1/72 Z-37A Čmelák – Budowa
Sądząc po komentarzach do recenzji jak i dodatków, Cmelak to samolot nietuzinkowej urody, i albo się go kocha albo jednak nie bardzo. Tak czy inaczej, nie można przejść obok niego obojętnie. Według mnie jest to samolot tak brzydki, że aż ładny (stąd moja biegunowość co do opisu jego walorów estetycznych między recenzją modelu i dodatków). Sprawdźmy zatem czy budowa przynosi nam jakieś niespodzianki, których nie spodziewałem się w recenzji.
Jak już pisałem, aby przebrnąć przez budowę w miarę bezproblemowo musimy się zdecydować na konkretne malowanie, ponieważ determinuje ono opcje montażu na jakie musimy przystać przy kolejnych krokach. Ja wybrałem dość oryginalne, z Benderem z Futuramy na ogonie, w którym zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Dodatkowo, gdy na moim ulubionym forum wypłynęło zdjęcie oryginału, na którym mnogość malarskich ekspresji aż przytłacza swoją nachalnością, wiedziałem, że muszę choć trochę zbliżyć się do tego, co widzimy na fotogramie.
Na pierwszy ogień poszedł fotel pilota. Instrukcja każe nam wyciąć całe oparcie (?!), aby nakleić w to miejsce kalkomanię, ale zdecydowanie chodzi tylko o usunięcie wystającej poduszki pod plecy. Użyłem do tego płaskiego frezu osadzonego w mini szlifierce.
Przed nałożeniem kalkomanii wygładziłem powstałe ostre krawędzie za pomocą zaadaptowanej do celów pilnika zapałki i cienkiego kleju. Małym wiertłem odtworzyłem otwór, przez który przechodzą pasy…
…które zresztą zostały już nadrukowane na kalkomanii co ograniczyło umieszczenie blaszanych zamienników w jakieś frywolnej pozie, ale z drugiej strony uzyskaliśmy efekt cienia. Gdy kalkomania wyschła kilka godzin, zerwałem z niej błyszczący film.
Wnętrze i elementy kokpitu zapodkładowałem czarnym surfacerem od Mr Hobby. Zabrałem się za malowanie, przy czym nie miałem niestety koloru, który Eduard sugeruje do tej wersji malowania. Dlatego wymieszałem sobie coś, co moim okiem było choć trochę zbieżne z tym, co widzimy na dodatkowych blachach. Do podkreślenia szczegółów użyłem gotowego washa od Ammo – blue for panzer gray. Akrylami Vallejo i niebieską Hataką za pomocą pędzla pomalowałem fotel i imitację konstrukcji.
W kolejnym kroku upaćkałem kokpit – za pomocą sproszkowanych suchych pasteli i kredek od AK aplikowanych zmoczonym w wodzie pędzelkiem. Następnie dołożyłem wszystkie niezbędne blachy i dorobiłem gałki z miedzianego drutu. W ten sam sposób powstała imitacja systemu klimatyzacji, w postaci wiatraczka. Konfrontacja z materiałem fotograficznym ujawniła, że blaszki jednak bardziej oddają w swojej przestrzenności to co widzimy w oryginale, dlatego moja obawa o zastosowanie kalkomanii zawarta w recenzji dodatków okazała się płonna. Do przyklejenia wszystkich blach użyłem Ultra Glue od Ammo.
Kabina była gotowa do zamknięcia.
Po wycięciu większych elementów z ramek i wstępnym ich spasowaniu, dało się zauważyć na niektórych krawędziach lekkie wypływki tworzywa, które nie pozwalały domknąć szczelnie połówek. Pozbyłem się ich za pomocą narzędzia Trumpetera, wprowadzonego pod polskie strzechy przez naszego redakcyjnego kolegę Panzera.
W moim egzemplarzu fabryczne linie podziału blach nie chciały się ze sobą zejść w zaprojektowanej dla nich pozycji.
Mogłem to zignorować, zaszpachlować i przeryć je od nowa ale postanowiłem odciąć wszystkie piny ustalające, i ręcznie skorygować pozycję połówek kadłuba, aby linie zeszły się idealnie. Poskutkowało to powstaniem przesunięć w części ogonowej kadłuba i całkiem sporej szczeliny z prawej strony dolnego poszycia.
Część ogonowa nie wymagała uwagi – stateczniki miały wystarczająco luzu żeby ułożyć się w prawidłowej pozycji. Jedynie końcówkę wyprowadziłem na równo za pomocą pilnika.
