzeba, że Jakowlew był nie tylko modelem zdecydowanie mniejszym, ale również po wielokroć mniej skomplikowanym pod względem konstrukcji, a zatem i wyzwań technologicznych. Tylko po tym Jaku to teraz brak nitów w każdym kolejnym zestawie boli jakby trochę bardziej. Tak czy inaczej, najważniejszą weryfikacją jakości tego modelu będzie jego budowa. Tym jednak obiecał się zająć Artur Osikowski. Zatem przyjmując ryzykowne założenie, że świat nie runie w najbliższych dniach, niebawem spodziewać się można na portalu wiwisekcji nowego modelu P.11C w skali 1/48
KFS
P.S. Świat nie runął, a Artur przygotował obiecany materiał:
P.S”. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Zestaw przekazany do recenzji przez Arma Hobby
Jak każdy model ma swoje słabe i mocne strony.-generalnie jest to krok do przodu w stosunku do modeli Encore i Mirage Hobby (albo nawet dwa kroki). Szkoda ,że popełnili kilka “głupich” błędów (ot choćby ten nieszczęsny brak linii podziałowych). Ale widać duży wkład i chęci do tego aby wydać dobry model P11c- jeśli by poszli za ciosem i wypuścili cała rodzinę serii P (P-7a, P-11a, b, f i P-24a -g )to zapewne zawładnęli by tą częścią rynku modelarskiego w skali 1:48, nie mówiąc o wydaniu innych poloników na takim poziomie.
W nawiązaniu do Twojego opisu kół – “Ale delikatne ugięcie opon daje się dostrzec – zatem nie jest tak zupełnie nudno” chciałbym to skomentować – niestety na niekorzyść Army. W naszym wypuście kół do P.11 (1:32) spotkałem się z komentarzami, dlaczego owego ugięcia opony nie zaprojektowaliśmy? Otóż opony P.11 nie były oponami nisko ani nawet średnio-ciśnieniowymi tylko wysoko ciśnieniowymi – przystosowanymi do lądowania na nieutwardzonych, trawiastych lądowiskach. Nie znalazłem ani jednego zdjęcia (poza egzemplarzami uszkodzonymi) na których byłoby widoczne jakiekolwiek ugięcie tychże! Podobnie rzecz się ma z bieżnikiem (tu abstrahuje od modelu Army, który oczywiście – prawidłowo – go nie ma) ale z takim zrzutem też się spotkałem, że to błąd, że go nie zrobiliśmy nie zrobiliśmy – dając za przykład jakiś rendery cyfrowych projektów. Podobnie jak z ugięciem opony – nie znalazłam ani jednego historycznego zdjęcia gdzie byłby jakikolwiek bieżnik!
Znaczy chcesz powiedzieć, że blisko półtorej tony ani trochę nie uginało opony? to ona była ze stali? Bo nawet gdyby były z litej gumy, to wydaje mi się, ze jednak materiał by się lekko poddawał naciskowi. Mniej więcej tak, jak uchwycone to jest w omawianym tutaj modelu.
Nawiasem mówiąc, jak zachowywała się opona widać na zdjęciach z wystawy w Szwecji, gdzie samolot był ustawiony nie na miękkim gruncie, na którym nie wiadomo, czy to opona wbita w podłoże, czy jednak jej ugięcie, a na czymś jednak twardym – zapewne betonie. Są również zdjęcia jedenastek z Rumunii, gdzie samolot nie tonie w podłożu.
Pokaż mi foty gdzie są ugięte!
Monografia AJ Press, tom pierwszy i wspomniane zdjęcie ze Szwecji (jak również fotografia koła z instrukcji), tom drugi -zdjęcia z Rumunii. Podobnego efektu można dopatrywać się również na innych zdjęciach, jednak często ich jakość nie pozwala bezsprzecznie ocenić rodzaju podłoża. Niemniej jednak fakt pozostaje faktem, że spłaszczenie opony na twardym gruncie było całkiem wyraźne. Natomiast co do oddania tego w modelu, to jak wspomniałem w opisie zestawu – jest ono bardzo delikatne – w sam raz, by gotowa miniatura nie sterczała na kołach stykających się punktowo z podłożem. Czyli najczęściej półką w witrynce.
Nawet jeżeli uginały się dajmy na to 10-20mm to w 32 wyniesie 0.3-0.6 mm a w 48 0.2 – 0.4mm! Nie powiesz mi że przy takim ugięciu zobaczysz je na modelu!
No i ciekaw jestem czy wiesz, że te blisko 1400 kg rozkłada się na 3 punkty czyli nacisk na 1 kolo wynosi 466 kg a nie 1,5 tony!
Nie rozkłada się. Środek ciężkości jest znacznie bliżej głównego podwozia niż płozy ogonowej. Więc rozkład ciężaru 2:1 na korzyść podwozia to za mało. Przypuszczam, że raczej ok 12:1. Zresztą, prawie pół tony na płozie ogonowej!?
Nieźle by ryła w ziemi.
Tak, zagalopowałem się!
Tak, czy inaczej – model zapowiada się cudownie!
Grzesiek, ja mam nadzieję, że cudownie zapowiadaja się również waloryzacje do niego! To znaczy ja robić nie będę, ale myślę, że większość Twoich opracowań trzydwójkowych tutaj będzie przyjęta z wielką radością. Tak, wiem, przeskalowanie nie polega na pantografowym pomniejszeniu, więc to wciąż robota, ale chyba wielu wspólmodelarzy się ucieszy
Kamil, jak tylko coś zrobię – to “masz jak w banku”!
Hehe, wiedziałem że kręciciele śmigłem nad przechuj polską wsześniową myślą wojenną będą bronić szrotu.
Właśnie kończę PZL P.11C od IBG 1:32. Kupowałem go przed Świętami i już mogłem zamówić i poczekać na 1:48 od Army. Zdecydowałem się jednak na 1:32 bo w większej skali można poszaleć a ten model nie miał złych opinii, nie jest zbyt wielki do ekspozycji itd… .
Po tym wpisie, widzę, że bardzo dobrze zrobiłem kupując 1:32 praktycznie w tej samej cenie. Bardzo przyjemnie się go robi a ilość błędów jest mała, wręcz pomijalna. Wiadomo, że do jakiejś dioramy czy do porównania w skali można nabyć Armę w 1:48 ale żeby wypuścić na rynek nowość, ładnię ją spozycjonować a potem świecić oczami… nie 🙂 Środek w sumie fajny, blaszek nadmiar… linie do dotrasowania pomijam, ale brak przetłoczenia czym jest spowodowany?
Czekam na HURRICANE! Arma postarajcie się proszę, bo czekam!
Pzdr. G.
W końcu dostałem model do ręki. Tak jak się spodziewałem – najwyższa światowa klasa tak jak IBG 32. Martwi mnie jednak sprawa km-ów na skrzydłach. Niestety w modelu nie ma opcji samolotu bez niech a przecież we wrześniu mało który samolot latał z czterema. Być może Arma w kolejnym wypuście zrobi takowe, aczkolwiek – śmiem wątpić (sprawa kosztów), ale życie lubi zaskakiwać. Przedwojenny szrot – jak to napisał jakiś śmieciofurer, ale unikatowy na skalę światową i jakże piękny!
Grzesiek
No jeśli chodzi o sylwetkę, to niebrzydki (choć wersja C akurat niekoniecznie najpiękniejsza ze wszystkich puławszczaków), ale malowanie obrzydliwe jednak. Polska kaka to polska kaka..
Jak zrobić naciągi kół? Tego nigdzie się nie dopatrzyłem