1/48 Shachak
Limited Edition
Eduard – 11128
Mirage IIICJ Eduarda jest stary jak węgiel – a ściślej, ma już półtorej dekady na karku. Pomyśleć by zatem można, że już nasycił rynek, ale jednak od jakiegoś czasu był zestawem poszukiwanym. Mimo wieku i mimo obecnym w tym modelu wad. Cieszy zatem, że Edek zdecydował się wznowić te miniaturę. Tym bardziej, że zrobił to w edycji limitowanej, wzbogaconej o żywiczny silnik Atar 9C i uzbrojonej w komplet całkiem niebrzydkich malowań
To może na początek owe malowania. Pięć do wyboru. I pięć różnych
Do tego dostajemy zatem okazały arkusz kalkomanii, drukowany przez cartograf
A skoro kartograf, to jakość nienaganna – od wszelkich kolorowych powierzchni, przez godła, po maleńkie napisy eksploatacyjne
Znajdziemy w niej nawet nalepki na tablice przyrządów i boczne panele w szoferce. Choć te wydają się zbędne, bo w komplecie mamy oczywiście blaszki, oczywiście kolorowane i nawet nieoczywiście całkiem udane
Jest też druga płytka fototrawiona – tym razem mniejsza i bez zbędnych kolorów
Pozostając w temacie waloryzacji – jak wspomniałem na wstępie – w komplecie otrzymujemy też dysze silnika Atar 9C. Żywiczną, podzieloną na kilka drobniejszych komponentów
Na uwagę zasługują także znajdujące się w zestawie maski – nie tylko do oszklenia
No i wreszcie sam model. W sumie aż dziewięć ramek. Elementy są w nich dość chaotycznie rozmieszczone – to jeszcze inne standardy, niż te, wedle których swoje modele Eduard projektuje obecnie, gdzie detale są innych ramkach, uzbrojenie w innych itd. Podobieństwa kończą się na osobnych wypraskach z kadłubem i płatem
I jeszcze spojrzenie z bliska, jeśli ktoś nie miał jeszcze styczności z tym modelem. Zasadniczo w ramkach wygląda całkiem zacnie, choć każdy, kto go sklejał wie, ze do łatwych nie należy. Całe mnóstwo szlifowania, szczególnie w rejonie dyszy, problemy ze spasowaniem wlotów powietrza i inne drobniejsze ułomności. Apropos tychże, to drzewiej w wielu egzemplarzach pojawiała się upierdliwa niedolewka w kadłubie
Wątpię, by Eduard dłubał coś przy formach – choć kto ich tam wie. Na pewno jednak na modelu w tym miejscu widać niemałą ilość jakiegoś lubrykantu – problem był zatem odnotowany i podjęto jakieś próby zaradzenia
Powierzchnie wyglądają przyzwoicie – równe linie, jakieś śladowe ilości nitów. Oczywiście w kontekście dzisiejszych standardów owe linie podziału miejscami są zbyt intensywne. Ale i tak daleko im do mydlanych rowów w airfixach
Wnęki podwozia, kabina.. No z jednej strony są różne detale, z drugiej takie w sumie trywialne. Ale to, co najbardziej eksponowane jest na akceptowalnym poziomie. Przy czym dla fotela blaszki z zestawu są absolutnie obowiązkowym minimum.
W komplecie jest nawet drabinka i figurka opierającego się o nią pilota
Oszklenie natomiast jest cienkie i przejrzyste
Podsumowując – to zestaw który nadal broni się jakością, choć niewątpliwie lepsze wrażenie sprawia w ramkach, niż w trakcie budowy. No i poziom zdetalowania – czyli ‘niby wszystko jest, ale jakieś takie uproszczone’ sprawia, że dla bardziej wymagających współmodelarzy to będzie baza i zaproszenie do faszerowania dodatkami własnymi tudzież inwestycji w waloryzacje.
KFS
Kilo szpachli, cierpliwość tybetańskiego mnicha i mamy udany model.
bez przesady. szpachlówka, owszem, jest potrzebna przy wlotach i dyszy, ale reszta jest w sumie zupełnie przeciętna pod względem spasowania
W moim egzemplarzu nawet krawędzie natarcia i spływu na stateczniku musiałem szpachlowa, choć to element odlany w całości z jedną z połowę kadłuba. A opisane przez Ciebie łączenie tylnej części kadłuba że spodem płata rzezbilem w lilipucie, bo różnica w położeniu tych elementow względem siebie była większa niż grubość plastiku. Może mi się wyjątkowo trefna sztuka trafiła. Można go sklecić, ja swój skończyłem, ale ciepłym uczuciem go nie darzę. Zestaw mocne 2/10.