1/72 Mirage F.1AZ/CZ
“The South African Commie Killers”
Special Hobby – SH72435
Tak się jakoś do tej pory składało, że zawsze trzymałem się z daleka od potencjalnie słabych zestawów. W końcu jest tyle dobrych, nie tylko chińskich i japońskich produktów, że szkoda życia na kiepskie modele. Traciłem może przez to okazję na budowę co bardziej nietypowych miniatur współczesnych maszyn, ale obywało się bez stresu z powodu marnych detali czy kiepskiego spasowania. Nic jednak nie trwa wiecznie. Jako że trafiła się okazja i wpadł w moje ręce najnowszy wypust Special Hobby – z południowoafrykańskim Mirage F.1 – postanowiłem rzucić się w otchłanie modelarskiego rynku B-klasy. Oto moje wrażenia.
O produktach czeskiego producenta pisać niczego nie będę, bo zetknąłem się z tą firmą i jej ofertą ledwie na internetowych zdjęciach i w recenzjach. Więc się nie znam. Napiszę jednak kilka słów o tym jak – powiedzmy że drugoligowy zestaw – wypada w oczach modelarza tak bardzo rozpieszczonego tamijuniami i żywicznymi dodatkami jak moi.
Zacząć warto od tego, że obecnie nie ma na rynku niczego lepszego w temacie francuskiego Mirage F.1 w skali 1/72 niż stosunkowo nowa seria SH. W sklepach bywają pudełka Hasegawy, nie tak dawno były dostępne jeszcze jakieś Hellery, ale to wszystko raczej pośledniej jakości. O kilku wcześniejszych zestawach Czechów pisał Kamil w swoich recenzjach, więc jeśli ktoś czytał opinie modelarza zahartowanego w bojach z opornym i niespasowanym plastikiem, ten może teraz zerknąć na nieco inne podejście do tematu.
Mirage F.1AZ/CZ to wyprodukowane specjalnie dla potrzeb lotnictwa Republiki Południowej Afryki myśliwce z połowy lat 70-tych ubiegłego wieku. Nie warto wdawać się w rozważania o skomplikowanym procesie dostarczania maszyn do objętego embargiem kraju, za to można podrzucić kilka informacji o samych maszynach. Wersja AZ to tak zwany dzienny szturmowiec (w nocy nie latał, w końcu wtedy jest ciemno), pozbawiony radaru. CZ to już bardziej klasyczny myśliwiec, z radarem i innym oprzyrządowaniem. Maszyny powąchały trochę prochu, szczególnie w latach 80-tych nad Angolą. Jak można się domyśleć, w pudełku znajdziemy części do wykonania obu rzeczonych wariantów.
Model zapakowany jest w solidne, kartonowe pudełko z jak dla mnie niezbyt zachęcającą grafiką na obwolucie. Są na niej za to obie maszyny, więc organoleptycznie można sprawdzić czym się wizualnie jedna od drugiej różni. Nie warto jednak oceniać książki po okładce.
W pudle znajdziemy całkiem sporo plastiku. Jest 7 wyprasek z szarego tworzywa, a w tej liczbie znajdziemy dwie wypraski wyłącznie z połówkami kadłuba oraz jedną zawierającą tylko podwieszenia. Całkiem bogate asortymentowo. Jako że jest to tzw. zestaw multimedialny, to dodatkowo producent dorzucił aż dwie ramki z żywicznymi dodatkami, mikroskopijną blaszkę fototrawioną, niemały arkusik kalkomanii Cartografa, no i naturalnie instrukcję.
Pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy, to pozorna toporność części. Ale jest to tzw. mylne wrażenie, szczególnie dotyczące połówek kadłuba zamocowanych na wyjątkowo grubych ramkach. Stąd rzekoma toporność. Bo sam kadłub toporny na pewno nie jest.
