1/72 Krupp Raumer + Vs.Kfz. 617 – Takom
Budowa
W recenzji tego modelarskiego wielopaka pisałem, że jestem pod wrażeniem wykonania obu modeli pod względem jakości wyprasek, ale również sztuczek projektowych, które można było dostrzec w instrukcji montażu. Przyszedł czas na weryfikację, czy rzeczywiście projektanci się spisali, a modele są tak samo dobrze spasowane jak odlane w plastiku.
Zacząłem od części, które wydały mi się najbardziej pracochłonne, czyli kół obu pojazdów. Najpierw te od Krupp Raumer S. Doskonała jakość elementów ma swoją cenę – w tym przypadku jest to ilość kanałów wlewowych, które trzeba odciąć, a pozostałości po nich wyszlifować. Zwykła modelarska robota, no ale do najciekawszych na pewno nie należy.
Ciekaw natomiast byłem, czy zgodnie z moimi przypuszczeniami kołki po wypychaczach wystarczy odciąć i nie trzeba szlifować ich pozostałości. Otóż tak! Wystarczy dociąć je cążkami na płasko, a po złożeniu połówek kół wszystko znika.
Jeżeli chodzi o koła pojazdu z fabryki Alkett, to tutaj sprawa jest już bardziej skomplikowana. Chociaż nie. Raczej bardziej pracochłonna, bo na jedno koło składa się taka kupka części:
Oczywiście każdą z nich trzeba wyczyścić ze śladów łączenia form oraz resztek kanałów wlewowych. Niemniej złożenie tego wszystkiego nie jest trudne. Dlaczego? Projektant zadbał o to, opracowując kołki montażowe w taki sposób, że nie można tego skleić źle.
Stopy sklejamy z dwóch elementów już na kołach i uwaga! Można je zrobić ruchome. Oczywiście z powodu tego, że “rdzeń” koła ma określony stały kształt nie pojeździmy pojazdem po dywanie, ale ruchome elementy sprawią, że będziemy je mogli idealnie dopasować np. po ustawieniu go na dioramie.
Na łączeniu stóp po raz pierwszy trzeba było sięgnąć po szpachlówkę.
Na koniec uzyskujemy dwa koła duże i jedno bardzo małe.
Kolejnym elementem ruchomym miał być przegub Raumera S. Najpierw wyciąłem elementy z imitacją amortyzatorów i obrobiłem je ze śladów łączenia form (jak widać na zdjęcie załapał się też pasażer na gapę). Wykorzystałem do tego skrobak i pilnik, a całość wygładziłem odrobiną cienkiego kleju do plastiku.
Tutaj dwie uwagi: pierwsza jest taka, że przy montażu przegubu należy ściśle podążać za instrukcją, która nie da nam szans na popełnienie błędu. Druga to wykorzystanie kadłuba do właściwego spozycjonowania i złapania geometrii obu połówek przegubu. Zaraz po sklejeniu elementów konstrukcyjnych (ale przed zamontowaniem siłowników) warto włożyć podzespół w otwory na kadłubie i upewnić się, czy końce amortyzatorów opierają się o podłogę po obu stronach. Jeżeli nie, to trzeba je przekrzywić tak, aby to się stało i zostawić całość do wyschnięcia. Później obie połówki przegubu zdejmujemy z takiego “kopyta” i montujemy siłowniki zgodnie z instrukcją.
Finalnie dostajemy przegub w pełni ruchomy i funkcjonujący jak w prawdziwym pojeździe. Przy składaniu tego podzespołu trzeba pamiętać o ostrożnym i oszczędnym aplikowaniu kleju, tak by nie zalać części, które mają się poruszać.
Kolejnym podzespołem, który według założeń projektantów miał być ruchomy w gotowym modelu, jest kółko ogonowe w pojeździe Alketta. Tutaj miał to gwarantować samoblokujący się trzpień, który należało wcisnąć metodą ‘siła razy gwałt’ w podłogę kadłuba. I gdybym tak zrobił, to efekt byłby dokładnie taki, jak wymyślili sobie projektanci zestawu. Ja jednak chciałem mieć ogon z kółkiem jako osobny moduł malarski.
