1/72 Fokker Dr. I – Eduard
Zanim zacznę opis mojej walki z czeską materią, chciałbym zwrócić uwagę na jeden ciekawy fakt związany z instrukcją. Otóż Eduard w zestawie profipack zaznaczył na rysunku wyprasek części jako “nie do użycia”, te które dostajemy w formie blaszki. W dalszym opisie budowy dokładnie tak jest. Np. drążek sterowy jest pokazany w instrukcji jedynie w wersji “blaszkowej”, a ten plastikowy (pomimo tego, że jest w ramce) został całkowicie zignorowany. Z innymi elementami jest podobnie, co nie znaczy, że jest to rozwiązanie idealne o czym będzie w swoim czasie.
W pierwszej kolejności wziąłem się za usunięcie zbędnych elementów w kokpicie. Eduard bardzo czytelnie je zaznaczył w instrukcji. Proxxon poszedł w ruch i już po chwili po imitacji ramy kadłuba i kompasu nic nie zostało.
Eduard sugeruje też, by charakterystyczny trójkąt ze sklejki jedynie namalować na burcie samolotu. Ja jednak zdecydowałem się, że ten element delikatnie zaznaczę i wykonałem go z taśmy maskującej nasączonej klejem CA.
Wspomniany drążek sterowy, czy siodełko wcale w wersji blaszkowej lepiej nie wygląda. Dlatego w ich przypadku zastąpiłem je częściami z polistyrenu.
Następnie przykleiłem do fototrawionej ramy inne drobne elementy. Na uchwyty drążka sterowego zaaplikowałem gęsty klej CA by uzyskać chociaż oszukany efekt trójwymiarowości tego elementu. Podobnie zrobiłem z dość kuriozalną, blaszkową imitacją butli.
W dalszej kolejności jeszcze w ramce pomalowałem wszystko szarym podkładem. UWAGA: trzeba przy tej czynności uważać, by nie zabrudzić kolorowanych elementów ramki, jak zegary i pasy.
Nie jest to artykuł o malowaniu, więc nie będę opisywał tego procesu w szczegółach. Trzeba jednak zaznaczyć, że pomimo otwartego kokpitu dostęp do wnętrza aparatu jest na tyle utrudniony, że jego malowanie trzeba zaplanować przed złożeniem połówek kadłuba. Poszczególne elementy trzeba złożyć w odpowiednie moduły i dokładnie je spasować “na sucho”. Uwagę trzeba zwrócić na pozycjonowanie fototrawionej ramy, gdyż po ogoleniu połówek kadłuba z detali nie zostają nam żadne elementy wskazujące gdzie konkretnie rama ma się znajdować. Do jej prawidłowego umiejscowienia niezbędne są więc pozostałe częsci.
Duże obawy wiązały się z montażem malowanych pasów. Z relacji współmodelarzy wynikało, że farba na nich potrafi paskudnie odpryskiwać przy formowaniu blaszki. Na szczęście w tym przypadku obyło się bez przykrych niespodzianek. Po zmontowaniu siedzenia z pasami i tylną przegrodą (która w oryginale była płócienna) cały podzespół prezentował się tak:
Montaż elementów wnętrza należy wykonać zgodnie z instrukcją. Trzeba jednak zwrócić uwagę przy montowaniu fototrawionej ramy i tylnej przegrody z zamocowanym siedzeniem. Najlepiej wkleić tą drugą w miejscu zaznaczonym kołkami mocującymi, a następnie dopasować i wkleić ramę. Zanim jednak przykleicie fototrawiony moduł zamknijcie połówki kadłuba. i sprawdźcie spasowanie. U mnie konieczne było lekkie szlifowanie boku przegrody i podłogi – były odrobinę za szerokie.
Ze sklejeniem połówek kadłuba problemów nie było. Wykorzystałem do tego cienki klej. Niestety bez szpachlowania się nie obyło.
Na tym etapie sugeruję dopasowanie i wklejenie dolnego płata. Miejsce jego łączenie z kadłubem również trzeba było zaszpachlować.
Przed montażem środkowego płata trzeba w niego wkleić zasobnik na amunicję. On również wymagał podszlifowania boków by idealnie wpasował się w kadłub.
