1/72 Pz.Kpfw.VIII Maus V2
Vespid Models – VS720001
Budowa
Budowę myszy, którą opisywałem już jakiś czas temu, postanowiłem zacząć od podwozia, bo tak naprawdę jest to jedyny element modelu, który wymaga dużego nakładu pracy. Po wycięciu części z ramek dostajemy 48 kół jezdnych, 24 wózki i 12 wsporników do nich. Osiem elementów kół napędowych i napinających i ich cztery mocowania dopełniają grozy sytuacji.
Ale spokojnie. Po przestudiowaniu instrukcji, a przede wszystkim zdjęć oryginału, można sobie odpuścić obrabianie większość z tych elementów. Na pewno trzeba oszlifować koła jezdne i napinające oraz odciąć z zębów kół napędowych resztki kanałów wlewowych. Natomiast z czystym sumieniem można darować sobie jakiekolwiek szlifowanie pozostałych elementów zawieszenia. Nawet jak Wam się trafi sędzia z latarką, to i tak do nich nie dotrze. Polecam jedynie odciąć dokładnie kanały wlewowe i tyle.
Jak widać, składanie w całość tego kuriozalnego zawieszenia bardzo redukuje ilość podzespołów na stole. Co ważne, wszystko do siebie idealnie pasowało. Dość powiedzieć, że specjalne wypustki nie pozwalały błędnie zamontować par wózków w ich mocowaniu do kadłuba. Nie dało się tego zrobić źle, a więc nie taki ten potwór straszny – montaż podwozia szedł naprawdę sprawnie. Swoją drogą, konstruktorów myszy naprawdę pogięło, jeżeli myśleli, że naprawa wózka jezdnego tego czołgu w warunkach polowych będzie nie tyle prosta, co w ogóle możliwa. Ja tego nie widzę.
Sparowane wózki, koła napinające i napędowe pasują do kadłuba jak rękawiczka. Składając to wszystko byłem pod ogromnym wrażeniem.
Ale przeszedłem do kroku nr 2 w instrukcji i natknąłem się na pułapkę, w którą na szczęście nie wpadłem.
Instrukcja wyraźnie mówi, żeby najpierw zamontować wszystkie wózki z kołami jezdnymi, koła napinające i napędowe, a dopiero później zakładać pełny bieg gąsienicy. Niestety, jest to niewykonalne w przypadku górnego jej biegu. Wklejając koła zgodnie z instrukcją, nie wsuniemy długiego odcinka B9 ani od strony koła napinającego – bo dostęp blokuje konstrukcja wanny, ani od strony koła napędowego – bo grubego paska nie wygniemy tak, aby przeciągnąć ponad zębami koła, ani od boku – bo grzebień gąsienicy jest za długi i nie zmieścimy odcinka ponad wózkami kół jezdnych.
Jeżeli pójdziemy drogą instrukcji, to pozostanie nam albo zrezygnowanie z wklejania górnego biegu gąsienicy ponieważ #niebędziewidać, albo odcięcie zębów grzebienia i wsunięcie paska bokiem.
Na potrzeby tego artykułu zdecydowałem się jednak na zmienienie kolejności montażu, tak aby wkleić kompletny bieg gąsienicy. W tym celu na stałe wkleiłem wyłącznie wózki z kołami jezdnymi.
Następnie położyłem na nich, ale nie przyklejałem (!!!) odcinek gąsienicy. Następnie wkleiłem koło napędowe, ale dla pewności również najpierw położyłem na nim odcinek B5 górnego biegu gąsienicy.
Podobnie zrobiłem po stronie koła napinającego. Mając “uwięzione” nad wózkami trzy odcinki mogłem je dowolnie pozycjonować. Dalszy montaż gąsienic postanowiłem zacząć od strony koła napędowego, wyciąłem więc pojedyncze ogniwa do jego obklejenia, połączyłem i zapuściłem cienkim klejem Tamiya. I teraz uwaga: pojedyncze ogniwa w instrukcji i na ramkach nie od parady mają oznaczenia od B1 do B8. One różnią się od siebie stopniem zgięcia względem sąsiada. To w założeniu ma nam dać odpowiedni łuk pasujący do koła napędowego i napinającego. I daje prawie idealnie. Gdy wiązanie było jeszcze miękkie, ukończyłem formowanie odcinka bezpośrednio na kole napędowym i zostawiłem do wyschnięcia.
Następnie przykleiłem górny odcinek B5 i “uwięziony” B9. Jednak skleiłem ze sobą tylko łączenia odcinków gąsienic, powstrzymując się od przyklejania górnego biegu do rolek i koła napędowego. Tak na wszelki wypadek. Ponieważ górnego biegu #niebędziewidać, a dolny wręcz przeciwnie, postanowiłem kontynuować klejenie gąsienic w tę stronę, co było już zadaniem dość prostym.
