1/72 P-40M Warhawk / Kittyhawk Mk.III
Special Hobby – SH72382
Peczterdziestka od Special Hobby już nie raz gościła na łamach portalu, bo wersje P-40E i Kittyhawk Mk. IA opisywał Kamil. Model ten wydaje się na tyle popularny, że nie dziwne jest, iż czeski producent eksploatuje temat do maksimum. Zresztą samej maszynie trudno odmówić wdzięku i tego czegoś, co sprawia, że cieszy się swojego rodzaju kultem. Dość powiedzieć, że stała się również bohaterką komiksów.
Tym razem Special Hobby zaproponowało wersję M w nomenklaturze amerykańskiej, a Kittyhawk Mk. III w wersji brytyjskiej czy raczej wspólnotowej. Ponieważ to już kolejna inkarnacja peczterdziestki, można się spodziewać, że częściowo ramki się powtórzą. Dokładnie tak jest z ramką B, czyli tą z drobnicą do wszystkich chyba wersji P-40. Tutaj dostajemy dokładnie to samo, co w poprzednich wersjach modelu.
Natomiast ramka A w stosunku do poprzednich zestawów została uszczuplona o połówki kadłuba – po prostu je odcięto. Elementy skrzydeł pozostały jednak identyczne. Tak więc w poprzednich wersjach ramka wyglądała tak:
Nową ramką jest ta oznaczona jako C, która zawiera połówki kadłuba specyficzne dla wersji M.
Ramka G z oszkleniem również się powtarza.
Dostajemy jednak drugą ramkę, opisaną jako H, z nowymi fragmentami osłony kabiny.
Oczywiście zupełnie nowy jest arkusz kalkomanii i instrukcja. Kalkomania znajduje się na jednym sporych rozmiarów arkuszu, ale dostajemy też małą erratę, gdyż okazało się, że na tej wielkiej płachcie zabrakło już miejsca na dwa brazylijskie rondle.
A instrukcja jest w swojej zawartości praktycznie identyczna jak w poprzednich wydaniach:
Dlatego po jej szczegółowy opis zapraszam do poprzednich recenzji inkarnacji P-40.
Jeżeli chodzi o nowy kadłub, to trudno tutaj napisać cokolwiek więcej niż przy poprzednich wydaniach. Niby części nowe, ale standard wykonania bez mała identyczny. Mam jedynie wrażenie, że linie podziału paneli są jednak trochę bardziej finezyjne. Chyba, że to tylko złudzenie.
W wersji Kittyhawk Mk. I wyglądało to tak:
No nie wiem… Może to tylko moja imaginacja, może kwestia zdjęć i oświetlenia, ale mam wrażenie, że w opisywanym tutaj modelu wygląda to ciut delikatniej.
Część statecznika służy w kadłubie za element pozycjonujący. To bardzo praktyczne rozwiązanie.
Nowa ramka z oszkleniem zawiera nowy wiatrochron, limuzynę i część stałą kabiny, a więc ze starej ramki G wykorzystamy jedynie boczne panele w tylnej części szoferki. Trochę nam tego oszklenia w magazynku zostanie. Ponownie – jakość szybek nie odbiega jakością od tego, co dostaliśmy w poprzednich wersjach. Czyli jest dobrze.
Wśród zaproponowanych pięciu malowań aż cztery to egzemplarze w olive drab. No niby nie spektakularnie, ale jednak ten kolor ma sporo potencjału do efekciarstwa, a i materiałów referencyjnych jest w bród. Nie mogło też zabraknąć samolotu z dobrym nose artem z panią w negliżu (bo wnioskuję, że to bardziej nocna koszula niż suknia balowa). Moim zdaniem malowania może nie są spektakularne, ale na pewno nie rozczarowują.
Natomiast gdy przyjrzeć się bliżej kalkomaniom, to zauważyć można ten sam efekt, który opisywałem w recenzji modelu Tachikawy. Na niektórych oznaczeniach, na większych połaciach koloru znajdziemy nierównomierne krycie danej barwy – w tym przypadku czerwonego i niebieskiego.
Po konsultacjach z kolegami dochodzimy do wniosku, że jest to efekt filmu, który w najnowszych produkcjach Eduarda można ściągnąć z przyklejonej kalkomanii, zostawiając na modelu sam kolorowy nadruk. Tylko jesteśmy tego prawie pewni, a więc wymagana będzie weryfikacja w praktyce. O co chodzi, pokazał Kamil w artykule z budowy Emila ze Special Hobby.
PS w środku tekstu, więc technicznie nie PS: Po napisaniu całego artykułu, poszedłem za sugestią Kamila i poświęciłem oznaczenia dzielnych brasileiros. Okazało się, że po użyciu taśmy maskującej film schodzi z kalek jak wylinka z węża. Co najważniejsze, pod nim znajduje się nieuszkodzony i czysty druk.
No i możliwość zdjęcia tego filmu, co w założeniu ma nam dać pewność, że kalki nie będą się srebrzyć po nałożeniu, jest jak najbardziej słuszna. Tylko w przypadku drobnych naklejek jak np. poniższa imitacja pasów, czy oznaczeń zestrzeleń wrażych maszyn, ten film rozmywa szczegóły. Mam nadzieję, że po jego zdjęciu sam wydruk będzie ładny i bez wad.
Szczególnie na całkiem zgrabnie odtworzonym nose arcie z uskrzydloną damą.
Podsumowując: model jako kolejny członek rodziny peczterdziestek niczym nie zaskakuje. Z drugiej strony nie dziwi, że Special Hobby eksploatuje temat maksymalnie – wszak samolot to popularny, a miniatura zdobyła już uznanie na rynku. Cieszy, że po wypraskach nie widać zmęczenia form (czyżby były to jednak formy stalowe?). Pozostaje jednak kwestia kalkomanii. Jeżeli jest tak jak się domyślamy w gronie redakcyjnym, to zdecydowanie producent zaniedbał jakąś kampanię informacyjną o tym, jak z tymi kalkomaniami pracować. Ktoś, kto może nie być w temacie, może przeżyć lekki szok po zdjęciu zabezpieczającego papierka z arkusza i rzuceniu oka na niektóre z kolorów.
PS. Inaczej niż w modelu SIAI opisywanym przez Kamila, instrukcja montażu nie mówi nic o maskach do oszklenia i kół. Akurat tutaj jest to o tyle zrozumiałe, że modele P-40 w ofercie Special Hobby pojawiły się długo przed tym, nim producent wziął się za głębsze drenowanie kieszeni modelarzy. Natomiast zgodnie z najnowszą strategią Special Hobby wypuściło maski również do tego, jakby nie było świeżego zestawu.
Maski cięte w papierze, co się chwali, są przeznaczone do pomocy w malowaniu oszklenia oraz kół. A ponieważ wypuścił je producent modelu, to zakładać można, że będą pasowały idealnie.
Radek “Panzer” Rzeszotarski
Zestaw i maski przekazany do recenzji przez Special Hobby