1/72 – Caudron CR.714
RS Models – 92242
Zupełnie nie rozumiem hajpu na ten model. Nie dość, że jest to wznowienie zestawu z 2012 roku, to jeszcze dokładnie w tej samej formie, włącznie w malowaniami. Na dodatek sam samolot ani nie jest ładny, ani tym bardziej ciekawy. Domyślam się więc, że jedynym elementem który wzbudził entuzjazm, są szachownice na burtach. Ale do brzegu.
Model zapakowany jest w standardowe pudełko RS Models. Oznacza to średniej jakości boxart, boczne otwarcie, którego osobiście bardzo nie lubię, oraz schematy malowania wielkości znaczka pocztowego ućkane na rewersie. Kolory kamuflażu opisane tylko słownie bez podania producenta. Trochę to wszystko trąci myszką.
W środku znajdziemy woreczek samozaklejalny, w którym jest jedna ramka z szarego tworzywa (z której odłamał się fotel pilota),…
…jedna z oszkleniem…
…arkusz kalkomanii…
…oraz instrukcja montażu.
Ta ostatnia chyba jeszcze rodem z pierwszego wydania modelu. Wyglądem przywodzi na myśl short-runy, ale z lat 90-tych, kiedy to instrukcje były raczej broszurkami zgrubnie tylko pokazującymi co do czego przykleić. Opisy kolorów precyzją nie grzeszą i ograniczają się do: zielony, srebrny, ciemno szary itd. Tutaj również żadnych rekomendacji co do producenta farb nie ma. Wszystko wygląda jakby było już kilka razy przepuszczone przez ksero. Zgrzebne to i na progu trzeciej dekady XXI wieku raczej nie przystoi.
Co do plastiku to jest to bardzo short-runowy short-run. Jedyna wypraska wykrzykuje to prosto w twarz. Formy to zdecydowanie robota sprzed ery projektów 3D. Przyglądając się bliżej zauważyć możemy wszystkie niedoskonałości krótkoseryjnej technologii: miękkie detale, drobne nadlewki, widoczne łączenia form, zanikające linie podziałów i nity, brak kołków i bolców pozycjonujących. Czyli zapowiedź modelarstwa przez duże M.
Pomimo tego że przez oszklenie kabina jest dobrze eksponowana, kokpit nie jest zbyt bogaty w detale. Tablica nawet ładna, ale nie ma do niej kalki z zegarami. Fotel bardzo prosty, wręcz toporny. Pasów też nie ma. Na szczęście tutaj na białym koniu wjeżdża Yahu Models z zestawami YMS7212 oraz YMA7217.
Przez wlot powietrza do silnika widać jeszcze mniej, więc poziom detali został adekwatnie obniżony.
Samolot ten był konstrukcji drewnianej, więc linii podziału blach jest na nim odpowiednio mniej, natomiast powierzchnia modelu z pewnością będzie wymagała obróbki polerskiej przy jednoczesnej konieczności podkreślenia lub poprawienia pewnych detali. Na przykład pogłębienia otworów wyrzutników łusek, które zostały ledwo tylko zaznaczone, czy pogłębienia otworów wydechu.
Detale podwozia są ubogie i aż proszą się o waloryzacje. Przy czym koła raczej nie grzeszą finezją, a zamienników chyba brak (w każdym razie ja się nie natknąłem).
Lufy karabinów natomiast to już jakieś kuriozum. Samolot miał cztery karabiny kalibru 7,5 mm. Tymczasem w ramce mamy tylko dwa. Dopiero po wczytaniu się w instrukcję okazuje się, że te dwa patyczki z ramki po wycięciu i oszlifowaniu, musimy sobie przeciąć na pół i dopiero zamontować w skrzydłach. To jeden z najbardziej dziwacznych pomysłów, z jakimi się spotkałem w modelach wtryskowych.
Oszklenie ewidentnie będzie wymagało polerki. A i z jego przejrzystością jest nie najlepiej. O ile boczne ścianki w tylnej części kabiny i boki limuzyny są OK, to wiatrochron strasznie soczewkuje i zniekształca. Domyślam się, że to wina jego dość nietypowego kształtu, który przypomina okulary. W zestawie brak masek, ale rodzimy Montex przychodzi z pomocą.
