1/72 Junkers F.13
Revell – 03870
Ostatnio pisałem o gołębiach pocztowych i jakoś tak wyszło, że poczta jest też tematem przewodnim tego tekstu. Tym razem jednak w postaci samolotu pocztowo-pasażerskiego Junkers F.1, którego miniaturę Revell wznowił w roku 2020. Swój debiut zestaw ten miał w roku 1992, czyli zaraz po odkryciu koła.
Mamy więc pudełko w nowej już szacie graficznej, nie da się ukryć, że atrakcyjnej. Niestety nadal jakość pudełek Revella odbiega od standardów rynkowych, i ja nie wiem jak to jest, że takie samo, bocznie otwierane, pudełko z np. Army wygląda znacznie lepiej i porządniej. Nawet już używane.
Z tyłu opakowania dostajemy trochę opisu modelu, jego zdjęcia (umiarkowanie przydatne, bo wielkości znaczka pocztowego, ale może w przypadku modeli prezentacyjnych Revella to i lepiej) oraz bardzo fajny feature: spis farb (wg. katalogu Revella). To o tyle przydatne, że kupując model, możemy od razu podejrzeć jakich farb potrzebujemy, bez rozbebeszania pudełka i studiowania instrukcji na sklepowym blacie czego, jak wiemy, w geszeftach nie lubią.
W pudełku znajdziemy trzy ramki z metalicznego w kolorze plastiku. Swoją drogą, dobór matriału plastiku jest raczej niefortunny.
Jedną ramkę z elementami oszklenia.
Arkusz kalkomanii.
Instrukcję montażu.
Muszę przyznać, że jak na model z ery plastiku łupanego, to wypraski nie zestarzały się jakoś mocno. Owszem, detale są miejscami toporne, ale jakość wtrysku nie budzi zgrozy, poza ramką z pływakami (o czym za chwilę). Także na ramce A w jednym miejscu mamy kumulację nadlewek i jamek skurczowych, ale te są w miejscach łatwych do usunięcia i korekty.
Jednak pozostałe detale wyglądają całkiem dobrze. Co ciekawe koła, które znajdują się zaraz obok strasznie pokiereszowanych elementów podwozia, wyglądają naprawdę ładnie, a widoczna “rysa” to tylko przebarwienie plastiku.
Szkoda tylko, że na tablicy z zegarami nie ma… zegarów.
Bardzo dobrze, jak na wiek wyprasek, wygląda faktura blachy ryflowanej. Jest ona nawet zróżnicowana w zależności od elementu: grubsza na kadłubie, cieńsza na skrzydłach, a jeszcze delikatniejsza na powierzchniach sterowych.
Obawy budzi jedno miejsce, gdzie na powierzchni majaczy ślad po wewnętrznym pinie z wypychacza.
Na ile to będzie widoczne pokaże dopiero podkład.
Model można wykonać w wersji na pływakach, jednak instrukcja nie pokazuje tego na profilach barwnych. Trzeba więc samemu odkryć, który z Junkersów F.13 na takim podwoziu lądował. Chociaż nie wiem, czy warto bo na tej ramce znajdziemy taki oto kwiatek.
Gdyby faktura pływaka była gładka to spokojnie jest to do uratowania. Natomiast tutaj może być problem.
Zastrzały podwozia będą wymagały usunięcia śladów po łączeniu form.
Wnętrze nie powala szczegółowością. Mamy siedzenia, wolanty i… tyle. Brak pasów w jakiejkolwiek formie. Podobnie w przedziale pasażerskim. Jedynym szczegółem wartym uwagi jest imitacja zasłonki na ścianie oddzielającej kabinę pilotów od przedziału pasażerskiego. Odkrytą kabinę pilotów trzeba będzie jednak trochę podrasować we własnym zakresie, bo wieje tam pustką. No poza wypychaczami.
Uchwyty, czy schodki są raczej do wymiany na druciane lub wykonane z profili. Natomiast silnik będzie wymagał sporej poprawy we własnym zakresie.
Oszklenie w tym modelu jest dość proste, jakości raczej z epoki pierwszego wydania modelu. W szybkach przedziału pasażerskiego nie robi to różnicy, ale wiatrochrony warto wymienić na coś subtelniejszego z filmu lub cieńszego polistyrenu. Zestawowe są grube i zniekształcają obraz. Tak czy siak przepolerować trzeba wszystko.
Arkusz kalkomanii jest całkiem pokaźnych rozmiarów. Sygnowany jest logiem Revella, ale z dopiskiem “Printed in Italy”. Jeżeli to trop naprowadzający na tą najbardziej znaną włoską firmę od kalkomanii, to o jakość możemy być spokojni. Zresztą jakość druku można już zweryfikować wrogim trybem makro.
Zastanawia tylko pewna kłopotliwa niekonsekwencja przy jednym ze schematów malowania. Otóż Revell dla pewnych białych oznaczeń na czerwonym tle proponuje wariantowość wykonania: albo malujemy sobie powierzchnie farbą i naklejamy tylko białe oznaczenia, albo naklejamy kalkomanie z czerwonym podkładem i białymi oznaczeniami. Niestety nie wszędzie ten wybór jest dostępny. I tak w wariancie malowania oznaczonym w instrukcji jako krok 26a krzyże gdańskie na skrzydłach możemy wykonać w jednym z dwóch wariantów, krzyże na sterze kierunku dostajemy tylko w wersji białej bez podkładu, a oznaczenie kodowe Dz. 40 tylko jako kalki z czerwonym tłem.
