1/72 PZL P.11g “Kobuz”
Wiwisekcja
IBG Models – 72523
Weryfikacja pierwszego wrażenia po otwarciu pudełka z tym modelem trochę trwała. Po pierwsze dlatego, że jestem leniwy. Tu nie ma się co oszukiwać. Poza tym miałem pewne przetasowanie priorytetów. Przy okazji (od priorytetów abstrahując) w moim warsztacie pojawiła się miniatura Jaka z Army i to ona wygrała w walce o mój czas, zresztą całkiem zasłużenie, o czym piszę w relacji z budowy. Bo z Kobuzem było tak, że jednak nie dało się tego modelu zbudować w dwa wieczory. Co zresztą wieszczyłem w jego pierwszym opisie. I nie dlatego, że to model zły. Wręcz przeciwnie. To jest model naprawdę zaawansowany. A że nietuzinkowej konstrukcji, to siłą rzeczy nie było z górki. Choć zaczęło się jak zawsze od pierwszego cięcia…
…zupełnie na wskroś instrukcji, ponieważ model zaczyna się od wycięcia kadłuba, skrzydeł, polepienia tego w całość taśmą Tamiya i oblotu po pokoju/mieszkaniu/warsztacie.. WRRRROOOOOM
zziiiiuuu…….
TRRATATATAAAAAA
…i dalej – zazwyczaj – na tym się kończy. A potem wdowa czy dzieci mają problem ze sprzedaniem ‘modelu z wyciętymi skrzydłami i kadłubem, poza tym kompletnego’. I setek podobnych. No ale tutaj był wyznaczony cel – weryfikacja pierwszego wrażenia. Zatem wyciąłem kolejne elementy i zacząłem prace zgodnie z sugestiami instrukcji, od klatki szoferki
…czyli już na dzień dobry zderzyć się trzeba z elementami fototrawionymi (które nie są tylko waloryzacją, ale w wielu miejscach jednak istotnym elementem konstrukcyjnym). Dobra – zderzyć to zbyt mocne słowa. Chodzi o zwykły montaż blaszki do plastiku. Tutaj jednak o tyle specyficzny, że smarowanie styku cyjanoakrylem byłoby ryzykowne. Wygodniej jest umieścić tak drobny metalowy detal we właściwym miejscu za pomocą kleju do plastiku
To prosty trik – rozmiękczony cienkim klejem polistyren stanowi wystarczająco silne spoiwo do spozycjonowania blaszki. Potem i tak trzeba wzmocnić spoinę niewielką ilością cyjanoakrylu
W podobny sposób polepiłem pierwszy segment szoferki
Zwracam jednak uwagę, że instrukcje odnośnie gięcia pasów są w najlepszym razie niepełne. Tu jednak sprawdza się odwieczna zasada – najpierw przymierz, potem dopasuj, a klej na końcu.
Nie inaczej jest w temacie klatki kabiny. Odnoszę wrażenie, że projektanci przecenili możliwości technologiczne, a jednocześnie – czego by nie mówić – umiejętności współmodelarzy, którzy zabiorą się za budowę tego modelu. Zagłębienia i wypustki montażowe są tak delikatne, że łatwo je uszkodzić podczas podstawowej niezbędnej obróbki. W dodatku miejsca styku są naprawdę dość wiotkie. Widząc co się święci, postanowiłem całą kabinę poskładać za jednym zamachem, a nie – jak sugeruje to instrukcja – na raty. Zacząłem od przygotowania elementów i parokrotnego dopasowania ich ze sobą na sucho
Zlepione elementy niezwłocznie umocowałem w kadłubie na sucho, by upewnić się co do właściwego spozycjonowania wszystkich części względem siebie (i tutaj także przydało się wstępne obrobienie połówek kadłuba)
Przyznać jednak trzeba, że gotowa kabina wygląda zupełnie niebrzydko – nie licząc nieco nazbyt masywnego oparcia fotela. Oraz zupełnie gładkiej tablicy przyrządów
Warto zwrócić uwagę, czy otwory w bokach kadłuba na lufę karabinu mają właściwy kształt – w moim egzemplarzu w dwóch widoczne były subtelne nadlewki
Karabiny siadają idealnie w przeznaczonych dla nich miejscach
Także polepienie połówek kadłuba to w zasadzie formalność
Pasują do siebie świetnie, jednak zawsze pojawia się konieczność delikatnej obróbki miejsca łączenia elementów…
