1/32 Hawker Hurricane Mk IIb
Revell – 04968
Hurricane nie jest samolotem ukochanym przez producentów modeli, szczególnie w skali 1/32. Do niedawna, jedyną opcją w tym temacie były short-runy Fly. Dlatego zapowiedź Revella, zwiastująca pojawienie się pierwszego “wielkoseryjnego” Hurricane w tej skali, w swoim czasie wzbudziła sporo oczekiwań. Model jest już na rynku od blisko roku, ale dopiero teraz trafiła mi się okazja, aby przyjrzeć mu się bliżej.
Pudło jest pokaźne, a zdobiąca go ilustracja całkiem atrakcyjna.
Modelarze zaznajomieni ze skalą 1/32 niewątpliwie mogą być zaskoczeni anonsowaną na froncie pudełka niewielką liczbą elementów, oraz – co wydaje się mocno z tym faktem kontrastujące – stopniem skomplikowania budowy, ocenionym przez producenta na maksymalny. Pożywiom, uwidim…
Tył pudełka jest równie kolorowy i atrakcyjny, zawierając mniej lub bardziej przydatne informacje (np. potrzebne do budowy modelu kolory farb z palety Revella). Są tu również zdjęcia modelu testowego oraz wyjaśnienie, dlaczego przypisano mu piąty poziom trudności.
Na tym kończy się to dobre, co można powiedzieć o opakowaniu. Pewne rzeczy na tym świecie są niezmienne – Revell ciągle używa tych znienawidzonych przez modelarzy otwieranych z boku pudełek , na dodatek z cienkiego i miękkiego kartonu. Nie polecam składowania Revelli na dole piramid magazynowych.
Ale najważniejsze jest oczywiście to, co znajdziemy w środku pudła, czyli model. Części plastikowe podzielone są na osiem ramek z jasnoszarego (a właściwie prawie białego, mało niestety fotogenicznego) plastiku oraz jedną przeźroczystą.
Pozornie duża liczba ramek wynika tak naprawdę tylko ze specyficznego podziału technologicznego. Połówki kadłuba są po prostu oddzielnymi ramkami, podobnie jak lewe i prawe skrzydło.
Reszta części nieprzeźroczystych jest już umiejscowiona na czterech większych, klasycznych ramkach.
Części przeźroczyste zgrupowane są na jednej, niezbyt dużej ramce. Zawiera ona dwie wersje osłony kabiny z wiatrochronem (dzieloną do wersji otwartej i jednoczęściową dla zamkniętej), sufit komór podwozia głównego (w ten sposób rozwiązano kwestię przeźroczystych okienek do obserwacji podwozia i gruntu), oraz osłony reflektorów i świateł pozycyjnych.
Grubość ścianek limuzyny jest niewielka (co oczywiście ułatwia skala modelu, a więc spore rozmiary tych elementów).
Przejrzystość oszklenia jest więcej niż dobra, choć polerka bardzo tu się przyda, ponieważ oszklenie ma lekkiego, ale jednak “baranka”.
To, co Revell zaoszczędza na niepraktycznym pudełku, wydaje na szczęście na instrukcję. Ta ma grubość solidnej broszury (36 stron!), a wydrukowana jest w pełnym kolorze na kredowym papierze.
Dzięki takiej objętości montaż mógł być podzielony na wiele drobnych kroków, co powinno ułatwiać budowę, szczególnie poczatkującym modelarzom. Zdecydowanie nie ma tu tendencji spotykanej u niektórych producentów, których instrukcje wydają się mieć ambicje bycia testami do Mensy, w wyniku upychania na pojedynczej ilustracji więcej informacji, niż może się tam zmieścić.
Instrukcja również jasno sugeruje kolory malowania detali, używając do tego odrębnych odcieni farby. Prawidłowo.
Skoro mowa o farbach, to Revell (przynajmniej mnie) kojarzy się z alchemicznymi procedurami mieszania farb w celu uzyskania konkretnego koloru. Producent ten od zawsze konsekwentnie podaje jedynie numeracje farb własnej produkcji, co w połączeniu z niezbyt rozbudowaną paletą prowadziło do takich właśnie skomplikowanych receptur. Tym razem jest lepiej, alchemia dotyczy przede wszystkim RAFowskiej zieleni do wnętrza (którą zresztą większość szanujących się firm produkujących farby od dawna ma już w swojej palecie).
No i jakby ktoś miał problemy z interpretacją przepisu, to znajdzie dodatkową pomoc. Brakuje tylko ostrzeżenia, żeby nie pić farb :).
Producent proponuje dwa warianty malowania i oznakowania modelu, z czego jeden to wczesny kamuflaż dzienny (Sky/Dark earth/Dark green), a drugi – cały czarny nocny myśliwiec.
