1/72 Saab 35ÖE/35FS Draken
Hobby 2000 – 72056
Hobby 2000, jako czołowy importer i dystrybutor plastikowych modeli na nasz rynek, jest doskonale poinformowany o sytuacji modelarskiej w kraju. Co kilka miesięcy raczy nas więc przepakami produktów na które jest wzięcie, ale chwilowo (bądź w przewidywalnej przyszłości) producenci nie dostarczą ich do sprzedaży. Swoją drogą to bardzo ciekawe, że coraz więcej firm, w tym prawowitych wytwórców jak np. Eduard, czy Special Hobby, serwuje nam modele konkurencji we własnych pudełkach wzbogacając je niekiedy o ekstra dodatki w postaci ciekawych kalkomanii, odlewów z żywicy czy fototrawionych blaszek. Choć sama idea nie jest nowa (patrz Tamiya, Revell, etc.) ostatnimi czasy na rynku możemy tego typu praktyk spotkać naprawdę sporo, w wykonaniu najróżniejszych firm z całego świata. Nieśmiało chyba więc mogę powiedzieć, że mamy tu do czynienia z trendem, który staje się coraz bardziej popularny na rynku. Dla nas, szarych modelarzy jest to sytuacja bardzo pożądana, bo w nasze rączki wpadają niekiedy modele poszukiwane i słabo już dostępne na rynku wtórnym, a starsze, porządne opracowania zyskują niekiedy drugą młodość.
Tak też mamy i w przypadku rzeczonego Drakena, tutaj w wersji 35Ö/35FS (ale został jeszcze wydany bliźniaczy zestaw J-35F). Jest to przepak chyba najnowszego opracowania tego samolotu czyli wiekowej Hasegawy rocznik 94. Lepszego modelu na rynku na tę chwilę jednak nie ma, serio. Co prawda Ukraiński MikroMir wypuścił ostatnio zapowiedź nowych form, więc być może na rynku pojawi się nowoczesna alternatywa, ale ja bym raczej podchodził do tego na chłodno, bo kiedy i w jakiej jakości to będzie, czas pokaże. Szkoda, że wyboru wielkiego nie mamy, bo Draken to naprawdę fajny wynalazek, jeden z nielicznych (jeżeli nie jedyny) myśliwiec ze skrzydłem opartym na konstrukcji podwójnej nakładającej się na siebie delty, dającej mu ciekawe właściwości aerodynamicznych na dużych i niskich wysokościach. Dziwadło – jak lubię.
Opakowanie tradycyjnie okraszone jest przez Hobby 2000 jedynie kolorowym profilem jednego z dostępnych w środku malowań (i moim zdaniem, to nie tym wcale najatrakcyjniejszym) na tle rzutu technicznego. Pozostałe dostępne malowania, możemy sprawdzić na boku. Pudełko przyznać trzeba pobudza wyobraźnię jak dla tej skali pokaźnym rozmiarem.
Jeżeli jego szerokość jest, ku mojemu zaskoczeniu, faktycznie wypełniona praktycznie po brzegi główną wypraską, to pozostałe wymiary opakowania są pełne już tylko powietrza. Dostajemy 4 ramki (z czego jedna – C – jest zdublowana) z szarego tworzywa i jedną przezroczystą, przeredagowaną z lekka instrukcję z oryginału + kolorową wkładkę, maski i arkusz kalkomanii.
Zaczynając od początku, przyjrzyjmy się harmonijkowej instrukcji. Chociaż osobiście nie lubię tego rozwiązania, to tutaj model jest na tyle prosty że po rozłożeniu całości mamy wgląd w kompletny proces budowy. Model złożymy dosłownie w kilku krokach, wystarczy jeden rzut oka i wiemy gdzie, co, jak i po co, dlatego w tym przypadku zaliczam ten format na plus
Na odwrocie mamy spis części i tabelkę z szeroką gamą farb czołowych producentów, które możemy użyć przy malowaniu, oraz schematy malowań dla wersji 35Ö przeznaczonej dla Austriackiego lotnictwa. Tu opcje mamy dwie, te z opakowania i dodatkowego różniącego się chyba jedynie kolorem statecznika pionowego i umieszczonym na nim numerem rejestracyjnym. Przyznaję, ekstrawaganckie posunięcie jak na wydanie limitowane, zwłaszcza (!) bez charakterystycznych wielgachnych oczojebnych pomarańczowych numerów na górnych powierzchniach skrzydeł, które te samoloty na przestrzeni swojej służby w Österreichische Luftstreitkräfte przecież nosiły – co potwierdzają zdjęcia wyszukane na szybko w internetach.
