1/48 PZL P.11c Expert Set
Arma Hobby 40001
Premiera PZL P.11c z Arma Hobby, jak to już staje się tradycją w przypadku “patriotycznych” tematów modelarskich, wywołała burzę na krajowych forach branżowych. Dwa stwierdzenia są na pewno prawdziwe – model ten nie jest idealny (a czy są takie?…), ale też jest o niebo lepszy od leciwej konkurencji z przełomu wieków, czyli produktu Mirage Hobby. Z dokładnym opisem zawartości pudełka nowego modelu Arma możecie zapoznać się, czytając recenzję pióra Kamila, ja natomiast podjąłem się rozpoznania bojem.
Nie ulega wątpliwości, że na rynku pojawią się wkrótce liczne dodatki do tego modelu, ja jednak postanowiłem przetestować, jak nowa Pezetelka składa się w wersji “prosto z pudła”. Ponieważ instrukcja nie jest najsilniejszą stroną zestawu, zanim przystąpimy do montażu kokpitu, warto zapoznać się z relacją z budowy tej części modelu na blogu firmowym Arma. Pozwala to uniknąć większości kłopotów i pułapek, choć jak się przekonałem, nie wszystkich… Ja, kierując się właśnie wspomnianą relacją, zacząłem od spiłowania tylnej krawędzi podłogi, aby później zmieścił się element fototrawiony PE13. Tylnej, czyli tej po lewej stronie na poniższych zdjęciach.
Następnie zmontowałem fotel pilota wraz z pasami, oraz jego podstawę, wzbogaconą o elementy fototrawione; te ostatnie “wchodzą” na oś z lekkim oporem, dlatego nie ma potrzeby ich klejenia, a taki montaż ułatwia później prawidłowe ich ustawienie względem innych części kokpitu.
Same burty kadłuba nie są bogate w elementy, jedynie na lewej części doklejamy nieliczne cięgła i manetki.
Zestawowa tablica przyrządów to kombinacja plastiku i kalkomanii. Pomalowałem więc element plastikowy czarną farbą, a na to nakleiłem pierwszą kalkomanię – same tła zegarów. Siadły doskonale.
Następnie nakleiłem drugą kalkomanię, czyli wskazówki i inne tego typu szczegóły. Również bezproblemowo.
Pozostało wykonać prace wykończeniowe, czyli nałożyć lakier matowy, zastosować suchy pędzel, a na koniec zimitować szkiełka kroplami lakieru bezbarwnego. Moim zdaniem efekt jest co najmniej przyzwoity. A i tak wszyscy czekamy na Yahu.
Kolejny etap to boki klatki kabiny, czyli miks elementów plastikowych i fototrawionych. Ponownie warto zajrzeć do erraty instrukcji, zawartej w pudelku, oraz na wspomniany blog Arma, aby prawidłowo dokleić elementy 13 i 14.
Dorobiwszy dosłownie dwa przewody, widoczne na zdjęciach egzemplarza muzealnego, całość pomalowałem kolorem aluminium, a następnie pokolorowałem detale akrylami, które były pod ręką. Przy montażu całości należy być bardzo ostrożnym, bo instrukcja znów próbuje sprowadzić nas na manowce.
Montując podstawę fotela pilota również trzeba uważać…
Samego fotela nie montowałem na tym etapie. Wolę to zrobić już po zamknięciu kadłuba (a fotel wejdzie od góry), ponieważ wtedy mam pewność, że umieszczę go symetrycznie.
Zagłówek pilota wymaga podszlifowania, aby dobrze wpasować się w kadłub.
Element ten włożyłem w otwory montażowe tylko “na sucho” (bez klejenia), aby móc później wszystko ładnie dopasować na etapie sklejania kadłuba.
Wewnętrzne powierzchnie burt po dość pobieżnym malowaniu.
Przed zamknięciem kadłuba należy wkleić niewielkie elementy, stanowiące mocowanie dla naciągów podwozia. Części te później lekko wystają poza obrys kadłuba, dlatego należy wkleić je solidnie, a następnie uważać, aby ich nie połamać w trakcie manipulacji modelem.
Przed zamknięciem kadłuba należy też wywiercić dwa otwory pod półokrągłą osłonę wałka napędzającego prądnicę radiostacji, co łatwo przegapić (jak niżej podpisanemu).
Pora na montaż tablicy przyrządów. Jest to dobrze rozwiązane i przemyślane, tablica opiera się od tyłu na odpowiednim zgrubieniu z wystającym czopem, co prawidłowo ją pozycjonuje. A i tak czekamy na Yahu.
