1/72 P-38M
Night Lightning
Hobby 2000 – 72043
Zacznę od odpowiedzi na fundamentalne pytanie – o pochodzenie zestawu spakowanego przez Hobby 2000. To oczywiście model Dragona – nikt zresztą inny z tego co pamiętam nie robił wersji nocnej Lightninga [EDIT – tak, cirka pół wieku temu robił Revell, ale to jednak groteskowy zestaw, który trudno rozważać jako materiał do konfekcjonowania w drugiej dekadzie XX wieku]. W wydaniu H2K dostajemy zatem to, co zawsze – począwszy na nowym, estetycznym pudełku, choć rozmiarów zaskakująco dużych
Takie zapewne pasowało najlepiej do wielkości samych ramek. Choć proporcjonalna jego wysokość sprawia, że wewnątrz jest jednak sporo powietrza (tym jednak bezpieczniej dla zawartości)
Większa niż zwykle jest instrukcja montażu
Co więcej, osobno mamy schemat budowy (będący jak zwykle reprintem oryginału)
Schematy malowania umieszczone zaś zostały na osobnej wkładce
Choć bardziej istotne jest raczej to, co znajduje się na odwrocie, czyli schemat rozmieszczenia napisów eksploatacyjnych…
…bo to one właśnie zajmują lwią część arkusza kalkomanii (jak zwykle wydrukowanego w Cartografie)
Wydrukowane zatem na bardzo wysokim poziomie. Nieco rozczarowuje uroda pin-upa, ale też mieć trzeba na uwadze wielkość tej nalepki
Tradycyjnie w zestawie mamy również komplet masek do malowania kół i oszklenia…
…choć cięte w folii, na wyjątkowo obłych powierzchniach owiewek mogą być mało użyteczne. Dlatego warto rozważyć zaopatrzenie się w zamiennik od Eduarda
1/72 P-38M Masks
Do zestawów HOBBY 2000 / DRAGON
Eduard – CX611
Tyle od Hobby 2000. Pora zająć się zamorską częścią zestawu. Model Dragona ma już trzy dekady na karku. I miejscami widać już intensywną eksploatację form – na szczęście bardziej tam, gdzie w gotowym modelu nie będzie to miało znaczenia.
Elementy miniatury zebrane są w czterech ramkach z szarego plastiku i jednej niewielkiej przeźroczystej
Szybki co prawda nie są super cienkie, ale jednak mimo wybujałych kształtów nie zniekształcają widoku tak bardzo, jak można by się tego obawiać
Zresztą stwierdzenie ‘wygląda fajnie, ale idealnie nie jest’ pasuje do większości aspektów tej miniatury. Tak właśnie prezentuje się bowiem poszycie – z dość ostrymi liniami podziały czy zaznaczonymi licznymi inspekcjami. Oczywiście nitowania brak
Specyficznie podzielone zostały stateczniki, dla zachowania ostrych krawędzi spływu
Podobne rozwiązanie zastosowano także w skrzydłach
Pomniejsze elementy nie zawsze są ostre tak, jak można tego oczekiwać, ale nadal akceptowalne. Dziwi przy tym trochę podział śmigła na osobne łopaty – to jednak zapewne dla oszczędności miejsca w ramce
Wnęki podwozia mają jedynie symbolicznie zaznaczone detale, ale przyznać trzeba, że nie są pustymi dziurami. Trochę jednak słabiej prezentują się ich pokrywy, które z jednej strony są szczegółowe, ale jednak forma wtryskowa wydaje się być tu bardzo spracowana. Samo podwozie sprawia podobne wrażenie
Wnętrze kabiny ma mocniejsze i słabsze strony – ogólnie jest dość mocno schematyczne, choć na uwagę zasługują filigranowe fotele. Drążki sterowe po odpowiedniej obróbce też będą się godnie prezentować. Szkoda jedynie, że w kalkomaniach nie ma nalepki na tablicę przyrządów, którą trzeba samodzielnie pomalować (albo wstawić jakiś aftermarketowy zamiennik)
Wszelkie podwieszenia – tu raczej w normie – ani nie są siermiężne, ani nie oczarowują, ale po odpowiedniej obróbce bez wątpienia nadają się do zastosowania w modelu
I właśnie – obróbka – sięgając po ten model trzeba się liczyć z dużą ilością pracy. Tym bardziej, że lotnicze modele Dragona często sprawiają lepsze wrażenie w ramkach, niż potem podczas sklejania. Sprawy nie ułatwia fakt specyficznej konstrukcji Lightninga, i tego, jak sobie poradzono z podziałem płata i kadłubów. Na pewno inaczej, niż w późniejszym opracowaniu zrobiła to Academy
I teraz pytanie do współmodelarzy, którzy sklejali obydwa zestawy – czyj pomysł na podział okazał się bardziej przyjazny? Ja nie robiłem żadnego z nich, więc nie wiem (#poczekamntamiyę)
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Model do recenzji przekazany przez Hobby 2000
Z tzw. nocnych, był jeszcze Revell 04293 Lockheed P-38 L/M LIGHTNING
Model revla trudno traktować poważnie.