Pora przyjrzeć się bliżej częściom plastikowym. Połówki kadłuba robią bardzo pozytywne wrażenie. W przedniej części, gdzie pokrycie maszyny było metalowe, linie podziału są adekwatne do skali, a liczne zapinki i inne detale wyglądają dobrze. Brakuje tylko linii nitów, ale to jest gorzka pigułka, którą należy przełknąć od razu – ten model nitowany nie jest. Oczywiście szkoda, ale też ciężko było spodziewać się kosmicznej technologii na poziomie Armowego Hurricane w 1/48 (choć Revell czasami nitował swoje modele, choćby Shackletona w 1/72). Z drugiej strony konkurencja z podobnej półki cenowej również nie rozpieszcza nas nitami, więc pozostaje sparafrazować klasyczną mądrość modelarską: po to są nitowadła, żeby samemu nitować.
Bardzo ładnie odtworzona jest imitacja płóciennego pokrycia tylnej części kadłuba. Brak co prawda podkreślenia tych wzmacniających żeber, co zrobiła w swoim modelu wspomniana już Arma Hobby, ale Revell nie zapomniał choćby o zmianie wzoru przed częścią ogonową.
Wewnętrzne powierzchnie burt kadłuba są ubogie, ale wynika to głównie z konstrukcji samolotu, w którym większość przyrządów zamontowana była na kratownicy kabiny. Ślady po wypychaczach w praktyce nie będą widoczne, ale oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby je zaszpachlować (szczególnie te górne).
Tu gdzie trzeba (czyli na górną część widocznej na zdjęciu prawej burty) zaprojektowany jest panel z mapnikiem, dźwignią otwierania limuzyny itp. detalami.
Skrzydła, podobnie jak kadłub, mają bardzo przyjemne i ostre detale, brakuje im tylko nitowania. Poza wypukłymi nitami na przykadłubowych częściach płata, bo te są.
Centropłat od spodu jako oddzielny element:
Skoro już o skrzydłach mowa, to warto pokazać ładnie zdetalowane ścianki komór podwozia głównego.
Kabina pilota to dość skomplikowana ramowa konstrukcja, nic więc dziwnego, że jej budowa opisana jest na aż 6 stronach instrukcji. Sam fotel pilota składa się z czterech elementów, z licznymi szczegółami (choć grubość ścianek bocznych wymaga pewnej interwencji, aby je pocienić).
Inne części kokpitu też trzymają przyzwoity poziom. Może czasami przydałoby im się trochę więcej “delikatności” (dotyczy to przede wszystkim różnego rodzaju dźwigni), ale już nawet w wersji z pudła wyglądać to będzie dobrze. A “sufit” w temacie waloryzacji kokpitów w skali 1/32 praktycznie nie istnieje, więc jest tu spore pole do popisu dla modelarza.
Plastikowa tablica przyrządów ma ładnie odtworzone kontury zegarów, wskaźników i przełączników.
Do kompletu otrzymujemy oczywiście kalkomanię, całkiem szczegółową i dobrze wydrukowaną. Choć nie ma co się oszukiwać, większość modelarzy i tak będzie się rozglądała za waloryzacją (co rozpocząć można od przewinięcia tego tekstu trochę niżej :>)
Model nie zawiera miniatury jednostki napędowej, a jedynie jej uproszczoną “protezę”, stanowiącą podstawę dla rur wydechowych i śmigła.
A skoro o wydechach mowa, to cóż… Mamy ich do wyboru dwa rodzaje, a zaprojektowane są jako elementy dwuczęściowe.
Niestety, mimo to nie ma otworów, więc radzić sobie trzeba samemu. Albo rękodziełem, albo szukając zamienników.
Pozostałe części modelu trzymają dobry poziom – czyli najczęściej bez fajerwerków, ale wyglądają co najmniej przyzwoicie. No może poza kołami, które nie dość że trzeba sklejać z dwóch połówek (to jeszcze nie tragedia), to nie mają imitacji ugięcia i żadnych szczegółów na oponach. Trochę biednie.
Podwozie nie wzbudza żadnych zastrzeżeń. Szczegóły są ostre i wyraźne.
Jego pokrywy również, posiadając detale także na powierzchniach wewnętrznych (choć na tych straszą ślady po wypychaczach).
Powierzchnie sterowe mają ładnie i subtelnie odtworzone imitacje ugięcia płótna na żebrach.
Klapy można wykonać w pozycji otwartej i mają odtworzoną strukturę wewnętrzną.
Chłodnica ma realistycznie odtworzone siatki, a jej osłony – adekwatnie cienkie ścianki.