Po umieszczeniu pomiędzy połówkami kadłuba klatki kabiny okazało się, że wszystko doskonale pasuje. Wystarczyło zalać spojenia “cienkim” klejem i poczekać, aż wszystko wyschnie.
Korygowany zagłówek również idealnie wpasował się w kadłub.
Jedną z dość uciążliwych cech tego modelu są bardzo grube klocki wlewowe (czy też kanały dopływowe, jak zwał tak zwał). Oczywiście, zapobiegają one skurczom tworzywa, ale wymagają dużej ostrożności przy usuwaniu, a czyszczenie elementów jest dosyć pracochłonne.
Elementy 21 i 27 dobrze jest pomalować przed montażem.
Silnik montujemy dosłownie z dwóch elementów, jednak wygląda całkiem przyzwoicie, a i tak prawie cały zniknie pod osłonami. Ja dorobiłem tylko widoczne na zewnątrz przewody zapłonowe, używając do tego drutu cynowego.
Kolejne etapy montażu przebiegają bezproblemowo, choć ja trochę odszedłem od zaleceń instrukcji i nie kleiłem całego zespołu silnika oddzielnie, tylko kolejne elementy mocowałem do kadłuba. Tak wolę, bo mam poczucie większej kontroli nad symetrią…
Łącząc element 26 z 27 należy zwrócić uwagę na elementy pozycjonujące (wystające na 27 i wklęsłe na 26) – łatwo je przeoczyć, instrukcja o nich nie mówi, ale w wypadku błędu nie będzie nam to wszystko idealnie pasować.
Przygotowałem też osłony silnika – bezproblemowo. Nie licząc konieczności szlifowania kanałów dopływowych…
Drobne korekty spoin.
Pomalowany silnik zamontowałem na… maskolu. Po prostu chcę mieć później możliwość zdjęcia go na etapie malowania. Zresztą sporą część elementów zamontuję właśnie w ten sposób, a jest to ułatwione dzięki bardzo dobremu spasowaniu modelu.
Osłon silnika nie musiałem nawet kleić, bo wchodzą dość ciasno i same trzymają się na gwieździe silnika. Wszystko pięknie pasuje, łącznie z rurami kolektora wydechowego.
Na tym etapie zająłem się wyryciem brakujących linii podziału, co sygnalizuje zresztą errata do instrukcji. Błąd dosyć zabawny, a naprawienie go kosztowało ok. 1 minuty pracy.
Jak to często bywa, wybierając wariant malowania musimy zwrócić uwagę na specyfikę konkretnej maszyny. I tak, gdybyśmy wybrali Rumuna, należałoby pominąć kadłubowe km-y. Ja jednak zdecydowałem się na sławną “łaciatą trójkę”, więc km-y muszą być. W zestawie są dosyć toporne plastikowe, ale na szczęście dołączona blaszka zawiera imitację osłon luf. Instrukcja sugeruje nawinięcie ich na element plastikowy, ale ja postanowiłem użyć igieł lekarskich. Najpierw zwinąłem blaszkę w rurkę.
Następnie tak otrzymany element nasunąłem na igłę lekarską, złapałem klejem CA, a całość dociąłem do odpowiedniej długości.
Na tym etapie dokleiłem również podwozie, co jest zdecydowanie wyzwaniem. Niestety, brak jest dobrze przemyślanego pozycjonowania podwozia (a szkoda, tym bardziej, że w skali 1/72 jest to rozwiązane bez mała genialnie); mamy jedynie rysunek w instrukcji, pokazujący pod jakim kątem należy je wkleić. Dlatego montując te części należy cały czas kontrolować, czy coś nam się nie rozjeżdża. A przy okazji można zobaczyć, jak prezentuje się gotowy km na swoim docelowym miejscu.
Po drodze dokleiłem również stateczniki, płozę ogonową, ale była to praca bez historii – wszystko pięknie pasuje. Warto pamiętać o rozwierceniu osłony cięgien obsługujących ster kierunku.
Prace przy skrzydłach rozpocząłem od wpadki, bo próbując odciąć cążkami gruby kanał doprowadzający, wyrwałem dziurę w delikatnym plastiku. Nie ma czym się chwalić, ale przyznaję się do błędu aby ostrzec innych – należy tu zachować daleko idącą ostrożność.
