1/48 AH-1G Cobra
‘Over Vietnam with M-35 Gun System’ Hi-Tech Kit
Special Hobby No. SH48230
Od momentu recenzji tego zestawu upłynęło już sporo czasu, zatem bez większych słów wstępu przejdę do sedna sprawy i od razu potwierdzę to co tam pisałem. Model wygląda dobrze nie tylko w pudełku, ale co bardziej istotne prezentuje się bardzo dobrze na poszczególnych etapach klejenia. No dobra, zacznijmy jednak standardowo od warsztatu.
Pierwsze kroki jakie poczyniłem jeszcze przed wzięciem ramek w dłoń to dokładna analiza tego, które z dostępnych dodatków będę wykorzystywał podczas budowy. Ogólny kierunek jaki obrałem, to użyć jak najmniej elementów z poza pudełka i zbudować śmigłowiec głównie w oparciu o to co zaproponował producent. Oczywiście sztywno nie trzymałem się tej idei i już na samym początku postanowiłem podmienić panele przyrządów w kokpicie. Czemu? Może z lenistwa – skoro miałem gotowce nie chciałem tracić czasu na dodatkowe malowanie tych wszystkich kropek i kresek. Aby wspomniane naklejki leżały odpowiednio równo musiałem zeskrobać i wyciąć to wszystko co mogło w przyszłość mi przeszkadzać.
Następnie zabrałem się za przyklejenie kilku niezbędnych na tym etapie żywicznych elementów wyposażenia kokpitu. Kiedy miałem już je wklejone złożyłem do kupy obydwa fotele.
Gdy można było zacząć pierwsze kolorowanie przyszła pora na wybór koloru bazowego. Padło na Gunze c317…
… którą dla ciekawszego efektu rozjaśniłem używając jasno szarego C337.
Kiedy główny kolor był już na miejscu, przyszła pora na montaż wszystkich pozostałych żywicznych elementów, które ze względów na ryzyko uszkodzenie jeszcze nie zdarzyłem przykleić.
Samo obrobienie części z druku 3D nie jest tak oczywiste, ponieważ pomarańczowy kolor mocno utrudnia rozpoznanie, które drobiazgi to przysłowiowe śmieci i trzeba je odciąć. Tutaj było tylko kilka elementów, gdybym jednak miał ich sporo więcej, zdecydowanie na sam początek pomalowałbym je jakimś łagodniejszym dla oka kolorem.
Jeśli chodzi o spasowanie części to muszę przyznać, że nie ma się czego przyczepić. Wszystko ładnie pasuje bez zbędnych prac z pilnikiem w ręku. W tym momencie warto zaznaczyć, że model jest tak dopracowany, iż wszystkie elementy łączyłem jedynie penetrującym klejem Extra Thin Cement.
Tak jak na początku wspominałem, miałem do dyspozycji zestaw Eduard Space. Produkcja tego typu dodatków zdecydowanie ułatwia modelarskie życie. Oczywiście jest się do czego przyczepić, ponieważ odwzorowanie tablic przyrządów w tym przypadku nie jest najlepsze. Osobiście powycinałem jedynie małe boczne panele, główne tablice to elementy pudełkowej blaszki fototrawionej.
Po namoczeniu w wodzie wszystkie panele suszyły się na kawałku tektury po czym przy pomocy kleju Ultra Glue przykleiłem je w odpowiednie miejsca.
Po pomalowaniu detali całość zabezpieczyłem matowym lakierem.
Następnie zapuściłem ciemno szarego washa oraz przetarłem sreberkiem metodą suchego pędzla.
Kiedy już cały kokpit był gotowy, nastąpiły przymiarki do połówek kadłuba.
Ku mojemu zadowoleniu wszystko ładnie pasowało.
Przed sklejeniem obu połówek kadłuba szybko i niechlujnie pomalowałem jeszcze wewnętrzne strefy znajdujące się nad silnikiem, a następnie pobrudziłem brązowym washem. Finalnie i tak nic nie widać co się tam znajduje, nie mniej jednak chwila moment i wszystko mamy tak jak powinno być.
Długo szukałem w internecie zdjęć obrazujących maszyny z okresu wojny w Wietnamie, zwracając szczególną uwagę na dodatkowe boczne osłony. O ile wiem, że ten górny element występował w egzemplarzach z działkiem M35 i pełnił funkcję ochronną dla elektroniki przed zbytnim nagrzaniem, to nie byłem przekonany czy na pewno powinienem wkleić również drugi dolny panel. Ufając producentowi w sumie w ciemno wkleiłem go, ale czy zrobiłem dobrze nie jestem pewien do tej pory.
Ponieważ podczas szlifowania udało mi się co nieco zepsuć, postanowiłem z kawałka cienkiej tekturki odtworzyć mała stratę.
Dolną cześć belki ogonowej zwaloryzowałem za pomocą dwóch części zapożyczonych z blaszki Eduarda 491279. Były to jedyne elementy, których użyłem z tego zestawu, moim zdaniem najbardziej wzbogacające model.