Pomimo tego, że zestaw oznaczeń jest identyczny co w 2012 roku, to kalkomania jest wydrukowana od nowa. Jakość arkusza można określić jako dobrą – nie jest to Cartograf, ale na pewno nie wygląda źle. Kolory są OK, a napisy eksploatacyjne, nawet te drobne, wyglądają przyzwoicie. Nietypowym pomysłem są kalkomanie przeznaczone na ster kierunku. Otóż modelarz musi pomalować go na biało, a w formie kalkomanii nakleić tylko pasy w kolorze niebieskim i czerwonym. Dosyć to kontrowersyjne, bo tyle samo zachodu będzie z malowaniem flagi od masek. Co ciekawe, naziolskie swastyki zostały pocięte, natomiast fińskie hakaristi już nie. Od razu wiadomo, kto był ten zły.
Podsumowując: wznowienie modelu Caudrona przez RS Models to podręcznikowe odgrzanie kotleta. Żeby Czesi dorzucili chociaż jakieś ziemniaczki czy może mizerię w postaci nowych malowań, blaszek albo jakiejś skromnej żywicy (na przykład koła)… Niestety w erze short-runów spod szyldu Special Hobby albo Clear Prop Models, ten kotlet może okazać się suchy i żylasty.
Radek “Panzer” Rzeszotarski
PS. Publikując ten artykuł rzuciłem okiem na recenzję nowego Hurricana z Arma Hobby i myślę, że te prawie 70 złotych można wydać znacznie lepiej niż na model Caudrona.
P.S.2 – Narzekanie narzekaniem, ale po to jest szpachlówka, żeby szpachlować. A to było niezbędne w budowie tego modelu
Fakt jest faktem – Cyklon nie był ani ładny, ani udany. Tym niemniej jednak związany z polskim lotnictwem wojskowym. A że do tej pory istniał tylko stareńki i mocno prymitywny Heller (i coś polskiego, co było chyba niezbyt udanym klonem Hellera), to raczej wypada zaakceptować to, co dał RS Models. Nikt inny raczej miniatury Caudrona nie zrobi.
No nie ‘do tej pory’ tylko – jak wspomniał w omówieniu Radek, model ten jest na rynku już prawie dekadę..
Fakt mało precyzyjnie napisałem. Pisząc “do tej pory” miałem na myśli “przed Caudronem RS-u”. Nawet dostałem ten z pierwszej ichniej edycji w prezencie. Taki skrót myślowy.
To wznowienie z RS pewnie znowu odrobinę nasyci rynek, ale prawdę mówiac, to w sumie jest temat, którym być może kiedyś mogłaby zainteresować się Arma – wszystko wejdzie w jedną ramkę, po trosze polonik. Tylko pewnie najpierw musieli by zadbać o potencjalną dobrą dystrybucję we francji.
A Francuzi to w ogóle jeszcze budują modele? Potencjalnie olbrzymi rynek, tradycje lotnicze i nie tylko, masa własnych konstrukcji itp. itd. A żadnej firmy modelarskiej z prawdziwego zdarzenia (chyba, że o czymś nie wiem).
A monografie ich samolotów musi im Belcarz pisać. O co tu kaman. Coś wiecie?
Francja to rynek bardzo duży, choć hermetyczny – aż trudno uwierzyć, jak wielką jest tutaj bariera językowa.
No jest przecież Heller, a że został niedawno sprzedany Niemcom to inna historia. Co do książek, no nie żartujmy, jeden Caudron wiosny nie czyni, zresztą skądinąd wiem, że tambylcy do twórczości p. Belcarza (np. ‘Polskiego Lotnictwa we Francji’) mają sporo uwag… Różnica jest taka, że książki Belcarza wychodzą po angielsku, siłą rzeczy trafiając do szerszego grona odbiorców, a francuskie jedynie po ichniemu. W każdym razie choćby Lela Press wydała sporo naprawdę konkretnych (i obszernych) monografii wielu tamtejszych typów (ale co ciekawe, pominięty pozostaje D.520) czy jednostek – ale niestety jedynie po francusku. No i co istotne dla modelarzy, nikt tamże się na poważnie nie zajął kolorystyką ich samolotów, ostatnie dzieło ś.p. CJE to w tym aspekcie niestety kpina.
