1/72 Supermarine Spitfire Mk.IX
“The Longest Flight”
AZ model – AZ7634
27 tysięcy mil, 100 lokalizacji, 30 krajów. Taki był plan lotu dookoła ziemi odrestaurowanym spitfajerem. Odrestaurowanym z bajeranckim wykończeniem na wysoki połysk. Plan, o ile mi wiadomo, zrealizowany. A więcej o tym wszystkim poczytać można sobie na stronie poświęconej temu przedsięwzięciu – Silver Spitfire. Jako ciekawostkę dodać można, że przez głównego sponsora lotu – firmę IWC produkującą zegarki – do promocji wydarzenia (a także przygotowania materiałów marketingowych) zatrudniony został znany francuski rysownik komiksowy Romain Hugault, którego komiks czy też album z obrazkami (dużo samolotów i dużo kobiet!) opisywałem tu swego czasu
Niestety, AZ model do namalowania obrazka na pudełko swojego modelu zatrudniło kogoś o nieco mniejszych skilach…
…ale to akurat zrozumiałe – to nie są tanie rzeczy. Tak czy inaczej, jeszcze w trakcie trwania podróży srebrnego spita wokół globu na rynek trafiła jego miniatura. To znaczy model sam w sobie opracowany był już znacznie wcześniej, ale trafił do pudełka z tym właśnie malowaniem. I tylko tym
Jednym, pojedynczym, Nic zatem zaskakującego, że arkusik kalkomanii jest niezwykle skromny
Wydrukowany dość przeciętnie. Ujmę to tak – ‘na żywo wygląda lepiej’… Choć wolałbym, gdyby to w konfrontacji z makro prezentował się odrobinę lepiej
No w każdym razie, mimo pewnych ułomności, znaki są czytelne. A jaki jest model? Przede wszystkim pechowy. Pechowy, bo miał to nieszczęście, że trafił na rynek w zasadzie w tym samym czasie, co ikoniczny już spit z Eduarda. Siłą rzeczy, możliwości technologicznych i wreszcie finansowych, miniatura z Obrnic jest lepsza od tej zaoferowanej przez KP. Gdyby jednak nie ten niefortunny zbieg modelarskich premier, to model z KP byłby jednak petardą. Mimo drobnych mankamentów. Polecam zresztą uwadze opis i porównanie z Edkiem jednego z poprzednich wydań, czyli Spitfire Mk.Vc w barwach RAAF. Tam jednak mieliśmy do czynienia z Piątką, a omawiana tutaj miniatura to Mk.IX. Zatem o ile w wykończeniu (i wielu elementach) identyczna z Mk.V, to jednak w zestawie są zupełnie inne ramki
Pierwsze wrażenie całkiem dobre. I nie pryska, gdy spojrzy się na ten model z bliska. Oczywiście tu i ówdzie widać jakieś ułomności linii podziału czy detali na powierzchni, ale są one subtelne i jednocześnie wyraźne. Za to wszystko wypolerowane – w sam raz pod pudełkowe malowanie (szkoda zatem, że brak nitów). Że jest to szortran, nie ma także wątpliwości, gdy przyjrzeć się detalom. Nie zawsze są tak ostre i wyraziste jak w wielkoseryjnych modelach, ale bez wątpienia jest bogato pod tym względem. I zdecydowanie powyżej średniej.
Nie jest to zatem model tak zaawansowany jak miniatura z Eduarda. Z drugiej jednak strony, dzięki temu jest też odrobinę mniej skomplikowany w budowie
Szkoda jedynie, że w zestawie nie ma fototrawionych pasów, a na kalkomanii poskąpiono nalepki na tablicę przyrządów. Tutaj trzeba jednak posiłkować się akcesoriami Yahu albo edkowym Lookiem. Tak czy inaczej, model zasługuje na uwagę.
KFS
P.S. Michał podpowiada, że miniatura ta o ile fajnie wygląda w ramkach, to składa się już mniej przyjemnie – działać trzeba według starej szortranowej zasady: najpierw spasować elementy, potem jeszcze raz spasować, następnie sprawdzić dopasowanie kilku kolejnych sekcji. Potem już tylko spasować i można sklejać. Szkoda.