1/35 35Gacha-nen – [Gacha-nen Vol.2.0] (Set of 12)
Kow Yokoyama World
KAIYODO
Nie przeczę, że estetykę i wzornictwo uniwersum Maschinen Krieger, które wykreował Kow Yokoyama znajduję jako całkiem atrakcyjne. Jako zupełnie nieatrakcyjną znajduję natomiast skalę, w jakiej jest większość dostępnych na rynku modeli, czyli 1/20. A dziwnym trafem, poza nielicznymi wyjątkami, te trzypiatkowe równie szybko znikają z rynku, co się na nim pojawiają. Dlatego ucieszyłem się, gdy udało mi się upolować komplet ‘robocików’. Co prawda wystarczyłaby mi co najwyżej jego połowa, ale cóż – transakcja wiązana.
Sama tematyka to już nie egzotyka, bo jednak na przestrzeni ostatnich lat nawet w Polsce Ma.K. stał się całkiem popularny, a przynajmniej rozpoznawalny. Niemniej jednak po całości spotkanie z tym zestawem było dla mnie pewnym zderzeniem kultur. Choć estetyka opakowania nie zaskakuje, jeśli ma się w pamięci wzornictwo, jakiemu hołduje kraj kwitnącej wiśni. No jest to specyficzne. I niezbyt czytelne – etykieta jest upstrzona cała masa informacji i drobnych grafik, które informują o zawartości, choć wszystko na zasadzie ‘więcej znaczy lepiej’
Rozplanowanie tego na froncie pudełka jest nieprzypadkowe, ale o tym za moment. Karton po bokach okraszony jest różnymi informacjami
..czy też zdjęciami – gotowej miniatury w otoczeniu kontrowersyjnej chemii i narzędzi
..czy wreszcie Japońskich Januszy bawiących się plastikowymi zabawkami
Oczywiście, jak widać, nie są to Janusze anonimowi. Wracając do okładki – jak wspomniałem, przedstawione na niej sa liczne informacje, w tym ogólna zawartość zestawu
A zatem – w skład zestawu wchodzi dwanaście miniatur pancerzy wspomaganych, w trzech typach:
Fireball SG
S.A.F.S. Type R Raccoon
P.K.A. Heinrich H Type
Każdy z nich w czterech egzemplarzach, a każdy z nich w innym kolorze:
Frog Blue
Aurora Yellow
Level Olive
Lind Green
Jest też informacja o sześciu różnych wzorach kalkomanii (choć jak się okazało, mi trafiło się tylko pięć z nich). Z jednego ze zdjęć wynika również, że wypraski mają okrągły kształt. I po otwarciu pudełka szybko okazuje się dlaczego
Każda miniatura jest bowiem spakowana w plastikową kulę. Okazuje się, że w Japonii to dość popularna forma konfekcjonowania modeli do sklejania (a w zasadzie do składania). Bo kolejna rzecz ciekawa – są one sprzedawane między innymi ze specjalnych automatów – podobnych do takich z różnym badziewkiem, jakie u nas pokutują w galeriach handlowych i wejściach do marketów. Tam są nieco większe – z modelami – wrzucasz nominał, wypada kulka z zabawką.
Aczkolwiek automaty to nie jedyna forma dystrybucji – choćby pudełko jest zaprojektowane tak, by być zasobnikiem do ustawienia na ladzie – stad specyficzne rozmieszczenie grafik na froncie
No więc tak – dwanaście czarnych, jednakowych kul. Z zewnątrz nie różnią się od siebie niczym – ani nalepką, ani kodem kreskowym nawet
Przyznaję, budziło to moje obawy, tym bardziej, ze sklep wyraźnie zastrzegał, że nie wie jaka jest zawartość zestawu, nie on pakuje, jak coś to z ryjem proszę do producenta. Zatem z sercem na ramieniu posprawdzałem wszystkie kulki, i na szczęście okazało się, że wszystko jest jak trzeba – trzy wzory, każdego po jednym w danym kolorze (choć zielony od brązowego nie rożni się wybitnie – obydwa są smutne)
No tak to właśnie się prezentuje – w każdej kapsule mamy woreczek z ramkami, poskładaną jak gryps instrukcję oraz okrągły arkusik kalkomanii, siłą rzeczy nieco zdeformowany
Nawiasem mówiąc sferyczne opakowanie też ma swoje dodatkowe zastosowanie. W połączeniu z plastikowym kapselkiem może ono stanowić podstawkę pod model
Zatem, o ile modele okazały się być kompletem zgodnym z obietnicami, to kalkomanie są najwyraźniej dość przypadkowo do nich dokładane, i w całym zestawie trafiło mi się tylko pięć z sześciu wzorów anonsowanych na pudełku
Godła i symbole w większości przypadków nawet nie inspirowane, a żywcem wzięte głownie z lotnictwa Trzeciej Rzeszy. Ale tez i z heraldyki sił lądowych. Same nalepki wydrukowane na znośnym, choć dalekim od ideału poziomie.
