1/48 F-35A Lightning II – Dodatki i waloryzacje
O co drobniejszych dodatkach do tamkowego F-35A pisałem w poprzednim tekście
Teraz czas na samo mięsko. Czyli żywiczne i bardzo konkretne aftermarkety.
Zacznijmy od dyszy silnika.
1/48 F-35A exhaust nozzle – PRINT
Eduard od pewnego czasu wręcz szaleje, wypuszczając całą masę drukowanych żywic. Jednak same dysze silników do współczesnych myśliwców w ofercie Czechów nie występowały do niedawna zbyt często. Czy jest to zmiana stała, czy tylko okazjonalne produkcje, czas pokaże.
Czy dysza do F-35A to dodatek potrzebny? I czy udany?
Nawet bardzo.
Otóż Tamiya zestawową dyszę silnika Pratt & Whitney F135 była uprzejma, z przyczyn technicznych, pociąć na kawałki. Nie jest to nic nowego w modelach jetów, ale mimo wszystko odrobinę utrudnia to malowanie i sklejanie tej charakterystycznej części samolotu. Same lamelki, sklejane z warstwy zewnętrznej i wewnętrznej to już całe 10 części.
Eduard zaś daje nam jedną, za to wysokiej jakości. Krawędzie lamelek są ostre i cienkie, mnóstwo detali widać na zewnątrz i w środku, włącznie z wiernie odtworzonymi warstwą ceramicznej powłoki wewnętrznej.
Sama dysza zaprezentowana jest w wersji otwartej i jak widać na zdjęciach, bardzo to efektowna poza. Żeby jednak nie było idealnie, na powierzchni widać – może niezbyt wyraźnie, ale jednak – ślady warstw druku, pewnego rodzaju „słoje”. Nie są przesadnie widoczne, ale jednak są. Czy znikną pod podkładem, czy konieczne będzie delikatne szlifowanie, to się okaże.
Za to bardzo efektownie wyglądają elementy w przestrzeni między lamelkami, sprawiając wrażenie znacznej złożoności tego dodatku. Siłą rzeczy, Tamiya tak efektownej konstrukcji nie była w stanie odlać z plastiku. Ograniczenia technologii, które w druku 3D w praktyce nie istnieją.
Poza samą dyszą, w pudełku znajdziemy naturalnie cały komplet tej strony silnika F135. Czyli kanał wylotowy, reduktor płomienia i turbinę. Dobrze, że to wszystko występuje jako oddzielne części, co ułatwia malowanie. Poszczególne elementy są wydrukowane w sposób przemyślany, ułatwiający ich ocięcie od podpór, jak i zabezpieczający przed przypadkowym połamaniem. W efekcie otrzymujemy bardzo ładny, misternie wykończony dodatek, zdecydowanie zdobiący nasz model Lightninga.
Każdy modelarz lotniczy wie dobrze, że jednym z najgorzej odtwarzanych w plastiku elementów modelu samolotu jest fotel. A współczesny fotel wyrzucany to już w ogóle. Wynika to głównie ze skomplikowanej budowy takiego urządzenia, którą trudno odtworzyć metodą wtryskową. Dlatego warto używać foteli żywicznych. Eduard taki fotel do F-35 zrobił, i jest to zaskakująco udana konstrukcja.
1/48 F-35A ejection seat – PRINT
Przede wszystkim fotelik jest mocno pocięty technologicznie. Dostajemy wydrukowane oddzielnie ramę, poduszki, zagłówek a nawet stelaż do którego jest mocowany w kokpicie. Jako oddzielne części Czesi wydrukowali nawet awaryjną butlę z tlenem, czy zatrzask pasów pilota.
Oczywiście nie każdy lubi składać taki, w sumie niewielki, element modelu, z takiej ilości drobnych kawałków. Ja jednak jestem zwolennikiem takiego podziału technologicznego. Dużo łatwiej jest mi malować, cieniować czy brudzić np. poszczególne poduszki, a potem to wszystko skleić, niż bawić się w maskowanie i malowanie poszczególnych części (lubię takie rzeczy malować aerografem, nigdy pędzlem). Dodatkowo Eduard pokusił się, i wyszło mu to bardzo dobrze, żeby odtworzyć dość wyraźne fałdy na siedzisku, czy zagłówku pilota. Co mocno podbija realizm, rzecz jasna. Druk wszystkich części jest bardzo misterny, a poziom zdetalowania niezwykle zaawansowany. Mam tylko obawy, czy te drobne części podczas usuwania podpór, nie będą chciały się połamać. No ale coś za coś.
Zestaw jest naturalnie wzbogacony o pasy uprzęży i wcale niemały arkusik z kalkomaniami. Niestety pasy są paskudne, bo to ten sam zestaw, jaki znajdziemy w innych blaszkach czy lookach tego producenta do F-35A Tamki. Nie ma ideałów. I szczerze mówiąc – mam poważne obawy, czy te pasy nie zepsują całego efektu.
Na koniec koła:
Koła jak to koła, są trzy i każde odlane w całości, w przeciwieństwie do kół zestawowych, które Tamiya każe montować z dwóch połówek. Takiej skrajności, jak u Eduarda też jednak niezbyt lubię, bo wolę gdy te elementy modelu są podzielone na osobne opony i felgi. Łatwiej jest mi to malować i brudzić. Naturalnie producent dołączył do zestawu maski wycięte w papierze Kabuki. Same koła są dobrze odlane (bo to tym razem zwykły odlew, nie druk 3D). Tradycyjnie widać już na oponach napisy i logo producenta – Michelin. I te napisy są nieprzesadzone, co ważne, bo w końcu takie wytłoczenia na prawdziwych oponach są stosunkowo niewystające ponad powierzchnię gumy, więc w ich modelu w 1/48 powinny być bardzo subtelnie odtworzone. I takie są.
Opony, zarówno te do głównego jak przedniego podwozia, mają realistyczne oddane ugięcia, nie za duże nie za małe. Czyli to trzeci dodatek do rzeczonego myśliwca, który warto użyć.
Dariusz Żak
Zestaw przekazany do recenzji przez oraz Eduard