1/48 Trenér
Zlin Z-226M/MS/T/B
Dual Combo
Limited edition
Eduard – 11152
Trochę mnie zdumiała adnotacja w mojehobby, że omawiany tutaj zestaw jest bestsellerem. W polskojęzycznym internecie modelarskim nie spotkałem bowiem większej ilości wzmianek o nim. To poniekąd nie dziwi – jednak z polską awiacją ten samolot wiele wspólnego nie ma. Nie jest również tak uroczy jak choćby omawiany niedawno Cmelak. Prawdę mówiąc, to w ogóle wydanie mocno rozbudowanej miniatury tego samolotu w skali 1/48, w technologii innej niż szortran, jednak mnie nieco zaskakuje. Z drugiej strony, temat można eksploatować długo i systematycznie, za sprawą mnogości wariantów kolorystycznych i wersji samej maszyny. Zresztą już nawet w tym pudełku mamy do czynienia z niemałą różnorodnością we wspomnianych kwestiach
Te różnice mają swoją bardzo praktyczną emanację. Już na wstępie w instrukcji zderzyć się można z całym mrowiem wariantów wyposażenia
Przy okazji, jeszcze gorzej się robi, gdy dochodzi do malowania – bo nie dość, że każdy wariant ma inny kolor, to jeszcze sugerowane jest mieszanie farb dla właściwego jego dobrania
Nie dziwi zatem obecność całego wachlarza tablic przyrządów i innych kolorowanych detali fototrawionych
Warto zaznaczyć, że barwny nadruk na blaszkach jest całkiem udany (nie licząc drobnych przesunięć, gdzieniegdzie). Ale cyferblaty są zupełnie wyraźne i czytelne
A, i oczywiście wyżej pokazana jest blaszka do jednego modelu. A ponieważ to dual combo, to takie blaszki mamy tutaj dwie
Plastikowe ramki również są zdublowane
Na każdy z dwóch modeli przypadają zatem cztery ramki z szarego polistyrenu oraz jedna przeźroczysta. I patrząc na ich oznaczenia (A,H,E,J,K) widać, że to dopiero próbka
Oszklenie wygląda na to, co już zmieniać się nie będzie, bo w ramce są limuzyny zarówno dla wersji jednomiejscowej, jak i wariantów tu omawianych, czyli dwuosobowych. Szybki całkiem porządne, choć niektóre wypadałoby delikatnie przepolerować. I mimo, że nie są wybitnie cienkie, to jednak prawie nie zniekształcają obrazu
Co miłe, wśród detali znajdziemy również imitacje światełek pozycyjnych
Największa ze wszystkich ramka zawiera połówki kadłuba i skrzydeł. I przyznać muszę, że jakość wykończenia poszycia płatowca zdecydowanie mnie zaskoczyła. Mimo, iż nie jest to temat taki jak meserszmity czy spitfajery, to szczegóły są tu dopracowane na poziomie tych mejnstrimowych modeli. Delikatne linie podziału, ostro i wyraźnie zarysowane inspekcje, nity, zarówno typowe – wklęsłe, jak i miejscami wypukłe
Wszelkie alternatywne elementy wykończenia, które znajdziemy w kolejnych dwóch ramkach, nie ustępują jakością
Zatrzymajmy się na chwilę przy masce silnika – a ściślej charakterystycznym w niej otworze
Projektanci nie zapomnieli o tym, że w niewielkim stopniu widać przez nią silnik. Sprawę rozwiązali w sposób tyleż prosty, co jednak mocno uproszczony
Powierzchnie sterowe i lotki w modelu są osobnymi elementami. Między innymi dlatego, że one również mają kilka różnych wariantów. Samo zaś ich wykończenie ponownie jest na poziomie wcale przyzwoitym
Jak już wspominałem we wstępie, również w temacie wyposażenia kabiny czeka sporo decyzji i ostrożności, by podczas sklejania wybrać detale adekwatne do budowanego wariantu. Bo szoferka jest nawet mocno szczegółowa
Podobnie jak w blaszce, mamy też mnogość tablic przyrządów. Tutaj jeszcze większą, bo są zupełnie płaskie, gotowe do montażu blaszek, ale i takie z imitacjami zegarów. Choć w kalkomaniach nie znajdziemy nalepek z cyferblatami
To nie koniec wyborów, przed jakimi stawia ten zestaw. Bo przecież jeszcze śmigła i kołpaki
A skoro mignęły – to kółka ogonowe są już tylko w dwóch odmianach
Podobnie jak felgi kół podwozia głównego
Ale do tych ostatnich już tylko jedna wersja opony. Co warto zaznaczyć, bardzo ładnej, i detalami przywodzącej na myśl świetne opracowanie Army w miniaturze Jaka-1
Skoro o Armie mowa, to na myśl przychodzą ostatnio ochoczo wypominane jej skurcze plastiku – które zdarzyły się i w moim egzemplarzu Mustanga. Ta ułomność wtrysku to jednak rzecz do znalezienia w zasadzie w każdym zestawie, a więc mamy ją i tutaj – co gorsza w mało fajnym miejscu, bo wśród detali goleni podwozia
Ogólnie jednak, model Trenera jest naprawdę świetnie opracowany i bardzo porządnie wyprodukowany, zarówno pod względem powierzchni, jak i najdrobniejszych nawet detali
Dobrze – tyle o plastiku. Przejdźmy zatem do malowań. Eduard zaproponował dziesięć (czy raczej jedenaście, bo jedno z nich ma dwie odmiany) wariantów, całkiem różnorodnych i ciekawych (tym lepiej, że w komplecie są dwa modele)
Przy takiej pstrokaciźnie zaskakuje monotonia kalkomanii – bo choć ich arkusz jest niemały…
…i dodatkowo uzupełniony kolejnymi dwoma, mniejszymi, z napisami eksploatacyjnymi…
…to zawiera głównie napisy i numery – w większości przy tym czarne
Są tu jednak również niewielkie godła i inne specjalne oznaczenia…
…a z nalepek bardziej ‘technicznych’ są głownie imitacje chodników na skrzydła
Jak już pisałem – zaskakuje nieco brak kalkomanii na tablice i panele przyrządów. Nie znajdziemy ich bowiem także na arkuszu z napisami eksploatacyjnymi
No ale od tego są blachy. I inne waloryzacje, o których kiedy indziej.
Podsumowując – może nie jest to samolot, który u każdego wzbudzi szybsze bicie serca, ale warto schować uprzedzenia i zainteresować się jego miniaturą, bo mamy do czynienia z naprawdę niebrzydkim opracowaniem.
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Zestaw przekazany do recenzji przez firmę Eduard
Ciekawe czy pociągną Zlina 26 (przerabiany w Polsce na Kacper Acrobat, Super Kacper Acrobat, Beskid. I Zliny 526F i AFS, popularne w naszych Aeroklubach.
Na pewno będzie 526AFS. Więc pewnie F też. Jest też Zlin 126. Czy będzie 26, tego nie wiem.
Ja czekam cierpliwie na Zlina 142.
Amen 🙂 42 też nie do pogardzenia.