Widziałem na tym portalu wiele poważnych recenzji mniej poważnych modeli, niż P-38 L/M Revella, więc nie przesadzajmy. Swego czasu był to niezły model, w którym można było wykonać otwarty przedział uzbrojenia, kabinę, silniki… Autor artykułu powinien być wdzięczny Wojtkowi Michalikowi za przyczynek do podniesienia swej wiedzy o historycznym modelarstwie, a nie lekceważyć fakty
Nie lekceważę faktów, tylko lekceważę modele, które należy zapomnieć dla dobra wszystkich, bo są karykaturalnym szmelcem. i na pewno nie modelem, który można wznawiać w XXI wieku. Bo już nawet zestaw DML jest na granicy przyzwoitości.
No dobrze, zwał jak zwał, ale naprawdę nie pomijajmy modeli, które były kiedyś naprawdę pożądanymi modelami, to, że nie dochowują współczesnych standardów, to oczywiste, ale też nie piszmy, że ich w ogóle nie było… zresztą DML tak naprawdę współczesnych standardów nie dochowuje, zgoda, jest na granicy przyzwoitości, ale też nie piszmy, że nikt inny nie robił wersji nocnej dwumiejscowej P-38, bo to po prostu nieprawda… bo nawet ulep typu ZTS Plastik jednak wszedł do pewnych historycznych kanonów modelarstwa, nie udawajmy, że nie było Karasia, Iskry czy PZL P.11c z tej firmy… Były, i to bardzo na naszych dziecinnych półkach, a Swordfish, Mosquito czy Siskin Matchboxa, wówczas niedościgłe kanony modelarstwa, z dzisiejszej perspektywy również rozśmieszają…
oczywiście, były też czasy, w których obiektem pożądania był papier toaletowy.
Karaś, Iskra i P.11 to raczej Ruch. ZTS Plastyk to Jak 1m, Łoś i Ił-2. Te dwie grupy modeli dzieli około 20 lat.
No nie do końca. Nie wiem, może i Ruch robił jakąś iskrę, ale ta, która wciąż ‘konkuruje’ z modelem Army to niewątpliwie ZTS, i to jedno z nowszych/ostatnich opracowań tego producenta.
Ponadto, jednak nie wrzucałbym do jednego wora Jakał, iła i łosia. Ten ostatni, choć niewiele tylko młodszy, od wcześniejszych modeli różni się dobitnie
Iskrę o której piszę pamiętam z lat siedemdziesiątych tak samo jak airfixopodobnego Miga 15 (zestaw bloodhounda pamiętam słabiej), później rury przestały mnie interesować . W moim przekonaniu Iskra istniała wcześniej niż pierwsze produkowane w Pruszkowie plastikowe linijki.
Przyznaję, iż różnica w wykonaniu Jaka, Łosia i Iła jest kolosalna pojęcia nie mam co się wydarzyło pomiędzy Łosiem a Iłem ale na nim uczyłem się szpachlować 🙂 i robić szpachlę :).
Wracając do P-38 Dragona to wszystkie pawlaczowe “dropsnoty” i “rekonesansy” troszkę poczekają.
Faktycznie, była Iskra z RUCHu.. stara jak węgiel
Czyli pomiędzy Ruchem a Armą była jakaś pośrednia? Życie potrafi zaskoczyć 😉
No to była czy nie była, bo skoro była karykaturalnym szmelcem, o którym należy zapomnieć dla dobra modelarstwa, to będąc konsekwentnym, należy ją również wygumkowac z tej historii, tak, jak nieszczęsnego P-38M z Revella… No ale skoro wciąż “konkuruje” z modelem Army, to chyba jednak istniała… 😊 Tak, jak i model Revella.
Oczywiście były dwie Iskry, najpierw Ruchu, wiele kat później ZTS, dzieliły je lata świetlne pod względem wykonania, obie obecnie nadają się jedynie do pokazywania dzieciom w muzeach PRL i lat transformacji ustrojowej, jak aparaty fotograficzne Ami czy Druh, nimi raczej nikt już zdjęć nie robi, co nie znaczy, że ich nie było 😊
Co do Iskier, to jednak nie do końca jest tak, że obydwie nie są nic warte. O ile miniatura z RUCHu może mieć dzisiaj wartość wyłącznie kolekcjonerska, to jednak model ZTS wciąż ma potencjał (a paroma szczegółami merytorycznymi góruje jednak na Armą)
Podstawowy problem P-38 Dragona- śmigła jednokierunkowe (powinny być kręcące się w przeciwnych kierunkach). Zdaje się, nie poprawione…. Odwrócić się nie da ze względu na wyprofilowanie. Czyli trochę kicha.