1/48 F-35A Lightning II – Dodatki i waloryzacje
do modelu Tamiya
Nie trzeba było czekać długo po premierze tamkowego F-35A, recenzowanego przez Kamila, na wysyp dodatków Eduarda. Niby każdy się ich spodziewał, jednak czeski producent tym razem zaskoczył ilością. Bo można wręcz mówić o deszczu blaszek, żywic i masek, jakie w ostatnich miesiącach trafiły do modelarskich sklepów.
O żywicznych aftermarketach napisałem w oddzielnej recenzji, tutaj skupiam się na całej reszcie dodatków – bardziej jednak podstawowych. A jest ich naprawdę niemało.
1/48 F-35A RAM coating EARLY
Eduard – EX931
1/48 F-35A RAM coating LATE
Eduard – EX924
Na początek, bo w końcu nie każdy interesuje się współczesnym lotnictwem wojskowym, warto napisać o co chodzi z tym maskowaniem w wersji wczesnej i późniejszej. Myśliwce F-35, od samego początku produkcji wyróżniały się specyficznym kamuflażem. O ile sama powłoka lakiernicza była ciemnoszara, tak RAMy (Radar Absorbed Materials), czyli wypukłe kanciaste kształty na powierzchni kadłuba, były już w kolorze kontrastowej jasnej szarości. I każdy modelarz który skleił i próbował pomalować te kształty, wie jaką tytaniczną i mozolną pracą jest ich maskowanie. Na rynku szybko pojawiły się zestawy masek do tego celu, z reguły jednak trzeba było je sprowadzać z zagranicy na własną rękę. Ale do brzegu.
Wczesne wersje F-35 (bez względu na wersję), tak mniej więcej do 2021 roku, charakteryzowały się właśnie tymi jasnymi kształtami RAM. To dla nich jest wersja masek „early”. Wersja „late” to zestaw dla najnowszych wersji myśliwca, gdzie niemal wszystkie wypukłości są już w kolorze powłoki lakierniczej, czyli ciemnoszare, niekontrastowe, a jedynie część odróżnia się jaśniejszym kolorem. Stąd i masek jest tu znacznie mniej niż w zestawie „early”. I tak, polskie Lighteningi będą w wersji „late”, gdyby ktoś planował już teraz zgromadzić zapas koniecznych dodatków. Gdyby jednak ktoś chciał się pokusić o kupno omawianych zestawów „na zaś”, to warto sprawę przemyśleć.
Otóż Eduard trochę mnie zaskoczył. W przeciwieństwie do ich standardowych zestawów masek, te do F-35 wycięli nie w żółtym papierze Kabuki, ale w czarnej folii winylowej. Wizualnie ta folia bardzo przypomina tę którą używa np. Montex to swoich produktów, ale oznaczenia na papierze podkładowym wskazują że nie jest to Oracle 640 jaką z reguły używa polski producent. Jeśli jednak folia eduardowskich masek ma podobne właściwości, to znaczy że po kilku miesiącach od produkcji zacznie się kurczyć. Co może (ale nie musi) sprawić że w jakiejś części mogą one nie pasować do maskowanych kształtów. Nie muszę chyba dodawać, że gdyby były wycięte z papieru Kabuki, to problemu by nie było.
Same maski, jak to u Eduarda, są zrobione starannie, i obejmują wszystkie mniej i bardziej skomplikowane kształty jakie znajdziemy na powierzchni modelu Tamiya. Nie ma tu naturalnie masek do owiewki, zasobnika celowniczego czy kół, ale od tego są zestawy opisane poniżej. Wszystko to jest uzupełniane bardzo starannymi i dokładnymi instrukcjami, pokazującymi jak to wszystko nakładać.
1/48 F-35A – Maski TFace
Eduard – EX922
1/48 F-35A – Maski
Eduard EX921
Tutaj wracamy do sprawdzonych i dobrych materiałów, czyli papieru Kabuki z którego Eduard wykonał omawiane produkty. Zestawy do F-35 są dwa, jak to już od kilku lat Czesi mają w zwyczaju robić. Przy czym nawet prostsza, zwykła wersja masek jest wcale bogata. Dostajemy je nie tylko do kół i owiewki, ale także do wszystkich misternych i drobnych kształtów, jakie w modelu Tamiya trzeba zamaskować. Mówię tu głównie o charakterystycznym zasobniku celowniczym EOTS, którego osłonka składa się z wielu kanciastych „szybek”. Amerykański myśliwiec ma jednak także sporo sprytnie poukrywanych innych sensorów, do osłonięcia których służą pozostałe, drobne maski w zestawie. I dobrze że są, bo te niewielkie kształty nie są łatwe do samodzielnego wycięcia. Tak szczerze mówiąc, to zestaw zawiera w praktyce dokładnie to samo co znajdziemy w pudełku z modelem, tyle że Tamiya, z przyczyn których pewnie nigdy nie odgadnę, swoje maski jedynie drukuje na samoprzylepnym papierze i trzeba je wycinać samodzielnie. Co większego sensu dla mnie nie ma.
Zestaw TFace, odrobinę bogatszy, różni się tylko i jedynie maskami do wnętrza owiewki, reszta kształtów jest dokładnie ta sama. Oba produkty, jak zawsze zresztą, uznać należy za bardzo przydatne narzędzia do budowy modelu.
