1/72 FM-2 Wildcat
Expert Set
Arma Hobby – 70031
Omawianie nowej miniatury z Arma Hobby zacząłem dość przewrotnie, bo relacją z jej budowy. Gdy model trafił w moje ręce producent nie miał jednak jeszcze gotowych wydruków instrukcji, jak również pudełek. Z tej to przyczyny postanowiłem wstrzymać się z opisem samego zestawu do momentu, gdy będzie dostępny komplet. Tym bardziej, że już samo opakowanie zasługuje na uwagę. Arma konsekwentnie cieszy oko estetycznym wzornictwem oraz – przede wszystkim – doskonałym boxartem
Nawiasem mówiąc – jest więcej niż dziwne (i tylko brakiem mocy przerobowych można by to chyba tłumaczyć), że Arma nie zdecydowała się jeszcze na wprowadzenie do katalogu plakatów z tymi wszystkimi grafikami – tak jak robi to Eduard w swojej serii EduArt. Nawiasem mówiąc, uwagę zwraca pojawienie się symbolu znaku towarowego przy nazwie samolotu, oraz informacja o licencji na jej używanie udzielonej przez właściciela praw autorskich do konstrukcji, czyli Northrop Grumman
To samo pojawia się zresztą w instrukcji
Tutaj pojawia się pytanie – czemu i po co? Wymóg? Dupochron? Gadżet podnoszący prestiż? Po co skoro inni nie mają? W skrócie – nie jest to rzecz niezbędna, choć z pewnych względów lepiej mieć, niż nie mieć. A o ile mi wiadomo, więcej informacji na ten temat producent zamierza w niedalekiej przyszłości przedstawić na swoim blogu firmowym. Wracając do zestawu – skoro już wspomniana została instrukcja, to dwa słowa o niej
Całkiem przejrzysta, czytelna, estetyczna. Tak, jak instrukcje z poprzednich zestawów Army. I podobnie jak te poprzednie, nie pozbawiona pewnych wad. Jak już wspominałem w relacji z budowy, miejscami stanowi ona wyłącznie prezentacje sposobu montażu poszczególnych elementów czy całych sekcji, ale niekoniecznie wskazuje najbardziej optymalną kolejność ich montażu. A czasem wręcz sugeruje te mniej wygodne. Wydaje mi się, że większość z takich pułapek udało mi się zidentyfikować w wiwisekcji, zatem tym bardziej polecam zapoznać się z tym materiałem.
Skoro mamy już za sobą kwestie opakowania i instrukcji, pora zając się plastikiem. Już z zapowiedzi było wiadomo, że Arma postanowiła odejść od standardu modelu jednoramkowego (a raczej powrócić do większej ilości wyprasek, bo tak opracowana była już przecież miniatura Srebrnej Pani). Wypraski wypełniają zatem pudełko całkiem sumiennie
Co ciekawe, ramek co prawda jest więcej, to są one nieznacznie mniejsze niż choćby ta z modelu Jaka-1B
No i nie są tej samej wielkości
Czyli wszystkie trzy (bo przecież jeszcze oszklenie) prezentują się następująco
Dwie ostatnie wypraski to zunifikowany komplet elementów dla tej, jak i planowanych przez Armę kolejnych wariantów Wildcata. I od nich zacznijmy. Oszklenie. Na pierwszy rzut oka wygląda imponująco – delikatne, naprawdę cienkie, co pozwala na otwarcie limuzyny bez konieczności poszukiwań wakuformowego czy fototrawionego zamiennika (olbrzymia odmiana po tym, co dostaliśmy w Hurricanie)
Tu jednak kończy się co dobre, bo przejrzystość tych delikatnych szybek pozostawia nieco do życzenia
W ostatecznym rozrachunku to nie jest wielki problem, bo sprawę rozwiązuje polerowanie. To jednak zajmuje czas i wymaga jednak ostrożności, aby nie połamać delikatnego przecież (i kruchego ze względu na właściwości bezbarwnego polistyrenu) oszklenia
I warto poświecić na to czas nie tylko ze względów estetycznych, ale też praktycznych – wnętrze kabiny w tym modelu naprawdę zasługuje na pokazanie. Detali jest naprawdę niemało, i w zdecydowanej większości są one wyraźne, ostre, bez zwracających uwagę uproszczeń czy przeskalowania. No może mniej szałowo prezentuje się tablica rozdzielcza, a to nadrabia jakość nalepek z zegarami (co zobaczyć można w relacji z prac nad tą miniaturą). Uwagę zwracają cienkie ścianki fotela pilota, czy odpowiednio delikatny drążek sterowy