…oraz pogłębienia linii podziału, które już same z siebie przy granicach połówek kadłuba są bardziej delikatne, a pilnikowanie tylko ten efekt potęguje. To jedna z nielicznych sytuacji, gdy niezastąpiona jest piłka żyletkowa (nieco przereklamowana jako narzędzie do cięcia żywic, o czym już swego czasu wspominałem)
IBG zadbało o świetne odtworzenie imitacji poszycia z blachy falistej. W paru miejscach w tym modelu zadbało również o możliwość łatwego jej uszkodzenia. Jedno z nich to statecznik pionowy – osobny element, który montować trzeba bardzo ostrożnie i po uprzednim perfekcyjnym dopasowaniu. Tu nie ma miejsca na wypływający klej czy szpachlowanie. No chyba, że chce się zniszczyć super delikatne żłobkowanie powierzchni
Oszklenie pasuje dobrze, choć trzeba zachować umiar i ostrożność w obróbce elementów przed ich sklejeniem. I mimo grubości, którą wytykałem w recenzji, jest jednak naprawdę przejrzyste i dobrze eksponuje wnętrze kabiny
Tutaj dochodzimy do jednego z najbardziej upierdliwych fragmentów budowy modelu, czyli do silnika i jego osłony. Poszczególne elementy pasują do siebie doskonale. Problem pojawia się jednak na etapie ich wyłuskiwania z wyprasek i obróbce. IBG zupełnie tego nie ułatwia, a szczytowym osiągnięciem są wlewy przy kolektorze spalin
Tak, jak wieszczyłem już we wstępnej recenzji, wycięcie tego jest kłopotliwe – grube wlewy, gęsto usiane, ciężko podejść tutaj cążkami modelarskimi. Można tu wjechać ostrym nożem albo połamaną żyletką, tylko to niesie ryzyko delikatnego, ale jednak powyginania rur wydechowych. A to one pozycjonują pierścień, a w konsekwencji całą osłonę silnika. Zabrałem się więc do tego bardzo zachowawczo. Przede wszystkim, aby uniknąć ryzyka pogięcia detali, sugeruję odcinać wlewy nie od rur wydechowych, a od wewnętrznego kółka wypraski. Ostrym, świeżym skalpelem wycinałem maleńkie kliny tworzywa aż do całkowitego przecięcia wlewu
Dopiero teraz zająłem się ostrożnym usunięciem nadlewek z samych rur. Podczas prac opierałem je solidnie o podłoże – ponownie dla zminimalizowania ryzyka ich wygięcia pod naciskiem ostrza
Potem było już z górki – najpierw zgrubne wyszlifowanie wszystkich rur
A potem – coraz drobniejszymi pilnikami – wygładzenie powierzchni i usunięcie szwów po łączeniu połówek formy oraz delikatnych przesunięć
Na koniec, aby wygładzić powierzchnie, ‘pomalowałem’ je delikatnie cienkim klejem Tamiya
Wygląda to wszystko na bardziej skomplikowane, niż jest w rzeczywistości. Bo w rzeczywistości jest jedynie po prostu niefajne. Niefajna jest również osłona silnika. W jej wnętrzu – a jakże – kolejne masywne wlewy. A obróbka wnętrza pierścienia jest o tyle istotna, że silnik wchodzi w nią na styk
Jednoczęściowa osłona, odlana bez użycia form suwakowych, ma szew ciągnący się dokładnie na wskroś imitacji przetłoczeń na obwodzie. Jakby tego było mało, jedne wlewy uplasowane są na tychże przetłoczeniach, co pozwala na bezproblemową obróbkę…
…a inne, po ibegowemu masywne, dokładnie pomiędzy nimi, co w żadnym razie nie pomaga w szlifowaniu tych powierzchni
W każdym razie, gdy uporamy się już z obróbką, to poskładanie ze sobą elementów jest już bezproblemowe
Pro forma napomknę, że osłonę karteru lepiej jest wyciąć ramki z lekkim naddatkiem, a dopiero potem starannie usunąć pozostałości wlewów
Poszczególne elementy pasują doskonale…
…aczkolwiek to nie koniec pułapek, jakie przygotował producent w tym miejscu. Należy bowiem zamontować jeszcze drobne metalowe elementy, których pozycję instrukcja wskazuje mało precyzyjnie