Więcej, jest naprawdę przyjemny przy pierwszym i kolejnych oględzinach. Jego podział jest klasyczny – dwie połówki bez części nosowej. Są tu też zauważalne pewne szczegóły przypominające nam, że jednak nie mamy w ręku modelu GWH. Wnęki podwozia głównego odlane są w całości, brak kanałów dolotowych i także brak jakiegokolwiek nitowania. O ile dwa pierwsze elementy tak naprawdę zbytnio nie przeszkadzają, to już brak nitowania boli. Rażą także dość szerokie linie podziału, w kilku miejscach wręcz jakby wyryte cyrklem. Ale poza tym – przypominam, że to short-run – plastik wzbudza przyjemne odczucia. I nie mam na myśli tylko kadłuba, a wszystkie wypraski.
Detale są ostre i wyraźne, może niezbyt finezyjne, ale jest ich sporo i nie ma „mydła”. Widać pewnego rodzaju staranność w projektowaniu części, choć naturalnie brakuje tutaj swoistego wyrafinowania, jakie czułem przy macaniu niedawno recenzowanego eduardowskiego MiG-a-21. Special Hobby to wydawałoby się trochę inna liga, ale różnica poziomów jest znacznie mniejsza niż się spodziewałem. Mirage, choć wykonany solidnie, to jednak razi minimalną ilością opcji. W praktyce, poza wyborem wersji myśliwca, możemy zdecydować się na otwartą lub zamkniętą kabinę i wybór podwieszeń. Ale tutaj też nie jest za bogato, bo mamy do wyboru całe dwa rodzaje rakiet powietrze-powietrze (reszta podwieszeń przeznaczona jest do innych wersji). Zapomnijcie o pozycjonowanych powierzchniach sterowych, otwieranych hamulcach czy innych tego typu fanaberiach. Nie ma i już, chyba że modelarz sam sobie wytnie i wyskraczuje.
Sama budowa miniatury to klasyk: do kadłuba przyklejamy nos, skrzydła, stery wysokości i statecznik, wszystko oddzielnie, więc przewiduję możliwe drobne afery ze spasowaniem (choć słyszałem opinię, że jest całkiem nieźle w tym zakresie – czas pokaże). Do środka wsadzamy dość ubożuchną wannę pilota i dyszę silnika z wnętrznościami. Pilota brak. Sama kabinka taka uboga jednak nie jest, bo producent odlał kilka całkiem szczegółowych gratów, więc przy udanym malowaniu ten element modelu może wyjść wcale atrakcyjnie. Stosunkowo fajnie wypada też podwozie, gdzie golenie odlano wraz z siłownikami jako całość, co może zaoszczędzić nieco pracy z uzyskaniem symetrii sylwetki modelu. Special Hobby, nie tylko w tym miejscu, wykorzystuje formy suwakowe i robi to całkiem sprawnie, bo szwy w miejscach łączenia są bardzo niewielkie i łatwe do usunięcia.
Dobre wrażenie sprawiają też takie elementy jak dysza silnika i koła. Ta pierwsza jest bardzo przyzwoicie zdetalowana, choć jej krawędź trochę odstaje grubością. Na szczęście wraz z zestawem otrzymałem produkowaną przez CMK żywiczną – zamiennik plastikowej. Żywica jest bardzo starannie odlana, ma cienkie krawędzie i ze wszech miar jest warta zakupu w celu wymiany dyszy zestawowej. Podobnie sprawa wygląda z kołami od CMK. Choć zestawowe są całkiem finezyjnie odtworzone, to jednak żywice są wyraźnie bardziej szczegółowe. Mają choćby napisy na oponach i bieżnik, ale mimo tego sprawiają odrobinę toporne wrażenie.