Z racji, że skrzydła na których maszyna przenosi uzbrojenie idealnie pasowały do kadłuba, postanowiłem przygotować je osobno i wkleić je pod koniec budowy. Dzięki czemu zyskałem większe pole manewru podczas malowania oraz brudzenia maszyny.
Żeby nie było, że nie ma się do czego przyczepić – prawy zbiornik amunicji wymagał delikatnej korekty. No cóż, przy produkcji nastąpił delikatny skurcz formy. Ale to właściwie jedyny mankament, z którym musiałem zmierzyć.
Ostatnim etap klejenia bryły to oszklenie. W sumie jest to dość istotny punkt tego modelu, ponieważ stanowi duży procent ogółu. Ponadto, przez te ogromne szyby widać w zasadzie wszystko, co zawiera wnętrze kokpitu. Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że maski które były w zestawie tak jakby nie do końca pasują (to te po lewej). Szybko więc wyciągnąłem zachomikowany zestaw Eduarda, który w zasadzie niczym mnie nie zaskoczył – po prostu siadł we właściwym miejscu idealnie.
Praktycznie idealnie pasowało również, złożone na sucho oszklenie.
Moje zaskoczenie tym większe, że w sumie składa się aż z 5 części. Po analizie kolorowych zdjęć ”Cobry” przeszedłem do etapu malowania. Elementy ruchome, stanowiące zarazem drzwi dla załogi fabrycznie malowane były na od wewnątrz na żółto. Pewnie dla tego żeby, chłopaki w razie nieprzewidywanych wydarzeń nie zapomnieli która strona się ewakuować.
W pierwszej wersji plan był taki, że zrobię model z uchylonym oszkleniem. Dlatego też pewne części przykleiłem na stałe, te które zaś miałem później otwierać jedynie delikatnie podkleiłem ażeby przez przypadek nie odpadły podczas malowania. Już teraz przyznam się, że cały plan spalił na panewce. Ponieważ kiedy popatrzyłem na gotowy model śmigłowca szybko zrozumiałem, że cały jego urok stanowi aerodynamiczna ciut zadziorna sylwetka, a wystające na boki drzwi burzą tę harmonię i cały odbiór gotowego modelu.
Po zamaskowaniu maskolem oszklenia całość zapodkładowałem podkładem od Gunze, …
…który uświadomił mi, że miejscami mam zbyt delikatne linie podziału. Krótka chwila z piłką żyletkową załatwiła ten problem.
Aby uzyskać przed etapem malowania efekt gładkiej powierzchni, często przecieram model twardą szczotką. Przy okazji pozbywam się tym sposobem wszelkich nie potrzebnych paprochów.
W miedzy czasie powstawał wirnik główny. Niestety jak u większości producentów modeli śmigłowców tak i tutaj zwis łopat zdecydowanie jest za słaby. Mocno uważając, żeby nie złamać żadnej postanowiłem troszeczkę je poprawić.
Gdy geometria łopat nieco się poprawiła, przyszła pora na malowanie.
Aby delikatnie nadać efekt zużycia, postanowiłem mocniej wycieniować czarny kolor.
Na koniec washe, na ciemnych łopatach jasny beż, na wirniku brąz i czerń.
Wymieniłem również ”sztycę” u nasady wirnika – element plastikowy zamieniłem kawałkiem igły. Aby na koniec uwiązana łopata nie wyginała do tyłu całej konstrukcji, ową sztycę wkleiłem pod delikatnie mniejszym kątem niż 90 stopni.
Malowanie, czyli coś co lubię najbardziej. Choć wydaje mi się, że w tym przypadku ciut przekombinowałem, bo pewnych smaczków na koniec porostu nie widać. No, ale nie czas się tu użalać nad sobą. Zacznijmy od początku. Po pomalowaniu modelu podkładem przyszła pora na preshading. Na pierwszy ogień poszedł beż po nim wkroczyła biel.
Dla wzmocnienia pewnym szczegółów ostatnim kolorem jakiego użyłem była czerń.
Jak mantrę zawsze będę powtarzał: podstawą malowania kamuflażu są cienkie warstwy kolejno nakładanej farby! W tym wypadku, na główny kolor wybrałem Gunze C038 Olive Drab. Po naniesieniu pierwszej warstwy, w sumie mógłbym kończyć. Niestety pustynny kamuflaż w przypadku wersji ”G” odpada.
Budujemy kolor nakładając koleją warstwę farby. Poniżej małe porównanie.
Oczywiście główna zasada jest taka, że ilość farby nie jest proporcjonalnie równa na całej powierzchni. Cały trik polega na tym by pewne elementy, panele zamalowywać bardziej lub mniej intensywnie.
Na koniec, uciekając trochę odcieniem w stronę zieleni, całość trysnąłem zielonym C136.
