1/48 A-10C Special Schemes
Hobby 2000 – 48029
Zeszłoroczna premiera zestawu A-10C z Academy przeszła trochę jakby niezauważenie w Polsce. Owszem, były tu i tam jakieś dyskusje, ale generalnie model chyba nie zrobił wielkiego wrażenia. Być może wynika to ze stosunkowo niewielkiej popularności Warthoga w naszym kraju. Sam nie wiem. Dziwi to tym bardziej, że od lat na rynku w zasadzie nie było żadnego zestawu do budowy wersji C tej maszyny. Owszem, nominalnie jest taka wersja w wydaniu Italeri, jednak faktycznie z C nie ma ona za wiele wspólnego. Także dość stary produkt Hobby Bossa doczekał się niedawno uaktualnienia do wersji C, jednak to nie do końca mogło satysfakcjonować miłośników bodaj najsłynniejszego szturmowca na świecie. Po prostu brakowało zestawu A-10, który spełniałby oczekiwania rynkowe i jakością dorównywał najlepszym miniaturom odrzutowych myśliwców. Academy tę lukę wypełniło. A po raz kolejny już, Hobby 2000 spakowało w swoje pudełka zupełnie nowy jeszcze model. I to od razu w dwóch wersjach, podzielonych na typy malowań. Szaro-szare i kolorowe. W moje ręce trafił ten drugi.
Model A-10 w 1/48 nie jest mały, jednak pudełko z wypraskami jest naprawdę spore, jakby wydawca stanął frontem do klienta i zrobił mu sporo miejsca na wszelkie dodatki, których już na rynku przecież nie brakuje. Na obwolucie umieszczono nie tylko grafikę maszyny, ale też i rysunki wszystkich kamuflaży, jakie trafiły do zestawu.
A wewnątrz opakowania znajdziemy niemało wszelkiego dobra. Samych wyprasek z szarego plastiku jest 8 sztuk. Do tego dochodzi jedna ramka z przezroczystego tworzywa i sporo części luzem. Nos, obudowa silników czy spory kawałek kadłuba – odlane w formach suwakowych. Co teoretycznie powinno ułatwić prace montażowe.
W pudełku, podobnie jak w oryginalnym wypuście Academy, znajdziemy też zestaw masek do oszklenia i kół, oraz duży arkusz kalkomanii.
Budowa miniatury Warthoga na pewno nie jest prosta, a zestaw Academy/Hobby 2000 sprawy na pewno nie ułatwia. Raz, że sam samolot ma konstrukcję stosunkowo skomplikowaną, a dwa – że podział technologiczny w przypadku tego modelu wygenerował pokaźną ilość części do montażu. Ale i tak istotne jest pierwsze wrażenie po otwarciu pudełka. I jest ono zaskakująco dobre. Bo i sam zestaw jest całkiem udany, jeśli nawet nie znakomity, sądząc tylko po jakości ramek z częściami.
Jeśli mnie pamięć nie zawodzi, A-10C to pierwszy model współczesnego wojskowego odrzutowca w skali 1/48 Academy od czasów F-4. Czyli od 2014 roku. Przez te 9 lat (bo Academy A-10 wypuściła w zeszłym roku) standardy jakościowe i poziom zdetalowania modeli znacząco się podniósł, co widać także w tym produkcie. To, co najbardziej rzuca się w oczy po otwarciu opakowania, to niewątpliwie elementy zapakowane luzem. Odlane w całości gondole silników oraz tylna część kadłuba.
Z jednej strony znacząco ułatwia to montaż i późniejsze usuwanie śladów łączenia. Z drugiej strony widać jednak pewne ślady szwów po formach suwakowych, które też jakoś trzeba zlikwidować. A to już robi się odrobinę kłopotliwe, bo wspomniany szew na kadłubie jest umieszczony pomiędzy rzędami wypukłych nitów. Nitów, dodajmy, bardzo delikatnych i na pewno nie nadmiernie wyeksponowanych. I sprawia to dobre wrażenie, podobnie jak pozostałe detale pojawiające się na powierzchni samego płatowca.
Nowy A-10 wyróżnia się bardzo eleganckim i finezyjnym wykończeniem całej miniatury. Bo nie tylko wspomniane nity, ale wszystkie linie podziału, nity wklęsłe i wszelkie drobiazgi odtworzono na powierzchni części dokładnie i wyraźnie. Trochę gorzej na tym tle wypadają stosunkowo szerokie (ale bez przesady) linie podziału, które za to są bardzo głębokie i wyraźne. Tym samym można je, z pewną dozą ostrożności, nazwać odrobinę przesadzonymi, aczkolwiek nie rzuca się to jakoś znacząco w oczy. Nie ma też mowy o zanikaniu ich na krzywiznach modelu. Za to subtelne, delikatne ale jednocześnie bardzo wyraźne są wklęsłe nity, czy wszelkiego rodzaju drobnica: kratownice, panele inspekcyjne, zawiasy czy inne imitacje widoczne tu i tam. Na pierwszy rzut oka widać że to bardzo staranne wykonanie, umieszczające zestaw Academy/Hobby 2000 w czołówce współczesnych modeli jetów w 1/48.