Szczelinę na spodzie wypełniłem kawałkami hipsu i doszlifowałem do odpowiedniej szerokości.
Po sklejeniu połówek kadłuba, usunąłem wszystkie odlane w tworzywie imitacje rączek i aby nie umknęły mi pozycje ich rozmieszenia. Od razu nawierciłem otwory w które wkleiłem na późniejszym etapie zamienniki wykonane z drutu.
Skoro przy otworach jesteśmy, w tym samym celu (czyli zastąpieniu plastików czy blaszanych odpowiedników kawałkami drutu), część otworów montażowych do elementów plastikowych zaślepiłem wyciągniętymi pręcikami z ramek. Zastana średnica była zdecydowanie za duża. Do tego celu z premedytacją użyłem ramki w innym odcieniu, aby łatwo zlokalizować miejsce do nawiercenia otworu w odpowiednim już rozmiarze.
Za pomocą wyciągniętej ramki dorobiłem też imitację zawiasów na drugiej części zasobnika na chemikalia.
Bliższe oględziny elementów osłony silnika wykazały, że z prawej strony otwór nie ma prześwitu jak jego kolega z lewej. Tu poradziłem sobie skalpelem.
Pocieniłem też wystające końcówki blach, za pomocą małego walcowego pilnika (prawa już po operacji).
Małym wiertłem nawierciłem wydechy, których jeszcze nie odciąłem od ramki. Jedynie termicznie wygiąłem, aby można było nimi lepiej manewrować, po czym używając wiertła jako frezu, lekko rozepchałem po krawędziach (trzeba tu jednak uważać, bo węglik spiekany jest bardzo kruchy i zbyt silny nacisk może doprowadzić do jego złamania) aby otrzymać otwory o zadowalającej średnicy.
Przykleiłem wszystkie elementy do pierścienia, a dopiero później do siebie nawzajem, przy czym nie starałem się jakoś dokładnie ich spasować, ponieważ w rzeczywistości osłony są na zawiasach i po obu stronach unoszą się przy otwieraniu do góry. A że miał to być to raczej spracowany egzemplarz, mogły już tam przecież występować jakieś luzy.
Został do nawiercenia jeszcze jeden element, o którym przypomniałem sobie podczas przeglądania dokumentacji fotograficznej. Użyłem małego frezu kulowego.
Do środka wstawiłem wyciągnięty z ramki kawałek wałka, który posłużył tu za imitację filtra powietrza.
Pozostało wkleić jedynie poprzeczkę domykającą.
Mimo iż była to najcieńsza płytka jaką posiadam, nie wyglądało to dobrze, zamieniłem ją więc na aluminiowe opakowanie po cukierkach
Producent przygotował nam wszystkie elementy sterowe w oddzielnych kawałkach, wypadało więc coś nieco wychylić. Większość zdjęć Cmelaka, jakie przejrzałem, w pozycji parkingowej posiadały niestety jedynie wychylone do góry stery wysokości. Za to jest to część, którą nieco trzeba było poprawić, mianowicie przesunąć dodatkowy spoiler na jego końcu. No cóż dobre i to. Jest to detal na tyle mały, że musiałem użyć narzędzia cieńszego niż standardowa ‘czeska’ żyletka (swoją drogą zwykła, taka do golenia by się pewnie do tego celu też świetnie nadała), żeby szczelina nie była zbyt szeroka. Użyłem fototrawionej piłki od RB i naciąłem poprzeczne krawędzie. Wzdłuż przejechałem ostrzem skalpela i lekko wychyliłem.
Następnie zabrałem się za uzbrajanie płata w pozostałe ruchome elementy. Jak się okazało, imitacje klap wewnętrznych należy wkleić przed sklejeniem połówek skrzydła.
Tak się kończy ignorowanie instrukcji przy budowie. Nie było wyjścia, przestudiowałem ją raz jeszcze i trzeba przyznać, że zaproponowana kolejność budowy jest jak najbardziej optymalna i nie ma tam żadnych pułapek (jeżeli oczywiście będziemy ją czytali uważnie ;)), czy innych niewygodności. Naprawa polegała jedynie na podcięciu przyklejonych elementów, lekkim ich wygięciu i usadowieniu elementów na swoim miejscu.