Źródło: jetphotos.com
Czy jest to niedopatrzenie, czy faktycznie w początkach swojej służby w danych jednostkach tych numerów nie było, nie wiem, ale ani w instrukcji ani na kalkomanii numerów nie ma. A szkoda, bo uzasadniały by te nudne szare malowania. Na tych samych ilustracjach mamy pokazane rozmieszczenie wszystkich kalkomanii, co nie jest niestety pomysłem szczególnie trafionym, zwłaszcza że format broszurki nie jest zbyt okazały. Niby nie mamy tu przesadnej liczby naklejek, mimo wszystko, oddzielny schemat ich rozmieszczenia byłby wskazany dla ogólnej przejrzystości.
Na dodatkowej wkładce mamy malowanie dla ostatniego wariantu – Fińskiego 35FS w mojej ocenia najbardziej tu atrakcyjnego. Mimo że rozmiar karteczki jest prawie taki jak dwóch stron w instrukcji, rysunki są w tych samych rozmiarach i zagęszczeniu co czyni ją równie przydatną jak tamte. Skoro już było drukowane na większej formatce, mogli się pokusić aby trochę je przeskalować, modelarze wszak lubią duże rysunki, czyż nie?
Kalki wydrukował Cartograf, więc to nam powinno wystarczyć za recenzje tychże – tradycyjnie najwyższa jakość. Szkoda tylko, że brakuje tu choćby wspomnianych powyżej cyfr, bo żadnych innych ekstrawagancji w oznaczeniach wyselekcjonowanych tu maszyn nie mamy, przez co sam arkusz nie jest też jakość przepastnie wielki. Kolory są nasycone, nie ma żadnych przesunięć a szczegółowość nawet najmniejszych napisów jest w zupełności wystarczająca.
Jedynym dodatkiem którego nie znajdziemy w oryginalnym wydaniu Hasegawy są maski. Okleimy nimi kabinę jak i koła. Cięte są w dość grubej foli Oramask więc będą troszkę bardziej sztywne niż preferowany przeze mnie papier kabuki, dlatego trzeba uważać żeby nie odskoczyły od nałożenia do czasu nanoszenia farby na model.
Choć wypraski mają już na karku bez mała ponad ćwierć wieku, na pierwszy rzut nadal cieszą swoją ‘ostrością’. Wszystkie linie podziału, czy panele inspekcyjne są równe i cienkie, a nieliczne nitowanie nie razi swoim rozmiarami. Na ramkach nie zauważyłem żadnych przesunięć połówek form, a ilość wypływek nie jest warta nawet wspominania, trzeba przyznać, że narzędzia były pieczołowicie doglądane.
Troszkę słabiej wyglądają już zbliżenia detali, których co prawda nie mamy jednak zbyt wielu.
W kabinie wieje pustką. Prosty fotel i płaska wanna, którą ozdobimy jedynie niezbyt wyszukanymi kalkomaniami – zdecydowanie przydały by się aftermarketowe zamienniki!
Podobnie koła, i dysza silnika; nie wygląda to zbyt atrakcyjnie i trzeba tu coś dokupić, żeby prezentowało się to sensownie.
Z uzbrojenia do obu wersji mamy tylko dodatkowe zbiorniki paliwa. Nie wnikałem zbyt mocno, ale chyba Finowie ( i jak wyszło w komentarzach również Austriacy) coś tam jeszcze ofensywnego pod te samoloty podwieszali. Tak czy inaczej Hasegawa też innych podwieszeń nie miała, dlatego i tutaj ich brak.
Szkiełka są zadowalająco przejrzyste i po lekkim przepolerowaniu będą się ładnie prezentowały Co prawda trochę soczewkują, ale jednak lepiej pozostawić kabinę zamkniętą, aby nie kusić potencjalnych podglądaczy do zaglądania do ascetycznego środka.