Dlatego oszlifowałem trzpień, żeby się nie blokował w gnieździe, ale jednocześnie siedział na tyle dobrze, żeby nie wypadał.
Góra i dół kadłuba – po odcięciu z ramki tej pierwszej i usunięciu śladów po miejscach wtrysku – zeszły się perfekcyjnie bez najmniejszych szpar. Tak samo byłoby z przednią płytą, ale niestety “przeszlifowałem” jej front w miejscu, gdzie były połączenia z ramką, i powstała mała szpara na froncie. No tylko w tym przypadku to ja zawaliłem, a nie projektanci modelu.
Po złożeniu kadłuba trzeba było go udekorować detalami, których w tym modelu jest całych dziesięć sztuk części plastikowych oraz dwie fototrawione. Jedynymi, które wymagały większej interwencji, były osłony wlotów powietrza do silnika. Trzeba było je dosyć mocno pocienić. Zrobiłem to na pilniku do paznokci, przesuwając położoną na płasko część po powierzchni trącej. Zmieniałem też kierunek tarcia i ułożenie elementu pod palcem, dzięki czemu materiał zdejmowany był równomiernie.
Montaż wieżyczki to w zasadzie formalność i nie ma co się tutaj rozwodzić – trzeba elementy wyciąć, wyczyścić i skleić. Wszystko pasuje idealnie. Ja wstrzymałem się z montażem luf. Po pierwsze, jak pisałem w recenzji te zestawowe są nie najlepsze, a po drugie chcę odwzorować pojazd znaleziony przez radzieckich sołdatów na poligonie w Kummersdorfie, a tam z oczywistych względów uzbrojenia już nie posiadał. Ale gdyby ktoś lufy chciał zamontować, to polecam jednak toczone zamienniki np. z Abera.
Na tym etapie model złożony “na sucho” prezentował się tak:
Mocowania kół w postaci pół-walców nie pozwalają błędnie ich zamontować. Trzeba jednak pilnować kierunku montażu kółka ogonowego, gdyż wózek ten ma przód i tył różniące się detalami – tutaj instrukcja jasno pokazuje kierunek.
Dalej pozostało dokleić brakujące detale: fototrawione osłony wlotów powietrza i przednie lampy. Blaszki są na tyle miękkie, a miejsca gięcia zaznaczone, że można je było śmiało ukształtować pęsetą. Pasowały do wlotów idealnie (przy przymiarce “na sucho”), ale i tak zastosowałem wolniej schnący czarny klej CA.
Zestaw niestety nie zawiera charakterystycznych detali, jakimi są haki i uszy do podnoszenia górnej części kadłuba (no dobra, te drugie niby są, ale w postaci kwadratowych wypustek). Ja haki dorobiłem korzystając z zawartości jakiegoś zestawu Parta znalezionego w magazynku blaszek. Jak widać, nie warto wyrzucać pozostałości po innych modelach. Warto natomiast przeczytać artykuł Janusza na temat klejenia takich małych blaszek. Jak widać na zdjęciu, zastosowałem do przenoszenia tych drobinek patent Kamila z patyczkiem umoczonym w maskolu.
Imitację uszu na płycie silnikowej usunąłem chińskim dłutkiem, następnie przeszlifowałem i w miejscu plastikowych kostek nawierciłem otwory (chińskim wiertłem). Uszy wykonałem z drutu miedzianego. Miałem świadomość, że będą trochę przeskalowane, no ale jeżeli chciałem, by te detale były widoczne w gotowym modelu, trzeba było dobrać drut trochę grubszy niż “fakty w skali”.
Drut owinąłem wokół wiertła tworząc sprężynkę, a następnie zdjąłem ją i pokroiłem w plasterki w taki sposób, by uzyskać kilka “świńskich ogonków”. By “ogonki” zmieniły się w okrągłe i płaskie uszy, zgniotłem je lekko w zaginarce do blaszek, a następnie odciąłem wystające końce drutu. Otrzymane w ten sposób elementy wkleiłem w otwory czarnym klejem CA.