Na tym tle gorzej wypadają koła podwozia, nieco uproszczone i pozbawione detali na bokach opon. Choć pokuszono się o niewielką imitację ich ugięcia. Żywiczny zamiennik tutaj byłby jednak wskazany.
Nie da się ukryć, że zestaw jest niemiłosiernie pocięty na kawałki. Tzw. podział technologiczny będzie kosztować modelarza sporo pracy, żeby skleić bryłę maszyny. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że sama konstrukcja szturmowca Fairchilda wymusza właśnie taki podział części, szczególnie kadłuba samolotu. Dużo tu będzie klejenia i pozostaje zadać tylko pytanie jak to wszystko jest spasowane.
Skoro pisałem o ogółach, to teraz czas na odrobinę szczegółów. Kokpit.
Academy podeszła tradycyjnie do tej części maszyny i do zmontowania kabinki dostajemy to, czego się można było spodziewać. Całkiem elegancka, pełna przycisków, przełączników i subtelnego nitowania jest wanna. Jest też do niej dopasowana figurka pilota, z dwiema głowami i trzema rodzajami rąk do wyboru.
Dobrze wygląda też tablica przyrządów, z wyraźnie zarysowanymi ekranami, wskaźnikami i przyciskami. Ładna i subtelna jest także osłona antyodblaskowa, którą niestety trzeba będzie oszpecić dość topornym i nieciekawie wyglądającym HUDem. Tutaj bardzo przydadzą się waloryzacje z blaszek fototrawionych. Całość uzupełnia trochę uproszczony i jakby nieco z innej epoki fotel wyrzucany. Sam w sobie może i stosunkowo przyzwoicie zdetalowany, ale na pewno wart zastąpienia żywicznym zamiennikiem.
Producent zestawu pokusił się o bardzo szczegółowe odtworzenie tych miejsc w samolocie, które z reguły są najbardziej uproszczone. Poniekąd dotyczy to samej kabiny, w sumie dość obfitej w imitacje wszelkich obecnych tam mechanizmów. Jednak najlepiej pod tym względem wypada przednia wnęka podwozia. Academy, wzorem chińskiego GWH, pokusiło się o odtworzenie wcale pokaźnej ilości rur i instalacji obecnych w tym ciasnym pomieszczeniu. Zresztą wnęki głównego podwozia też wypadają tutaj całkiem nieźle, choć znajdziemy tam mniej szczegółów, co po części wynika z konstrukcji samej maszyny. Pewnie, prędzej czy później, pojawią się żywiczne wnęki do tego zestawu, ale chyba w tym przypadku oryginał sam w sobie będzie satysfakcjonujący, jeśli chodzi o szczegółowość.
Osobnym tematem, który warto poruszyć, są skrzydła A-10. Są długaśne, dzięki czemu samolot zyskał sporą manewrowość i możliwość latania z niskimi prędkościami. Academy odtworzyła te elementy płatowca całkiem elegancko. Podobnie jak i samą mechanizację płata. Przede wszystkim mamy tu dość szczegółowo odtworzone hamulce aerodynamiczne. Choć właściwie są to lotki, otwierające się do góry i dołu, pełniące wtedy funkcję hamulca. Trzeba przyznać, że skrzydła z tak wysuniętymi powierzchniami sterowymi wyglądają wyjątkowo atrakcyjnie, dlatego zapewne producent uwzględnił taką opcję. Odtworzono dość szczegółowo skomplikowany mechanizm sterujący, jak i same powierzchnie lotek.
Każdy A-10 posiada w sumie zestaw czterech klap, po dwie w każdym skrzydle. W modelu oba skrzydła posiadają coś na kształt uproszczonych prowadnic, umożliwiających odpowiednie wysunięcie tych elementów, choć wymaga to pewnych drobnych i prostych przeróbek w konstrukcji skrzydła. Także na krawędziach natarcia odtworzono osobne sloty. Tutaj już niestety nie ma prostej możliwości pozycjonowania tych elementów, więc wymagane będą większe przeróbki, gdyby ktoś chciał je zamontować inaczej niż chciał producent. Generalnie, mamy tu możliwości niezwykle bogatego ustawienia całej mechaniki powierzchni sterowych. W stosunkowo prosty sposób można uzyskać efektowny wygląd miniatury.