W modelu nie uświadczymy dobrodziejstw form suwakowych, dlatego nie dziwi, że uzbrojenie nie posiada otworów na lufach. Pozostaje samemu je nawiercić, wymienić na igły lekarskie lub poszukać innych zamienników.
Śmigło odlane jest jako całość. Jednocześnie jest jedynym elementem, na którym dostrzegłem jamki skurczowe – u nasady łopat.
Na ramkach znajdziemy również części, które nie są przeznaczone do wersji IIb, ale zwiastują kolejne edycje Hurricane – tropikalną i pokładową.
Kalkomanie już pojawiły się w kontekście tablicy przyrządów, teraz przyjrzyjmy się im bliżej. Arkusz jest spory, głównie za sprawą rozmiarów kokard i liter kodowych. Druk jest bez zarzutu, brak jakichkolwiek przesunięć kolorów i innych niedoskonałości, a odcienie barw (jak na moje oko laika) dobrze odpowiadają rzeczywistości.
Wraże makro nie psuje pierwszego wrażenia. Drobne napisy eksploatacyjne są ostre i wyraźne.
Trochę szkoda, że producent po macoszemu potraktował kwestię plakietek i innych napisów informacyjnych do kabiny pilota. Poza tablicą przyrządów, busolą i JEDNYM napisem eksploatacyjnym nie ma niestety nic więcej.
Czas na krótkie podsumowanie. Po premierze model ten nie spotkał się ze specjalnie ciepłym przyjęciem, za co w dużej mierze odpowiadały kiepskie zdjęcia reklamowe oraz – nie ma co ukrywać – opinia producenta jako przede wszystkim wytwórcy zabawek. Moim zdaniem negatywne opinie są tu jednak mocno przesadzone. Model ten jest przyzwoity, a takie było założenie producenta, aby zaoferować jedynie podstawową bryłę (bez makiety silnika czy komór uzbrojenia). Jakością części plastikowych model nie odstaje od tego, co w tej skali zaoferował ICM w przypadku wspomnianego już przeze mnie Fiata Cr.42, a bije go niewątpliwie np. lepiej wypolerowanymi formami. Zwykle w swoich recenzjach nie poruszam tematu ceny, ale w tym wypadku trzeba jednak pamiętać, że ciężko porównywać ten model z konkurencją czasami 2, albo i 3 razy droższą (za jednosilnikowy myśliwiec z II WŚ). Hurricane z Revella powinien bez większych problemów dać się zbudować prosto z pudła na fajnie wyglądający model, a dla bardziej wymagających modelarzy stanowić podstawę do głębszych waloryzacji. Opcję nr. 1 planuję zresztą wkrótce zrealizować i opisać dla Was przebieg prac nad tym modelem.
1/32 Hurricane Mk.II
Yahu Models – YMA3274
Tablica przyrządów w modelu Revella jest całkiem przyzwoita, ale choćby ze względu na ograniczenia druku drobnych szczegółów na kalkomaniach zawsze może być lepiej (i prościej, bo połączenie plastiku i nalepek zawsze wymaga trochę pracy). I tutaj na scenę, oczywiście na białym koniu, wjeżdża Yahu Models ze swoją waloryzacją.
Części zapakowane są w tradycyjny woreczek strunowy.
Zestaw zawiera tablicę przyrządów oraz blaszkę z panelem centralnym tejże i – co bardzo cieszy – kilkoma drobiazgami, które poprawiają wygląd najbardziej eksponowanych przyrządów w kabinie pilota. A konkretniej – tych umiejscowionych na pochyłej części kratownicy, między fotelem a tablica przyrządów (czyli elemencie E39 w modelu Revella) oraz tarczy busoli. Całość uzupełnia przeźroczysta klisza z cyferblatami (w większości opcjonalnymi).
Jak wspominałem w recenzji, w modelu brakuje większej liczby kalkomanii z nalepkami do kokpitu. Hurricane miał ich sporo, a w skali 1/32 to już rzeczywiście widać. Te najważniejsze – widoczne przy zaglądaniu do kokpitu od góry – znajdziemy właśnie w omawianym zestawie Yahu. Wystarczy wspomnieć choćby o elemencie 5, czyli panelu sterowania podwoziem i klapami. Drobne, ale czytelne napisy naprawdę robią robotę.
Sama tablica przyrządów nie odstaje od wysokiego poziomu, do którego Yahu nas już przyzwyczaił. Doskonała jakość druku przyciąga wzrok, a porównanie z kalkomanią z zestawu Revella nie pozostawia wątpliwości, że jest to praktycznie obowiązkowy dodatek do modelu Hurricane. Należy tylko pamiętać o kropli bezbarwnego lakieru (lub wikolopodobnego kleju) na tarcze zegarów, aby nadać im “szklany” wygląd.