Na koniec pozostało nawiercenie wydechu, a właściwie jego pogłębienie, bo był on już lekko zaznaczony.
Finalnie otrzymałem takie oto moduły pojazdu, które będą malowane oddzielnie:
Po ich złożeniu mniejszy z pojazdów prezentuje się następująco:
Wracając do większego z brzydkich braci, byłem ciekaw, czy tylko po zgrubnym odcięciu słupów po wypychaczach trzy części kadłuba złożą się bezproblemowo, jak to miało miejsce z kołami. Owszem, tak. Wystarczyło odciąć zbędne elementy, wyszlifować ślady po kanałach wtryskowych i kadłub złożył się bez najmniejszego problemu.
Kolejne elementy konstrukcyjne były także doskonale spasowane i w zasadzie nie ma co się rozpisywać. Części trzeba wyciąć, usunąć ślady po kanałach i przykleić. Elementy w tej dziwnej wannie na szczycie kadłuba były tak dobrze spasowane, że weszły na wcisk. Przednia płyta pasowała idealnie.
Z elementami na burtach także nie było najmniejszego problemu. No i tak przyklejałem te wszystkie kawałki, a potem jeszcze raz, aż otrzymałem dwa identyczne kadłuby.
Tutaj dochodzimy do części z osiami kół. To w zasadzie jedyne miejsce, gdzie trzeba uważać, bo mamy dwie osie dłuższe i dwie krótsze. To też jedyna rzecz, która odróżnia obie połówki pojazdu. Niestety znajdziemy na nich paskudny szew po łączeniu form, który trzeba z mozołem obrobić, bo nawet po założeniu tych monstrualnych kół mocowania osi są widoczne.
Wydechy również wymagały obróbki szwów, ale tutaj praca szła już znacznie szybciej. Trzeba jeszcze pamiętać o nawierceniu otworów. Samo dopasowanie do kadłuba jest bezproblemowe.
Przy mocowaniu przegubu do kadłuba warto to zrobić jeszcze raz na próbę za pomocą maskolu. Trzeba też spojrzeć w instrukcję i sprawdzić, która strona przegubu ma iść do części kadłuba z węższym rozstawem osi, a która z szerszym. To nie jest takie oczywiste, a jednak ważne z punktu widzenia zgodności z oryginałem.
Następnie odwróciłem obie części do góry kołami i te ostatnie również przymocowałem tymczasowo na maskol. Natomiast przegub przykleiłem już do drugiej połówki na stałe. Dzięki temu będę miał pewność, że po zakończeniu malowania obie części pojazdu bezproblemowo połączę.
Jedynymi elementami, których na tym etapie nie przyklejałem, były blaszane osłony wydechów. Po prostu po ich założeniu pomalowanie tłumików byłoby zajęciem ekwilibrystycznym, a tak mogę zastosować na osłonach i tłumikach jakieś fajne efekty bez konieczności grzebania pędzlem pod blachami. Po zagięciu blaszki testowej w kształt sugerowany w instrukcji przymierzyłem ją na sucho do kadłuba – pasuje doskonale.
Na koniec kilka zdjęć pojazdu Kruppa, dla uzmysłowienia z jakim kolosem mamy tutaj do czynienia. Pojazd Alketta jest mniej więcej długości Pz.Kpfw.IV, a przy większym bracie wygląda jak pokurcz.
Podsumowując: to była bardzo przyjemna budowa. Tak, w kilku miejscach modele wymagają większego nakładu pracy, ale jest to zwykła modelarska robota. Nic trudnego do wykonania. Poza lufami karabinów w Alketcie wszystkie detale są naprawdę ładne i, co ważne, pasują jak ulał. Oba modele mogę śmiało polecić początkującym, którym nie straszne szlifowanie. Co istotne dla początkujących, instrukcja nie zastawia na nas pułapek, a zestaw naprawdę jest zaprojektowany w sposób praktycznie uniemożliwiający popełnienie błędów. Polecam!
Radek “Panzer” Rzeszotarski