Gdy już samodzielnie ustalimy miejsce ich wklejenia, warto zrobić delikatne gniazda ułatwiające montaż oraz wzmacniające konstrukcję. We właściwych miejscach wystarczy nakłuć powierzchnię ostrzem skalpela…
…po czym można zabrać się za wklejanie poprzeczek. Każdorazowo warto upewnić się, czy są dobrze ułożone również względem kolektora
Na koniec musiałem usunąć niewielkie naddatki cyjanoakrylu
W dalszej kolejności instrukcja montażu sugeruje przyklejenie stateczników oraz podwozia. Moim zdaniem nie jest to najbardziej roztropna sekwencja prac. W trakcie wklejania stateczników trzeba by jakoś unieruchomić turlający się na boki kadłub. A do uchwycenia prawidłowej geometrii podwozia same stateczniki to jednak odrobinę za mały punkt odniesienia. Problemy te rozwiązuje sklejenie kadłuba z płatem. Czyli składamy płat. Warto zwrócić uwagę, że na wewnętrznych powierzchniach uplasowane są wypychacze – przy czym o ile w większości przypadków ślady po nich są wklęsłe…
…to zdarzają się również wypukłe i trzeba pamiętać o ich usunięciu
Niemałe powierzchnie styku posmarowałem większa ilością wolnoschnącego kleju do plastiku…
…a dopiero po złączeniu połówek płata krawędzie podlałem delikatnie Tamiya Extra Thin. Na czas schnięcia pościskałem wszystko klipsami
Wszystko pasuje do siebie prawie idealnie. Prawie, bo na granicach wklejanej spodniej części skrzydeł pojawiają się widoczne jednak szpary, które trzeba by zaszpachlować (ja tutaj nie zawracałem sobie tym głowy). Należytą staranność zachować powinniśmy również podczas montażu lotek – pasują dobrze, ale przypilnować trzeba ich właściwego ułożenia
Prawidłowe umocowanie płata na kadłubie też nie jest w stu procentach oczywiste. Ponownie mamy do czynienia z dobrym dopasowaniem do siebie poszczególnych sekcji, ale o prawidłową geometrię trzeba zadbać samodzielnie. Pomocne tu są zastrzały, które pasują na długość idealnie. Do przyklejenia płata wyciąłem tylko jeden komplet, żeby ich przypadkowo nie pomieszać (przednie i tylne różnią się jednym drobnym detalem)
Gdy upewniłem się, że płat jest właściwie ułożony, dokleiłem również drugi komplet zastrzałów, i dałem wszystkiemu porządnie się utwardzić
Skrzydła stanowią całkiem stabilną podporę konstrukcji – mogłem zatem śmiało zabrać się za montaż stateczników poziomych. Tu ponownie mamy igranie z falowanym poszyciem – trzeba bardzo ostrożnie aplikować klej na zawiasy, żeby nie uszkodzić detali
To nie koniec atrakcji – łączenie zastrzału statecznika z gniazdem na jego powierzchni również jest bardzo małe, bardzo delikatne i uplasowane dokładnie po środku subtelnie falowanej powierzchni. A jakby tego było mało, zastrzał opiera się o imitację blaszanej zakładki blachy
Tym samym mogłem zabrać się za podwozie. Także tutaj projektanci nie ułatwili sprawy, i powtórzę to, co już pisałem w recenzji – bardzo szkoda, że nie zastosowano tu rozwiązania znanego z modeli puławszczaków z Arma Hobby, gdzie golenie są w jednym kawałku z fragmentem spodu kadłuba
Tutaj golenie trzeba wklejać osobno. Pasują dobrze, tylko każda z osobna właśnie ustawia się sama z siebie pod nieco innym kątem
Ich montaż trzeba zatem przeprowadzić na raty. Najpierw wkleiłem jedną z nich, od razy ustawiając w pozycji determinowanej fototrawioną imitacją naciągu