Pozostaje mieć nadzieję, że kolor oznaczony jako J (czyli farba nr 330 w katalogu Revella) została idealnie dobrana pod kolor kalkomanii. Jeżeli tej farby nie mamy to czeka nas poszukiwanie odpowiedniego odcienia czerwieni u innych producentów. Jeżeli chcemy uniknąć problemów z kolorami, to trzeba się zdecydować na malowania oznaczone w instrukcji krokami 26 i 27. Tam wszystko można wykonać w wariancie ‘malowanie kolorem plus kalkomanie z oznaczeniami białymi lub czarnymi’.
Instrukcja to nowy standard Revella, a więc książeczka w kolorze. Całe szczęście, że wreszcie niemiecki producent odszedł od harmonijkowych arkuszy z koszmarnymi czarno-białymi profilami malowań. Tutaj wszystko jest klarowne i pojawia się nawet kolorowanie detali na barwę zbliżoną do tej do zastosowania w modelu. Szkoda tylko, że ta książeczka ma tak wielki format. Ledwo mieści się w namiocie bezcieniowym.
Juz na samym początku instrukcja podpowiada, że można zbudować dwa warianty tego samolotu, ale nie podpowiada, który zestaw oznaczeń można wykorzystać w hydroplanie.
Są nawet sugerowane narzędzia modelarskie.
Bardzo ładnie opisano malowanie podzespołów.
Szkoda tylko, że Revell z uporem maniaka reklamuje wyłącznie swoje farby, które nie grzeszą ani jakością, ani dostępnością. Drogi Revellu! To, że w instrukcji podasz barwy wyłącznie ze swojej palety, naprawdę nie oznacza, że modelarze, którzy wiedzą o tym hobby co nieco, po nie sięgną!
Podsumowując: fajnie, że ten model wrócił na rynek, bo samolot to bardzo ciekawy i można go wykonać z pudła z #pluszapolskiemalowanie. Bo czy Gdańsk był kiedyś niemiecki? 🙂 Trzeba mieć jednak z tyłu głowy datę premiery tego modelu i wszystko co się z tym wiąże. Mam nadzieję, że jednak ktoś się pokusi o jakieś dodatki, na przykład blaszki z pasami i dodatkowym wyposażeniem kabiny pilotów.
Radek “Panzer” Rzeszotarski
Revell widzi jako odbiorce swoich modeli takze dzieci (niektorzy ludzie twierdza ze plastikowe modele sa tylko dla dzieci) i sprzedaje swoje farby glownie w sklepach dla tychze . O ile farby olejne Revella sa kompletnie do d..y, to akryle az takie zle nie sa, pod warunkiem ze ktos opanuje magiczna fromule ile wody trzeba do nich dodac aby przeszly przez aeorograf. Ta formula jest zmienna w zaleznosci od koloru, ale da sie ja ustalic metoda prob i bledow :). Nie dziwi wiec fakt ze ‘powazni modelarze’ stronia od takich wynalazkow i farb Revella w sklepach modelarskich raczej sie nie uswiadczy. Powierzchnia sklepu wszak nie jest z gumy, zawsze zamiast stojaka Revella ktory nie ‘schodzi’ mozna wstawic stojak MIGa albo innego AKa, moze ktos sie nabierze na ich kolorowe reklamy i kupi towar. Co do nowych pudelek firmy R to wola to o pomste do nieba, tektura jest cieniutka i strach polozyc taki model na dole stosu z innym modelami, ktore ‘beda robione’, bez uszczerbku dla zawartosci.
To wszystko prawda, tylko prawda nie jest usprawiedliwieniem 🙂 Co do pudełek to nie jest przypadłość tych nowych. To zawsze tak było, że Revell pakował swoje modele w kartonach sklejanych z trzech warstw chusteczek higienicznych. Ja nie mówię, że Revell ma nie reklamować w instrukcji swoich farb, ale nie dawać alternatywy w trzeciej dekadzie XXI w. jest naprawdę dziecięcą naiwnością, że to pomoże w sprzedaży ich plakatówek.
Nie bylo moim celem usprawiedliwianie Revella w zadnym wypadku. Wlasciwie to nawet troszke dziwi mnie (i w sumie smieszy) ich polityka wpychania starego badziewia w kolorowe pudelka i przepakowywania wyprasek od ICM i zadania za to milionow monet. Wydaja ostanio calkiem fajna serie traktorkow w 1/24, wiec umieja zrobic cos sensownego, tylko czy nowy wlasciciel ma finansowa odwage zeby zainwestowac szerzej w nowe produkty?
Zaprzeczę. Okolo 1990 wszedłem w posiadanie ju88 oraz sr71 i oba były w solidniejszych pudełkach. Musieli przejść jakiś cost out.
Dzięki za fajny artykuł. Mam ten model z poprzedniego wypustu i niestety ma kilka niedociągnięć w kwestii geometrii w porównaniu do oryginału. Nie wiem, czy czeskie zestawy Master-X są jeszcze dostępne, ale polecam je sobie dokupić, jeśli komuś zależy. 🙂