1/72 Riders in the Sky 1944
Liberator GR Mk.V – Limited Edition
Eduard – 2121
To nie pierwszy Liberator w limitowanej edycji u Eduarda. Jakieś siedem lat temu Czesi spakowali model Academy, dołożyli do niego zupełnie fajny wybór blach i zupełnie fajne kalkomanie z zupełnie fajnymi malowaniami. No ale to jednak była Akademia. Może nie model zły, ale też nie oszałamiający jakością. Tym razem jednak do pudełka trafił wypust Hasegawy – też może nie oszałamia, ale jest bardzo dobry, a zdecydowanie lepszy od wspomnianej produkcji Academy. Dostajemy zatem olbrzymie, ciężkie pudło z ładnym obrazkiem na froncie. Wewnątrz jest jednak nie mało powietrza – ale po pierwsze to jeden ze standardowych rozmiarów kartonów na modele u Eduarda.
Po drugie zaś w pewnym stopniu jego długość jest zdeterminowana koniecznością zmieszczenia plakatu z boxartem. Co prawda zwiniętego w rulon, ale jednak niemałego. Dodajmy, ze za tę prześliczna grafikę, kolejny już raz odpowiedzialny jest polski artysta – Piotr Forkasiewicz
No więc oprócz plakatu w pudle jest cała góra wyprasek oraz książka – ona zresztą w niemałym stopniu odpowiada za wagę całości
To może o tej książce słów kilka na początek
Już rzut okiem na tył okładki pozwala oczekiwać interesującego materiału zdjęciowego
I publikacja owa pod tym względem nie zawodzi. Na 70 stronach opisane zostały Liberatory z Coastal Command – osobliwie maszyny, których malowania znajdziemy w zestawie. Są też notki o pilotach. Ale przede wszystkim bogaty wybór atrakcyjnych fotogramów całkiem dobrej jakości. Na tyle dobrej, że mogą być one inspirujące dla malowania miniatury, a szczególnie dla jej brzydzenia. Bo te białe Liberatory brzydziły się naprawdę smakowicie
Jedynym minusem tego wydawnictwa jest to, że tekst w nim się znajdujący jest jedynie w języku czeskim. Nie pierwszy to raz – podobnie było już w przypadku podobnej książki dołączonej do wielkiego pudła z małymi spitfajerami. No ale dla samych fotogramów warto ją mieć. A podpisy do ilustracji i tłumaczenie całości na język angielski znaleźć można na stronie producenta. Sam tekst, bez obrazków..
Skoro o obrazkach mowa, to zajmijmy się propozycjami malowań, jakie przygotował Eduard. Jest ich trzynaście. I tylko z pozoru są monotonne, ponieważ każda z maszyn różni się detalami malowania (i nie mam tu na myśli różnic w numerach kodowych czy nose artach) czy wyposażeniem lub uzbrojeniem. Innymi słowy – wybór łatwy nie jest, bo każde ma jakiś smaczek (szczególnie w połączeniu ze zdjęciami archiwalnymi)
Arkusz kalkomanii jest zatem dość okazały. Choć bez mała połowę jego powierzchni zajmują różne napisy eksploatacyjne
Wydrukowany przez Cartograf, więc o jakość obawiać się nie trzeba. Choć skala robi swoje, szczególnie z nose artami
Pora na model. Wypust Hasegawy jest w gruncie rzeczy znany, bo ma już z dziesięć lat, jak nie odrobinę więcej. Z drugiej strony można powiedzieć, że ma tylko dziesięć lat – bo Hase zbyt dziarsko nowych modeli nie robi, a raczej przepakowuje swoje starocie. No ale to aż taki stary model nie jest i to przekłada się na jakość.
Jak widać cała góra plastiku. I to nie tylko z powodu samych gabarytów modelu. Nie ma tu bowiem jakichś przesadnych uproszczeń. Choć w myśl zasady ‘czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal’ fragmentom słabiej eksponowanym, szczególnie we wnętrzu, poświęcono mniej atencji. Linie podziału są jednak ostre acz delikatne, a nawet mamy zasygnalizowane nitowanie. Szkiełka jak to u Hasegawy – cienkie i przejrzyste. Co zasługuje na uwagę, to spore fragmenty kadłuba wykonane z przeźroczystego polistyrenu, co pozwala uniknąć wklejania niewielkich szybek. Silniki mogą wydawać się odrobinę ubogie, ale okablowane i schowane w osłonach są zupełnie w porządku. Biednie jest natomiast w temacie opon kół. Co prawda mają solidne ugięcie, ale są absolutnie pozbawione bieżnika. Na pierwszy rzut oka topornie wygląda też goleń przedniego koła. Ale po pierwsze chowa się ona całkowicie w kadłubie, a po drugie dobrze, że jest solidna, bo musi podtrzymywać niebagatelny balast (tak, model ma tendencję do siadania na tyłku i wypełnić obciążeniem trzeba każdą wolną przestrzeń w nosie)
A, i są też winylowe tulejki, dzięki którym śmigiełka się mogą obracać!