Teraz będzie o tym, że warto weryfikować to, co piszą lub pokazują instrukcjach. Niestety rutyna zjadła mnie i w ciemno wkleiłem ogon z tylnym wirnikiem po prawej stronie. Jakże byłem zły na siebie, gdy odkryłem, że maszyna, którą pilotował Rady Zahn była “lewo-wirnikowa”. Nie będę opisywał tutaj swojej reakcji, no cóż życie. Przez swoją nieuwagę zafundowałem sobie dwie godziny roboty extra.
Na zdjęciach oryginału “Cindy Ann” widać, że oblamówka wokół ram oszklenia jest ciemniejsza od reszty. Ciężko było mi wywnioskować czy chodzi o kolor czarny czy może powinienem zastosować ciemną zieleń. Nie do końca pewny czy robię dobrze wybrałem pierwszy wariant.
Kiedy przyszła pora na wklejenie lotek zrozumiałem, że aby je odpowiednio pochylić i nie było widać dziur otworu montażowego, należy wcześniej ich cześć zaszpachlować. Szkoda, że nie pomyślałem o tym wcześniej. Teraz, aby nie zabrudzić modelu szpachlówką, zamaskowałem zieloną część belki ogonowej.
Przed naklejeniem kalkomanii model pokryłem błyszczącym lakierem. Same kaleczki nie sprawiły żadnego problemu i po chwili śmigłowiec zyskał swój drapieżny “uśmiech”.
Dalsza modulacja koloru to efekt zastosowania kredek od AK interactive.
Przed…
… i po.
Jasną kredka przetarłem też wystające krawędzie niektórych elementów, a ponadto zasymulowałem też kilka smug.
Nadeszła pora aby zapuścić washa. Aby uniknąć brązowego filtra, specyfik delikatnie zapuściłem tylko we wszelkie zakamarki i zagłębienia modelu.
Ponieważ wcześniejsze zabawy w smugi dały zadowalający efekt, mówiąc kolokwialnie – poszedłem na całość.
Oczywiście później trzeba było sporo tych moich mazajów wytrzeć tak, aby został optymalny wygląd eksploatowanej maszyny.
W tak zwanym miedzy czasie również trzeba było wykonać uzbrojenie. Ponieważ miałem możliwości montażu żywicznego zestawu firmy CMK, nawet przez chwilę nie oglądałem się na plastikowy odpowiednik leżący w pudełku. Żywiczne działko M35 jest po prostu zdecydowanie lepiej wykonane. Bardzo ucieszył mnie również fakt, że Special Hobby umożliwia wykonanie modelu śmigłowca w wersji z dwoma działkami M28 w obrotowej wieży. Standardowo powinien po lewej stronie znajdować się bodajże granatnik, ale cześć maszyn. w tym moja, miało ciut odmienny zestaw uzbrojenia podstawowego. Po pomalowaniu tych części czarnym połyskiem, przetarłem wszystko na sucho srebrną farba oraz użyłem pigmentu A.Mig Gun Metal.
Na podstawie kolorowych zdjęć pomalowałem również pozostałe uzbrojenie, cały czas wzorując się na konkretnym schemacie ze zdjęcia.
Dla pewnego podkreślenia i kontrastu przyszła pora na jak ja to nazywam ”ciemny weadering”. Czyli czerń oraz ciemne brązy. Oczywiście, jak wszystko na tym etapie – punktowo oraz wybiórczo.
Wisienką na torcie było zastosowanie na sam koniec preparatu Mig Wet Effects. Błyszczące plamy na tle półmatowej maszyny jeszcze bardziej nadały przestrzennego odbioru, co sprawiło, że jeszcze bardziej model nabrał realiów maszyny walczącej w konflikcie.
Tak jak wspomniałem wcześniej zaplanowałem uwiązać jedną łopatę wirnika do belki ogonowej. Do tego celu potrzebowałem odpowiedniej liny. Wykonałem ją z kawałka sznurka od herbacianej saszetki. Oczywiście dla uzyskania skali skorzystałem tylko z jednej z dwóch plecionek. Wcześniej jednak, aby pomalować go na mniej więcej odpowiedni kolor wykonałem specyficzne parzenie w czerwonej farbie.
Czerwone światło pozycyjne po wklejeniu pomalowałem przezroczysto-czerwoną farbą clear red.
Na sam koniec zostawiłem sobie montaż świateł na końcu belki ogonowej. Pudełkowe były zdecydowanie za małe, jak na moje manualne możliwości, dlatego też wykonałem sobie nowe. Wyciągnięty nad płomieniem kawałek przezroczystej ramki wkleiłem w odpowiednie miejsca, a następnie odpowiednio przyciąłem. Zostawiając ok 1.5 milimetrową końcówkę.
Takim to sposobem powstał kolejny z moich modeli.
Podsumowując napisze to samo, co umieściłem na samym początku tego artykułu. Zestaw jest naprawdę wart polecenia i jestem przekonany, że nawet mniej wprawiony modelarz jest w stanie z zawartości pudełka zbudować fajny model śmigłowca bez większych problemów, co w przypadku budowy ”wiatraków” nie jest już takie oczywiste.
GALERIA
Albert Grzywa