1/48 Yak-3 Weekend Edition
Eduard – 8457
Jakoś tak się składa, że model Jaka-3 przeszedł bez echa podobnego temu, jakie wywołały miniatury faszystowskich samolotów. A szkoda, bo to to fajny zestaw. I nawet trochę intrygujący z perspektywy tego, jak wyglądają elementy plastikowe. A skupiając się na plastiku najlepiej przyjrzeć się wersji łikendowej – pozbawionej multimediów. Wewnątrz pudełka znajdziemy zatem dwie wypraski z ciemnoszarego polistyrenu, jedną niewielką przeźroczysta, przyzwoitych rozmiarów arkusz kalkomanii i Instrukcję montażu
Pierwsza wypraska to przede wszystkim elementy kadłuba i pomniejsze detale, takie jak koła, stateczniki itp. Pierwsze co zwraca uwagę to błyszczące jak głowa Lenina powierzchnie, wypolerowane bardziej niż w modelach Hasegawy
Kolejna duża wypraska z płatem i drobiazgami do wnętrza kabiny
Z bliska model budzi ambiwalentne odczucia. Niby wszystko ładnie, ale detale są mało wyraziste. Z jednej strony zaciąga to szortranem, z drugiej jednak jest o kilka klas lepsze, z cienkimi krawędziami skrzydeł i innymi drobiazgami dla szortów nieosiągalnymi. Niemniej jednak powierzchnie wyglądają jak zalane błyszczącym lakierem
Detale odtworzone na burtach kabiny są płaskie i miejscami wręcz rozmyte
Z drugiej strony tablica przyrządów czy inne małe elementy są dość subtelne, i bez nadlewek
..a bardzo udane moim zdaniem są imitacje szmacianego pokrycia powierzchni sterowych
W przeźroczystej wyprasce znajdziemy dwa komplety oszklenia – jeden podzielony na części pozwalające zrobić kabinę otwartą i drugi ze szkłem w jednym kawałku
Szybki są bardzo cienkie i na dobrą sprawę pozbawione efektu soczewki
Skoro już pojawiła się na zdjęciu kalkomania, to parę słów o niej. Arkusz jest całkiem okazały, jak na Weekend Edition
Druk jest na bardzo przyzwoitym poziomie. Drobne napisy eksploatacyjne (ponownie, nie zawsze obecne w kalkomaniach do łikendów) są zupełnie czytelne i wyraźne
Ładnie wydrukowane jest kolorowe godło – bez kłującego w oczy rastra, nie wygląda jak toporny sitodruk
Nieco groteskowo na tym tle wypadają dwa inne elementy. Tablica przyrządów – wygląda jak z Hasegawy, czyli źle. Ale tu łatwo sobie poradzić – wystarczy wybijakiem wyciąć cyferblaty przyrządów i takie małe kalkomanie umieścić na tablicy. Ale pasy pilota? ich nie uratuje nawet nałożenie na cienką blaszkę i odpowiednie uformowanie (co da się zrobić z większością pasów podobnie zrobionych w modelach tamijowskich
Na koniec instrukcja. W pierwszych łikendach to było coś wyglądającego jak kserokopia, teraz mamy już książeczki, choć mniej obszerne, niż w klasycznych edycjach. Niemniej jednak schematy malowania są kolorowe. W tym modelu znajdziemy dwa- jeden dla samolotu floty bałtyckiej, drugi z Normandie-Niemen
Podsumowując- model jest całkiem przyzwoity, w sam raz na szybką, łikendową budowę. Choć bardziej roztropnym wydaje się kupno wersji Profi, z blachami i maskami. Eduard też niewątpliwie zrobił tu ukłon w kierunku producentów aftermarketów. Z okazji skorzystał Quickboost, którego kolektor spalin jest w zasadzie niezbędny, a znacznie delikatniejsze niż zestawowe osłony podwozia niezwykle warte uwagi.
KFS