Doskonale prezentuje się również podwozie. Bezsprzecznie jest to jeden z najbardziej charakterystycznych elementów Wildcata. Całkiem skomplikowany mechanizm został zatem zupełnie nieźle odtworzony w miniaturze, a przy tym zaprojektowany tak, by przysparzać jak najmniej problemów w montażu
Jak zwykle na pochwałę zasługują koła, które imitacją drobnych ugięć oraz odtworzeniem napisów na oponach stawiają zupełnie wysoko poprzeczkę producentom waloryzacji. Tym bardziej, że w komplecie mamy dwa warianty felg
Nie mniej udana jest miniatura silnika
Drobnej modyfikacji, czyli po prostu nawiercenia wymagają jedynie imitacje końcówek rur wydechowych
Co wreszcie najbardziej istotne, podobnie jak w poprzednich miniaturach całość została tak zaprojektowana, by w gotowym modelu śmigiełko swobodnie się obracało (choć tym razem jest to minimalnie bardziej skomplikowane niż zazwyczaj)
Tyle o detalach, pora zerknąć na płatowiec. Nim jednak dojdziemy do powierzchni, jeszcze rzut oka do wnętrza kadłuba, gdzie na burtach znaleźć można pomniejsze detale kabiny
Uwagę zwracają jakieś dziwne wypustki wokół wypychacza w tylnej części
Ciekaw byłem jakie jest ich uzasadnienie (i wyjaśnienie sprawy znaleźć można w opisie miniatury Huraganu), szczególnie, że takie nagromadzenie stosunkowo masywnych elementów rodzi ryzyko pojawienia się w tym miejscu na powierzchni zewnętrznej jamek skurczowych. Na szczęście takowych nie widać
Nie widać również nitowania. Bo – NIESTETY – w tym modelu go nie uświadczymy. Tym bardziej żal, że miniatura Jaka rozbudziła niemałe apetyty w tym względzie. Producent tłumaczy to tym, że kadłub w Wildcacie był szyty wypukłymi nitami, a odtworzenie takowych na wszystkich wygięciach poszycia byłoby niemożliwe ze względów technologicznych. Bo to prawda. Od siebie dodam, że dodatkowo podczas obróbki połówek kadłuba zniknęłyby kolejne z nich. Nie wspominając o tym, że nawet najbardziej filigranowe imitacje wypukłych nitów nie wyglądałyby zbyt dobrze na poszyciu – bo jak by się one mogły prezentować widać przecież na ścianie ogniowej (i coś mi mówi, że ona właśnie posłużyła jako obszar testowy dla producenta)
Tylko to jest tłumaczenie z perspektywy ‘faktów w skali’. Tymczasem do czynienia jednak mamy z modelem plastikowym, który podlega jednak pewnym konwencjom, przekładającym się na komfort budowy, malowania, a wreszcie atrakcyjność gotowej miniatury. I tutaj jednak zupełnie sprawdzają się wgłębne imitacje nitowania. I w tym konkretnym przypadku, jeśli nie na kadłubie, to przynajmniej na skrzydłach. Bo choćby na zdjęciach oryginału na Primeportal doskonale widać, że co prawda główki nitów są płaskie i na równi z poszyciem, to falowanie i zniekształcenia tego ostatniego dają wyraźny efekt zagłębień w miejscach skucia płatów blachy
Żródło: Primeportal
Tymczasem skrzydła są gładziutkie. Choć niewątpliwie mają bardzo ładnie zaznaczone detale, linie podziału i różne elementy konstrukcyjne
Zresztą wgłębne linie podziału to na dobrą sprawę również mocno umowny detal w miniaturach samolotów. W oryginale często zupełnie niewidoczne, a nie mniej często widoczne w postaci uskoków pomiędzy arkuszami blachy poszycia kładzionymi na zakładkę. Tak, jak jest to właśnie na kadłubie Wildcata
Żródło: Primeportal