No dobrze – tyle Hasegawa. Co zatem dołożył do tego Eduard (prócz kalkomanii rzecz jasna)? Zazwyczaj do edycji limitowanych dokłada jakieś blachy i jakieś żywice. Są zatem blachy. A właściwie jedna kolorowana blaszka klasy zoom, z tablicami przyrządów, pasami i różną drobnicą…
…oraz druga blaszka, już znacząco mniejsza – z imitacją anteny. Choć siłą rzeczy płaską. Niemniej jednak obawiam się, że trzeba się z nią pogodzić lub posiłkować się dodatkami własnymi – temat wydaje się zbyt niszowy, by liczyć na toczone w metalu aftermarkety
No więc żywice. I tutaj niespodzianka, bo żywic nie ma. Tym razem bowiem, chyba po raz pierwszy w historii limitowanych przepaków, Eduard dołożył plastikowe wypraski swojej produkcji
Mamy więc dwie ramki – jedną z szarego plastiku, drugą z przeźroczystego
Ramki owe zawierają detale charakterystyczne dla maszyn wersji GR Mk.V/VI – śmigła, obudowy radarów i sonarów, wieżyczki, uzbrojenie. Jakość ‘eduardowa’ – detale są ostre, szkło cienkie i przejrzyste. A wszystko kompatybilne z plastikiem Hasegawy
No a skoro są dodatki, to nie mogło zabraknąć arkusika z maskami. Szczególnie tutaj zabraknąć nie mogło, bo Liberator ma sporą szklarnię
Na koniec – choć zwykłem omijać temat cen – owszem, model tani nie jest. No ale już sam Liberator z Hasegawy, pomijając kwestie dostępności, swoje kosztuje. Do tego mamy trochę dodatków. I kalkomanie, a że Hase robi koszmarne nalepki, to w zasadzie niemal zawsze trzeba wliczać koszt aftermarketowych kalkomanii w cenę modelu tego japońskiego producenta. Do tego naprawdę fajna książka. Z tej perspektywy cena przestaje być abstrakcyjna, choć wciąż to niemała kwota. A jeszcze wzrośnie, bo jednak choćby ze względów praktycznych warto dołożyć toczone w metalu Lufy z MASTERa, pomyśleć nad żywicznymi kołami, sprężarkami, blachami do wnętrza itd..
1/72 Liberator Overtrees
Eduard – 2121x
1/72 Liberator GR Mk.V/VI conversion parts
Eduard – 2123x
Dla tych, którym spodobało się więcej niż jedno malowanie z omawianego wyżej lub “siostrzanego” zestawu poświęconego Liberatorom GR Mk.VI, w ofercie Eduarda znalazły się również dwa komplety składające się z samych ramek. Zestaw o numerze kat. 2123x zawiera dwie wypraski czeskiej proweniencji z detalami wersji GR Mk.V i VI, z kolei pod numerem kat. 2121x znajdziemy komplet wyprasek Hasegawy. Biorąc pod uwagę, że oryginalne japońskie wydania są sporo droższe, a kalkomanie w nich zawarte i tak wymagają zastąpienia czymś nadającym się do użytku, jest to całkiem kusząca i godna polecenia propozycja. Bierzcie póki można!
KFS
P.S. Zachęcam też do zerknięcia w komentarze poniżej – znaleźć tam można parę dodatkowych interesujących informacji
Jak wygląda montaż brytyjskiej wieżyczki ogonowej?
TUTAJ można obejrzeć całą instrukcję montażu modelu
Dziękuję! Zestaw piękny, ale w zasadzie, to tylko taka wieżyczka by mi się przydała… Szkoda, że na samodzielny zestaw “upgradujący” nie ma co liczyć.
owszem, można liczyć – jest OVERTREES
A rzeczywiście, miodny zestaw. Poszukam, może i u nas do dostania?
obawiam się, że z tym może być problem. dotychczas overtreesy sprzedawali wyłącznie w swoim sklepie i na imprezach, gdzie prowadzili handel. czyli w zasadzie w swoim sklepie wciąz
Czółkiem,
w modelu są dwie brytyjskie wieżyczki ogonowe Boulton-Paul. Odrobinę się od siebie różnią, ale bardzo niewiele. Czyli jak sobie zmajstrujemy U-boot killera (najlepiej w malowaniu największego asa – Terry’ego Bullocha 😉 to nam jeszcze zostaje szpeju na jakiegoś “Neciuka”, albo podobnego znad Warszawy.
A, jeszcze mi się przypomniało!
Oczywistą oczywistością w kwestii napasienia brzucha Liberatora są bomby głębinowe które Eduard też wypuścił jako osobne zestawy. Ale wisienką na torcie (nader niestrawną dla załóg U-bootów) było alianckie “wunderwaffe” przeciwpodwodne – torpedy akustyczne. Standardowy ładunek tworzyło 8 rakiet (dla maszyn które były w nie wyposażone – nie było ich dużo, bo załogi ich nie lubiły – rakiety pogarszały właściwości lotne i tak już mocno obciążanych maszyn) , 12 bomb głebinowych i dwie torpedy akustyczne. Torpedy takie wypuścił Attack Squadron, jeszcze w niektórych sklepach można dostać te zestawy.
Mam nadzieję, że nikogo nie zadrapałem historycznym rysem.
Dziękuję za uzupełnienie informacji