Środkowy płat wklejało się bezproblemowo, podobnie jak podpory, które pasowały idealnie w przeznaczone im otwory w dolnym płacie.
Stery wysokości i kierunku również pasowały bardzo dobrze, ale przy ich przyklejeniu trzeba było uważać, bo nie mają kołków mocujących – musiałem dopilnować ich odpowiednie pozycjonowanie w pionie i poziomie. Tutaj Eduard zaleca usunięcie plastikowych “cypli” linek sterujących i wklejenie ich fototrawionych odpowiedników. Niektóre z nich mają nawet blaszkową imitację cięgna. Ja natomiast zrezygnowałem z tego zabiegu: plastikowe elementy są całkiem całkiem, a ja planowałem wykonanie naciągów z elastycznej linki 0,03mm produkcji Ammo.
Eduard zaznaczył miejsca z wejścia/wyjścia cięgien z kadłuba, płata i powierzchni sterowych. Wystarczyło tylko je lekko nawiercić (warto to zrobić pod kątem, aby wklejana linka układała się tak jak w rzeczywistości).
Górny płat dopasowałem i prowizorycznie przymocowałem do bocznych dźwigarów, a następnie dopasowałem zastrzały mocujące płat do kadłuba i przykleiłem rzadkim klejem. Są niemal identyczne, a jednak różne, więc warto przynajmniej jeden z nich odpowiednio sobie zaznaczyć przed wklejeniem.
Po wyschnięciu otrzymałem dwa moduły, co miało mi bardzo ułatwić malowanie płatów.
Następnie dokleiłem elementy podwozia, zastrzały steru wysokości oraz płozy (ogonową i te na dolnym płacie). To pierwsze wyglądało na kłopotliwe, ale okazuje się, że było wprost przeciwnie – sposób mocowania zastrzałów jest tak pomyślany, że nie dało się ich pomylić, a na dodatek same się pozycjonowały pod odpowiednim kątem. To zasługa profilowanych otworów w owiewce osi.
Już na tym etapie dodałem naciągi oraz linki sterujące wykonane ze wspomnianej linki Ammo.
Silnik w modelu jest dość uproszczony dlatego w tym wypadku uzupełnienie go o firmowe blaszki jest jak najbardziej zasadne. Filozofii przy tym nie było żadnej – ot odrobina cyjanoakrylu i wszystko było na miejscu. Razem z osłoną i śmigłem pozostawiłem go jako osobny moduł malarski, który miałem zamiar przykleić do modelu na samym końcu.
Chociaż plastikowe karabiny nie straszyły topornością, to wymiana osłon luf na fototrawione i dodanie blaszkowych zamków dodała im +10 do uroku. Blaszkę zrolowałem na wiertle o odpowiedniej grubości (robiłem to na gąbce ściernej 3M – ma odpowiednią twardość by element fototrawiony poddał się, ale nie zgiął w niechcianym miejscu).
Producent o tym nie wspomina, ale po zrolowaniu osłony warto wkleić w jej wnętrzu imitację lufy. Zgodnie z instrukcją końcówkę lufy przeszczepiłem z oryginalnej części. Na koniec porównanie karabinu prosto z ramki z tym po waloryzacji:
Pozostałe elementy wycięte z ramek, czyli koła, pokrywa silnika i śmigło, nie wymagały żadnego montażu, dlatego po ich oszlifowaniu mogłem całość złożyć “na ślinę”. Zrezygnowałem jedynie z przyklejenia fototrawionych stopnia do kabiny pilota i uchwytów przy ogonie. Są tak delikatne, że niemal pewne było ich urwanie podczas manewrowania miniaturą, malowania i brzydzenia. Po złożeniu modelu za pomocą maskolu i taśmy maskującej mogłem zrobić finalną sesję fotograficzną:
Natomiast tak prezentował się aparat Fokkera po rozmontowaniu na elementy gotowe do malowania:
Podsumowując model Eduarda to idealny start w temat samolotów z Wielkiej Wojny. Dobre spasowanie, przemyślana konstrukcja nie pozwalająca na wiele pomyłek i fajne dodatki, a do tego atrakcyjne malowania. Czego chcieć więcej?
Radek “Panzer” Rzeszotarski