Afrykański Mirage to – jeśli dobrze liczę – dziewiąte wydanie tego modelu przez Czechów. Short-runy nie posiadają zbyt trwałych form, więc przy dłuższej produkcji powinno dać się to zauważyć. Special Hobby produkuje swojego F.1 od 5 lat, ale mimo tego ramki są bez zarzutu. Części są dobrze odlane, brakuje nadlewek. Brak też niewygodnych w pracy modelarskiej jamek skurczowych. To są niezaprzeczalne plusy. Z minusów, poza wymienionymi, przyczepiłbym się do skrzydeł. Wykonano je z dwóch asymetrycznych części, dzięki czemu krawędzie nie są składane z dwóch połówek skrzydła, tylko od razu odlane w całości. Mimo tego mirażowe krawędzie spływu są dość grube, powiedziałbym nawet, że zdecydowanie zbyt grube zarówno jak na skalę, jak i technikę wykonania. Nie będzie jednak trudno je pocienić, a grube i głębokie linie podziału w tym miejscu dodatkowo ułatwią pracę, bo trudno będzie je zatrzeć.
Mnogość wersji myśliwca to wiele dodatkowych części a tym samym ramek. Szkielet konstrukcyjny F.1 składa się, bez względu na wersję maszyny, z 4 podstawowych wyprasek (nie licząc naturalnie połówek kadłuba i szkła), do których Czesi dorzucają dodatkowe w zależności od potrzeb. Z F.1AZ/CZ jest podobnie. Co prawda z załączonych ramek wykorzystamy mniej więcej połowę części, to jednak zabraknie na nich kilku dość istotnych: prawidłowego statecznika pionowego i nosa maszyny, odpowiednich dla afrykańskich wariantów. To wszystko oraz tablicę przyrządów i jeden sensor, znajdziemy na małej, dodatkowej ramce.
I tu uwaga: w niektórych przypadkach, gdyby ktoś zmienił zdanie co do budowanej wersji, w praktyce da się z tego modelu zrobić inny wariant. Ot, choćby klasyczny samolot rozpoznawczo-szturmowy, czyli F.1CR – mamy tu w zasadzie wszystko czego trzeba. Bo na ramkach powtarzalnych są i 3 różne stateczniki, podobnie jak kilka wersji foteli, tablic przyrządów czy cała masa sensorów, anten i podwieszeń. W praktyce, jeśli dobrze sprawdziłem, potrzebujemy dorobić dwa proste, drobne elementy i gotowe. No i naturalnie trzeba mieć do tego kalkomanie, ale pokazuje to, że bogactwo niewykorzystanych części można spożytkować i nie ograniczać się do wariantów samolotu wyłącznie z pudełka.
Poza wspomnianą ramką producent dorzucił jeszcze 10 części odlanych z żywicy: praktycznie niemal same anteny i czujniki, plus dwie płetwy, które w afrykańskim F.1 różnią się od pozostałych wersji. I są to elementy zrobione bardzo staranne. To do nich właśnie przynależy dołączona mikroblaszka fototrawiona, zawierająca detale uzupełniające dla sensorów.
Jest przy tym bardzo dziwne, że mimo obecności zarówno elementów żywicznych, jak i metalowych, w komplecie nie ma tak istotnego elementu, jak pasy fotela pilota. Czy to w formie blaszek, czy zamiennika całego siedziska z odlanymi imitacjami pasów. To oczywiście pretekst do sprzedaży kolejnych zestawów waloryzacyjnych, ale pozostwia pewien niesmak.
Kończąc omawianie szarego plastiku, wspomnę jeszcze o podwieszeniach. Znajdują się na jednej dużej wyprasce i jest ich w sumie 12 rodzajów. Dużo. Producent niestety nie informuje w instrukcji, co każe nam podwieszać, więc jeśli nie jesteś obeznany z francuskim i afrykańskim uzbrojeniem, to po prostu nie wiesz, czego tak naprawdę używasz do dekorowania modelu. A otrzymujemy na ramce dwa rodzaje rakiet przeciwlotniczych Matra R550 (Magic 1 i Magic 2), południowoafrykański pocisk V3B Kukri, pocisk dalekiego zasięgu Matra R530F, bomby przypominające kształtem amerykańskie GBU-12 (i to chyba są faktycznie GBU-12). Do tego zasobniki: walki radioelektronicznej, czyli Barracuda, wyrzutnik flar i dipoli Phimat, zasobniki zwiadowcze Raphael oraz ASTAC. I jeszcze dwa rodzaje zbiorników paliwa oraz zasobnik, chyba też zwiadowczy, którego nijak nie udało mi się zidentyfikować (części 81 i 82 – gdyby ktoś to rozpoznał to proszę o informację w komentarzach). Jest tego naprawdę dużo. Niemal wszystkie elementy podwieszeń wykonane są w jednym kawałku (z reguły poza brzechwami i lotkami), co w przypadku np. takich pocisków jak R530 jest fajne, bo nie trzeba korpusu sklejać z dwóch połówek.
