1/48 TG-16A USAF Glider
Brengun – BRP48008
TG-16A to tak właściwie, zmodyfikowany odrobinę na potrzeby szkolenia młodych pilotów USAF-u, niemiecki szybowiec DG-1000S, którego Brengun wydał już wcześniej pod numerem katalogowym BRP48006. Jest to dwumiejscowy, kompozytowy szybowiec szkoleniowy nowej generacji przystosowany do akrobacji szybowcowej.
Nowy model różni się od swojego starszego brata wyłącznie obrazkami na pudełku i kalkomaniami. Wypraski, a właściwie jedna wypraska z białego plastiku i kolejna z oszkleniem, są dla obu tych modeli takie same. Dzięki temu będzie można w TG-16A zastosować dwa dedykowane zestawy ulepszające, które zostały wypuszczone na rynek wraz z zestawem DG-1000S. Mowa o maskach oszklenia oraz blaszce fototrawionej zawierającej m.in. alternatywną wersję tablic przyrządów, pasy bezpieczeństwa i mechanizm hamulców aerodynamicznych. Wspomniane dodatki postaram się wkrótce opisać w osobnej recenzji.
Tymczasem przejdźmy do zdjęć modelu.
Całkiem spory, jak na szybowiec, arkusz kalkomanii pozwala na wykonanie jednego z 4 malowań. Niestety producent modelu nie pokwapił się o dodanie jakichkolwiek kalkomanii do kokpitu. Nie ma nawet naklejek ze wskaźnikami do tablic rozdzielczych i o ile się dobrze zorientowałem, aftermarketowa blacha nic z tej kwestii nie zmienia, ale jeszcze to zweryfikuję w recenzji samej blachy. Szkoda.
EDIT: Już wiem, że w zestawie z blachą dostajemy kliszę z imitacją zegarów – szczegółowy opis będzie w recenzji.
Arkusz wygląda całkiem przyzwoicie, za wyjątkiem przesunięć czerwonego koloru, które są zauważalne na amerykańskich insygniach.
Drobne napisy są całkiem czytelne, choć na pewno mogłyby być wyraźniejsze.
Informacja o możliwych malowaniach znajduje się na odwrocie pudełka. Do wyboru są 3 malowania białe (różnią się kształtem i umiejscowieniem oznaczeń) oraz jedno biało-(żółto?)pomarańczowe, do którego nie udało mi się odszukać w internecie nawet jednego zdjęcia poglądowego. Może to i dobrze, bo nie ukrywam, trochę kusiło, a maskowanie tych linii odręcznie na pewno nie byłoby niczym relaksującym 🙂
EDIT: Przed publikacją tego tekstu Sebastian Pluta (pozdrawiam!) niestety mnie uświadomił, że zdjęcia tego pomarańczowego szybowca też istnieją, a co gorsza są w bardzo dobrej jakości, także znów czeka mnie więcej pracy, mniej relaksu… Link dla zainteresowanych tutaj.
Oszklenie mogłoby być lepsze, ale złe nie jest. Zniekształcenia nie są zbyt duże, ale szkło nie jest jednorodne i nie zaszkodziłaby mu delikatna polerka. Oryginał ma owiewki w kolorze “szybowym”, więc po ściemnieniu raczej i tak niewiele będzie widać z zamkniętej kabiny.
Jak na szybowiec przystało, nie jest to zbyt wyrafinowana konstrukcja. Cały model mieści się na jednej ramce, z czego największą powierzchnię zajmuje kadłub, skrzydła i statecznik poziomy. Większość drobnych elementów (a jest ich niemało, jak na ilość miejsca w ramce) instrukcja nakazuje zignorować, ponieważ są to głównie elementy chowanego podwozia, z którego amerykanie postanowili w swojej wersji zrezygnować.
Generalnie opis budowy całego modelu jest zawarty na dwóch stronach, co sugeruje, że na upartego, jest to model na jeden weekend i tylko przy założeniu, że zależy nam na uzyskaniu ładnej powierzchni lakierniczej. W innym przypadku budowa powinna się zamknąć w jednej niedzieli z uwzględnieniem przerwy na rosół, schabowego, kościółek i Familiadę.
Z samej instrukcji można “wyczytać”, że producent modelu miał mówiąc kolokwialnie wywalone na estetykę wnętrza modelu. Poza wspomnianym już brakiem kalkomanii dla zegarów, brakuje też charakterystycznych materiałowych wyściółek siedzisk. Ostały się natomiast zagłówki. Widać, że kokpit został stworzony pod jakość oszklenia, czyli że najlepiej go zamknąć.
Biały plastik nie jest najwygodniejszy do fotografowania, ale postaram się przedstawić kilka detali z kokpitu. Na pewno będzie się to lepiej oglądało przy okazji relacji z budowy już po podkładzie.
Na zewnątrz wizualnie model wygląda poprawnie, choć jak na prawie zerowy poziom skomplikowania bryły, jest się tutaj do czego przyczepić. Skrzydła zostały odlane w jednym kawałku i z pewnością będą wymagały szpachlówki, ponieważ na ich powierzchni są widoczne gołym okiem miejscowe skurcze plastiku. Krawędź spływu również będzie wymagała kosmetycznej poprawy, gdyż jest ona… średnio prosta.
Chybiony jest moim zdaniem pomysł łączenia skrzydeł z kadłubem, wg którego ma do tego wystarczyć ledwo wystający plastikowy wpust. Takie łączenia dają radę przy statecznikach w modelach Eduarda, ale przy ponad 15-centymetrowym, pełnym skrzydle może być odrobinę gorzej. Ja na pewno zdecyduję się tutaj na jakiś rodzaj usztywnienia w postaci bagnetu.
Na deser zostawiam zdjęcie kół. Niestety wersja amerykańska korzysta z koła stałego, częściowo zabudowanego, czyli tego po lewej stronie:
Tyle na dziś. Zapraszam wkrótce na recenzję dodatków do tego modelu oraz relację z jego budowy.
Kamil Trembacz
Zestawy przekazane do recenzji przez firmę Brengun