Dałem tej konstrukcji solidnie się utwardzić. Dopiero wtedy zamontowałem drugą goleń i ustawiając samolot tymczasowo na płaskiej powierzchni, ustaliłem właściwe jej położenie i kąt. A później odstawiłem na czas schnięcia i zająłem się obróbką detali. Obróbka połowiczną, bo nie mam pomysłu na bezproblemowe i szybkie uporanie się z jamkami skurczowymi w owiewkach kół. No naprawdę nie potrafię pojąć, czemu zdecydowano się lać to w jednym kawałku jako masywny element. I pal sześć, że wystający z owiewki fragment koła jest także elementem całości. Ale właśnie te jamki skurczowe, tuż obok delikatnych i ładnych wypukłych nitów…
Instrukcja w tej materii nie jest bardzo pomocna, a nie zadbano również o żadne kołki pozycjonujące owiewkę, dlatego po jej zamontowaniu na goleni trzeba sprawdzić, czy jest ustawiona pod właściwym kątem względem podłoża…
…a potem dać spoinom się utwardzić bez zbędnego obciążenia
Na koniec jeszcze dwa detale. Pierwszy to kanały wyrzutowe łusek. Dziwne, ale w modelu nie mają imitacji otworów na końcach, choć w zasadzie sposób uplasowania tych elementów w ramce pozwalałby na to. Trzeba zatem owe imitacje wydrapać – najwygodniej przed całkowitym odcięciem elementu z wypraski
A dopiero potem zamontować we wskazanym miejscu
Na koniec wreszcie śmigło. Choć było to już krytykowane w miniaturze Karasia, IBG ponownie zdecydowało się odlać śmigło w jednym kawałku z kołpakiem. Dlatego pamiętać trzeba o usunięciu niewielkich ilości naddatku plastiku, którego obecność pod łopatami wynika z ograniczeń technologii wtryskowej. Nawiasem mówiąc, jest to w sumie mniej kłopotliwe niż obróbka samych łopat, w tym usunięcie umieszczonych na nich masywnych kanałów wlewowych
Gotowe śmigiełko – niestety – trzeba WKLEIĆ we właściwe miejsce. Już pomijam zdradę, którą jest brak konstrukcji pozwalającej na jego swobodne obracanie się w modelu. Ale tutaj oś śmigła jest na tyle krótka, że nie trzyma się ono na sucho
Podsumowując – to jest fajna miniatura, z paroma naprawdę mocnymi stronami. I paroma również mocno słabszymi. Stopień skomplikowania konstrukcji sprawia również, że trudno polecać go na pierwsze lub jedno z pierwszych spotkań z modelami plastikowymi. Rzecz to jednak dla tych, którzy wiedzą już, którą stroną ostrza się tnie
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Yaro.
Mam właśnie Kobuza na warsztacie i chciałbym dorzucić swoje 3 grosze.
1. Zgadzam się. Kratownica kadłuba bardzo delikatna. Miejsce jej klejenia w kabłubie mogłoby być wyraźniej zaznaczone.
2. Fotel pilota bardzo słaby. Da się coś z niego wystrugać. Prawdopodobnie powinien mieć otwory w siedzisku.
3. Silnik i osłona zgadzam się z opinią. Wlewy w kolektorze wolałem wypiłować. Bez problemu da się zrobić ruchome śmigło, wystarczy spiłować od przodu silnik aby zrobić miejsce na mały pierścień utrzymujący wał śmigła.
4. Mocno trzeba popracować nad wlotem powietrza do gaźnika – za grube ścianki. Możliwe, że był dużo dłuższy.
5. Szczeliny w połówkach płatów lepiej wypełnić cieniutkim paskiem plastiku i to przy końcu płata. (zgranie linii góra – dół)
6. Dla malowania lepiej płat przykleić później.
7. Łatwo da się zrobić wychylone lotki i ster wysokości. Ster kierunku zostawiłem na 0.
8. Zapadliska w owiewkach kół zalalem rzadką szpachlówką, na to nakleiłem okrągły kawałek papieru i imitacje raczej śrub igłą.
9. Osłonę kabiny spróbuję z blaszki. Będzie to dla mnie wyzwanie.
10. Pozostaje jeszcze kwestia uzbrojenia. Prawdopodobnie miał 4 km-y, ale które?
11. Malowanie według uznania.
P. S.
Nie lubię plastiku IBG. Dla mnie za miękkie. Często lepiej jest skrobać skalpelem niż spiłować.
Pozdrawiam.