Zgodnie z oczekiwaniami, krawędź natarcia wymagała znacznych ingerencji szlifierskich. Aby zminimalizować straty na nitach, nakleiłem na nie taśmę maskującą, aby to ona w pierwszej kolejności przyjęła na siebie nieostrożne ruchy pilnika. Szczelinę wypełniłem za pomocą CA aplikowanego cienką igłą do czyszczenia dysz w drukarkach 3D – kolejny patent od redakcyjnego kolegi, tym razem Rhyradera.
Zatarte po szlifowaniu linie podziału na krawędziach odtworzyłem przy użyciu wygiętej piłki od Hasegawy.
Gdy bryła była już gotowa, wkleiłem części z przezroczystego tworzywa i zabrałem się za uzbrajanie Cmelaka w metalową drobnicę. Wkleiłem uchwyty z drutu w nawiercone wcześniej otwory. Dorobiłem stopnie, gdyż uznałem blaszane za zbyt płaskie. Do goleni dokleiłem dedykowane blaszki oraz drucik cynowy imitujący przewody hamulcowe. Chciałem też zmontować żywiczne błotniki, ale doszedłem do wniosku, że proponowany element ma zdecydowanie zbyt dużą objętość. Rozważałem nawet użycie plastikowego oryginału, bo w porównaniu z żywicą nie wyglądał wcale źle. Zdecydowałem się ostatecznie na użycie paska hipsu wygiętego na rącze skalpela.
Choć dla mojego malowania osłony błotnika nie były potrzebne, zwróciłem uwagę na rozstrzał rozmiarowy między blaszką z dedykowanymi do tego modelu akcesoriami, a tą dodawaną do elementów podwozia. Intrygujące. Element fototrawiony, którego zdecydowanie warto użyć, to podest. Jak zresztą wspominałem w recenzji tych blaszek, w porównaniu do tworzywowych elementów to niebo a ziemia.
Zdjęcia na których się wzorowałem pokazują ten samolot z zamontowaną infrastrukturą do oprysków. Co prawda wygląda trochę inaczej niż ta, którą sprzedaje Eduard, ale innej na rynku nie ma – musiało wystarczyć. Żeby zamontować ‘dyspenser’ trzeba wywiercić wcale nie mały krater. Zacząłem od zrobienia otworu prowadzącego niewielkim ;D wiertełkiem, i dokonałem dzieła wiertłem do metalu o średnicy 8mm. Dodatkowe 0,5mm z instrukcji dodałem pilnikiem i sprawdziłem czy żywica się mieści. Wszystko pasowało ładnie na wcisk.
Dla ułatwienia sobie procesu malowania nie wszystkie elementy zostały złożone w całość, etap budowy można było uznać za zakończony.
Łukasz Kulfan
Na opis malowania i weatheringu na tej miniaturze zapraszam do osobnego artykułu
Ładny samolot. W latach ’80 XX wieku widziałem prawdziwego Ćmelaka w akcji. W przeciwieństwie do naszego, dość majestatycznie latającego Dromadera przypominał pasikonika ( wszak masowo bliższy jest naszemu Krukowi) gdy uwijał się nad lasem i polami DDR. Ciekawa relacja z budowy, przyda się taka ,,ściąga” bo zamierzam model tego samolotu ,,nabyć drogą kupna” by uzupełnić kolekcję o symbol miłych wspomnień.
Swoją drogą, jak to jest, że Czesi potrafią zrobić swoje samoloty w miniaturze a my i owszem, mamy kilka sztandarowych ,,ikon” ale nie ma różnych wersji Orlika, Szpaka, Iskierki czy Irydy o Kruku i Dromaderze nawet nie marząc. Przecież mamy się czym pochwalić. Marzą mi się też plastikowe modele Junaka/ Zucha, Żaka, Biesa, M-2, M-4, Wilka/ Lamparta , CSS-12, MD-12 w skali 1:72.
W młodości strugałem precyzyjne modele z balsy które były rozchwytywane przez kolegów modelarzy. Chyba i teraz przyjdzie mi robić to samo, tym razem dla siebie ale naiwnie myślałem, że po ,,przemianach” i tylu latach ,,wolności” rynek zostanie nasycony tym czego na nim brak.
Mamy za to kolejne wersje FW 190 czy Bf 109.
Czy my, Polacy, cierpimy na ,,syndrom sztokholmski”?.
No tak to jest, bo Czesi mają dobrze rozwinięty przemysł modelarski i chło0nny rynek na jego produkty.