Mimo kilku artefaktów po procesie produkcji, które nie wpływają jednak w żaden sposób na jakość plastiku, mój egzemplarz miał tylko jedną poważną wadę wtryskową – zapadnięcia na skrzydłach drugiej delty. Być może, jako że nie mamy tu malowań w gołym metalu, nie będzie się to jakoś specjalnie rzucało w oczy na kamuflażu, to dla czystego sumienia warto jednak trochę szpachlówki tam dołożyć.
Podsumowując, Draken w wydaniu Hobby 2000 to odświeżenie dość oryginalnego tematu, którego miniatury praktycznie na rynku nie ma (nie mówię o tych które możemy rozpatrywać jedynie w kategoriach vintage). Jeżeli brakowało go wam w kolekcji to dobra okazja aby ją uzupełnić, jest to naprawdę prosty model nietypowego płatowca, który można ukończyć w weekend. Problemów ze sklejalnością jak to u Haski, nie przewiduję, troszeczkę jednak odstaje szczegółowością od obecnych opracowań więc aby zrobić bardziej spektakularny model musimy jeszcze trochę do niego dołożyć… i tu, wjeżdża cały na biało On – Eduard ze swoimi blaszkami przeznaczonymi właśnie do tego wydania
1/72 J-35ÖE Draken HASEGAWA/HOBBY 2000
Eduard – SS777
Zestaw zawiera absolutne minimum jakie musimy włożyć do modelu Haski/Hobby2k
Uzupełnia nam praktycznie całą kabinę, łącznie z pasami i pozostałymi elementami fotela.
Druk, łagodnie mówiąc, nie jest super, ale zdecydowanie będzie to wyglądało lepiej, niż goły plastik + kalkomanie z modelu
Owiewkę ozdobimy lusterkami, i prowadnicami, dzięki czemu będziemy mogli wyeksponować wnętrze otwartą osłoną.
Dostajemy też zamiennik nożyc amortyzatorów i kilka blaszek znamionowych na golenie
Oprócz blaszki mamy też film z obrysami wyświetlacza HUD
1/72 J-35F/FS Draken HASEGAWA/HOBBY 2000
Eduard – 73778
Tutaj mamy już do czynienia z bardziej inwazyjną modyfikacją zestawu. Oprócz praktycznie tej samej blaszki do kokpitu co powyżej, różniącej się jedynie kolorem wnętrza, dostajemy również drugą ‘surową’ za to 3 razy większą, z rozmaitymi elementami do podmiany czyli tak zwany ‘exterior’. Przy jej wykorzystaniu już nie wystarczy nam czasu w dwa wieczory, aby dokonać kompletnej metamorfozy zestawu.
Podwozie, oprócz wspomnianych nożyc, możemy uzupełnić o tarcze hamulców i praktycznie kompletne osłony – jeżeli jesteśmy zręczni dodamy naprawdę sporo ich elementów.
W drastyczny sposób będziemy mogli zmodyfikować dysze silnika. Wygląda to na sporo cięcia, gięcia i dopasowywania, ale jestem pewien że jeśli będziemy wystarczająco cierpliwi, efekt będzie przynajmniej tak dobry, jak żywica.
Blaszka pozwala na zainstalowanie brzechw w zbiornikach paliwa o znacząco bliższym wymiarom w skali niż plastik, wraz z dodatkowymi panelami.
Naprawdę ten zestaw oferuje kompleksową waloryzację do obecnych standardów szczegółowości co w znaczący sposób podniesie odbiór naszej miniatury. W konsekwencji budowa zajmie nam znacznie więcej czasu, ale według mnie warto.
Łukasz Kulfan
Zestawy przekazane do recenzji przez Hobby 2000 i firmę Eduard
Dwie uwagi. Maszyny austriackie miały oznaczenie typu litera “ö” (o umlaut), która bez znaków diakrytycznych jest zapisywana jako “oe”. W modelu jest miks tych form zapisu. I nie były to samoloty rozpoznawcze, tylko myśliwce.
Pozdrawiam
O widzisz, a byłem przekonany że jest to wersja “ö” rozpoznawczego 35E. Poprawiłem w tekście (przy czym pozostawiłem jak było w nazwach zestawu Hobby 2K i blach Eduarda aby już bardziej nie gmatwać) Dzięki.