1/72 F6F-3
ProfiPack
Eduard – 7074
Eduard postanowił niedawno przypomnieć o jednym ze swoich starszych zestawów. Starszych, bo mały Hellcat ma już przeszło osiem lat. Była to jednak jedna z pierwszych miniatur tego producenta w nowej formule. Po pierwsze nie szmatopłat, które to dominowały wcześniej w katalogu Edka. Ważniejsze jednak były inne kwestie. To zdaje się po raz pierwszy w Hellcacie zawartość ramek podzielono w specyficzny sposób – projektując jedną z wszelaką drobnicą, uniwersalną dla wszystkich edycji, oraz osobnymi wypraskami z samym kadłubem i osobno skrzydłami. To pozwalało na łatwą podmianę głównych elementów płatowca celem tworzenia kolejnych edycji i odmiennych wersji samolotu. Tak było w zestawie F6F w skali 1/48. A model w skali 1/72 był nieco późniejszym i bez mała pantografowym pomniejszeniem czteroósemkowego projektu. Mamy więc trzy ramki z szarego plastiku i jedną przeźroczystą
Wspominany tematyczny podział ramek jest może ważny z perspektywy produkcji, ale dla modelarzy jednak mniej. Ci zwracają uwagę raczej na jakość opracowania. I tutaj Eduard pokazał wówczas, że jest firmą z ambicjami. Najbardziej w tym modelu zapamiętane jest poszycie. Mamy tu bowiem nie tylko klasyczne, cienkie linie podziału blach. Dodatkowo na kadłubie znaleźć można drobne uskoki pomiędzy poszczególnymi segmentami, imitujące arkusze blachy kładzione na zakładkę. Pełnego nitowania – takiego, jakie znajdziemy w najnowszych wypustach – brak. Ale tu i ówdzie dostrzec można linie śrub czy nitów na wybranych panelach. Tak zresztą robiła wówczas również Hasegawa
Bardzo ładnie zaprojektowane jest wnętrze kabiny. Sporo ostrych detali na przeróżnych panelach, dość delikatne drobiazgi. No może fotel delikatny jest mniej, ale tutaj dają o sobie znać ograniczenia technologiczne
Tylko to wszystko i tak w gotowym modelu będzie prawie niedostrzegalne. Nie dlatego, że oszklenie będzie stanowić barierę dla wzroku – wręcz przeciwnie – jest ono całkiem delikatne i przejrzyste
..po prostu, szoferka w tym modelu jest klaustrofobiczna. Znacznie bardziej eksponowanym elementem jest silnik. I ten, jak na element wtryskowy, jest naprawdę udany. I ma całkiem rozbudowaną konstrukcję
Całkiem finezyjne jest również podwozie. Tak główne, z oponkami okraszonymi imitacją bieżnika, jak i kółko ogonowe, które mimo że odlane zostało w jednym kawałku wraz z golenią i jej osłoną, nie razi topornością
W ramkach znajdziemy również trochę podwieszeń – bomby, rakiety czy zbiornik paliwa. W tym konkretnym zestawie do wykorzystania będzie jednak tylko ten ostatni
Mimo to, w blaszce dołączonej do zestawu – wszak to edycja Profipack – są brzechwy bomb. Przydatne tym bardziej, że plastikowych odpowiedników brak. Z metalu odtworzono również imitacje instalacji elektrycznej silnika, choć mimo wszystko płaskie blaszki bez dodatkowych zabiegów nie będą prezentowały się specjalnie naturalnie. Tutaj jednak wymiana na druciki także będzie wskazana – jak jest to niezbędne w modelach w skali 1/48
To oczywiście nie wyczerpuje tematu elementów fototrawionych. Jest oczywiście blaszka druga, kolorowana
Przygotowana w zgodzie z aktualną jakością takich nadruków u Eduarda. No może nie licząc imitacji szkiełek na zegarach. Cyferblaty jednak wydrukowano nawet czytelnie
Mimo to jakością przegrywa z kalkomanią
I tutaj zła wiadomość jest taka, że kalkomania jest dopasowana do plastikowej tablicy, co oznacza, że zegary na niej nie pokrywają się z otworami w blaszce. Zatem trzeba podjąć decyzję – blacha czy plastik z nalepkami. Ja wybrałbym to drugie. Skoro przy kalkomaniach już jesteśmy. Mamy całkiem niezły kokpit, mamy niezgorsze napisy, ale już gwiazdy są spartaczone. Zwracam uwagę na widoczne pikselowe schodki na granicach między białą gwiazdą a jej ciemnym tłem
I to raczej nie jest wina drukarni, a jednak przygotowania projektu. Arkusz z napisami eksploatacyjnymi wypada za to zupełnie nieźle
Jest tych napisów całkiem sporo, dlatego ich rozmieszczenie zostało zwyczajowo przedstawione na osobnym schemacie
..na kolorowych profilach byłoby to jednak umiarkowanie czytelne
Wybór malowań nawet całkiem różnorodny i ciekawy.
Kronikarski obowiązek nakazuje również wspomnieć o dołączonym do modelu maleńkim arkuszu masek – co ciekawe, zawiera on wyłącznie nalepki do zabezpieczenia oszklenia – dodawanych często przez Eduarda masek do malowania kół nie ma. Mnie tam akurat nie żal, bo i tak są mi zbędne. A w tym modelu felgi i opony można malować osobno.
Podsumowując – moim zdaniem, mimo bez mała dekady, model ten bardzo się nie zestarzał. To nadal świetna miniatura.
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Zestawy przekazane do recenzji przez firmę Eduard