1/72 T-54 B
Mid. Prod.
Ammo by Mig Jimenez – A.MIG-8502
Jakiś czas temu Ammo wydało model teutońskiego kocura w skali jedentrzypięć ze swoim logo, upłynęło trochę wody i na rynek trafił kolejny model z pod znaku amunicji. Tym razem jest to sowiecka konstrukcja w skali jedensiedemdwa – dla wielu skala królewska, niech im tam będzie. Tą miniaturą jest T-54B. Chwała za wydanie modelu w tej skali, bo dotychczas ten tank ukazał się się chyba tylko nakładem trębaczy. Krótką historię rodziny tychże czołgów opisałem już przy okazji recenzji T-55A w skali 1/35 od MiniArtu, i tam także ponarzekałem trochę, że ta konstrukcja jest traktowana po macoszemu przed wytwórców plastikowych zabawek. Nie inaczej jest ze skalą 1/72 – to znaczy parę modeli pięćczwórek i pięćpiątek jest, ale są one w najlepszym razie średnie. Z pewnością każdy z nich ma w mniejszym, bądź większym stopniu skopaną wieżę – element dość istotny w czołgu. I tutaj wkracza Mig i jego odsłona naszego bohatera. A to, że swoje palce w tymże projekcie maczał Takom raczej tajemnicą nie jest. Pora więc, żeby rzucić okiem na tenże wyrób i odpowiedzieć na pytanie, czy wart jest nabycia, czy też nie. Zaczynamy więc od pudełeczka, które to cieszy atrakcyjnym i ciekawym boxartem przedstawiającym czołg z numerem 843 taranujący bramę pałacu prezydenckiego w Sajgonie, czy jak kto woli w Ho Chi Minh. Na rewersie mamy sześć rzutów bocznych T-54B, gdzie zasygnalizowane są dostępne malowania. Kompletne schematy znajdują się w instrukcji, o czym później. Samo pudełeczko jest otwierane z boku. Osobiście wolałbym opakowanie ze zdejmowanym wieczkiem, ale kto co lubi. No dobrze a teraz najważniejsze, czyli zawartość opakowania. W skład rzeczonej wchodzi pięć ramek z jasnoszarego tworzywa, wanna kadłuba, maleńka fototrawionka, kawałek metalowej linki, arkusik kalkomanii i instrukcja obsługi.
Wszystko jest zapakowane w celafonowe woreczki i w tym miejscu mam wspaniałą informację dla kolekcjonerów pudełek – tak ramki da się z powrotem, bez uszkodzeń woreczków spakować, tym bardziej, że całe opakowanie modelu nie jest zafoliowane i przed zakupem możemy zajrzeć do środka, a nie kupować przysłowiowego kota w worku.
Ramka A jest podwójna, reszta pojedyncza.
I zawartość papierowa.
Przejrzałem zawartość ramek bardzo skrupulatnie, wszakże sowieckie konstrukcje są moim konikiem. Oglądałem rano, oglądałem i w południe. Żeby nie było, także wieczorem. Pod różnymi kątami, z bliska i daleka – tak to jest to, na co ja, i z pewnością spora ilość współmodelarzy czekała. Miniatura wykonana prosto z pudełka, jak i po waloryzacji powinna prezentować się świetnie. Znaczy prezentuje się, bo już widziałem wykonane między innymi przez szefa Ammo czyli Miga. Części wykonane są w sposób bardzo finezyjny jak na tą skalę, szczegóły są bardzo ostre i wyraźne, a ślady po wypychaczach w miejscach niewidocznych. No może z wyjątkiem gąsienic, ale jak to się mówi – tragedii nie ma.
Szkoda, że producent nie pokusił się o wykonanie otworów we wlotach powietrza do silnika, a siatek nie dodał w formie blaszki. Jest to chyba najpoważniejszy mankament tej miniatury.
Oczywiście zewnętrzną instalację paliwową będziemy musieli wykonać własnym sumptem, same zbiorniki są jednak bez zarzutów. Na ramce po prawej stronie widoczne są skrzynki narzędziowe i wyposażenie – i tutaj ciekawostka – składa się je niczym elementy kartonowego modelu; w miejscach zgięć tworzywo jest pocienione, a po złożeniu krawędzie ścianek stykają się ze sobą. Świetny patent.
Nie ma się naprawdę do czego przyczepić.
I kolejny mocny punkt modeliku, czyli koła.