Gorzej za to wypada odtworzenie systemu ostrzegania AN/AAR-47. Te charakterystyczne, przeszklone sensory, znajdujące się na czubkach skrzydeł, zostały tu ledwie zasygnalizowane jako wypukłości w plastiku. Zabrakło opcji imitowania ich przy pomocy przezroczystych części, co trochę boli. Co gorsza, samodzielna przeróbka wymagać tu będzie sporych umiejętności, więc zapewne niewielu modelarzy się na to zdecyduje.
Krótko także o powierzchniach sterowych ogona. Są bardzo ładne, bardzo szczegółowe, ponitowane i wręcz dopieszczone. Nie wypowiem się o ich konstrukcji, ale Academy pokazała tutaj kawał porządnej, inżynierskiej roboty. Zresztą zdjęcia mówią same za siebie.
Dobry model to także model z możliwością bogatej konfiguracji. I tutaj A-10C także nie zawodzi, bo opcji jest niemało. Naturalnie możemy otworzyć owiewkę kabiny, czy schować podwozie i wykonać miniaturę w locie (choć podstawki tutaj nie ma). Jak wspomniałem, ładnie zdetalowane hamulce aerodynamiczne można otworzyć lub zamknąć. Podobnie jak panel wlewu paliwa znajdujący się na lewej gondoli podwozia. Jest także obecna drabinka pilota, którą można zamontować w otwartej wnęce. Sporo tego.
A skoro o opcjach mowa, to warto wspomnieć o dostępnych podwieszeniach. A-10C przenoszą szeroki wachlarz zasobników celowniczych, walki elektronicznej, jak i uzbrojenia. Dostajemy więc w pudełku po 2 sztuki: AGM-65 Maverick, GBU-12, GBU-54, wyrzutnię niekierowanych rakiet, pociski AIM-9M, zasobniki celownicze Sniper i Litening oraz zasobnik walki elektronicznej ALQ-184. Czyli niemało.
Mam jednak dwie małe uwagi. Mimo tego, że na wypraskach są części do budowy zasobnika celowniczego Sniper, to na arkuszu z kalkomaniami oraz w instrukcji nie ma słowa o możliwości podwieszenia tego urządzenia (podobnie jest w oryginalnym zestawie Academy, w którym – żeby było śmieszniej – Sniper jest nawet na rysunku zdobiącym pudło z modelem). Druga sprawa to mylne opisanie bomb GBU-54 jako zarówno GBU-38, jak i 54. Są to błędy skopiowane z oryginalnej instrukcji A-10C Academy, bo na wyprasce jest niewątpliwie GBU-54, a nie 38. Acha, bogaty pakiet podwieszeń jest jeszcze uzupełniony o pokaźnych rozmiarów 600-galonowy zbiornik paliwa, który można podczepić pod centralny pylon na brzuchu szturmowca. Wszystko to jest całkiem ładne i przyzwoicie zdetalowane, tylko niestety drastycznie pocięte na połówki. Lepiej w takim razie sięgnąć po żywiczne zamienniki, niż męczyć się z klejeniem i szpachlowaniem po sklejeniu tego do kupy.
Nie zamierzam wypowiadać się o wartości merytorycznej modelu, bo A-10 nie jest maszyną, którą dobrze bym znał, ale jest jeden istotny szczegół, wielokrotnie opisywane na wszelkiego rodzaju forach i grupach dyskusyjnych w Internecie. Chodzi o gondole silników, a konkretnie o ich wnętrze. Trudno mi zrozumieć, jak w tak udanej (choć jak widać nie do końca) miniaturze można było popełnić tak widoczny i rzucający się w oczy błąd. Chodzi o turbiny sprężarek, które w prawdziwych samolotach są ukryte głęboko w gondolach silników. Academy, z nieznanych przyczyn, wysunęła je znacznie do przodu, co nie powinno mieć miejsca. Na szczęście na rynku jest sporo żywicznych zestawów korygujących, które aż się proszą o zakup i zamianę z częściami zestawowymi.
Przezroczyste elementy zestawu to przede wszystkim pokaźnych rozmiarów wiatrochron i owiewka. Wiatrochron został odlany z fragmentami poszycia, więc odpada tu problem dobrego dopasowania krawędzi tej części z kadłubem i ewentualnego szpachlowania i szlifowania. Co zawsze jest ryzykowną zabawą w przypadku ‘szklanych’ elementów. Zarówno wiatrochron jak i owiewka są krystalicznie przejrzyste i nie deformują obrazu. Producent także w tym przypadku nie zawiódł i wszelkie klosze lamp i światełka również zostały odtworzone w przezroczystym plastiku. Szkoda tylko, że nie pokuszono się o takową osłonkę głowicy AIM-9, która została odlana w całości, razem z korpusem rakiety, z szarego plastiku.