No i jest jeszcze szkło. Wypraska z przeźroczystego plastiku jest wspólna dla wszystkich wariantów Mirage, tak więc sporo części pozostaje niewykorzystanych. Szkło owiewek i wiatrochronu jest grube, ale mimo tego tylko odrobinę deformuje obraz. I mimo tej grubości sprawia porządne wrażenie. Do tego producent zadbał o „oszklenie” nawet drobnych szybek czy rewizji jakie znajdziemy na tej maszynie, ale niestety zapomniał o wykonaniu z tego samego materiału świateł pozycyjnych na krawędziach skrzydeł. Trzeba je zrobić samodzielnie albo pomalować szary plastik farbami imitującymi przeźroczystość tych części. Szkoda, bo to niepotrzebna niestaranność Czechów. A ja lubię przeźroczyste światełka.
Co do kalkomanii to nie ma zaskoczenia. Całość wydrukował Cartograf i jest to tradycyjna jakość tego wytwórcy, czyli absolutny top. Wszystkie oznaczenia i napisy eksploatacyjne są subtelne i delikatne, kolory soczyste i bez przesunięć, detale wyraźne i ostre. Producent zadbał też o naklejki na tablicę przyrządów, więc nie trzeba będzie malować jej zegarów jeśli ktoś nie czuje się na siłach.
Nuda, nie ma się do czego przyczepić.
Choć jednak nie – coś się znajdzie. Kalki do rakiet są bez napisów, tylko same paskowe oznaczenia. No ale skoro to 1/72, to może ktoś da radę wybaczyć.
Na zakończenie kilka słów o instrukcji. Której akurat nie dostałem w pudełku (wysyłając model Dariuszowi, zapomniałem włożyć ją z powrotem – przyp. KFS), więc wypowiem się o jej treści na podstawie pliku PDF. Wszystko jest tu przejrzyste i jasne, co gdzie i jak malować (oraz jakim kolorem) dokładnie pokazane, więc klarowność przekazu jest bardzo wysoka. Tak na marginesie, gdyby instrukcje do chińskich modeli były tak dokładne i szczegółowe choć w połowie…
Podobnie jest ze schematami malowania. A jest ich w sumie cztery, każde trochę inne: od trójkolorowego po szaro-szare. Co kto lubi. Przyznam, że te afrykańskie kamuflaże są bardzo pociągające i dają spore pole do popisu, jeśli ktoś ma ochotę zrobić efektowny, a może i efekciarski model. Kolory potrzebne do kamuflaży są bardzo dokładnie opisane, zastosowano numerację farb Gunze H i C.
Przyznaję, że po kilku dniach macania i oglądania najnowszego zestawu Special Hobby jestem zadowolony. Miniatura Mirage F.1 to fajny, dość prosty, być może miejscami odrobinę zbyt uproszczony zestaw, zaskakujący jednak stosunkowo wysoką solidnością wykonania. Warto też wziąć pod uwagę cenę, która jak dla mnie jest niska, biorąc pod uwagę co za nią dostajemy. No i jakby nie patrzeć jest to jedyny sensowny model Mirage F.1 na rynku w tej skali.
Dariusz Żak
Model przekazany do recenzji przez Special Hobby