Gąsienice wykonane zostały w formie prostych odcinków górnego i dolnego biegu, a także pojedynczych ogniwek na łukach. Patent sprawdzony w niejednym modelu, tutaj jednak do montażu traków mamy specjalne stelaże na których odpowiednio powinniśmy uformować gąsienice. Na bieżni kół mamy w paru miejscach, jak powyżej wspominałem, ślady po wypychaczach. Z ich usunięciem nie powinno być najmniejszych problemów, bo są naprawdę minimalne i na żywo wygląda to dużo lepiej niż na zdjęciu – wszak makro wrogiem modelarstwa.
I wspomniany stelaż.
Czas na wieżę. Tak, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że wykonano ją nareszcie prawidłowo, jeżeli chodzi o proporcje i kształt. Można się co prawda pokusić o nadanie jej delikatnej faktury odlewu, ale z umiarem – to jedensiedemdwa- a oryginalnie sama wieża nie wyglądała, jakby ktoś na niej zrobił baranka z betonu (dla młodszych czytelników gwoli wyjaśnienia – baranek to taka forma tynku stosowana w zamierzchłych czasach).
Lufę puszki zostawiłbym zestawową. Po prawidłowo wykonanej obróbce i malowaniu powinna prezentować się dobrze. Wieżowe uchwyty wykonane zostały finezyjnie i je również z powodzeniem można zostawić, jak również wykonać z drucika – z pewnością będą wtedy wytrzymalsze.
Wieżowy DSzK ładowniczego został wykonany w jednym kawałku i jak reszta mniejszych elementów wygląda obiecująco.
Warto jeszcze przyjrzeć się wannie kadłuba, która odlana została razem z wahaczami, a do której doklejamy jedynie tylną i przednią płytę pancerną.
U mnie ta jakość wywołuje szeroki uśmiech.
Blaszka to dosłownie cztery elementy, w tym osłona reflektorów, do której zagięcia mamy specjalny szablon znajdujący się na jednej z ramek. Oryginalnie ten element wykonany jest z prętów a tutaj będziemy mieli płasko, więc jeżeli ktoś ma bardzo dobry wzrok, to może wykonać sekurity lamp samodzielnie.
I lina. EurekaXXL to to nie jest, ale powinno dać się ją wykorzystać. Jeśli jednak ktoś jednak lubi zamienniki, to z zakupem tychże nie będzie miał kłopotów.
Hiszpanie zaserwowali nam aż osiem schematów malowań i każde z nich jest, można rzec, egzotyczne. Mamy i czołgi wietnamskie, i egipskie, i syryjskie. Oznaczenia w formie nalepek wydrukowane są na cienkim filmie, numery i napisy są ostre. Jak się z nimi pracuje, szczerze powiem – nie wiem.
Same schematy kamuflaży wykonane w formie pięciu rzutów znajdują się w książeczce instrukcji. I tutaj muszę się zatrzymać przy wspomnianej. Mała kniga zawierająca instrukcję jest opracowana fenomenalnie. Wewnątrz mamy krótką historię tak modelu, jak i oryginału – szkoda, że nie ma wersji polskojęzycznej. I mamy jeszcze coś, co jednak nie często się spotyka w instrukcjach modeli, a mianowicie wysokiej jakości kilkanaście zdjęć różnych detali oryginalnego pojazdu z numerem 843, czyli bohatera boxartu. Same rysunki techniczne są przedstawione w sposób czytelny, a każdy z osiemnastu kroków budowy przedstawiony jest na osobnej stronie. Wewnątrz jest parę sugestii jakich produktów do budowy użyć – czyli wiadomo, że Ammo. Na ostatniej stronie znajdziemy natomiast reklamę publikacji, które mogą okazać się pomocne przy budowie modelu w skali – no niech będzie – królewskiej.
I wspominane schematy malowań – sugerowany producent farb MIG Productions.. nie nie, żartuję – oczywiście Ammo by Mig.
Wspomniany na początku rewers pudełeczka.
Do malowania można użyć chociażby tego zestawu hiszpańskiego producenta.
I żeby tradycji stało się za dość, słowo końcowe: pomimo paru drobiazgów o których wspomniałem – Brawo Ammo, naprawdę kawał dobrej roboty!
Rafał Buber Kubić
P.S. na portalu znajdziecie również szczegółową relację z budowy tego modelu, przygotowaną przez Kamila