Artur Osikowski
Zestawy zostały przekazane do recenzji przez Hobby 2000 (dystrybutora Revell w Polsce) oraz Yahu Models
P.S. zapraszam też na weryfikację pierwszego wrażenia, czyli relację z budowy tej miniatury
Taa… Dinozaury pamiętają wcześniejsze podejście Revell-a do Hurricane w 1/32. Ale po co sprawdzić?
A czy dinozaury są w stanie wskazać, gdzie dostępne są owe “wcześniejsze podejście Revell-a do Hurricane w 1/32”?
Jak ktoś szukał, to i mógł znaleźć:
https://allegrolokalnie.pl/oferta/hawker-hurricane-mk-ii-c-132-revell
To nie ja napisałem o jedynej wielkoseryjnej opcji. A wystarczyło zajrzeć na scalmate..
Teraz będziesz wypisywał cuda, bo się stary model nie liczył. Jak zawsze….
Umówmy się, że na rynku wtórnym to kupić można nawet szczebel z drabiny jakubowej. A gdy mowa o dostępności jakiegoś produktu, mowa jest o jego obecności na półkach sklepowych. Nawiasem mówiąc, linkowana oferta na OLX też jest mocno archiwalna. Czyżby nie było żadnej aktualnej do zamieszczenia w tym zbędnym komentarzu?
To pisz o dostępności, nie o istniejących modelach. Będzie ok.
Ale twojeego ważniejsze
Zatem recenzji jest mowa wyłącznie o modelach dostępnych, przecież.
Do niedawna, jedyną opcją w tym temacie były short-runy Fly. “Dlatego zapowiedź Revella, zwiastująca pojawienie się pierwszego “wielkoseryjnego” Hurricane w tej skali, ‘- Ty to napisałeś i nie odkręcaj kota ogonem
Bez odbioru “tfurco”
Po pierwsze, nie ja napisałem. Po drugie jednak, cytowany przez ciebie fragment jest jak najbardziej zgodny z prawdą rzeczywistością. Przed pojawieniem się Revla, jedynym dostępnym w sklepach modelem harikejna w 1/32 był ten z FLY, w różnych wariantach. Ani antyczny Revell, ani Pacific Coats od dawna są modelami na rynku pierwotnym niedostępnymi. Bo nie produkowanymi.
https://www.ebay.com/itm/195702505540
https://hobbybounties.com/revell-4776-1-32-hawker-hurricane-mk-iic/
https://www.victorymodels.com/products/revell-1-32-scale-hurricane-mk-iic-revell-monogram-kit-85-4667-new-old-stock
Tak na szybko, sorki ma rację
To ja napisałem i zarzuty o nierzetelność należy kierować do mnie. Choć Kamil już odpowiedział w moim imieniu – mnie interesuje to co jest na rynku, a nie zabytki, które już na pewno nie wrócą do sprzedaży ze względu na swoją antyczność.
Panie Arturze
Jeszcze nie raz zobaczymy to stare wydanie.
Co najwyżej na pudełku będzie napisane vintage…
Proszę popatrzeć na ” nowości” Revell-a i nie tylko..
może zobaczymy, ale na chwile obecna – nie widzimy. Zatem oprócz omówionego wyżej zestawu, do niedawna jedyna opcja był szortranowy FLY.
Mam nadzieję, że Arma przeskakuje swojego Hurka do 1/32 i… pozamiata. Przy tej jakości, jaka osiągnęli, to i w 32 wstydu by nie było. No co, nie można pomarzyć? 😉
Idea zacna, popieram 🙂
Na pierwsze otwarcie na nową skalę Arma kazała czekać – jeśli dobrze liczę – jakieś sześć lat, zatem per analogiam, to życzenie mogłoby się spełnić jeszcze w tej dekadzie..
Z drugiej strony – mam wrażenie, że rynek się robi gęsty zarówno w 1/48, jak i w 1/72. Eduard, czy ukraińskie firmy dość aktywnie wprowadzają sporo nowych produktów wysokiej jakości, zapełniając drugowojenny mainstream w który celuje Arma.
Z tym Eduardem zagarniającym drugowojenny potencjał w 1/72 to bym się nie zapędzał. Oprócz serii 109 F i G w realnych najbliższych planach mają tylko Mustanga. Gdzieś tam daleko na horyzoncie majaczą P-40, ale najpierw mają powstać w 1/48. Na 2024 Eduard w 1/72 zapowiedział tylko Albatrosa D.III i Mustanga właśnie. Dla Army jest więc jeszcze sporo miejsca, bo ani Tamiya, ani Hasegawa, ani Airfix nie szastają drugowojennymi nowościami w małej skali.
Amen