No i wreszcie same modele. Modele do składania, bo tak zostały zaprojektowane – jako zabaweczki.
Z drugiej jednak strony w żadnym razie nie oznacza to, że są one toporne i niewarte uwagi. Na dobra sprawę w niczym nie ustępują modelom z Hasegawy – ani pod względem szczegółowości, ani jakości detali. Mamy tu do czynienia z innym podejściem do konstrukcji. Bo na przykłąd tam, gdzie hase dzieliła element na dwie połówki, tutaj mamy jeden element, w którym montuje się jedynie zaślepki otworów pomagających uniknąć jam skurczowych
W omawianych tutaj modelach producent w miarę potrzeb korzystał z wielodzielnych form suwakowych. No i generalnie lepiej przemyślał podział konstrukcyjny. Bo na przykład tutaj właz do kabiny mamy w formie osobnego elementu – u Hasegawy jest on połączony z korpusem a ten ostatni podzielony na dwie połówki w poprzek. Niezbyt sprytne. A teraz od ogółu, do szczegółu
Fireball SG
Gęsto poskładana ulotka wetknięta do kuli to z jednej strony ogólna informacja o modelu oraz o całej serii
..a z drugiej schemat montażu. Zwykły, dość czytelny, choć obrazki nie są zbyt duże
Części modelu umieszczone są w sześciu wypraskach, a osobnymi elementami, już bez żadnych wlewów są front i tył korpusu
W ramkach nie ma tłoku, a ich zawartość jest z grubsza podzielona tematycznie
Wtrysk całkiem nie najgorszej jakości, choć do finezji choćby Flyhawka to mu daleko. Niemniej jednak – jak wspomniałem – roztropna konstrukcja wsparta formami suwakowymi dają całkiem niezłej jakości detale. Poskładane powinno cieszyć, poskładane i pomalowane jeszcze bardziej, a w sumie niewielkim nakładem pracy można uzyskać z tego zupełnie przyzwoitą miniaturę. Uwagę zwracają też sprytne rozwiązania, jak choćby różnej wielkości otwory montażowe w stopach – prawej z lewa się nie da pomylić dzięki temu. No i wspomniany właz do kabiny – choć ze względu na bardzo cienkie krawędzie jego wycięcie bez uszkodzeń i obrobienie tez zupełnie łatwe nie będzie
P.K.A. Heinrich H Type
Ten pancerz od pozostałych różni się przeszklona kabiną. Dodatkowo można go zbudować w dwóch, nieznacznie się jednak od siebie różniących wersjach – różne dłonie, dwa typy uzbrojenia
Ta miniatura jest tez w sumie najbogatsza ze wszystkich, jeśli chodzi o ilość części. Mamy zatem elementy z kolorowego plastiku – łącznie siedem ramek i dwie połówki korpusu
..niestety nie najwyższej jakości – owszem, przejrzyste, ale jednocześnie zniekształcające, a widoczne obramowanie szybek bocznych jakoś trzeba będzie tuszować
Zresztą może to i lepiej pod pewnym względem, że oszklenie nie jest idealne – wnętrze kabiny nie jest bowiem wypasione, a przy tym okraszone śladami po wypychaczach. Popiersie szofera również dość uproszczone
Reszta elementów jest już jednak zupełnie fajna
Ostatni pancerz, czyli
S.A.F.S. Type R Raccoon
..jest z kolei najskromniejszym z kompletu
Tym razem mamy bowiem zaledwie pięć ramek, plus dwie połówki korpusu
Podsumowując – moja potrzeba posiadania w kolekcji modeli ze świata Ma.K. została na długo zaspokojona. Tym bardziej, że jak wyrzut sumienia od wielu lat zalega mi już Lunadiver Stingray.
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Łaaaa!
Gdzie są takie automaty z zabawkami, gdy ich nagle potrzeba….od tego powinno się zacząć budowę drugiej Japonii 🙂 Dzięki za recenzję.
Nigdy za dużo figurek z MaK , choć zaskakuje mnie trochę skala, spodziewałbym się jednak mniejszych figsów. Z chęcią stałbym się właścicielem takiego pudła, ale nie wspominasz, gdzież takie cudo można nabyć…
Tego, to pewnie chyba już nigdzie nie można, nie licząc spekulacyjnych ofert w spekulacyjnych cenach na serwisach aukcyjnych. Takie rzeczy tylko w japońskich sklepach