Na marginesie – na powyższym zdjęciu w oczy rzucają się gęste linie wypukłych nitów, która już na oryginalnej maszynie wyglądają dziwacznie, a w modelu, jak dobrze by odtworzone nie były, prezentowałyby się po prostu źle. Wracając jednak do czepiania się faktów w skali, to będąc im wiernym należało zaznaczyć uskoki na wspomnianych zakładkach blach poszycia – jak zrobił to choćby Eduard w miniaturze Hellcata
Tymczasem u Army jest gładziutko – poszczególne blachy rozdzielone są jedynie wgłębnymi liniami
Nie znajduje legitymacji do rozstrzygania, czy to zbytnie przywiązanie do redukcyjności, czy po prostu racjonalizowanie rachunku ekonomicznego (nitowanie to jednak komplikacja w tworzeniu formy co nie pozostaje bez wpływu na koszt procesu), ale brak nitowania znajduję rozczarowującym. Na szczęście ogólny wygląd powierzchni kadłuba już nie rozczarowuje. Linie podziału są delikatne, detale znaczone ostro, choć wciąż subtelnie – jak choćby imitacje zawiasów różnych klapek i inspekcji. Gładkie, satynowe powierzchnie
Za nieco nazbyt subtelne uznać można imitacje szmaty rozpiętej na powierzchniach sterowych
..no ale co kto lubi. Na tym tle, dostrzegalnie słabiej wypadają niektóre podwieszenia – ściślej – imitacje rakiet
Ja zdaję sobie sprawę, że w oryginale to była niezbyt wyszukana konstrukcja, ale te grubaśne brzechwy rakiet, z łączeniem połówek formy przebiegającym dokładnie na środku nie sprawia zbyt dobrego wrażenia
Zdecydowanie lepiej wyglądają podskrzydłowe zbiorniki
Lepiej też wypadają modele waloryzowane podstawowymi choćby detalami fototrawionymi. I ponieważ mamy do czynienia z edycją Expert, w komplecie jest również blaszka klasy Zoom
Niewielka, ale zawiera właściwie wszystko co potrzeba. Przede wszystkim pasy. Co ciekawe, identyczne z tymi w formie kalkomanii, co można wykorzystać
Blaszany zamiennik tablicy stanowi niewątpliwie wartość dodaną (bo czasem takie zamienniki wyglądają wcale nie lepiej od plastiku – jak na przykład w Soni)
..przy czym nie dostajemy tutaj kliszy z zegarami, a posiłkować się trzeba kalkomanią (naprawdę udaną)
Oprócz różnej drobnicy do kabiny, czy łańcuchami mechanizmu chowania podwozia, całkiem niemało elementów fototrawionych służy waloryzacji silnika
..zdecydowanie przydatnych – włącznie z imitacjami instalacji zapłonowej, co do których w formie blaszek jestem jednak sceptycznie nastawiony
..i szkoda, że w ‘experckich’ fototrawionkach zabrakło zamienników brzechw do rakiet.
Tyle o blaszkach. Expert set, czyli odpowiednik Eduardowego Profipacka, to również maski do zabezpieczenia oszklenia
..oraz bogactwo malowań. W komplecie mamy bowiem sześć wariantów, zasygnalizowanych już na odwrocie pudełka
..a szczegółowo opisanych w instrukcji
Jak widać, w jej przygotowaniu palce maczał chochlik drukarski (czy raczej zecerski) i w pierwszym schemacie brakuje warstwy z numerami poszczególnych nalepek. Wyglądać to powinno zatem w ten sposób
Kolejne nakłady instrukcji montażu mają już być poprawione, ale chyba nie muszę dodawać, że niesmak pozostał. I oczywiście #hańba. Z hańbą mamy również do czynienia w temacie podpowiedzi kolorów. Producent prezentuje je na podstawie całkiem okazałej ilości palet różnych producentów
Pomijam kwestię tego, że Hatake wypadało zdublować i podać numery nie tylko serii Orange, czyli stworzonej do aplikacji aerografem, ale również miłej pędzlom Blue line. Tej ostatniej szczególnie w wydaniach ‘Junior’ (tam może będzie – tego nie wiem). Bardziej dziwi obecność w tym zestawieniu Lifecolorów – farb jednak mało popularnych, przy jednoczesnym skandalicznym braku kolorów z palety Mr. Color. Z drugiej strony, kto ma Gunziaki na wyposażeniu pracowni, to i tak wie, które są potrzebne. I tak to sobie tłumaczę.