1/48 F-35A Zoom
Eduard – FE1332
1/48 F-35A – seatbelts STEEL
Eduard FE1333
Blaszki w wersji Zoom, to od bardzo dawna zestawy, które moim zdaniem w niewielkim stopniu mają sensowne zastosowanie w modelach. Szczególnie w tak dobrych jak F-35A Tamki. Bo nie wspominałem wcześniej, że w moim mniemaniu zestaw japońskiego producenta to jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy model współczesnego odrzutowca w 1/48. Szczególnie dotyczy to detali, które miejscami potrafią wzbudzić podziw. Tak jest też w kabinie myśliwca, pełnej misternych szczegółów. Dlatego wydaje mi się, że spiłowywanie tych pięknych detali żeby w ich miejsce wklejać płaskie blachy, do tego okraszone wciąż widocznym rastrem, dużego sensu nie ma. Do tego wszystkiego Eduard wyprodukował blaszkę bardzo małą, ze stosunkowo niewielką ilością części. Dostajemy niemal wyłącznie ekrany monitora oraz boczne panele. Reszta to jakieś drobiazgi, jak pedały, czy robione ewidentnie na siłę blachy wzbogacające detale podłogi, czy bocznych ścian kabiny. Jedyna rzecz godna zastosowania z tego zestawu to blaszki z ekranem monitora. Są dwie, do wyboru: granatowa imitująca wyłączony ekran, i druga z naniesionymi imitacjami wyświetlanych elementów systemów pokładowych. I tutaj Czesi się postarali, bo oba ekrany są ładne i błyszczące (niemal jak szklane), nadruk na „włączonym” jest bardzo delikatny i pełen szczegółów. W zasadzie lepiej to wygląda niż zestawowa kalkomania w pudełku z modelem.
Jeśli mowa o ubogich w zawartości blaszkach, to nie można nie wspomnieć o drugim zestawie Eduarda, czyli pasach do fotela. Całe 8 detali to – przyznacie – nie jest dużo, ale Czesi dali radę zrobić z tego osobny zestaw. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że Tamiya, jak to ma w zwyczaju, pasy do fotela załączyła w postaci kalkomanii, kupno takiego produktu ma jakiś sens. Szkoda tylko że Eduard pasy te robi zdecydowanie za szerokie, jeśli brać pod uwagę skalę. Druga wada, to jakieś dziwaczne kształty samych blaszek. Nie wiem dlaczego producent po prostu nie zrobi prostych pasów ze sprzączkami, które modelarze poukładają i pozaginają sobie w modelu według własnego gustu i umiejętności. Tymczasem dostajemy blaszki w kształtach przypominających złote łuki McDonaldsa, z którymi tak do końca nie wiadomo co zrobić. A na pewno będzie je trudno realistycznie wygiąć i ułożyć na fotelu.
1/48 F-35A SPACE
Eduard – 3DL48109
1/48 F-35A LööK
Eduard – 644203
Nigdy nie lubiłem produktów LööK Eduarda, bo po prostu z reguły wyglądały fatalnie. W przypadku tablicy pilota do F-35 jest jednak inaczej – odrobinę lepiej. Ale nie aż tak dużo lepiej. Zestaw zawiera wspomniany IP (Instrumental Panel) plus opisywaną już wcześniej blaszkę z pasami. Ta ostatnia ma inne oznaczenia, ale układ i zawartość jest identyczna z FE1333, za wyjątkiem dodanych dwóch dźwigni, przeznaczonych dla wspomnianej tablicy. A ona sama nie wygląda źle. Co prawda jakość przycisków przypomina bardziej edkowe blaszki, tak już sam wyświetlacz jest dużo ładniejszy i bardziej czytelny. Gorzej za to wygląda kolor samej tablicy, bo błękitna szarość nie bardzo przypomina kolor prawdziwego kokpitu. LööK wciąż nie dorównuje oryginalnym częściom Tamiya, ale może ktoś się skusi.
Lepiej za to wypada zestaw Space, czyli trójwymiarowe kalkomanie. Pakiet w dużej części zawiera odpowiedniki blaszek (wygląda na to że to ten sam projekt cyfrowy: blaszek i kalkomanii), czyli znowu mamy ekran wyświetlacza, panele z przyciskami czy elementy podłogi kokpitu. Widać niestety raster, choć stosunkowo drobny. Szczególnie drażniący na jasnych i gładkich powierzchniach. Może da się go choć częściowo zamalować, wtedy efekt całości powinien być trochę lepszy. Przyciski są dość wyraźne i wystające, jednak cały efekt psuje dość chropowata (ale paradoksalnie – błyszcząca) i przez to skrząca się odblaskami czarna powierzchnia teł. Gdyby te tła były po prostu gładkie, efekt byłby o niebo lepszy. Tutaj każdy sam musi zadać sobie pytanie czy warto zamienić zestawową kabinkę na takie naklejki. Całość uzupełniana jest znowu tą samą blaszką z pasami do fotela.
Dariusz Żak
P.S. Jak pisałem we wstępie, prócz powyższych zestawów, Eduard wydał też kilka kompletów żywic – może nie tak niezbędnych, co jednak wartych uwagi – o czym przeczytać można w osobnym artykule
Zestawy przekazane do recenzji przez firmę Eduard