Przy kole napinającym powtórzyłem procedurę klejenia pojedynczych ogniw i ich połączenia z górnymi odcinkami.
Dopiero na tym etapie wziąłem się za doklejanie odcinków do kół i rolek na solidnie. Przy okazji wyszło, że po doklejeniu wózków jezdnych trzeba bardzo pilnować ich poziomowania i równego ułożenia, bo dostaniemy takie niespodzianki:
Ja akurat czołgi umieszczam na podstawkach i dioramkach, więc zawsze zniweluję gruntem trochę podniesioną gąsienicę, ale w przypadku modelu sauté będzie to wyglądało słabo.
Kończąc budowę zawieszenia Myszy, muszę powiedzieć, że wymaga ono sporo pracy ze względu na swoją obłąkaną konstrukcję, ale projektanci modelu spisali się na medal (poza małą wtopą w instrukcji). Koła i wózki pasują doskonale i to bez obróbki szlifierskiej. Przy zachowaniu staranności w klejeniu i pozycjonowaniu części, montaż całości nie sprawi problemów.
A teraz i tak to wszystko zniknie, ponieważ zamontujemy boczny pancerz. I tutaj uwaga kolejna: dwie boczne płyty jednak nie są ze stali, a że rozmiarów są sporych, są podatne na gięcie i falowanie. Trzeba przy ich przyklejaniu zachować ostrożność, tak by finalnie boczna ściana myszy nie przypominała fal na Dunaju. Ja kleiłem te elementy po kawałku, dopasowując mocowania kół napędowych, następnie wózków jezdnych i na końcu kół napinających.
Potem przyłożyłem na sucho górną płytę i dopasowałem boczny pancerz do wszystkich mocowań.
Następnie identycznie postąpiłem z prawym pancerzem, a na koniec przewróciłem model na bok i docisnąłem podręczną chemią modelarską. Po takich zabiegach dopasowanie górnej płyty było formalnością. Jednak ze względu na jej wielkość – dla uniknięcia ewentualnych przesunięć – kleiłem ją czteroetapowo, zaczynając od tyłu pojazdu i pilnując po drodze, by nie powstały szpary i przesunięcia.
No i uwaga trzecia: chociaż instrukcja mówi o tym wyraźnie, ja chcę to jeszcze zaznaczyć, żeby nikt sobie nie zrobił kuku. Przed przyklejeniem górnego pancerza trzeba od jego środka wkleić blaszkowe imitacje żaluzji wlotów powietrza oraz mocowania szekli w wannie!!! Jak ktoś o tym zapomni, to szekle może uratuje, ale blaszek nie wklei za Chiny Ludowe.
Blaszki pasowały dokładnie w podcięcia dla nich wykonane, ale na wszelki wypadek i tak przykładałem każdą na sucho, a kleiłem wolnoschnącym klejem CA. Na koniec i tak się okazało, że niewiele widać.
Konstrukcja wieży wydawała się bardzo prosta i taka była. Najpierw trzeba złożyć podporę jarzma. Nie odnotowałem problemów, ale trzeba pilnować, żeby wycięcie znajdowało się po prawej stronie lufy! Miałem obawy czy podstawę pozostawiać ruchomą, bo z moich doświadczeń wynikało, że czasami metalowa lufa (a w tym przypadku aż dwie!) powodowała opadanie jarzma pod swoim ciężarem. Tutaj jednak piny siedziały w swoich otworach tak ciasno, że zdecydowałem pozostawić sobie opcję możliwości zmiany kąta nachylenia dział.
Podłoga i korpus wieży pasowały po usunięciu śladów po kanałach wlewowych w tej pierwszej. Całość więc skleiłem i obciążyłem, by uniknąć nierówności na łączeniach.
Następnym krokiem było przyklejenie detali do kadłuba. Nie było tego zbyt wiele, ale tradycyjnie zastosowałem kolejność od “tego, czego nie da się urwać” do “tego, co odpada od patrzenia”. Tak więc najpierw poszły deflektory – pasowały idealnie.
Następnie właz kierownika, który można przykleić w pozycji otwartej…
…lub zamkniętej. W obu pasował perfekcyjnie. Trzeba tylko uwzględnić we wcześniejszych krokach, że jeżeli chcemy w otwarty właz wstawić jakiegoś złego Niemca, to musimy mu zapewnić podparcie mocowane do podłogi modelu.