..Czym, z kolei, tłumaczyć można brak malowań z szachownicami, to ja już zupełnie nie wiem.. Nie stanowi pociechy nawet dodatek dwóch bonusowych numerów seryjnych do kolejnych samolotów na arkuszu kalkomanii
Co było już widać, nalepki wydrukowane przez Techmod prezentują wysoki poziom
Na koniec wreszcie, skoro już wywołałem edkowego Hellcata z lasu; a pojawia się on i w dyskusjach jako punkt odniesienia przy analizie modelu Army. No konstrukcja wszak podobna, choć gabaryt już jedynie zbliżony – F6F jest jednak większy. Słusznie jest wskazywane, że w czeskim modelu jest WIĘCEJ RAMEK. Bo jest więcej, i są większe
Uwagę jednak zwrócić trzeba, że Eduard dość swobodnie szasta przestrzenią w wypraskach, rozstrzeliwując w nich elementy swobodnie i z rozmachem. Tymczasem Arma bardziej skrupulatnie wykorzystuje powierzchnie, którymi dysponuje – w zdecydowanie mniejszych ramkach śmiało mieści wyraźnie większą liczbę elementów zestawu.
Moim zdaniem, trudno zatem przyjmować ilość wyprasek jako kryterium porównawcze. Choć nie wątpię – patrząc na zajadłość dysput o adekwatności ceny modelu Army do jakości opracowania tej miniatury – że w tym kontekście nie będzie niczym zaskakującym, jak jeden z drugim zacznie porównywać wagę plastiku użytego w produkcji każdego z tych zestawów. Mnie to bawi, w sumie.
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Zestaw przekazany do recenzji przez Arma Hobby
Szkoda, że nie ma nic o zapachu wyprasek… Dało się zaciągnąć? 😉 A tak serio, to niech dyletanci sobie narzekają. Koń jaki jest, każdy widzi, ile kosztuje i czy kogoś na niego stać – każdy wie. Czy kupią? Ich sprawa – ja zamówiłem. Dlaczego? Bo tak, bo chce sobie takiego zbudować i mi się podoba.
Pozdrawiam!
I bardzo dobrze, że sobie zamówiłeś, trzeba wspierać naszych. Ale nie nazywaj proszę, tych którzy nie kupią – dyletantami, to nieeleganckie. Na pewno będzie ciekawa miniaturka, dla tych, których ta tematyka interesuje.
Nie nazywam tak tych którzy nie kupią ,ale tych którzy wszystkim próbują udowodnić, że cena tego modelu jest za wysoka, nieadekwatna do jakości, że nie może tak być itd. Ja składając zamówienie na preorder pomyślałem jedynie “kurcze, więcej niż zwykle”, ale przecież to nie jest produkt pierwszej potrzeby. Kupiłem bo to żadna różnica 10 czy 20 zł na modelu.
Tak tylko głośno myślę – czy uzyskanie licencji nie pozwoliło na dostęp do jakichś archiwalnych planów leżących w archiwach Northropa Grummana?
Nie.
Z tą licencją sprawa jest dość skomplikowana. Zaczęło się od procesu, który pewna idiotyczna amerykańska firma wytoczyła modelarskiej za nieuprawnione użycie znaku towarowego (a firma modelarska o dziwo nie zażądała pieniędzy za darmową reklamę). Dlatego wiele firm już teraz ma te licencje (np. Airfix, Italeri), albo omija to jak niektórzy azjatyccy producenci, produkujący model “Amerykańskiej lekkiej ciężarówki 1/4 tony” (oczywiście nikt nie zgadnie o jaki wóz chodzi) XDD.
A ArmaHobby ma z tego co pamiętam przykre doświadczenia, więc dmuchają na zimne. Chcecie wiedzieć, dlaczego opracowany w szczegółach przez Armę model Orlika w 1/48 (z żywicy) nie ujrzał produkcji? Otóż producent Orlika, zapytany grzecznie o zgodę wyraźnie odmówił. A w tym samym czasie pewna firma z Pomorza wypuściła swojego Orlika, nie pytając nikogo o zdanie.
A wracając do żartu z szachownicami, czy przypadkiem FM-2 nie służyły na USAT Ganandoc? Bo jeśli tak, to kapitan tego okrętu był Polakiem.
Nice review, but let me add a little to it. Arma’s kit represents mid-production fm-2, so not all the decal options are correct for this. The main difference between early-, mid- and late-production aircraft are exhaust area shapes. Early fm-2s had square-shaped ones similar to xf4f-8, late – shallow ones with combined exhaust pipe. Unfortunately i dont know on what serial goes the divide between these, but it is clear that both aircraft in atlantic camo are of the early type, so for them exhaust area of arma’s kit is completely incorrect. You ether have to reshape the exhaust area (cut out and make new from scratch) or chose other options.
Thank you for the information and advice