Po wklejeniu felernego elementu i tak została paskudna wyrwa w blasze żłobkowanej – trzeba to poprawić w późniejszej fazie prac.
Bolączką skrzydeł jest dosyć gruba krawędź spływu. Ja nie podjąłem się zaawansowanych działań w celu pocienienia plastiku, ograniczając się do pobieżnego przeszlifowania płaszczyzn styku.
Skrzydła skleiły się idealnie, nawet nie chciało robić mi się zdjęcia z tej okazji. Po przymierzeniu ich do kadłuba znów okazało się, że spasowanie jest świetne, więc przykleiłem je, ale znów na maskol. Dlaczego tak? Konstrukcja P.11 jest taka, że malowanie spodu skrzydeł i pobliskich okolic kadłuba jest utrudnione, gdy model jest zmontowany, a maskowanie podziałów kolorów bardzo upierdliwe. Dlatego chcę mieć możliwość zdjęcia skrzydeł na ten etap, a idealne spasowanie pozwoli na bezproblemowe ostateczne sklejenie całości po pomalowaniu.
Pamiętając o pozostawieniu sobie opcji zdejmowania płata, jego zastrzały dokleiłem jedynie do kadłuba, a ich styk ze skrzydłami zostawiłem niesklejony. Tu również instrukcja testuje naszą czujność, bo przednie zastrzały (45 i 46) są podane na odwrót, ale na szczęście asymetryczny kształt owiewek nie pozwala na błędne ich wklejenie. A same owiewki ładnie pasują w gniazda w skrzydłach, mimo że nie są doklejone. Znowu plus.
Skromny wiatrochron zabezpieczyłem z zewnątrz zestawowymi maskami. Klnąc pod nosem, już na własną rękę zamaskowałem wewnętrzne powierzchnie oszklenia, aby pomalować jego ramy na srebrno. A kląłem plugawie dlatego, że jak to słusznie zauważył Kamil – odpowiednie maski można by również dociąć na zestawowym arkusiku, zamiast do niczego niepotrzebnych numerów i nazwy zestawu.
Oszklenie idealnie “siadło” na swoim miejscu.
Pozostało już niewiele elementów, m.in. śmigło. Wg. renderu w instrukcji, część 29 powinna mieć wystający czop, wchodzący w otwór w śmigle, ale u mnie coś ewidentnie nie pykło. Żaden to problem, tylko trzeba bardziej uważać na centryczne osadzenie śmigła w kołpaku.
Zostało dokleić różne drobiazgi, jak np. koła (zwracając uwagę na ich numerację oraz elementy pozycjonujące z częściami 56 i 57 – wtedy ugięcie wypada tam, gdzie powinno) czy zwężka Venturiego. Instrukcja zapomina o rurce Pitota, ale przypomina o niej odpowiedni otwór montażowy pod prawym skrzydłem. Różne drobiazgi, szczególnie te z blaszki, pozostawiłem na montaż końcowy, po pomalowaniu modelu.
Jak widać, model wymaga pewnej ostrożności w trakcie montażu, ale podstawowym problemem nie jest sam plastik, a niedopracowana instrukcja, dlatego przed każdym etapem należy wszystko dopasować, przemyśleć, a dopiero kleić. Same elementy pasują już do siebie doskonale (za wyjątkiem omówionego przeze mnie zagłówka, ale jest to banalne do korekty), a szpachlówka, którą widzicie na zdjęciach, była używana bardziej dla zasady niż z rzeczywistej potrzeby. Przypominam, że to co widzicie na powyższych zdjęciach, jest częściowo zmontowane jedynie na Maskolu, a jednak prezentuje się zacnie.
Artur Osikowski
Zestaw przekazany do recenzji przez Arma Hobby
Wygląda zacnie. Sklejałem wcześniej model tego myśliwca firmy Mirage, uzupełniając go różnymi dodatkami. Było trochę pracy, choć jak na swoje lata był nieźle opracowany. Nabyłem Armę, chętnie porównam, a powyższa recenzja tylko zaostrzyła apetyt.
Tez kiedyś zbudowałem Mirage, na tamte czasy to był całkiem fajny model, podobnie ich P.24. Pozostaje mieć nadzieję, że Arma pociągnie temat PZL w 1/48. I dziękuję za komentarz!
Fajna relacja do której na pewno będę “sięgał” przy okazji budowy modelu, ale tło do zdjęć to mogłoby być inne niż białe bo całkowicie giną na nim prezentowane elementy. Tak czy siak dzięki i pozdrawiam!