Jostein – ja jednak wole Hellera/MisterCraft -> wole gniota za 12 zl, niz gniota za 62.
RS zrobił ten wypust “lewą ręką przez prawe ramię” i tyle.
ps. Nie wspominając, że profile płata, to pewnie obydwa mają na tym samym poziomie;)
Ale wiesz że Heller i Mistercraft/ZTS to nie są te same modele 😉
Że samolot brzydki, to się zgodzę. Ale że nieciekawy? Protestuję. Ciekawe jest w nim mnóstwo rzeczy począwszy od koncepcji i budowy, przez historię i użycie bojowe. Szkoda, że tak beznadziejny model. Podobnie jest z ich MB-152. Shame on you żabojady. Nawet Polacy potrafili w końcu zrobić sensowne modele swoich niszowych przecież maszyn. Francuzy ze spokojem patrzą jak ich klasyczne konstrukcje są od 30 lat zamieniane w karykatury przez Czechów.
Blocha mamy nowego, ładnego z Dora Wings w skali 1/48, a że producent ten lubi puszczać swoje miniatury w różnych podziałkach, to można mieć nadzieję i na 1/72 w jakiejś przewidywalnej przyszłości
A ja jeszcze w kwesti pobocznej. Od 2 miesięcy czekam na relację z warsztatów na PMS. Mógłbym prosić o jakiś apdejt ze strony KFS jeśli coś wie?
Tomasz Iskrzycki, gdy widziałem się z nim miesiąc temu zapewnił mnie, że materiał został zarejestrowany poprawnie, ale ponieważ tej jesieni ma jeszcze trochę obowiązków wyjazdowych związanych z organizacją kolejnej edycji PMS, nie miał czasu zając się obróbką i publikacją nagrania. Co się odwlecze, to nie uciecze
Dzięki. Czyli zapewne po nowym roku. Zła wiadomość dla mojej żony, która ma dosyć tych samych filmów modelarskich oglądanych prze ze mnie wieczorem. Pyta mnie, kiedy będzie w końcu nowy odcinek “sztarbały”, bo stare zna na pamięć.
Będąc maluchem skleiłem ten samolot wydany przez reflex. Wtedy dziwił mnie sposób montażu fotela(zainteresowanym polecam rzucić okiem na instrukcje hellera np. w jednym z popularnych sklepów modelarskich) – model sklejał się bez znacznych problemów.
A te recenzja utrzymała mnie w przekonaniu, że dla modelarza półkowca(czyli mnie:) ), który patrzy na model z odległości 50 cm, wystarczy kupić model Hellera lub MisterCrafta, przyładować trochę szpachli, wyszlifować i ciekawie pomalować. Różnice w cenie można przeznaczyć np. na narzędzia lub chemię modelarską:)(to racjonalizacja dla tych co rozważąją kupić model RS 🙂 )
Pzdr,
I gdyby nie to, że wznowienia starych modeli Hellera, które ostatnio znowu zaczęły się pojawiać na rynku nie kosztują, niestety dwudziestu złotych, a jakieś czterdzieści-czterdzieści parę, to rzeczywiście “Cyklon” Hellera nie byłby złą bazą do zrobienia ładnego modelu. Robiłem go jakieś trzydzieści lat temu i do sylwetki nie miałem zastrzeżeń. Wyglądał jak “Cyklon”. Problem w tym, że kadłub był “wydmuszką” całkowicie pustą w środku (wnętrze ograniczało się do fotela pilota).
“…Lufy karabinów natomiast to … dwa patyczki z ramki po wycięciu i oszlifowaniu, musimy sobie przeciąć na pół i dopiero zamontować w skrzydłach….” – a mogli dać jeden dłuuugi do pocięcia … :). W tej skali plastikowe lufy i tak z reguły trafiają do kosza.