Podobnie jak w zestawie Academy, w pudełku polskiego dystrybutora znajdziemy zestaw masek. Koreańczycy wycięli je w papierze przypominającym Kabuki, Hobby 2000 zrobił to w folii winylowej. Niestety. A to dlatego, że ten konkretny rodzaj folii Oramask charakteryzuje się bardzo mocnym klejem, który czasami lubi (choć nie twierdzę, że to reguła) zostawać na przezroczystym polistyrenie. Do tego, takie maski naklejane na obłych powierzchniach z reguły, prędzej czy później, odklejają się na krawędziach. Ponadto, po dłuższym czasie, wycięte w takim materiale kształty potrafią się lekko kurczyć i delikatnie deformować. Nie licząc jednak tych wad, to, co dostajemy, jest wygodnym narzędziem do malowania szklanych elementów modelu, jak i również kół. Tak czy inaczej zawsze pozostają na rynku dostępne zestawy maskujące, gdyby zaszła potrzeba ich użycia.
Polski wydawca Hobby 2000, w przeciwieństwie do Academy, zafundował nam w zestawie duży arkusz kalkomanii wydrukowanych przez włoskiego Cartografa. Czyli dostajemy nalepki na najwyższym możliwym poziomie. Kolory wydruków są soczyste i dobrze nasycone, nie ma mowy o jakimkolwiek widocznym gołym okiem rastrze. Film jest bardzo cienki i minimalnie wystaje poza obrysy druku. Wszystkie napisy eksploatacyjne i drobne symbole są wyraźne, ostre i bardzo klarowne. Jak to u Cartografa – kto widział, ten dobrze wie, jak to jest. Gdybym chciał się koniecznie przyczepić, to miejscami można znaleźć trochę niewyraźne najdrobniejsze napisy i nalepki, choć szczerze mówiąc takich przypadków jest tu niewiele. Dość przyzwoicie odtworzono tablicę przyrządów oraz boczne panele z przełącznikami. Przyznaję jednak, że pewna taka „rysunkowość” tych kalkomanii sprawia, iż lepiej samemu pomalować te elementy. Także podwieszenia: uzbrojenie i zasobnik celowniczy doczekały się tu całkiem szczegółowych oznaczeń. Jest bardzo dobrze.
Jako że zestaw obejmuje okazjonalne malowania maszyny, mamy tu dużo przeróżnych oznaczeń i napisów. Ich atrakcyjność to kwestia gustu, ale należy docenić mnóstwo szczegółów, jakie znajdziemy na arkuszu. Hobby 2000 solidnie odrobiło pracę domową i kalkomanie stanowią mocny punkt zestawu.
Na koniec instrukcja. A raczej dwie, wydrukowane bardzo starannie, kolorowo i na papierze kredowym. Pierwsza z nich, czyli klasyczna instrukcja montażu, to przedruk w zasadzie 1:1 instrukcji Academy. Rysunki są klarowne i przejrzyste, raczej nie sprawiają problemu ze zrozumieniem co i gdzie przykleić. Hobby 2000 pokusiło się jednak o przerobienie karty kolorów farb, dodając ze swojej strony numery takich producentów jak Hataka, AK 3G, Ammo czy Tamiya. Druga broszurka to już klasyczne schematy malowania kamuflaży. Czterech konkretnie, bo zestaw, jak nazwa wskazuje, skupia się na nietypowych, okazjonalnych malowaniach Warthoga. A te są całkiem interesujące i stosunkowo różnorodne. I warto podkreślić, że to bardzo świeże schematy, bo dotyczące maszyn malowanych w ten sposób w ciągu ostatnich 5 lat. Oczywiście schematy kamuflażu uzupełnione są tu informacjami o rozkładzie wszystkich kalkomanii. Jakość rysunków jest stosunkowo przyzwoita i są dość czytelne.
Czas na małe podsumowanie. Omawiany A-10C to tak naprawdę pierwszy od wielu lat i w zasadzie jedyny rozsądny zestaw pozwalajmy zbudować model Warthoga w wersji C. Academy (a wraz z nią Hobby 2000) postarała się i zrobiła miniaturę popularnej maszyny na poziomie dorównującym najlepszym w branży. Finezyjne wykończenie, bardzo starannie dopieszczona powierzchnia wszystkich części i moc detali – przyjemnie trzyma się ramki tego zestawu w dłoni. Oby podobną przyjemność zapewniała jego budowa.
Dariusz Żak
Model do recenzji przekazany przez Hobby 2000
Zestaw robi dobre pierwsze wrażenie, ale relacje z budowy na YT pokazują, że jednak spasowanie i różne problemy eliminują wydanie Academy z mojej listy zakupów. Konkurencja nie śpi i lada moment, na dniach zostanie wydany Great Wall Hobby 4829 – 1:48 A-10C. W innych pieniądzach, ale na chwilę obecną to właśnie ten zestaw biorę pod uwagę.
A jakie tam konkretnie są problemy ze spasowaniem?