Wprawdzie wydechy mają wgłębienia symulujące otwory, ale zdecydowałem się je pogłębić – najpierw skrobakiem, a później skalpelem wydrapałem tworzywo. Robiłem to gdy elementy były jeszcze w ramkach.
Natomiast ponieważ po wycięciu te elementy weszły na wcisk i trzymały się bardzo mocno, najpierw je przykleiłem, a dopiero po wyschnięciu kleju oczyściłem ze śladu po odcięciu kanału wlewowego. Tak było znacznie wygodniej.
Przednie lampy wyciąłem tradycyjną żyletką. To pozwoliło uniknąć uszczerbków na elementach oraz usuwania zbyt dużych fragmentów tworzywa z bardzo małych części.
Na tylnej płycie mamy bardzo charakterystyczny element, czyli gigantyczny zbiornik paliwa. Po wycięciu z ramek usunąłem szwy po łączeniu form za pomocą skrobaka. Połówki pasowały bez zarzutu, więc po ich sklejeniu wyczyściłem jeszcze całość wełną 3M. Pro tip: przed sklejeniem warto najpierw przymierzyć zbiornik do mocowań w kadłubie i dopasować szczeliny na obręczy zbiornika do wypustek w mocowaniach. Wtedy mamy pewność, że wszystko będzie pasowało.
Przyszła pora na dekorowanie wieży. Tutaj naprawdę nie ma filozofii. Jedynym detalem, który można omyłkowo pominąć, jest peryskop znajdujący się pod pancerną osłoną. W ramce wygląda bardzo niepozornie. Osłona peryskopu i włazy nie przysporzyły najmniejszych problemów.
Fototrawione mocowanie zbiornika nie jest niestety klarownie pokazane w instrukcji.
Dopiero przymierzenie do modelu wyjaśnia, która strona ma być mocowana od góry, a która od dołu. Podgięcie dolnej części mocowania również staje się oczywiste dopiero po przyłożeniu blaszki do płyty pancerza, na którym znajdziemy mały dzyndzel. Samo przyklejenie blaszki zacząłem nietypowo od środka zbiornika – w miejscu klamry. Następnie przykleiłem górną taśmę i dopiero, gdy cały element miałem porządnie zamocowany wygiąłem dolną jej część razem z mocowaniem.
Instrukcja niestety pokazuje jedynie jak zamontować lufy, ale nie w jakiej kolejności to robić. A nie jest to oczywiste, jeżeli chce się uniknąć problemów z poziomowaniem lufy głównego uzbrojenia.
Dlaczego? Ano dlatego, że pomimo tego, iż w otworze na lufę znajduje się dzyndzel, to w samej lufie nie ma żadnego podcięcia do niego pasującego. Lufa (zgodnie zresztą z rysunkiem w instrukcji) klejona jest “na styk” do krawędzi otworu i do tej wypustki, a więc ABSOLUTNIE NIE NALEŻY JEJ USUWAĆ!!!
Sam montaż, po dość długiej chwili kombinowania, zacząłem jednak od lufy mniejszego z dział, która ma już otwór pasujący do kołka w podstawie luf. Tym razem lufę kleiłem CA wolnoschnącym. Wiem, że lufa przyklejona do podstawy wygląda dziwnie, ale spokojnie.
W kolejnym kroku wkleiłem krótszą lufę w jej otwór, a następnie, również na CA, przykleiłem krótszy z prętów podpory działa do przypisanego mu wycięcia w jarzmie.
W kolejnym kroku wkleiłem lufę głównego działa przyklejając ją zarówno do otworu, jak i do podpory.
Na samym końcu przykleiłem zaś dłuższy z prętów podpory w jego wycięcie w jarzmie. I był to koniec prac przy wieży czołgu.
Na koniec został dodatek własny, czyli uchwyt włazu wykonany z miedzianego drucika.
Na tym zakończyłem budowę modelu niemal prosto z pudła.
Na koniec mini galeria myszki (naprawdę mini):
Podsumowując: debiut Vespida wypada bardzo dobrze. Model chociaż ma kilka pułapek (może nawet nie sam model, co instrukcja do niego), na pewno nie jest wybitnie skomplikowany. Trzeba przy jego składaniu zachować minimum uwagi i staranności, a wtedy odpłaci się raczej bezproblemową budową. No i naprawdę jestem pod wrażeniem spasowania elementów, zarówno tych małych jak wózki jezdne, jak i wielkich jak płyty kadłuba. Razem z równie przyjemnymi w budowie dziwadłami z Takoma, może robić za część mini-kolekcji wybryków niemieckiej myśli inżynierskiej z II wojny światowej.
Radek “Panzer” Rzeszotarski
Czy pojawi się może malowanie tegoż modelu lub Cometa?